Głos katolickiego recenzenta w twoim domu

Stało się. Związek Zawodowy Recenzentów RP podpisał w czasie pielgrzymki na Jasną Górę dokument, który określa naszą postawę wobec licznych konfliktów sumienia, na jakie narażony jest współczesny krytyk muzyczny. Nasz zawód znacznie częściej niż dawniej skazany bywa na kontakt z treściami bezbożnymi, bezeceństwem, kalaniem Trójcy Świętej, rodziny, kościoła, a także z satanizmem i rozpustą. Nielicznym udaje się zarabiać na chleb, unikając zupełnie życia w grzechu. Jako milcząca dotąd większość postanowiliśmy więc przeciwstawić się gorszącej kulturze i podpisać deklarację o następującej treści:

1. WIERZYMY w jednego Boga, Producenta Wszechświata, który skomponował mężczyznę i niewiastę na obraz swój, jako formy czyste, bez miksów i nakładek.
2. UZNAJEMY, iż melodia, będąc darem Boga, jest święta i nietykalna: może wynikać jedynie z dźwięków natury, a rytm być odbiciem naturalnego rytmu. Naturę stworzył Stwórca, moment tworzenia utworu muzycznego zależy więc wyłącznie od decyzji Boga. Bogu też utwór winien być poświęcony. A jako takiego, nie wolno go kalać, popełniając takie czyny, jak wykorzystywanie przesterów czy automatów, decydując się na udział w nagraniach osób niebędących w stanie łaski uświęcającej, pozostających w związkach niesakramentalnych, przypadkowych, albo nadużywających substancji niedozwolonych w Kościele, wykonujących wyuzdane lub wulgarne gesty, wreszcie w inny sposób – na przykład na koszulkach z krótkim rękawem – prezentujących slogany niezgodne z nauką kościoła. Zakazane są też interwały diabelskie, drony, a także growling i efekt Cher.
3. PRZYJMUJEMY prawdę, iż płeć człowieka dana jest przez Boga. Zatem nie Dana International. I nie Conchita Wurst. Mąż nie powinien chodzić w sukni, ani też śpiewać głosem za wysokim, kobieta zaś za niskim. Bóg wyposażył ich oboje w narządy, które mogą służyć dziełu tworzenia muzyki. W trakcie grania muzyki nie należy eksponować narządów do tego niesłużących, zatem również nie Donatan i Cleo.
4. STWIERDZAMY, że podstawą godności i wolności krytyka katolika jest wyłącznie jego sumienie, natchnione Duchem Świętym i nauką Kościoła, i ma on prawo publicznego niszczenia i piętnowania wszelkich pożałowania godnych prób stworzenia dzieła opartego na innym systemie wartości. Postulujemy też oznaczanie blogów i rubryk z recenzjami wierzących recenzentów w specjalny sposób, idąc śladem naszych braci i sióstr lekarzy. Niech nas zobaczą! Idziesz do niekatolickiego krytyka – nie oczekuj anielskich dźwięków. Idziesz do niekatolickiego lekarza – nie spodziewaj się cudu.
5. UZNAJEMY prymat muzyki religijnej nad świecką – żądamy przy tym przeciwstawienia się narzuconym antyhumanitarnym ideologiom współczesnej cywilizacji, — wyrażamy też potrzebę pogłębiania wiedzy muzycznej, ale tylko na twardej podstawie zbudowanej na teologii. Uważam też, że muzyka powinna brzmieć w kościele, a muzyka świecka nie powinna mieć wstępu do kościoła, ergo muzyka niekościelna nie powinna w ogóle docierać do odbiorcy. MP3 powinno być zakazane, bo myśli boskiej, jaką jest muzyka, nie należy poddawać kompresji. A słuchanie na słuchawkach powinno być zakazane, ponieważ zagłusza głos Boga, który może do nas przemówić w każdej chwili.
6. UWAŻAMY, że — nie narzucając nikomu swoich poglądów, przekonań, ale gusta już tak — krytyk katolicki ma prawo oczekiwać i wymagać szacunku dla swoich poglądów i wolności, a w szczególności dla wyłączania, ignorowania, odwracania na powrót raz już odwróconych krzyży na okładkach, zagłuszania, piętnowania, wypędzania szatana, palenia na stosie, niszczenia fonogramów, a nawet ich autorów – choćby poprzez publiczną demonstrację faktu, jak nieważne są ich pożal się Boże próby twórcze w obliczu Najwyższego.
A jeśli kogoś przestraszyliśmy tym zbiorem zasad, prosimy pamiętać: my przynajmniej nie musimy ratować życia!

(-)
Tu podpisy sygnatariuszy deklaracji. Poniżej przykładowa recenzja przygotowana w jej duchu i opublikowana tu tylko dla celów poglądowych.


