Co się mieści w 20 milionach piosenek?
Wejście do Polski Spotify było jednym z najzabawniejszych wydarzeń muzycznego biznesu ostatnich miesięcy. Oto wczoraj Spotify ogłosił w prasowym mailingu, że wczoraj wszedł, choć tak naprawdę pojawił się już dzień wcześniej. Jeszcze wcześniej natomiast zakomunikował swoje plany – podobno w czwartek, na zamkniętej i tajnej (sic!) konferencji, na której rzekomo dziennikarze (o ile jacyś byli – nie znam) mieli podpisywać embargo dotyczące informowania o dniu premiery, o której przecież mówiło się w Polsce już nie miesiące, tylko lata. I w której zdążyli Spotify wyprzedzić wszyscy liczący się europejscy konkurenci. Ale jak zwykle właściwe pytanie brzmi nie „czy było zabawnie”, tylko „czy było warto?”.
Mamy już trzech dużych europejskich graczy (Deezer, WiMP, Spotify), każdy ma swoje zalety (Deezer prostą dostępność z poziomu przeglądarki, WiMP niezłą polską obudowę redakcyjną, Spotify przejrzysty interfejs) i każdy reklamuje się bazą plus minus 20 mln piosenek. Czyli „prawie wszystko”. Kiedyś fizyczne sklepy z płytami reklamowały, że mają pięć tysięcy płyt i to było ówczesne „prawie wszystko. Warunki się bardzo zmieniły, tylko do wszystkiego dalej daleko. Różnica jest taka, że sklep fizyczny przetestować było łatwo – wchodziłem i, gdy podchodził sprzedawca, rzucałem hasło „Hawkwind” albo „Legendary Pink Dots”. I miałem go z głowy. Teraz trzeba się mocniej napracować. Ale w 15 minut ułożyłem testową dziesiątkę i postanowiłem sprawdzić, komu warto płacić abonament.
1. Na początek The Legendary Pink Dots. Czyli starzy brytyjsko-holenderscy hipisi i stare hasło odstraszające natrętnych sprzedawców. Deezer wypluł 7 płyt, w tym jedną z moich ulubionych „Form Here You’ll Watch the World Go By”. Nieźle. WiMP ma tylko jedną – „Crushed Mementos”. Spotify mnie rozłożył na łopatki – 34 albumów LPD sam nie mam na półce. Są wszystkie klasyki, nie mam pytań. 1 punkt dla Francuzów, 0 dla Norwegów i aż 2 punkty dla Szwedów.
2. Od dawna zwracałem uwagę na to, że streamingowcy mają duże problemy z katalogiem jazzowym. Wpisałem więc tytuł klasycznej, ale rzadko pojawiającej się w sklepach płyty Carli Bley „Escalator Over The Hill”. Deezer zaproponował tylko trzy utwory z udziałem Carli z innych płyt. Marniutko. WiMP ma Carlę tylko na płytach Dona Prestona, owszem, rzadkich, ale to nie ten temat. Spotify też tego konkretnego albumu nie posiada, ale zaproponował w całości dwa inne. Tyle że dwa inne mnie nie urządzają, gdy szukam konkretnego. Zero dla wszystkich.
3. Weźmy coś polskiego, z niezależnych. Etamski. Dystrybucja Rockersa, więc nawet w fizycznych sklepach się pojawia. Streaming nie zna. Zero tu, zero tam, w Spotify inny Etamski. Trzy zera.
4. Teraz nieoczywista klasyka. Moje ulubione II Trio na skrzypce, wiolonczelę i fortepian op. 67 Szostakowicza. Mało tego jest na płytach, więc streaming może się przydać. Oczywiście szukać trzeba przez angielską pisownię nazwiska. Tylko Deezer ma jedną płytę „Szostakowicza” – ale ta z kolei nie wyszukuje się przy zapisie angielskim. W każdym serwisie Trio No. 2 (również wg angielskiej nomenklatury) występuję kilkanaście razy, w wersji pełnej lub szczątkowej, w każdym serwisie. Punkt dodaję WiMP-owi za przejrzystość wyszukiwania – dostałem je od razu czytelnie podzielone na wykonawców. A zatem 1:2:1.
5. Czwarty test, czyli bieżączka – nowa płyta Grouper „The Man Who Died In His Boat” z Kranky. Krótka piłka – mają wszyscy. Deezer dodatkowo wypluwa jeszcze split z Inca Ore, a Spotify z grubsza komplet płyt. Zatem proponuję punktację 1:1:2.
6. Reedycje grupy Codeine. Bo Jacek Hawryluk przyniósł ostatnio do HCH i pewnie sam będę szukał. Wytwórnia Numero, maleńka, sprawdźmy. Deezer wyrzuca magmę wyników z Codeine w nazwie, ale samej grupy nie rozpoznaje. WiMP ślicznie wypluwa oba katalogowe albumy. Spotify – tylko EP-kę dla z Sub Popu. Ponieważ tej ostatniej WiMP z kolei nie ma, dajmy 0:2:1.
