6 powrotów Rodrigueza

Koledzy narzekają na Oscary. Nie moja bajka, ale muszę przyznać, że nie było tak dobrej piosenki z Bonda od prawie 50 lat, a dla odkrycia Sixto Rodrigueza przez reżysera filmu „Sugar Man” oczywiście warto przymknąć oko na przewidywalność tych nagród. Warto jednak również przypomnieć, że ten powrót filmowy nie jest jedynym w historii amerykańskiego barda z Detroit. Ba, nie jest nawet drugim i trzecim. Cały pożytek z przemysłu filmowego polega więc na tym, że dopiero ten oscarowy come back przynosi niezłym piosenkom, jakie pisał i nagrywał na początku lat 70., światową popularność.

Powrót 1. Najważniejsze przemilczenie filmu Malika Bendjelloula, bez którego jednak (tu rozgrzeszam reżysera) nie dałoby się zbudować takiej dramaturgii – czyli fakt, że główny bohater zaliczył już wcześniej jeden triumfalny come back – pod koniec lat 70. w Australii, gdzie nagrał płytę koncertową „Alive”. Wszystko wskazuje na to, że jego sława w Australii i Nowej Zelandii nie była w latach 70. dużo mniejsza niż ta w RPA. Koncertował m.in. w towarzystwie grupy Midnight Oil.

Powrót 2. Wielki powrót w RPA relacjonowany w filmie to – nie zapominajmy – już rok 1998. To wtedy Rodrigueza sprowadzono do Południowej Afryki i wtedy nagrano kolejny album koncertowy, z którego zysk wpływał już po bożemu na konto artysty. Popularności w USA ciągle nie było, ale w tym miejscu kończy się romantyczny mit faceta od rozbiórki domów. Jak mówił później w wywiadzie dla pisma „Alarm”: I wrote 29 tunes back then and thanks to the South Africans, I’m finally making a living..
(Napisałem wtedy 29 piosenek, a dzięki mieszkańcom RPA w końcu zarabiam nimi na życie.)

Powrót 3. Niezłomny poszukiwacz ciekawych staroci David Holmes – przy okazji twórca soundtracków do serii „Ocean’s 11” – wydaje w 2002 roku, na fali popularności filmu Soderbergha, świetnie ocenianą i wielokrotnie recenzowaną kompilację „Come Get It I Got It”. „Sugar Man” Rodrigueza ją otwiera, ale statusu artysty meksykańskiego pochodzenia na Zachodzie to nie zmienia.

Powrót 4. W roku 2006 do kin wchodzi film „Candy” z Heathem Ledgerem, który otwiera [EDIT: tu są wątpliwości – komentarze sugerują, że jednak nie rozpoczyna, ale nie mam filmu pod ręką – bch] ta sama piosenka Rodrigueza. Niestety, film zdobywa wprawdzie parę nagród (w tym za oryginalną muzykę), ale nie polepsza statusu wokalisty.

Powrót 5. Mała wytwórnia Light In The Attic specjalizująca się w muzycznych starociach wydaje w 2009 roku reedycje dwóch płyt studyjnych Rodrigueza i jak zwykle w wypadku swojego katalogu odnosi, powiedzmy, umiarkowany sukces. W wywiadzie udzielonym Robowi Hughesowi (ale nigdzie wówczas nieopublikowanym, co świadczy o podejściu mediów do Rodrigueza w roku 2009 – do zlokalizowania przez Rocksbackpages) bohater „Sugar Mana” mówi tak:
I still feel like I’m not worthy. Everything’s happening, but I asked for it and I wanted it. And here it is. It’s groovy. Things are really taking off. I’m kind of curious to see how it’s going to work out. I mean, I did one recent gig and just 75 people showed. It’s not like I’m knocking them dead just yet!

Powrót 6. Czyli wszystkie dotychczasowe działania przyciągnęły na koncert w USA 75 osób? Spokojnie, Oscar tę publiczność przemnoży, w skali światowej pewnie przez co najmniej 10 tysięcy, o ile znam się na rzeczy. Nawet w Polsce mamy już płytę – kompilację „Searching For Sugar Man” z podtytułem (nieco mylącym) „All Songs By Rodriguez”. To muzyka z filmu opublikowana przez koncern Sony z małym znaczkiem wytwórni Light In The Attic, dla której ten moment jest szczególny. Sam widziałem stosy winyli z dwiema reedycjami LITA w Niemczech, sprzedają się jak świeże bułeczki po 25 euro. A to dopiero początek. Wreszcie zacna firma ze Seattle, która od lat konsekwentnie wydaje reedycje takich właśnie zapomnianych artystów (polecam rzut oka na katalog – paru innych Rodriguezów się tu znajdzie!).

O innych fascynujących historiach zagubionych muzyków już w środę w papierowej „Polityce”.

RODRIGUEZ „Searching For Sugar Man – Original Motion Picture Soundtrack”
Light In The Attic/Sony 2013
Trzeba posłuchać: żelazne klasyki pod numerami 1-6.