Polskie nagrania terenowe

Zjawisko nagrań terenowych wreszcie trafiło na czołówki. A festiwal Soundplay w Gdańsku (od 24.06, wcześniej warsztaty Sounding Gdańsk) zyskał nowy kontekst. Żałuję tylko, że zapisy rozmów polityków i brzęku kieliszków nie zostały wydane w postaci audio zamiast gazetowego stenogramu i wzbogacone odpowiednio spreparowanymi dźwiękami otoczenia. Dzięki wersji audio wszystkie uprzejmości („Bez uzgodnienia, chuju stary”) i złote myśli („Chuj, dupa i kamieni kupa”) usłyszelibyśmy od razu z właściwym akcentem i w dopracowanej intonacji. We fragmentach, które się pojawiły w sieci, wypikowano te najważniejsze aspekty stylu rozmowy. Niestety, pierwsza rzecz, którą można opisać słowem na „ch”, to jakość tych nagrań – przydałyby się warsztaty. Kolejna to jakość konwersacji. No i samego materiału ludzkiego, który wkrótce po przejściu na ty przystępuje do mierzenia penisów innych. Prawdę mówiąc pierwsza rzecz, która mi przyszła do głowy, kiedy zajrzałem do dialogów tego „zamachu(ju) stanu”, to wstrząs, że gdzieś obok w tym kraju w ogóle robi się jeszcze kulturę. A robi. Dziś będzie o tym, bo jest potrójna, a może nawet poczwórna okazja.

W „Polityce” na papierze pisaliśmy już piórem Jakuba Knery o gdańskim festiwalu Soundplay. W programie m.in. występy Jany Winderen i BJ Nielsena oraz „Spacer elektryczny” Christiny Kubisch. Wcześniej zresztą temat nagrań terenowych był podejmowany od nieco innej strony. W najbliższy czwartek w radiowej Dwójce będę miał okazję rozmawiać z animatorem imprezy, Krzysztofem Topolskim.

W październiku kolejna edycja Unsoundu, który właśnie w chwili publikacji tego wpisu ujawnia program, tym razem pod hasłem „The Dream”. Hasło, bez względu na filozoficzną podbudowę (cytuję: „symptom świata, w którym autoekspresja i przeżycia są coraz częściej zapośredniczane i stają się towarem”) jak zwykle raczej poszerza niż zawęża pole widzenia. Nie przeszkodzi też ściągnąć do Krakowa kilku bardzo ważnych artystów. Będzie Swans, Deathprod, formacja Carter Tutti Void, połączone siły The Necks i Radian, a do tego sceniczny powrót grupy Księżyc po latach (prawie się wygadali ostatnio w Nokturnie) i Ben Frost. Szczegóły jak zwykle na Unsound.pl. Wszystko od 12 do 19 października. Konkurować ta impreza będzie z już ogłoszonym – i przesuniętym jeszcze mocniej w stronę nowej elektroniki i okolic sceny Warp – wrześniowym Sacrum Profanum, z wielką fetą na 25-lecie Warpa (Autechre, Battles i LFO obok zespołów muzyki współczesnej).

W sobotę od 14.00 na warszawskim pl. Defilad III Targi Niezależnych Wytwórni. Przyjedzie paru przedsiębiorczych ludzi, którzy nie jadają w restauracji Sowa & Przyjaciele, w dodatku próbują wyżyć za własne, ale może to dlatego, że ich dowcipy różnią się nieco od sygnalizowanych na wstępie dowcipów.

A w ostatni weekend – poza Orange Warsaw i wzmiankowaną telenowelą taśmową – odbywał się w Warszawie Monotype Fest. Czyli – o zgrozo – kolejna oddolna inicjatywa artystyczna, na której pewnie nikt nie zarobił na ośmiorniczki. Byłem na chwilę, widziałem dosłownie kilka koncertów, m.in. fajny występ Mirta i TER, na którym robił wrażenie już sam syntezator modularny błyskający kolorowymi światełkami. Poza tym duetem – opisywanym na Polifonii już wcześniej – było kilka zagranicznych gwiazd. Straciłem pierwszego dnia występy Helma i Kevina Drumma, a także – ponoć najlepszy, w co trudno mi było uwierzyć, bo płyta tego nie zapowiadała – koncert Rashada Beckera. Obejrzałem za to w sobotę kolejny duet, T’IEN LAI, na których koncert zasadzałem się od dawna. Zeszłoroczna płyta „Da’at” nie doczekała się na Polifonii recenzji, ale to raczej efekt wyjątkowo gorącego sezonu dla Kuby Ziołka, za którym trudno było nadążyć. W T’ien Lai występuje z Łukaszem Jędrzejczakiem, choć ze względu na maski trzeba zgadywać, który jest który (podpowiedzią może tu być instrumentarium). Na żywo duet przemieszcza się jeszcze dalej niż na płycie w kierunku krautrocka, muzyki Manuela Gottschinga, nawet Emeralds, a także space rocka spod znaku Expo ’70 czy F/i. To muzyka bardzo mi bliska, więc 15 lat temu dużo bym dał, żeby na taki koncert się wybrać, 10 lat temu uznałbym ich za objawienie, a w roku 2014 poziom krajowej muzyki jest taki, że lądują jako kolejna formacja na liście tych, które należy śledzić na bieżąco. Ziołek i Jędrzejczak występują też w formacji Mazzoł Jebuk, której kaseta właśnie się ukazała nakładem Wounded Knife. Poniżej wklejam do odsłuchu, kilka słów napiszę pewnie już gdy po przeprowadzce zamontuję magnetofon.

