4 dobre płyty (i jedna dobra wiadomość)
Wiecie już pewnie, że projekt kolejnego papierowego magazynu o muzyce, „Gazety Magnetofonowej”, zebrał właśnie niezbędne do wydania fundusze za sprawą crowdfundingu? Jest więc szansa, że jeszcze na przedświątecznych zakupach natkniecie się gdzieś na nowe pismo muzyczne. A można jeszcze wpłacać. Podobnie jak na zbiórkę naprawdę wartościowego serwisu Rate Your Music. U mnie resztę tygodnia wypełni przekopywanie się przez stos nieopisanych wcześniej – z różnych względów – premier z listopada 2015. Można się też spodziewać niespodzianek.
HIEROGLYPHIC BEING & J.I.T.U. AHN-SAHM-BUHL We Are Not the First, RVNG Intl. 2015, 8/10
Opowieściami o łączeniu techno z jazzem dałoby się już wypełnić sporych rozmiarów książeczkę. Ale jedną z najlepszych i najmniej oczywistych jak dotąd prób wydawała się Innerzone Orchestra Carla Craiga. I z tamtą płytą warto zestawiać to, co teraz zrobił Jamal Moss, trochę pretensjonalnie opisujący się jako Hieroglyphic Being, postać jakby zagubiona w czasie, muzyk młodszy od wielkich innowatorów gatunku i opierający swoją twórczość bardziej na Chicago house niż Detroit techno. Odwołujący się zarazem dość często do afrofuturyzmu i muzyki Sun Ra. I wydaje się, że ducha tej ostatniej wpuścił pomiędzy swoje automaty perkusyjne na tym albumie, wraz zresztą z Marshallem Allenem, liderem wciąż działającej (byli m.in. na Warsaw Summer i na Offie) Arkestry. Już sam fakt, że doprowadził tu do spotkania Allena z perkusistą Gregiem Foxem (tym z Liturgy), wydaje się wartym odnotowania osiągnięciem. Ale nie zamyka się na tym ani lista gości, ani pomysłów Mossa, który w praktyce sam daje tu tylko blejtram w postaci gęstego tanecznego groove’u, na którym rżną swoje sola saksofoniści (drugi to równie doświadczony Daniel Carter), błyszczą Shazhad Ismaily (rewelacyjne partie basowe) czy odpowiedzialny za syntezę dźwięku Ben Vida. Wątki kosmiczne są tu paradoksalnie mniej ważne niż rytmiczna gonitwa. A może to po prostu sztafeta pokoleń?
HIEROGLYPHIC BEING The Acid Documents, Soul Jazz 2015, 7/10
Do powyższej (jednej z lepszych w katalogu RVNG Intl.) płyty dołączyć trzeba jeszcze album dla Soul Jazzu (tutaj nie załapie się nawet na pierwszą dziesiątkę najlepszych) z surowymi acid-house’owymi nagraniami Jamala Mossa. Kto pamięta szał na nocne zabawy z popularnym kilkanaście lat temu programem ReBirth, ten wie, że acid house niekoniecznie jest muzyką o szczególnie wyśrubowanym poziomie trudności, zresztą The Acid Documents – które Hieroglyphic Being wydał już dwa lata wcześniej w limitowanej edycji na CD-R – rozpoczynają się jak nagranie amatorskie. Może nie jest to rzecz na poziomie przypominanych ostatnio przez ten sam Soul Jazz klasyków gatunku, ale przypomnę, że acid house był na tle całej sceny elektronicznej muzyką prostą i tworzoną za pięć złotych – przynajmniej w swoim czasie, gdy wykorzystywane i w tych nagraniach automaty Rolanda wypełniały komisy płytowe jako przeceniony sprzęt, który nie przyjął się na zdominowanym przez muzyków rockowych rynku. Teraz otoczka partyzantki, DIY i taniości wokół tego nurtu trochę może przygasła, ale Moss przynajmniej częściowo jest w stanie zrekompensować te braki nieskrępowaną wyobraźnią.
IGOR BOXX Delirium, Plug Audio 2015, 7/10
Trochę niepostrzeżenie, mimochodem, bez akcji promocyjnej i w skromnej czarno-białej okładce ukazał się nowy album Igora Pudło z duetu Skalpel. Przynosi zawartość, którą łatwo pochopnie sklasyfikować jako ciąg dalszy tego samego, co już dobrze znamy. Wierny hiphopowej filozofii cut&paste Pudło tworzy przecież dalej zszyte z sampli instrumentalne utwory o dość ilustracyjnym charakterze. Nawet sam artysta opisuje album prosto, jako brakujące ogniwo pomiędzy jego albumem Breslau a Konfusion, czyli comebackiem drugą płytą Skalpela. Owszem, fani tej grupy znajdą już choćby w Metabolix ładne nawiązanie do stylu tego duetu, mnie jednak uderzyło to, jaki potencjał ciągle niewykorzystanego twórcy soundtracków drzemie w muzyce Igora. Nie to, jak potrafi partie solowe instrumentów (klarnet w Nordic Crime – czy to odprysk sesji z Mazzollem?; dalej kapitalnie wykorzystane partie instrumentów dętych mamy jeszcze w Delirious Material) przemontować w inny kontekst, ale właśnie wyobraźnia ilustracyjna. A tę słyszę szczególnie mocno w drugiej części płyty (od Twisted Childhood po Delirious Material, prowadzone wokalizami w stylu Novi Singers). Ta strona twórczości Igor Boxx kojarzy mi się z utworami z kręgu library music z lat 70. Podoba mi się ten kierunek, bo po pierwsze, dobrze się komponuje z naszą tradycją jazzu i ilustracyjnej muzyki elektronicznej, po drugie – zawsze doskwierał mi relatywny brak Polaków na półkach zbliżonych do Ghost Boxu.
DJ PAYPAL Sold Out, Brainfeeder 2015, 8/10
Jeśli po tym wielkim billboardzie na okładce spodziewaliście się jakiejś nowej wersji raźnej łupanki spod znaku EDM, to łatwo się pomylić. Owszem, w okolicach trzeciego w programie utworu Slim Track robi się tu zdecydowanie tanecznie, choć rytm – o nieco latynoskim charakterze – zawsze jest minimalnie złamany, jak to w przypadku modnego footworku. Ale po pierwszych minutach spodziewać się można dosłownie wszystkiego. Reichowska repetycja, którą się rozpoczyna otwierający płytę utwór tytułowy, czy wreszcie zapętlane frazy saksofonu z jakiegoś utworu w stylu be-bop (a może już free?) w Awakening w połączeniu z raźno pulsującą perkusją tworzą tło do prywatki dla ofiar ciężkiego ADHD. A gdy już pierwsza strona płyty pozostawia was z wrażeniem, że wszystko na jej temat wiecie, druga dodaje do tego partie wokalne, lżejszego ducha funku i soulu (w With Uuuuuuu ten duch jest nawet dość schematyczny), i choć rytmicznie ta druga część albumu jest równie skomplikowana, słucha się jej jak oddzielnej, świetnej tanecznej epki na prywatkę dla wszystkich. Z naciskiem na dwa ostatnie utwory: On a Cloud i Say Goodbye, z których pierwszy ma urok jakiejś konstrukcji zappowsko-progrockowej, a ostatni rozwija się dynamicznie tak, jak mogłyby czasem kompozycje Rustiego. DJ Paypal rozsądnie gospodaruje atutami do samego końca. DJ Mastercard i DJ Visa na razie daleko w tyle.
Komentarze
Małe sprostowanie. „Delirium” to brakujące ogniwo między brzmieniem „Konfusion”, czyli drugą płytą Skalpela (to nie był comeback) a płytą „Breslau”. Comebackiem był album „Transit”. Pozdrawiam!
Przepraszam, poprawiam – tak to jest jak się zaufa pamięci zamiast sprawdzić (choćby się i pisało o jednej i drugiej).
Z tegorocznych wykopalisk RVNG Intl. szczególnie do gustu przypadła mi płyta The Savant „Artificial Dance” z 1983. W telegraficznym skrócie; mieszanka krautrocka, post punk, proto rapu i wątków afrykańskich.
„Gazeta magnetofonowa” z naczelnym Jarkiem Szubrychtem? Czyli to ta gazeta papierowa, do której stworzenia jawnie zabierał się już sześć lat temu?