Prawie wszyscy święci
Nie bardzo lubię prasowe listy zmarłych pojawiające się na 1 listopada. Rankingi żywych – to rozumiem. Ale zestawienia nieżyjących z ostatniego roku to dość niewdzięczny temat. Niesprawiedliwy z założenia. Otwieram na przykład „Magazyn na święto” w „GW”. A tam jakieś 30 – na oko – not z notami o zmarłych. A ponieważ gazeta musi narzucać hierarchię, wychodzi na to, że Jaruzelski jest dłuższy niż Różewicz, że Kilar większy od Ekiera, że Andrycz równa Braunek. Że nasi zmarli więksi od tych zagranicznych. Że sportowcy przed muzykami. Niby świeć, Panie, nad każdym, ale znów nierówno jak w życiu. No i widzę, że z dziennikarzy Mosz, Turski, małżeństwo Kmiecików jest, ale Maceo Wyro już się nie załapał. Na szczęście ma swoją płytę, a właściwie płyty.
Ten nieodżałowany w moich kręgach Maceo wymknął się nie tylko redaktorom „Wyborczej” (może nie wiedzieli, czy go umieścić przy dziennikarzach, czy przy muzykach?). Wymyka się też pod innymi względami. Po pierwsze, za młodo. Po drugie, zbyt dziwne było to odejście. Po trzecie wreszcie, każe świętować przy muzyce klubowej. Więc 1 listopada słuchałem EP-ki na 45 obrotów od U Know Me Records z biuściastą, miedzianowłosą syreną na imponującym picture-discu. Jedna strona: katalog U Know Me, czyli Teielte i Sonar Soul w utworze „Saturn”, a potem Envee ze Skubasem na wokalu i frazą „Dziki laaaas”, a wreszcie ładną partią trąbki Dominika Trębskiego w opisywanym już kiedyś przeze mnie utworze „Kali”. Duży moment polskiego dubu, nu jazzu, w zasadzie to już nieważne czego dokładnie. Na stronie B są artyści reprezentujący kolektyw Warsoul, który Maceo osierocił. Bardzo ładne Archeo („Warsoul”) z siostrami Przybysz w jednym nagraniu, a na koniec Niewinni Czarodzieje, czyli międzynarodowy skład z Maceo Wyro w roli współtwórcy utworu (do tego Envee i goście z USA), no i w stylu najbliższym tego, z czym zmarłego didżeja będę kojarzył. Zważywszy na warszawskość tego wydawnictwa, powinni je sobie grać na okrągło w Ratuszu, a syrenę Swanskiego potraktować jako sygnał do zmiany okropnego logotypu „Zakochaj się w Warszawie”. [Update: tę płytę wydała Pets Recordings]
Trop Maceo, ale też sióstr z Sistars towarzyszy także dwóm wydawnictwom UKM, które z racji święta Świętych dziś bezczelnie głośno grałem pod nieobecność sąsiadów. Kolejne to „Trip To A” rzeczonego Sonar Soulu (Łukasz Stachurko), momentami troszkę mi się to wydawnictwo (też winyl, 7 utworów) dłużyło, ale końcówka każdej ze stron poprawiała mi humor. Zarówno tytułowy utwór z gościnnym udziałem Piotra Siemińskiego, jak i finałowy „Let’s Dance (Animalistic)” (tu z kolej Paulina Przybysz i S Squair Blaq). Fajny jest „Reach” z Noviką. Trzecia płyta (również winyl) to perfekcyjnie wyprodukowany, bardzo światowy zestaw Night Marks Electric Trio, grupy z Wrocławia. Cała EP-ka (znów siedem tracków, ze skromnym intrem, kapitalną pierwszą stroną i ładnym „Leki” z siostrami Przybysz together na otwarcie drugiej, do tego mamy jeszcze Raashana Ahmada jako import z USA) też ma dopisek „dedicated to the memory of Maceo Wyro”. A cała trójka wydawnictw odnosi się mocno do pamięci o zmarłym didżeju i koledze – i odnosi się w sposób godny, żeby już tak skomplementować bez nachalnego podawania informacji handlowych. Może to nie nakład „Wyborczej”, ale ja tam wolałbym taki hołd na 1 listopada.
Nie będę się rozpisywał, ani nawet próbował rozpędzać, żeby wyliczyć najważniejszych nowych wszystkich świętych. Bo przecież zawsze będą tylko prawie wszyscy. Przynajmniej w tej zbiorowej, gazetowej pamięci, bez względu na grubość gazety. A i tak najważniejsi tego dnia będą ci najbliżsi, osobiści, układani według skrajnie prywatnej, indywidualnej hierarchii. Ci, których nie musi nam przypominać rubryka w ogólnopolskiej gazecie.
d