Pro8l3m: Stówa? Dawaj drugą
Czytałem ostatnio reportaż o twórcy Oculus Rift. Z tego gazetowego opisu Palmer Luckey wygląda mi na odpowiednik Big Heada, najbardziej przerysowanego bohatera serialu Silicon Valley. 23-latek w klapkach jest aktualnie najbogatszym amerykańskim przedsiębiorcą przed czterdziestką, bo sprzedał Facebookowi swoją firmę za 2 miliardy dolarów. I to połączenie taniości i bogactwa uświadamia mi, że może ta nowa, właściwie nawet pierwsza (głośne Art Brut było mixtape’em) duża płyta duetu PRO8L3M to nie aż tak bardzo wirtualna rzeczywistość. Bo pierwsze wrażenie łatwe nie jest.
Pierwsze przejście przez album PRO8L3M to jak uczestnictwo w jakiejś wariacji na temat lokalnej wersji Grand Theft Auto. +1 do narkotyków, +1 do wulgaryzmów, +1 do bogactwa, +1 do brutalnego seksu. I od nowa. Może z poprawką na +2 do narkotyków (Nie jestem głodny, lecz dają mi dropsa, więc jem bez oporów go / Nie jestem pazerny, lecz jak mają nosa, to chcę – weź zroluj to) i +3 do luksusu (Hajsy lecą przez serwer, ona na Bahamach ma konta / Ja mam wózek z tylnym napędem, ona wciska gaz, to em piątka). Zresztą trudno trzymać rachubę, bo wszystkiego jest w tym świecie głównego bohatera dużo za dużo. To pod każdym względem inna historia niż podlana pięknymi, dość nawet romantycznymi nawiązaniami do polskiej klasyki uliczna historia z Art Brut. PRO8L3M rozgrywa się gdzieś w rzeczywistości wirtualnej, w szarej strefie internetu, pieniędzy zarabianych za szybko, na życiowej ciemnej energii i wyrzucanych za szybko, w życiową ciemną energię. Kompulsywny seks, uzależnienie od hazardu, narkotyki, przestępczość zorganizowana i tak dalej. W fabule dość mocno kojarzącej się z kinem sensacyjnym, ale zorganizowanej jak u Tarantino – wiadomo, jak się kończy, tylko o tym, jak się zaczęło, dowiadujemy się później. Zaczyna się od Outro. A napięcie wbrew pozorom rośnie – bo finał okazuje się w sumie mniej przygnębiający niż samo życie.
Ta zmiana kierunku w stosunku do Art Brut jest pierwszym problemem – żal trochę tych sampli i dialogów z polskimi klasykami (gdy Oskar dialoguje w Toaście od razu robi się jakoś znajomo). Tak jakby duet na wstępie zrezygnował z największych atutów. Problem drugi to fakt, że pewna część publiki może się nie zorientować i całą tę otoczkę – zupełnie nie dla dzieci, chociaż album wychodzi 1 czerwca – wziąć wprost, prawie jak cytowane tu niedawno opisy imprez w banalnym, komercyjnym hip-hopie. Bo głowa boli od tych wszystkich limuzyn z nowymi felgami, diamentów i rolexów. Od hektolitrów wódki robi się niedobrze. Chciałeś, to masz. Jest przygnębiająco, jest przykro – bo miało być. Wszystkie problemy z odbiorem znikają jednak, gdy pojawiają się mocne, emocjonalne momenty, a tych tu nie brakuje. Przede wszystkim Art. 258 z wyceną świata hardkoru: Sprytni mają najświeższe audi / W swej willi mają grzeszne panny / Ich cycki mają lepsze kształty / Ci zwykli dostają większe pajdy, ale też smutną konkluzją: To, co miało wartość, dawno umarło / A ten żart, co masz go za sukces, o kłamstwo oparto. To jeden z kandydatów na klasyki polskiego hip-hopu, których da się tu kilka znaleźć. Bo podejrzewam, że gros dyskusji środowiskowych na temat tego albumu będzie dotyczyła tego, kto w większym stopniu decyduje o klasie tej płyty: Oskar, MC z bardzo wyrazistym własnym stylem – zakapiorskim, rytmicznym, nieco beznamiętnym wypluwaniem sylab i lekkim zmienianiem akcentów – czy jednak rozbudowujący tu utwory w znacznie większym stopniu niż dotąd producent Steez83. Na Art Brut ten ostatni przede wszystkim świetnie wykorzystywał sample.
