Ludzie Islama

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

W pewnym sensie to islamiści, ale niekoniecznie w sensie religijnym. Po prostu ich lider ma na imię Islam. Na nazwisko Saeed. Dla publiczności: Islam Chipsy. Niewysoki, ale bardzo zręczny, o czym będzie się można przekonać dziś w warszawskiej Cafe Kulturalnej, gdzie wystąpi ze swoim triem Eek. O jego muzyce pisałem już parokrotnie, że może być czymś nowym dla słuchaczy zmęczonych już syryjskim Omarem Souleymanem (i jego klawiszowcem Rizanem Sa’idem). Chipsy jest nowocześniejszy, szybszy i bardziej agresywny w sposobie gry, co udowodnił na Off Festivalu. Towarzyszą mu dwaj perkusiści: Khaled Mando i Mahmoud Refat. Ten ostatni mówi trochę po angielsku, więc tłumaczył krótką rozmowę, którą przeprowadziłem w Katowicach z Eek, a właściwie z Islamem Chipsym. Przytoczę ją tu w całości:

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Dlaczego zajęliście się graniem muzyki elektronicznej?
– To nie jest muzyka elektroniczna!
Ale gracie ją na urządzeniach elektronicznych…?
– Ale to są keyboardy. Islam mówi, że używa ich od dziesięciu lat. Zaczęło się na przyjęciu weselnym. Przygrywał na nim jakiś didżej. A Islam podszedł do niego i powiedział, że przyniesie swój keyboard. I że się przyłączy. Zrobił to dla zabawy – nie miał pojęcia, że coś z tego wyjdzie.
Wydaje się jednak, że pojawiło się w dzisiejszym w Egipcie jakieś szersze zjawisko, elektroniczna scena, weźmy choćby postać Maurice’a Luki…
– Tak, od jakichś 7-8 lat mamy bardzo szeroki ruch wokół tego typu muzyki, pojawia się wielu producentów, muzyka instrumentalna, a czasem wokalna, to szeroki styl.
Utwory Eek wydają się dość precyzyjnie skomponowane. Jak dużo improwizujecie na scenie?
– Na scenie 90 procent to improwizacje, w studiu prawie tak samo.
Gracie w nieprawdopodobnie wysokim tempie. Jak długo zajmują wam przygotowania? Macie jakieś metody na utrzymanie kondycji?
– Przygotowania? 5 sekund. Gramy po prostu bardzo dużo koncertów. Codziennie – i to bez przesady – gdy jesteśmy w Europie. A u siebie 7 dni w tygodniu.
Czym się różnią koncerty tu i tam?
– W tej chwili kiedy gramy w Europie, jesteśmy już rozpoznawani, coraz lepiej znamy tutejszą publiczność. Ale gdy trafiamy w nowe miejsca, to dotarcie do ludzi wymaga to więcej wysiłku. W domu presja jest dużo mniejsza, gramy na większym luzie, bo ludzie doskonale znają nasz repertuar. Staramy się jednak powiększać publiczność.
Ulubione miejsce?
– Portugalia. Byliśmy tam w poprzedni weekend, mamy sporo fanów i ludzie doskonale reagują na naszą muzykę, rysują nawet komiksy o zespole.
Do jakich tradycji muzyki egipskiej wam najbliżej?
– Wpłynęło na nas tak wiele różnych tradycji, że nie wymienimy wszystkich.
Próbowaliście jakoś nazwać to, co robicie?
– To pozostawiamy tobie.

Wyzwanie traktuję poważnie i muzykę Eek – a także innych przybyszów z dalekich krajów grających na imprezach z muzyką alternatywną – nazywam niezachem. A tę krótką rozmowę w tempie jak z koncertu Chipsy’ego publikuję tu nie tylko po to, żeby zaprosić was na koncert do Kulturalnej. Także dlatego, że za tydzień w „Polityce” obszerny materiał (tekst i zdjęcia), który przez okrągły rok robiliśmy z Kubą Dąbrowskim. Pomogli nam organizatorzy festiwali: Docs Against Gravity, Off Festivalu i Unsoundu. Odmówił tylko jeden artysta, wspomniany Omar Souleyman. A właściwie jego menedżerka. Surowe transkrypcje wywiadów z ludźmi z niezachu zamierzam publikować jako miniserię na Polifonii. To był rok takich wizyt, a biorąc pod uwagę już teraz ogłoszoną premierę nowego Tinariwen z gwiazdorską obsadą gości – kolejny sezon zapowiada się równie dobrze.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj