Koniec końca przemysłu muzycznego?
Pierwszy raz od roku 1999 wartość przemysłu nagraniowego rośnie. Wprawdzie niedużo – i pojawiły się pewne wątpliwości, czy to aby nie skutek przeliczeń i kursów walut* – ale jednak: przychody są 0,3% na plusie w roku 2012. Adele ratuje przemysł płytowy drugi rok z rzędu, a opublikowany dziś o 14.00 naszego czasu cyfrowy raport IFPI mówi o rynku muzycznym jeszcze sporo innych ciekawych rzeczy.
Po pierwsze, wzrost jest oczywiście efektem działania coraz potężniejszego sektora cyfrowego. 34 procent przychodów całego rynku pochodzi ze sprzedaży plików i streamingu (abonamenty, YouTube). Cyfrowa sprzedaż w USA wzrosła w ub. roku umiarkowanie – o 9%. Za to w Polsce, na jednym z najdynamiczniejszych rynków (wywindowaliśmy się w tej dziedzinie w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy z poziomu klepiska) – aż o 80%! Przychody na całym polskim rynku – z uwzględnieniem sprzedaży fizycznych nośników – zapewne już raczej malały, ale dokładnych danych szefowie IFPI nie potrafili w trakcie przytoczyć. Wciąż zatem należymy do najbardziej tajemniczych rynków.
Zresztą nie tylko u nas coś ruszyło w sferze cyfrowej sprzedaży. W ogóle w ciągu dwóch lat legalny rynek cyfrowy poszerzył się bardzo – z 23 krajów handlujących muzyką w ten sposób zrobiło się ponad 100. 63 procent użytkowników Internetu korzystało z licencjonowanego serwisu w ciągu ostatniego półrocza. Jeśli chodzi o sam streaming wzrost na świecie jest niższy niż rok temu, ale ciągle duży: 44% więcej sprzedanych abonamentów, w sumie korzysta z tej formy słuchania już 20 mln ludzi na świecie.
Po drugie, w całym raporcie ani razu nie pada słowo „piractwo”. Na telekonferencji prasowej IFPI, w której brałem udział, też unikano go jak ognia. To jest jednak pewna nowość i mentalnie cały rynek jest już po drugiej stronie. Było więc o sprzedających muzykę serwisach licencjonowanych (na całym świecie jest ich ponad 500) oraz o nielicencjonowanej sprzedaży. I o zachęcaniu reklamodawców do kupowania reklam na legalnych, a nie nielegalnych stronach – a jednocześnie nic na temat wsadzania do więzienia słuchaczy. Zresztą twarde francuskie prawo nie działa, a przynajmniej nie rozkręca w wystarczającym stopniu tamtejszego rynku – Francuzi zanotowali przez rok 2012 spadek wartości lokalnego rynku o 3% i nie są nawet w pierwszej dziesiątce!
A propos tej dziesiątki – tutaj raport IFPI przynosi wiele ciekawych wniosków. Wśród najszybciej rozwijających się rynków są przede wszystkim kraje skandynawskie (Szwecja, Norwegia – wielki rynek dystrybucji cyfrowej), a także Japonia, Australia, Indie i Brazylia. Te dwa ostatnie kraje są też – cytuję – „potencjalnym kołem zamachowym dla całego przemysłu”. Również głównie ze względu na rosnącą sprzedaż cyfrową. Dziennikarzy z Chin wprawiło to w lekką konsternację. Reszta europejskich krajów – daleko.