Z drugiej strony, singlowy 2040, robiący duże wrażenie także w kontekście całej płyty (jak dla mnie lepszy singiel niż Molly, choć statystyki na YT sugerują inny rozkład sympatii u słuchaczy), oparty jest przecież na brawurowo przetworzonym motywie z Wasted Years Iron Maiden. W ogóle 2040, z fragmentami cytowanymi przeze mnie w opublikowanym dziś w „Polityce” artykule o polskich tekstach piosenek, to była mocna zapowiedź płyty, a przy tym niezły klucz do jej odczytania, niby odwołujący się (w klipie są odwołania wprost) do animowanych japońskich dystopii, ale też przenoszący jednostkową historię bohatera albumu na poziom globalny. Znalazłem dziś przypadkiem zakurzony smartfon / To chyba dziewiąty iphone – to na moje ucho, w połączeniu z wiadomością o korkach spowodowanych zamachem w Warszawie jedno z lepszych otwarć w polskim hip-hopie, a sam kawałek – podobnie jak kilka jeszcze fragmentów tego albumu – przenosi nasze lokalne myślenie na zupełnie inny poziom. A właściwie pokazuje, że lokalnego myślenia już nie ma, tak samo jak tego lokalnego GTA, o którym pisałem na wstępie. I nawet hip-hop, który lubimy opatrywać dodatkowym zastrzeżeniem „polski”, jest dla większości słuchaczy częścią dużej, światowej gry. Ta zabawa uprawiana w Polsce ma oczywiście ogranicznik w postaci funduszy na zakup sampli, które Steez83 potrafiłby z pewnością wykorzystać. Dlatego warto inwestować w płytę PRO8L3M, a gdyby duet chciał kiedyś urządzić zbiórkę społeczną, to chętnie się włączę.
Trudno tę płytę oceniać w kategoriach debiutu, ale gdyby była drugą czy trzecią, też wydawałaby się udana. Tyle że oczywiście oczekiwania dalej rosną, tak jak w całej opisywanej tu historii, a w szczególności w tekście delikatnie nawiązującym do poprzedniego najpopularniejszego wersu z PRO8L3MU: Stówa? Dawaj drugą.
PRO8L3M Pro8l3m, RHW Records 2016, 8/10
Komentarze
dobra recenzja. dzięki za nią. racja, że może być pro8le3m (he, chciałem napisać normalnie, ale palce same mi tak napisały) z odbiorem – rozmawiałem dziś z kolegą młodszym, co pro8l3mu od już od c30-c39 słucha i on odczytał tę płytę raczej jako apoteozę (choć tego słowa nie użył:) hardkorowo-próżniaczego trybu życia. a tu przecież sam kohelet z jego vanitas vanitatum et omnia vanitas. ta dwuznaczność czyli fascynacja i atrybutami bogactwa i jednocześnie świadomość marności tego wszystkiego jest git. w hip hopie („polskim” chciałem napisać, ale słusznie, podziały geograficzne jakoś stały się mało interesujące jeśli o muzykę chodzi) irytować czasem może ten cały pedagogiczny smrodek w sensie, hajs się nie liczy, liczą się ziomy i byś był prawdziwy (więc kup prędko mundurek prawdziwego hiphopowca w mojej firmie odzieżowej). tu tego nie ma (choć oczywiście i chłopaki czapeczki z daszkiem i gadżety inne fajne też fanom sprzedają – bo czemu nie?). jeszcze tylko, jako nieznośny mistrz zbędnych dopowiedzeń, dodam, choć pewnie autor wpisu to wie, że ten najpopularniejszy tekst z art brut a mniemam, że chodzi tu o „stówa – wydaje ją jakbym spluwał”, to cytat (choć pewnie właściwszym sformułowaniem byłby follow-up) z platynowego sombrero borixona.
Celna uwaga z tym, że Pro8l3m wyróżnia brak tej apoteozy (skoro już jesteśmy przy tym słowie) ziomalskiej przyjaźni. Czyli że jest przykra diagnoza, ale nie ma lekarstwa w postaci kolegów z ławki. Co do Borixona, dopowiedzenie nie było takie zbędne – umknęło mi jakoś to „Platynowe sombrero”, mam wrażenie, że nigdy nie wysłuchałem tamtego kawałka do końca, i tym bardziej dziękuję za komentarz. Właśnie nadrobiłem to, co pewnie zna pół Polski.