♬ Radosław Kurzeja: Nocna wyprawa

To być może ostatni z wielu blogów, na których przeczytacie, że ktoś taki jak Radosław Kurzeja nagrał i wydał w lipcu płytę z muzyką elektroniczną. I być może pierwsza część dużego serwisu dużej gazety, gdzie o tym napiszą. Jak wiadomo DIY odczytuję w stylu Słodowego i zawsze staram się mieć gotowy do publikacji wpis, ale w tym wypadku nie było łatwo. Noce wciągają, ale potem wyprowadzają na manowce. To rodzaj muzyki, która przy pierwszym kontakcie – z tym prostolinijnie wklejonym samplem ze starego nagrania (Nazywam się Radek Kurzeja, jestem przedszkolakiem, mam pięć lat) – ujmuje konkretem, a za chwilę prowadzi w abstrakcję czegoś, co recenzenci lubią nazywać ambientem, żeby opis muzyki mieć z głowy – bo we ambiencie nie dzieje się zbyt dużo z założenia. Tu dzieje się całkiem sporo. To muzyka zmienna pod względem faktury i bardzo plastyczna, co może być wynikiem faktu, od którego rozpoczął swoją recenzję Bartosz Nowicki – że Kurzeja to kolejny muzyk wśród rysowników.

To samo zresztą właśnie nie pozwala Nocy nazwać ambientem – ten zestaw nie tylko kreuje nastrój, ale i mocno działa na wyobraźnię. To nie jest muzyka, która towarzyszy. Ona kreuje, wciąga, odrywa od tego, co robimy. Może nawet ma tu jakieś znaczenie styl rysowania autora, na co dzień również bibliotekarza ze Starego Sącza? Niby surrealizm, ale z elementami, które kojarzą mi się ze starannymi rysunkami piórkiem Tolkiena (tu mamy cienkopis, autor nieco więcej opowiada o związkach swojego rysunku i muzyki w wywiadzie opublikowanym tutaj) dokumentującymi opisywane światy. Podobnie w brzmieniach: surowość demosceny łączy tu z muzykalnością w myśleniu o większej formie – album łatwo przeoczyć jako cykl impresji elektronicznych, trudno jednak zignorować jako całość, której kolejne części wynikają z poprzednich. Łatwo tę spójność docenić, zaglądając na Soundcloud i porównując Noce z rzeczami, które Kurzeja nagrywał wcześniej.

Utwory z nowej płyty splecione są nostalgicznymi wątkami, które wprowadza już wspomniany cytat, a potem kolejne wejścia głosu (Noc) przywodzące pewne skojarzenia z muzyką Bartosza Zaskórskiego (Wsie, Mchy i Porosty). A zarazem wspólną wizją dalekich podróży, wypraw, jak gdyby autor próbował podążyć szlakami nieograniczonej dziecięcej wyobraźni. Wykorzystanie otrzymanego na komunię w roku 1996 keyboardu Casio – o czym Kurzeja opowiada w linkowanym wyżej wywiadzie – łatwo buduje ten pomost pomiędzy dorosłością a dzieciństwem. Ale nie spodziewajcie się tu modnej hipnagogicznej podróży po dobrze rozpoznawanych wątkach kultury wczesnych lat 90. To senna wyprawa w nieznane.

RADOSŁAW KURZEJA Noce, BDTA 2017, 7/10