Choruj na grypę, będziesz wielki
W pracy dziś szczepienia na grypę, których od lat jak ognia unikam. Nie to, żebym był antyszczepieniowym odszczepieńcem, przeciwnie, ale w stosunku do tych przeciwgrypowych jestem nieufny (ale disclaimer jak w komentarzach: nieszczepienie odradzam). Podejrzewam, że to skutki doświadczeń z dzieciństwa – tylko porządna choroba dawała szansę wyłączenia na parę dni ze zwykłych zajęć, można było bez wyrzutów sumienia przeleżeć dzień w łóżku, przeczytać jeszcze jedną książkę i słuchać muzyki do woli. Już to słyszę: „No, tak, i to mu się z muzyką kojarzy”. Będę bardziej precyzyjny: grypa tak naprawdę kojarzyła mi się zawsze z płytą „Presto” grupy Rush, rocznik 1989. Późny, bodaj trzynasty album Kanadyjczyków, gęsty jak gulasz, ale przede wszystkim dlatego, że pomysły zespołu zostały skompresowane do rozmiarów 4-minutowych piosenek. Po wielokrotnym przesłuchaniu byłem tą płytą zafascynowany i zmęczony jednocześnie. A może to tylko grypa? W każdym razie od niedawna grypa kojarzy mi się jeszcze lepiej – z jednym z moich ulubionych artystów wszech czasów.
Chodzi o autobiografię Neila Younga „Waging Heavy Peace”. Pisałem o niej w „Polityce”, gdy wychodziła w USA, a już za kilka dni ukaże się polska wersja pod tytułem „Marzenie hippisa” (Wydawnictwo Pascal). Książka pod paroma względami nieco zawodzi – Young, jak zwykle niezależny, opowiada bardziej to, co chce powiedzieć, niż to, co chcielibyśmy usłyszeć, ale parę fragmentów wynagradza lekturę całości. Jeden z nich mówi o Neilu Youngu na chorobowym (grypa!), tuż przed rozpoczęciem współpracy z grupą Crazy Horse.
Większość czasu leżałem w gorączce i czułem metaliczny smak w ustach. Było to bardzo dziwne. A jeszcze dziwniejsze, że w najgorszym stadium choroby poczułem się prawie tak, jakbym był naćpany.
Zawsze miałem pod ręką gitarę, blisko łóżka – prawdopodobnie zbyt blisko zdaniem większości kobiet, z którymi byłem związany. Wyjąłem ją wtedy z futerału i zacząłem grać; miała strój, który najbardziej lubiłem – D modal (DADGAD), gdzie obie struny E przestrojone są do dźwięku D. Uzyskiwało się wtedy charakterystyczne brzęczące brzmienie, podobne do sitara, ale niezupełnie. Brzdąkałem na niej przez chwilę i tak powstała piosenka „Cinnamon Girl”. Miała początkowo nieco inny tekst, ale zmieniłem go od razu, tam na miejscu, jeszcze zanim nadałem jej ostateczny kształt.
Później przestroiłem gitarę z D modal i nadal grałem. W radiu często puszczano piosenkę w tonacji e-moll. Bardzo mi się podobała. Chyba miała tytuł „Sunny” albo coś w tym stylu. Usłyszałem ją w aptece na rogu Fairfax and Sunset, gdy kupowałem coś na złagodzenie objawów grypy. Piosenka ta cały czas dźwięczała w mojej głowie, bez końca, co zdarzało mi się, gdy byłem chory i trochę gorączkowałem. Zacząłem grać ją na swojej gitarze, a później nieznacznie zmieniłem akordy i powstała „Down by the River”. Ciągle jeszcze chorowałem, ale czułem się szczęśliwy i zadowolony. (…)
Później zacząłem grać w tonacji a-moll, jednej z moich ulubionych. Nie miałem nic do stracenia. Był to dla mnie dobry dzień. Muzyka przychodziła mi tamtego popołudnia tak naturalnie, że wkrótce napisałem jeszcze „Cowgirl in the Sand”. Coś niesamowitego, żeby napisać trzy piosenki za jednym razem – jestem pewien, że w dużej mierze przyczyniła się do tego gorączka i mój na wpół przytomny stan.*
Mój świat się zmienił. Trzy z dziesiątki najlepszych utworów Younga powstały – jak z tego wnioskuję – w ciągu jednego dnia. Przy wysokiej gorączce i pewnie jeszcze innych objawach. Szczepienie nie ma więc – jak widać – większego sensu w tym wypadku. Warto za to pozostawić gitarę gdzieś blisko łóżka. Płytę też można:
Jedną rzecz grypa i dobra muzyka mają wspólnego: dreszcze. Na grzbiecie, na ramionach, na łydkach. Spróbujcie posłuchać „Down by the River” i nie zaśpiewać refrenu. To są utwory wspaniałe, bo z jednej strony proste, osiągalne, fantastyczne, bo jednocześnie wydają się możliwe do zagrania, a z drugiej – napisane rewelacyjnie i zaśpiewane głosem rozpoznawalnym w każdym zestawieniu. Young opanuje zresztą sztukę wywoływania dreszczy i na kolejnym albumie „After the Gold Rush” będzie ją wykorzystywał od pierwszych sekund. „Tell me why / Is it hard to make arrangements with yourself / When you’re old enough to repay / But young enough to sell?” – tu wystarczy zanucić z pamięci.
