Taki rap to się nie sprzeda
Początek roku jest czasem, kiedy lista płyt roku podlega szczególnie gwałtownym ruchom. Stąd może na szczyt układanej głosami użytkowników listy serwisu Rate Your Music bardzo szybko, w ciągu paru dni, zawędrował wydany 29 stycznia album z pozoru anonimowego artysty o pseudonimie Bedwetter, który okazał się szybko inną maską chwalonego już także i na Polifonii rapera Lil Ugly Mane’a. Po poświęconym Słowu fragmencie z Ewangelii św. Jana, dość często samplowanym przez ostatnie dwa tysiące lat, odzywa się więc głos Travisa Millera, który wydaje się tu jeszcze bardziej zdesperowany, przerażony, a może po prostu lepiej odgrywa duże emocje. Nieźle osłuchani odbiorcy RYM – i Bandcampa, gdzie naliczyłem dziś już 702 nabywców płyty (wpadłem na prosty sposób liczenia tych kwadracików, nie zdradzę) – szybko to kupili, wątpię jednak, by kupił to szerszy rynek. Bo niezależnie od tego, że hip-hop to jest to, co się sprzedaje, rodzaj przykrych emocji oferowanych na albumie Volume 1: Flick Your Tongue Against Your Teeth and Describe the Present nie należy do tych najbardziej kasowych.
Po tym biblijnym wstępie wita nas plusk cieknącej wody, odgłosy przesłuchania albo rozprawy sądowej, a potem opowiadana już przez Millera historia porwanego dziecka, która dobrze by się związała z poszczególnymi obrazami z filmu Pokój, tyle że w takim dźwiękowym wydaniu wypada bardziej dramatycznie i mocniej niż ten akurat umiarkowanej klasy film. Ale podobnie jak jego twórcy autor płyty za główny temat bierze sobie niemożliwość uwolnienia się z traumy po takim porwaniu – dopiero gdy przechodzi z trzeciej osoby w pierwszą i uświadamiamy sobie, że te emocje naznaczone są wspomnieniami narratora, wchodzi podkład perkusyjny i refren All these fucking times I just don’t remember, wcześniej rytm wyznacza praktycznie sama tylko rapowana opowieść. I wielokrotnie na tej niezbyt długiej płycie będziemy mieli do czynienia z długimi partiami utworów, kiedy za cały beat będą musiały starczyć jakieś opary beatów, rzecz dziś naturalna, choćby i beat w hiphopowej prehistorii był głównie nośnikiem linii perkusyjnych. To wszystko oczywiście zgodne i z przyjętą także przez Lil Ugly Mane’a konwencją, a nawet z pewną tradycją abstrakcyjnego, alternatywnego hip-hopu. Tyle że w tekstach Bedwettera nie jest już ani trochę abstrakcyjnie.
Atmosferę wprowadzoną już przez kreślone rozdygotaną ręką logo i łamiący się głos podbija to surowa gitara w instrumentalnym Fondly Eulogizing Sleep, to znów nierówne uderzenia w werbel w Branch, którego tekst można sparafrazować, wydając psychologiczną opinię jeśli nie autorowi płyty, to przynajmniej jej narratorowi: I think it’s obvious he’s damaged. Choć chwilę później, w Haze of Interference, dowiemy się, że ten narrator ma na imię Travis. Wcześniej, w świetnym (jedno z lepszych nagrań, jakie usłyszałem w tym roku) Stoop Lights – który rozpoczyna i kończy coś, co kojarzy mi się z przetworzonymi dźwiękami cykad, a w środku cyka już charakterystycznie hi-hat automatu perkusyjnego – dostajemy z kolei dość naturalistyczną opowieść o alkoholizmie i człowieku (znów) na krawędzi obłędu – nie ma siły na nienawiść w stosunku do siebie, właściwie nie ma już sobie nic do powiedzenia. Do końca nie będzie zresztą lekkich tematów na tej płycie. Choć wszelkie poetyckie, niby to skupione na uczuciach chwyty Miller wykorzystuje, by w sposób jednak bardzo czytelny opowiadać historię (Can’t stop thinking, that’s my mind on liquor / Mind on liquor, now my mind half gone / Mind half gone, ‚cuz I wish I had a family / Family ain’t here, ‚cuz I been living wrong – to z wyżej wspomnianego nagrania), która – uzupełniana przez pojedyncze utwory (Raging Bull na YT sugeruje nieco inne rejony brzmieniowe) – z pewnym poczuciem humoru została na Bandcampie otagowana jako podcast.
