LOTTO – poradnik dla opornych

Zeszłoroczny sukces grupy LOTTO, która wygrywała po kolei dużą część polskich indywidualnych rankingów i dziennikarskich plebiscytów na płytę roku, był tak zaskakujący i fascynujący, że mogło to wyglądać na jakąś środowiskową ustawkę. Wydawało się wręcz, że tytuł Elite Feline opisuje jakąś elitę specjalnej troski, zajmującą się słuchaniem muzyki, w której na tyle mało się dzieje, że nadążają z opisem. Tymczasem w nowy rok weszliśmy – wyrażam tu pewnie niepokój wszystkich uczestników domniemanego paktu – bez przelewów od spółki Lotto. Co więcej, świat dalej słuchał Zenka Martyniuka, a trio złożone z Mike’a Majkowskiego, Łukasza Rychlickiego i Pawła Szpury nie weszło nawet do grupy (jak to opisuje dziś w „GW” Jacek Świąder) Zespółów, Które Wypełnią Stodołę. I jedyne, co nas mogło w tej sytuacji pocieszyć – znów piszę w imieniu kolegów, bo z tym trybem słuchania to my przecież przewidywalni jesteśmy – to oczywiście kolejna płyta LOTTO. A ta właśnie się ukazała, pod tytułem VV.

Po pierwsze – wychodząc z zasadniczo identycznego założenia (bardzo powolna zmienność materii muzycznej, co dla potrzeb prasy kolorowej nazwałbym slow foodem w wersji hardcore) członkowie formacji nagrali bowiem płytę zupełnie inną niż poprzednia. Tamta operowała dość klarownymi brzmieniami, ta rozmywa i rozgniata barwy gitary, kontrabasu, a czasem i perkusji, zabierając to, co było w muzyce LOTTO najłatwiej identyfikowalne. Czyli po raz kolejny z płyty na płytę sytuacja się zmienia, zespół gra bardziej zespołowo, a „minimalizm” pozostaje słowem-kluczem już tylko dla najbardziej opornych. Więc (to taka porada na wypadek, gdyby w ambitnej rozmowie ktoś was zagadnął o nowy album LOTTO) nie jest to taka sytuacja jak z ostatnim wcieleniem grupy Swans, która wymyśliła pewien patent i zdecydowała się go powielać, wiedząc, że koneserom – trochę jak odgrzewane leniwe – będzie smakował coraz bardziej. A mówiąc prościej (to na wypadek, gdyby ktoś prowokacyjnie zagadnął, czy grają cały czas to samo) – posiadanie Elite Feline nie zwalnia z konieczności zakupu VV.

Po drugie – choć zaskoczeń na VV jest mniej, to krótsze utwory, jak to zwykle bywa, ułatwiają odbiór. Ale przydatność dla Listy Przebojów Trójki jest jeszcze stosunkowo ograniczona (trzeba by było podciągnąć – taka uwaga dla skoncentrowanych – wokale w utworze Soil), ale za to prawie wszystkie tytuły piosenek, które aktualnie dominują na liście, lepiej by brzmiały jako tytuły nagrań LOTTO. Weźmy na przykład Dobry moment, Gdzie jesteś, gdzie jestem albo Ultimo. Gdyby nazwy niektórych zespołów z listy (Coma) odnosiły się do grupy Lotto, świat też byłby lepszy. Za to gdyby nagrania z VV trafiły do Jaka to melodia, dałoby się je rozpoznać po jednej nutce. Pod warunkiem, że ten zespół w studiu potrafiłby nie zagrać każdej takiej jednej nutki na jedno kopyto. Więc może raczej kategoria po jednym dźwięku byłaby właściwsza.

Po trzecie – większą rolę na VV odgrywa produkcja, przestrzeń, plany dźwiękowe i efekty. Przyznaję, że chciałem okazję ukazania się albumu Lotto wykorzystać do tego, by przypomnieć o niedawnej, bardzo zresztą udanej, płycie solowej Majkowskiego Days and Other Days, ale tematów na LOTTO tyle, że tylko zauważę jedno: poszukiwania kontrabasisty zespołu też idą w tym kierunku. Oporni mogą tego posłuchać na YT (gdzie zostało udostępnione jak poprzednie wydawnictwo) w podwójnej prędkości – wychodzi ekstatyczne industrialna impreza techno w pędzącym pociągu intercity. Niebagatelne jest oczywiście to, że przy prędkości na 200 proc. można z niebagatelnym efektem przesłuchać cały album w niewiele ponad 20 minut, co ułatwi zadanie części recenzentów. Taki protip.

Mój ulubiony fragment płyty to końcowe Ote. Słuchając tego, człowiek, trochę tak jak to określił autor bloga Kulturalne pisanie, rzeczywiście zastanawia się, czy aby nie ulega właśnie jakiejś halucynacji. Bo w sumie o to chodzi. Nie po to wgapiamy się w grafikę Eschera, żeby w niej zobaczyć normalny świat, nie po to kontemplujemy Pollocka, żeby w pewnym momencie nie zacząć w nim widzieć czegoś, co tam nie ma. A że to coś nosi znamiona halucynacji zbiorowej? Mnie to nie przeszkadza, mam nawet nadzieję, że niniejszy wpis przyczyni się do tego, że będzie jeszcze bardziej zbiorowa.

LOTTO VV, Instant Classic 2017, 8/10