W ten sposób triumfalnie wraca idea retrowtorku na Polifonii. Mam nadzieję na większą regularność – no, chyba że jakaś grypa…
NEIL YOUNG with CRAZY HORSE „Everybody Knows This Is Nowhere”
Reprise 1969
*przeł. Regina Mościcka
Komentarze
Super, że ukazuje się w polskiej wersji książka „Waging Heavy Peace”. Zawsze to zwiększa się nadzieja na to, że wzrośnie wiedza o muzyce Younga w naszym kraju.
Pozwolę sobie podlinkować z dzisiaj wpis w kontekście Younga, bo nowy projekt pod nazwą Hebronix Daniela Blumberga znanego z grupy Yuck, ewidentnie nawiązuje do muzyki Neila Younga.
http://www.nowamuzyka.pl/2013/09/24/hebronix/
Polecam też zwrócić uwagę na nowy krążek Amerykanina Liama Singera – „Arc Iris”.
http://www.nowamuzyka.pl/2013/09/24/liam-singer/
A na koniec bardziej eksperymentalnie i muzyka z Australii Martina Kay’a i jego projekt Mountain Black (premiera 1 października).
http://polyphonia.pl/2013/09/567/
Szanowny Gospodarzu,
w tym wieku nikt sie nie szczepi przeciw grypie .
A autobiografia Younga to rzecz slabiutka i u nas zalega już półki do
wysprzedazy.
Patti Smith bezkonkurencyjna w tym genre.
@ozzy –> Niestety (dla Younga), Patti Smith książkowo w zupełnie innej lidze. Podobnie jak Pete Townshend, o którego doskonałej autobiografii pisałem też w „Polityce” – ale które wydawnictwo się na to zdecyduje?
U mnie nigdy ten „Młody” nie wywoływał dreszczy. Nawet w czasach, gdy miałem wyjątkowe parcie na klasykę rockową z lat 70. Zdecydowanie wolę wywołaną tu już Patti Smith. A już najbardziej zakręcony jestem na punkcie europejskiego (o germańsko-skandynawskim zabarwieniu) folku o bardziej psychodelicznej i sowizdrzalskiej naturze.
Szkoda, że tak mało się pisze o tej zapomnianej scenie, będącej w cieniu nie tylko angloamerykańskich wykonawców, ale nawet tych krautrockowych. Dreszcze mam przy tym:
http://www.youtube.com/watch?v=byBlzIhcR7c
@Bartek Chaciński—>Jestem ciekaw czy w Polsce znajdzie się jakiś wydawca, aby wypuścić książkę Zoe Howe – „Barbed Wire Kisses: The Jesus and Mary Chain Story”? (premiera 6 marca 2014)
http://www.amazon.co.uk/Barbed-Wire-Kisses-Jesus-Chain/dp/1846972493/ref=sr_1_3?s=books&ie=UTF8&qid=1380047145&sr=1-3
lub „Looking Back At Me”?? http://www.amazon.co.uk/Looking-Back-At-Wilko-Johnson/dp/0957171706/ref=sr_1_2?s=books&ie=UTF8&qid=1380047145&sr=1-2
@Rafale,
piekna ballada o „Krolu Elfow” (Elverkonung) – znana z tekstu Johanna Wollganga Goethe.
Ciekawe instrumentarium z jew´s harp i oczywiscie hipnotyzujacy spiew, czyli dunski”Foreningen til Livets Beskyttelse” ( Zwiazek na rzecz Ochrony Zycia).
RUSH byl pieciokrotnie w Szwecji – ostatnio w br z „Clockwork Angels”. Oczywsicie lata swietnosci grupy to lata 70 i poczatek 80. Geddy Lee (syn ocalencow z Holocaust), Alex Lifeson (rodem z Serbii) i Neil Peart (chyba najbardziej doswiadczony rodzinnymi tragediami), czyli Kanadyjczycy z Rush. Bardzo sympatyczni i interesujacy rozmowcy.
*Troche szwedzkiej progg muzyki w wyk. Arbete och Fritid (Praca i Odpoczynek)
http://www.youtube.com/watch?v=aQFKjf8dBKA
@Ozzy. No widzisz, tak to jest, jak się nie zna języków… skandynawskich języków 🙂 I dzięki za podpowiedź o czym jest tekst do tego nagrania. Na pewno na ten utwór i na całą płytę będę teraz nieco inaczej patrzył. Do RUSH również nigdy nie byłem przekonany. W ogóle ta cała fala zespołów progresywnych z drugiej połowy lat 70. i początku 80. była już karykaturą muzyki rockowej. Miałem kiedyś ich „Caress of Steel”, bo jedynie tę płytę byłem w stanie wysłuchać w całości. U RUSH zawsze irytowała mnie maniera wokalna Geddy Lee i ta siermięga hardrockowa, w której forma przerastała treść… Wolałem siermięgę w czystej postaci, jaką fundowali chociażby BUDGIE.