7. Teraz trudne zadanie – powiedzmy, że chciałbym posłuchać Keitha Fullertona Whitmana, bo właśnie usłyszałem nazwisko. Wow! To działa. Deezer proponuje aż pięć albumów. WiMP przebija ich z ósemką, a Spotify ma ponad dziesięć, przy czym część z nich mylnie klasyfikuje jako single. No ale 0:1:2 w takim razie. Zadanie nie było taki trudne.
8. To może polska klasyka? „Astigmatic” kwintetu Komedy. Komplet utworów filmowych ma każdy z serwisów, ale słynnej płyty z serii Polish Jazz brak na Deezerze. Ups, poważny brak. 0:2:2.
9. Dajmy fory Francuzom, bo coś kiepsko przędą. Serge Gainsbourg i jego „Histoire de Melody Nelson”. Zut! Nawet Francuzi tego nie mają. U wszystkich jest tylko „Ballade de Melody Nelson” jako oddzielny utwór, ze składanek. A tych ostatnich w każdym serwisie tyle, że nie chce mi się liczyć. Więc po punkcie.
10. Ostatnia próba musi mi się przydać do opisania jakiejś płyty na dziś, więc wykorzystam ją na premierę z tego tygodnia, której nie chce mi się zamawiać w zagranicznych sklepach. Fińska grupa K-X-P – koncert we Wrocławiu (przy okazji Europejskiego Kongresu Kultury) pozostawił mnie dość nieczułym na ich wizję krautrocka opartego na patentach z Neu! i Can, ale dajmy szansę albumowi „II”. Pod warunkiem, że będzie. Na Deezerze – nici. Na WiMP-ie – tylko singlowy „Melody”, tak a propos tego Gainsbourga. Trochę denerwujący numer łączący w sobie motoryczną rytmikę i utopiony w kilku warstwach syntezatorów pompatyczny refren powtarzany do znudzenia. Na Spotify jest cały album (zatem 0:1:2). A na nim nieco ciekawsze wycieczki w rejony klasycznie postrockowe („Staring At the Moon”), parę oczywistych nagrań z linii Neu!-Stereolab, ale też ukłony w stronę disco z okolic Lindstroma. I wciągający, ale jakoś raptownie urwany „Dark Satellite” na końcu. Tyle że wszystko nieco przesadzone w aranżacjach i podniszczone kompresją – nie wiem, czy pochodzącą ze streamingu, czy już z oryginalnego nagrania, ale ten tryb słuchania niestety nigdy nie rozwieje tego typu wątpliwości.
W pewnym sensie K-X-P to idealna płyta do streamowania. W kilku momentach brzmi intrygująco, nie wywołuje jednak u mnie potrzeby posiadania, dotknięcia, odsłuchu w lepszej jakości. Świetnie zilustrował muzycznie całą procedurę testową.
Aha, wyniki. Deezer: 4 punkty, WiMP: 10 punktów, Spotify: 13 punktów. Wychodzi więc na to, że może jednak jest się czym podniecać w wypadku Spotify – ale proszę pamiętać, że taki wybiórczy test z 20 milionów nigdy nie będzie do końca wiarygodny dla każdego. Przed wydaniem swoich 19,99 zł każdy powinien wykonać swój.
K-X-P „II”
Manimal Vinyl 2013
Trzeba posłuchać: „Dark Satellite”, „Staring at the Moon”.
Komentarze
z deezerem problem jest też taki, że cała baza nie jest dostępna w darmowej subskrypcji, więc jedyny sposób, by sprawdzić to wiarygodnie to wykupienie konta premium. WiMP nie sprawdzałem, więc nie wiem, jak wypada. w moim prywatnym porównaniu więcej punktów zebrał spoti.
Warto byłoby sprawdzić jeszcze metal. A poza tym faktycznie spotify myli single z albumami, poza tym nie moge sie doczytać, ktory album z którego roku, nie ma wyjaśnione czy to reedycja czy nie. Przy płytach, które znam nie problem, ale przy rzeczach, za którymi buszuję z ciekawości musze sprawdzać gdzieś na necie. No ale ja na razie korzystam tylko z appki na telefonie i to te próbne 48h. Może na stronie jest przejrzyściej.
Obszerny katalog Muslimgauze 😀
Aha, ja na namolnych sprzedawców wypluwałem z siebie nazwę Das Ich.
Ps. Chodziło mi o to, ze jak jest to reedycja, to nie ma wzmianki przy albumie. Jeśli reedycja pierwszego albumu jest w 2013, a sam album wydany w powiedzmy 1980, to jak nie znasz, to nie wiesz. Trochę niejasno to napisałem w komentarzu wyżej.