I jeszcze efekt tego, o czym było powyżej – nowe rynki, w tym również nieanglosaskie, mają nieco większe znaczenie. Wykonawcom z tych krajów łatwiej się przebić na rynku światowym, o czym świadczy czołówka singlowych bestsellerów z całego roku:
1. Carly Rae Jepsen – Call Me Maybe (12,5 mln)
2. Gotye – Somebody That I Used To Know (11,8)
3. Psy – Gangnam Style (9,7)
4. fun. – We Are Young (9,6)
5. Maroon 5 – Payphone (9,1)
6. Michel Teló – Ai Se Eu Te Pego (7,2)
7. Nicki Minaj – Starships (7,2)
8. Maroon 5 – One More Night (6,9)
9. Flo Rida – Whistle (6,6)
10. Flo Rida – Wild Ones (6,5)
W czołówce mamy więc Kanadę (Carly Rae Jepsen), Australię (Gotye), Koreę (Psy) i Brazylię (Michel Teló), w dodatku w języku narodowym. Szefowie IFPI tłumaczą to łatwiejszą dystrybucją, co niby jest oczywiste, ale w sumie warto dostać potwierdzenie tego faktu w twardych danych.
Na tym blogu wyniki sprzedaży są informacją z reguły drugorzędną, ale tym razem robię wyjątek, bo kilkanaście lat obserwowania pikującego w dół rynku było nie tylko przygnębiające, ale i nudne. Poza tym pauperyzacja zawodu muzyka to nie jest coś, co wydaje mi się szczególnie pociągające jako perspektywa, więc wierzę, że warunki startu i utrzymania się w zawodzie polepszą się – choćby o te 0,3%. 😉
W zeszłym roku w raporcie cyfrowym IFPI pojawiła się nadzieja – głównie za sprawą omawianych tu wielokrotnie serwisów streamingowych. Tym razem wyraźnie widać już jakiś pozytywny trend. Omawiający raport zwracali też uwagę na to, że sektor przechodzi z etapu fascynacji dostępem do muzyki w chmurze na etap, hm, „leczenia”. Pole „search” przestaje wystarczać użytkownikom, więc wg IFPI w 2013 roku będzie rosła rola społecznościowego zaplecza serwisów sprzedających muzykę, wszelkiego rodzaju podpowiedzi. Ja do tego nieśmiało dodam: krytyki muzycznej? Oczywiście szeroko i skromnie rozumianej, jako doradztwo i filtr nakładany na bezwzględne wyszukiwarki.
Nie załączam do tego wpisu płyty do posłuchania (wyjątkowo), ale za to bonusowo dziesiątka najlepiej sprzedających się w ubiegłym roku (globalnie) wydawnictw albumowych. Wiecie już pewnie, co jest na pierwszym miejscu (moim zdaniem ta gwiazda zadecydowała o wzroście przemysłu w niewiele mniejszej mierze niż cała cyfrowa dystrybucja**), ale resztę warto sprawdzić.
1. Adele – 21 (8,3 mln)
2. Taylor Swift – Red (5,2)
3. One Direction – Up All Night (4,5)
4. One Direction – Take Me Home (4,4)
5. Lana Del Rey – Born To Die (3,4)
6. P!nk – The Truth About Love (2,6)
7. Rod Stewart – Merry Christmas, Baby (2,6)
8. Rihanna – Unapologetic (2,3)
9. Mumford & Sons – Babel (2,3)
10. Maroon 5 – Overexposed (2,2)
To w sumie taka odrobina dziegciu dla równowagi. Sam życzyłbym sobie, żeby 2013 był rokiem zmiany już nie ilościowej, ale jakościowej – na powyższej liście.
Wszystkie dane za IFPI Digital Music Report za rok 2012 albo na podstawie dzisiejszej konferencji prasowej IFPI. Więcej do pobrania tutaj.
* ze strony korespondenta AP w trakcie konferencji prasowej – zarzuty nie zostały moim zdaniem w sposób przekonujący odparte, ale nawet wyjście na zero w tym wypadku byłoby znaczącą wiadomością.
** policzę bez ekonomicznego przygotowania, więc pewnie dość zgrubnie i prymitywnie: 8,3 mln nośników po – średnio 10 dolarów – to 83 mln USD. Cały przychód rynku wyniósł 16,5 mld dol. Więc Adele stanowi jakieś 0,5%. Ergo: gdyby nie Adele, w tym roku przemysł płytowy znów byłby na minusie!