Świetna wiadomość. Jeśli pozwolisz, to wkleję link di tekstu, który przy okazji ostatniej płyty i autobiografii pisałem dla „Tygodnika”. Jest trochę o polityce, jest Greil Marcus.
http://tygodnik.onet.pl/1,78440,druk.html
Wczoraj była oficjalna premiera czwartego studyjnego krążka amerykańskiej grupy Mazzy Star – „Seasons of Your Day”, gdzie w jednym z utworów gościnnie pojawił się już nieżyjący Bert Jansch. Zespół powrócił z nowym materiałem po 17 latach przerwy!!
http://www.youtube.com/watch?v=oEf1Qq6upEU
Nie choruj na grypę, będziesz jeszcze większy. Od kilkunastu lat się szczepię przeciw grypie i od tego czasu skończyły się moje choroby w sezonie jesienno-zimowym.
występujesz przeciw szczepieniom to się lecz na głowę…
@wieszkto –>
1. Nauka czytania ze zrozumieniem przydaje się nie mniej niż szczepienia.
2. Wyczucia ironii i humoru nie da się wszczepić.
3. (specjalnie dla Ciebie, wolno i wyraźnie, bez ironii i trudnych sformułowań) Nie jestem przeciwko szczepieniom, wręcz przeciwnie. Zaszczepiłem siebie, dzieci i uważam przeciwników podstawowych szczepień za ludzi lekkomyślnych i podatnych na paranaukowe sugestię. Mój dystans do szczepień na grypę wynika – jak tłumaczę w powyższym tekście – z okazjonalnej przydatności faktu wychorowania się. Nerwowość i składnia Twojej wypowiedzi zdaje się to potwierdzać.
Z mojej obserwacji wynika że paranoicy występujący przeciw szczepieniom:1 Mają problem z czytaniem ze zrozumieniem co gorsza z wyciąganiem logicznych wniosków….
2. Nie mają wyczucia ironii innego jak np.Borat czyli mogą wziąć to co piszesz opatrznie bądź złośliwie opatrznie patrz „Jej perfekcyjność” i interpretacja oraz przekręcanie jej słów przez Winnickiego…
3.Okazjonalnej przydatności faktu wychorowania się towarzyszy okazjonalne zarażanie innych którzy sobie tego nie życzą bądź ich nie stać na szczepienia ,leczenie…
Nerwowość i składnia mojej wypowiedzi może być skierowana ogólnie do wszystkich występujących przeciw szczepieniom… Przeproś.(żart z tym przepraszaniem;)
Ale ja nie szczepiłem się na grypę od czasów szkoły średniej, czyli jakieś 25 lat temu i jak do tej pory może z kilka razy zachorowałem na tę chorobę bez poważnych konsekwencji. Wystarczy dobrze się odżywiać i być minimalnie zahartowanym. Też nie będę upierał się, by szczepienia na grypę były złe, ale nie są niezbędne moim zdaniem. Tym bardziej, że jak wiadomo, różnie z tymi szczepionkami bywało…
@wieszkto –> OK, to ja z kolei przepraszam (bez żartów!) za pewną nerwowość mojej odpowiedzi. Dodam uwagę w tekście, bo jeśli jakieś dziecko ma zachorować przez głupotę rodzica, który czegoś nie zrozumie, to lepiej się zabezpieczać. 🙂
No;) trafiłeś jak to niektórzy mnie nazywają na mistrza w trolowaniu.. choć sam piszę o sobie że rzetelnie rozbijam zabobon… najczęściej na interii… Neil Young fajny. Ps Email (nie będzie publikowany) to i fałszywy podałem …
Szanowny Gospodarzu,
Tak trzymac! Szczepienia przeciw grypie u nas (Szwecja) sa wskazane ludziom starszym.
Na grype(?) raczej na przeziebienia jestem bardzo odporny.Rada @Rafala ciagle aktualna.
Z powodu niedyspozycji w ciagu ponad prawie 25 lat pracy pozostawalem w domu …chyba tydzien. Z kolei szczepic dzieci przeciw grypie….to chyba paranoja (nie slyszalem, by ktos to robil).
_______________________________
Ed Kowalczyk byl z wizyta u nas we wtorek
http://www.youtube.com/watch?v=1xVEsrgygaA
skoro linkujemy swoje teksty o NY, to ja też sobie na to pozwolę, choć tekst starszy niż Jana: http://muzyka.onet.pl/rock/neil-young-od-a-do-y/0d9k6
od samego początku jest to mój ulubiony album Younga