THE KURWS „Wszystko co stałe rozpływa się w powietrzu”
Gusstaff 2014

Obrażają Pana Boga już samą nazwą. Nie dość, że wyprowadzającą polszczyznę na manowce angielskiej maniery, to jeszcze jaką polszczyznę! Język brutalny, wulgarny i uliczny. Co więcej – słowo opisujące rozpustnice, kobiety zajmujące się nierządem, które gwałci język. Bo jakkolwiek nierządnicy zgwałcić nie sposób, nierząd samym swym istnieniem gwałci świat. Wiarę katolicką obraża również tytuł, cytat z Karola Marksa. W tekście – ni to śpiewanym, ni mówionym – pojawia się znów, choć tylko na chwilę, angielszczyzna. Na okładce znalazła się natomiast scena najprawdopodobniej rozkopywania grobu – i wprawdzie religia nasza dozwala w szczególnych, doniosłych momentach grób na powrót rozkopać, to czy aby ci panowie mają zgodę arcybiskupa? Czyż nie powinien im towarzyszyć duchowny, zamiast psa? Doprawdy, groza.

Ta płyta nie powinna stanąć na półce żadnego dobrego katolika. Nie powinna nawet zabrudzić jego rąk (streaming nie jest tu żadną wymówką). Już od pierwszych sekund okazuje się zawierać muzykę pozbawioną jakichkolwiek wyższych celów ewangelizacyjnych, ba, nawet filozoficznych. Pozbawiona jest nie tylko śpiewu naśladującego pienia aniołów, ale w większości instrumentalna, a zatem w ogóle zaniedbująca wagę słowa i instrumentu przyrodzonego, jakim jest głos ludzki. Potwornie dysonansowa od samego początku, a przy tym nie tyle eklektyczna, co skundlona, pozbawiona, jasnej i czystej linii. Wydawca pisze o „rekombinacjach i wariacjach”, co złowieszczo kojarzy się z procesami ingerencji w genom już nie tylko istot żyjących, ale (Boże broń!) samego człowieka. Motywy i melodie są – jak czytamy – „wypreparowane z oryginalnego otoczenia”, co sugeruje zimny proces badawczy, pozbawiony skrupułów i bezbożny z samej swej natury. Melodie te – czytamy dalej – „poddane są dekonstrukcji i swoistej destylacji”. Postmodernistyczne zagrożenie staje się tu realne i dla każdego pobożnego słuchacza oczywiste, zatem jeśli ktoś nie zniszczył tej płyty przed słuchaniem, winien to uczynić po zapoznaniu się z muzyką. Trudno się zresztą spodziewać, by w ogóle wytrzymał dysonanse czekające go w takich kompozycjach „Tasiemiec niejadek”. Rwany rytmicznie charakter tych utworów źle działa na nerwy i z pewnością psuje osobowość, więc osoby nieletnie, które zetkną się z twórczością The Kurws, winny być izolowane, kierowane na rekolekcje lub przynajmniej rozmowę o charakterze poradnictwa duchowego. Nie należy dopuszczać do szerzenia się sławy grupy posługującej się tak karykaturalnie wykrzywioną barwą i artykulacją.

Zniekształcone akordy gitarowe w kompozycjach takich jak „Psy Płaskiego” sugerują zwichrowaną moralnie osobowość, podobnie jak punktująca rytmicznie gra saksofonu. Ten ostatni, instrument skażony knajpiarstwem z natury, wydobywa z siebie charkoty urągające katolickiemu poczuciu estetyki, w dialogu z gitarą wpadając często w jakieś przerażające orgiastyczne spazmy. Tylko w kompozycji „Strefa Euro” ten chaos saksofonowych partii wydaje się czemuś służyć – staje się tu on odbiciem chaosu panującego w przeżartym cynicznym kapitalizmem i relatywizmem ideowym świecie Eurozony. Gdy na końcu „Torsji” (znów niedopuszczalny tytuł, sprowadzający całość do poziomu ideowego ścieku) saksofon brzęczy jak muszka, jest to, owszem, naśladownictwo Bożego planu, ale czy nie przesiąknięte jakąś zjadliwą, szatańską ironią? Gdybym nie był katolikiem, próbowałbym pewnie podsumować chorą wyobraźnię muzyczną członków zespołu, życząc, by jej fonogramy – jak u Marksa – rozpłynęły się w powietrzu. Mój zbiór zasad moralnych nakazuje mi jednak próbować wyrwać ten niewątpliwy chwast narodowej muzyki, posługując się tradycyjnymi sposobami. Ślę przeto wezwanie do bojkotu działań The Kurws do wszystkich katolickich mediów za granicą, przed światową premierą albumu, która nastąpi 13 czerwca. Nie ustaję też w modlitwach, żeby do tej naruszającej godność polskich chrześcijan premiery jednak nie doszło. A muzykom tworzącym grupę wysyłam obrazek ze św. Michałem z modlitwą o uwolnienie, licząc na ustąpienie objawów opętania.