Komentarze
ale ale: „Many non-digital revenue channels are also increasing” – czyli evviva winyle i winyle XXI wieku, czyli kasety?
o raporcie szwedzkiego IFPI pisalem 16 stycznia —-ciekawe, bo tutaj krajowa produkcja cieszy sie wielkim powodzeniem —zycze tego Polsce
Końce często mają to do siebie, że albo są głośne i nieprawdziwe (bo wieszczone przez nieżyczliwych, którzy potrafią całymi latami, przy każdej okazji powtarzać „To już początek końca pana Kowalskiego”), albo są ciche i prawdziwe (np. ja się dopiero dzisiaj dowiedziałem, że Indigo Tree nie istnieje – od prawie dwóch lat).
A Adele dostała Oscara, bo konkurencja była słaba (poza „Nędznikami”) i nieliczna. Na szczęście to już początek jej końca 😉
@lukasz kasper –> evviva, ale poczekajmy na dokładne dane, dziś piszę do IFPI w tej sprawie, na pewno coś mają w sprawie winyli, a może i kasety się załapały do raportu
@ozzy –> Szwedom dzisiaj wszyscy gratulują. Napędzany technologią wzrost sektora w Szwecji – 11 proc., w Japonii – 4 proc.
Dzięki. Mnóstwem elementów tłumaczyć można odwrócenie trendu – od streamingu po zwyczajny rezultat dobicia rynku do racjonalnego poziomu, bo ten z przełomu wieków był sztuczną bańką napędzaną kompaktowym recyklingiem, siłą przedinternetowych mediów i wal-martem.
Ale można też skomentować krótko: Adele. Sama sprzedaż jej albumów odpowiada za prawie 1% z tych sumarycznych $16.5bn, gdy przecież w 2012 roku już jej nie powinno być widać nawet w pierwszej dziesiątce po zaliczeniu wszystkich choinek już rok wcześniej.
Z Japonią trochę jak u nas: wychodzą z totalnego zacofania. Bardziej chyba niż ktokolwiek inny bronili się przed muzyką cyfrową – kluczowy katalog Sony Music Japan dopiero od kilku miesięcy dostępny jest w tamtejszym iTunes. Po ośmiu latach uporu. Uporem tym przedłużyli wprawdzie kompaktowe prosperity o dobre kilka lat, ale od 2007 roku rynek topnieje w oczach i czeka ich teraz cały ten mozół, który na Zachodzie właśnie się kończy.
Przy czym do zasług Adele dorzucić trzeba jeszcze chociażby „Skyfall” w rozmaitych intratnych wcieleniach. Od samej sprzedaży singla (już ponad 2 mln kopii), przez nieprawdopodobną liczbę emisji radiowych, aż po wywindowanie sprzedaży ścieżki dźwiekowej „Skyfall” do poziomu nienotowanego w świecie Bonda od prawie trzydziestu lat.
Kurs mógł mieć znaczenie, bo średni kurs dolara względem innych walut był dość słaby, więc sprzedaż w innych walutach w przeliczeniu na dolary warta była relatywnie coraz więcej. Ale uwzględniając inflację, która na świecie była rzędu 4-5%, a w USA i krajach UE między 2 a 3%, to w ujęciu realnym przychody spadły. Wzrosło też globalne PKB, więc w stosunku do całego „tortu” to muzyka stanowiła w 2012 mniej niż przed rokiem (i przed dwoma, trzema itd.). Sympatycznie, że nominalnie po raz pierwszy od dawna ludzkość wydała więcej na żywotnie interesujący nas tutaj rodzaj konsumpcji, ale te 0,3% wzrostu to trochę za mało żeby powiedzieć, że to już nie jest branża schyłkowa (w ujęciu ekonomicznym oczywiście). Chętnie bym rzucił okiem na te szczegółowe dane 😉 zwłaszcza takie, które by pokazywały też przychody z wykonywania muzyki