Mocno to wciągająca muzycznie i bardzo angażująca emocjonalnie całość, a jedyna wątpliwość, która mi się nasuwa, to fakt, że przy tych 28 minutach i jednak nieco wytraconym w drugiej części tempie, sprawia jedynie wraże rozbiegu do czegoś znacznie większego, czego ostatecznie jeszcze tu nie dostajemy. Może to normalna rzecz w czasach promującej spontaniczność i szybkie decyzje dystrybucji cyfrowej, a może tylko sygnał, że należy się po prostu zamknąć i z cierpliwością czekać na vol. 2.
BEDWETTER Volume 1: Flick Your Tongue Against Your Teeth and Describe the Present, Lil Ugly Mane/Bandcamp 2017, 7/10
Komentarze
Jak liczyć te kwadraciki na Bancampie? 😉 (a czy nie jest też tak, że wyświetlają się tylko osoby zalogowane, czyli nie wszystkie, które coś kupiły?)
(*Bandcampie)
Liczą się tylko te zalogowane, które dodały album do kolekcji. Trzeba by jeszcze znaleźć średni przelicznik (stosunek kupujących, którzy się logują i tych, których to nie interesuje) i można będzie wtedy przynajmniej w przybliżeniu określić liczbę nabywców. Podejrzewam, że realnych nabywców może być dwu-, może trzykrotnie więcej. A liczyć same kwadraciki łatwo 😉
Jeśli liczą się tylko zalogowani + dodający album do kolekcji, to myślę, że w niektórych przypadkach tych realnych nabywców może być jeszcze więcej (min. x10?), szczególnie jeśli chodzi o artystów nie stricte bandcampowych (bo chyba Bandcamp dzieli się na takie dwa, hm, obozy). Dla przykładu, jakoś mi trudno uwierzyć, żeby płyty Los Campesinos albo Olafura Arnaldsa kupiło tak mało osób, tzn. 3 czy 4 rządki użytkowników + trzy razy tyle „niewidzialnych”. Tych ostatnich musi być znacznie więcej. Przynajmniej mam taką nadzieję, bo wyniki sprzedaży na takim poziomie byłyby czymś potwornie smutnym…
Ale sie sprzedaje! MIGOS
__________
no ale taki r a p, czyli trio MIGOS,”Culture” (QulityControl/Warner)
ze stolicy tego gatunku a mianowicie z Atlanty – wedlug wielu recenzentow to „ultimate
soundtruck” do tv-serialu „Atlanta” (rez. Donald Glover), nagrodzony Golden Globe za najlepszy serial tv.
Rezyser serialu Glover podziekowal grupie Migos (trojka ze soba spokrewniona) za wspaniala ilustracje do jego filmu, czyli singel „Bad and Boujee”. Debiutowala grupa
singlem „Versace” czyli rap z triolrytmem (triola-figura rytmiczna, por.Wiki) a jednoczesnie zaprezentowali jako pierwsi dance dab. Pierwszy pelny album to byl
z 2015 roku „Young Rich Nation” – wprawdzie nie siegal poziomu ich „Versace” i byli no.2
po takich reprezentatach z Atlanty jak Young Thug czy Rae Sremmurd.
I wreszcie „Culture”, czyli Migos olbrzymi sukces i natychmiastowy klasyk rapu (jak pisza niektorzy krytycy) z ostrzejszym beats i refrenami – hitami.
To chyba nie tylko ten super-soundtruck a jednoczesnie album, ktory definiuje kulture
muzyczna z Atlanty. Bez tej stolicy rapu ten gatunek bylby o wiele ubozszy.
Lubie: „Bad and Boujee”, 9/10
https://www.youtube.com/watch?v=S-sJp1FfG7Q ( z: Lil Uzi Vert)