T’ien Lai przydałby się nieco dłuższy czas na występ – dla takiej muzyki pół godziny to dość mało. Zupełnie odwrotnie rzecz się miała ze SCHLOSS MIRABELL, czyli jednoosobowym projektem 31-letniej Austriaczki Floriny Speth. Płyta „Ghosthour Diary”, którą również wydał Monotype, to rzecz dużej urody i niezwykłej oryginalności. Może dzięki temu, że artystka porusza się między światem tradycyjnego instrumentarium (jest wykształconą wiolonczelistką i pianistką) a eksperymentami z elektroniką. W tych ostatnich w jakiś naturalny sposób ciąży ku brzmieniom z prapoczątków studiów eksperymentalnych – może dlatego, że wtedy podobną muzyką zajmowali się po godzinach kompozytorzy piszący też utwory orkiestrowe? Szemrzące dźwięki, flażolety, lekkie przestery i płytkie echa kreują senną atmosferę, czasem rozbijaną dość surowymi partiami perkusyjnymi, często zapętlane motywy mogą się kojarzyć z bardzo wczesnymi latami Warpa. Na płycie jest to wszystko niezwykłą fantazją i sporo z tej atmosfery udało się odtworzyć na żywo, choć słychać było, że nad formą koncertową Speth nie ma jeszcze stuprocentowego panowania i ostatnie 5-10 występu nieco mnie znużyło.

Warto przy okazji wspomnieć o dwóch płytach z Monotype, których fragmenty emitowaliśmy w ostatnim Nokturnie. Po pierwsze, duet ZBIGNIEWA KARKOWSKIEGO (nagrany na długo przed śmiercią artysty, w roku 2010 w Singapurze) z utytułowanym artystą audiowizualnym BRIANEM O’REILLYM – „The Difficulty of Being”. Brzmieniowe sekwencje zrealizowane z wykorzystaniem syntezatora Buchla, album dość programowy i suchy, ale też całkiem przystępny jak na realizacje Karkowskiego. Nie należy tego kojarzyć z nagraniami Mortona Subotnicka na Buchli (z ich stylu wydaje się momentami czerpać Florina Speth), Buchla 200e, której używają obaj panowie, to instrument najnowszej generacji, jeśli chodzi o katalog amerykańskiej firmy, a przedmiotem eksploracji stają się tu w dużej mierze generatory szumów niezwykle rozbudowanego urządzenia.

I jeszcze jedna rzecz z gatunku tych, które świetnie bardzo dobrze wychodzą polskim niezależnym, czyli płyt ze słowem mówionym. Dość przypomnieć amerykańską trylogię w ramach serii „Populista” z niesamowitym głosem Pete’a Simonellego (Bołt) czy ciekawe eksperymenty w łączeniu partii instrumentalnej i melodii języka (Alessandro Bosetti w Monotype). Duet DAVIDA MOSSA (głos) i HANNESA STROBLA (gitara basowa, kontrabas) szybko sklasyfikowałem jako pochodną tego zjawiska. Bo ich „At the Beach: Music for Voice and Electric Bass” (Monotype) do udanych płyt należy z całą pewnością. Już same pełne inwencji i stroniące od jakichkolwiek powtórek brzmieniowych (!) partie elektrycznego basu – kojarzonego zwykle właśnie z czymś powtarzalnym i budującym raczej tło aranżacji – zasługują na odnotowanie. Moss wypada świetnie, bo w ogóle nie stara się wypaść – opowiada tekst, pozostawiając gitarze tłumaczenie go na jakiś nieznany język. Choć punktem wyjścia było tu brzmienie basu, więc kierunek teoretycznie był odwrotny. Sienkiewicz i Belka mieliby na to bardziej dosadne określenie.