🙂
Brawo Szwedzi za Spotify: Ek & Lorentzon
ps dziala swietnie na telefonie G4
Prosze nie zapominac o iTunes 🙂
Jeżeli Bartku uznasz ten komentarz za reklamę to usuń proszę.
Rafał: wystarczy skorzystać z usługi dystrybucyjnej, np http://8merch.com, która dociera do ponad 6500 sklepów i serwisów streamingowych na całym świecie. Nie musi za tobą stać duża wytwórnia. W ogóle nikt nie musi za tobą stać.
a tak dziala Spotify /Labels and artists
_______________________________
http://www.spotify.com/us/about-us/labels/
Co do Spotify, to znajdziecie tam kilka solowych płyt Grzegorza Bojanka i muzykę innych artystów z jego wytwórni ETALABEL, w więc warto poszperasz w Spotify :-).
Pozdrawiam!
Aha co do ETALABEL – http://www.etalabel.com/
To polecam zwrócić uwagę na płytę An Moku. Tutaj moja recenzja An Moku – „Mononocle”:
http://www.nowamuzyka.pl/2013/02/11/an-moku-mononocle/
Ciekawostki ze Szwecji:
____________________
a moze SATAN TAKES A HOLIDAY /SE/ i album Who Do You Voodoo (2012)
____________________
http://satantakesaholiday.com/theband/
JACOB CARLZON 3 /trio/ jazz – album „More” (2012)
________________ http://www.actmusic.com
@Rafał KOCHAN – jak wspomniał Łukasz Komła, można znaleźć rzeczy z ETALABEL, bo to wszystko zależy od tego, czy właścicielowi labelu będzie się chciało zagłębić w temat. Ja się zagłębiłem, więc nagrania są.
A tutaj prosta instrukcja jak to zrobiłem. Wystarczy podpisać umowę na dystrybucję cyfrową z dowolną firmą, która to umożliwia. Ja wybrałem awal.com bo jak dla mnie mają przejrzyste warunki, a umowa ma chyba 1 stronę, i pisana jest prostym językiem, a nie prawniczym bełkotem. Podpisuje się umowę, wysyła do nich skan dostaje konto i ładuje płyty (muza w plikach WAV, okładki w dobrej jakości i można dodać PDFy z press_info). Po weryfikacji przez firmę, płyty powoli pojawiają się we wszystkich serwisach, poczynając od iTunes, a kończąc właśnie na Spotify.
Co miesiąc dostaję informację ile należy mi się z tantiem za odsłuchy ze Spotify (i innych serwisów). Kwoty są dość zabawne, bo np. 0.273 EURO 🙂 za mniej niż sto odsłuchów – ale może teraz, gdy Spotify jest w PL, to się poprawi.
Dla przykładu wrzucam link do mojego playera na FB – fb.fanrx.com/YcCI77
Nic, tylko zadziałać. Mam nadzieję, że jakoś pomogłem.
🙂 Dobrze dziala tez Merlin http://www.merlinnetwork.org (niezalezni producenci) – m.in. WARP
W Polsce takim agregatorem jest http://independentdigital.pl/ – w katalogu ma i dużych, i małych.
dajcie znac jak ci enablerzy , integratorzy , posrednicy i inni stworza kiedyś sposobność do tego zeby odbył się choc jeden koncert promujący nową płytę , sesja nagraniowa, trasa koncertowa lub cokowlwiek innego . Czesc kasy z wydania ” zwyczajnej ” płyty idzie własnie na takie akcje na co idzie czesc kasy z iTunesa w bardzo niekorzystnym modelu revenue share? na księgowych , konsultantów którzy co dwa trzy lata obwieszczaja nowe trendy ( w istocie je kreują ) , marketing samej nazwy jednej lub drugiej firmy pośredniczącej , pewnie tez na develompent IT zeby upchnąc wiecej „kontentu” bo tak to sie nazywa w tej branży nie muzyki , płyt tylko właśnie kontentu
Bardziej „kontentowego” traktowania muzyki niż w latach 80-90, szczególnie u szczytu bańki CD, już raczej nie będzie. Dzięki „tym enablerom” mogę nagraną dzisiaj w domu piosenkę za darmo, bez kontaktów, bez inwestycji, bez nazwiska, wrzucić do ogólnoświatowego obiegu dystrybucyjnego. I jeśli tylko zechce, to będzie sobie mógł tego posłuchać Chińczyk albo Nowozelandczyk. Jeszcze przed chwilą taki zasięg mieli tylko okupanci Billboardu.
Druga generacja portalów streamingowych, przynajmniej części z nich, będzie zintegrowana z promocją koncertów, sprzedażą biletów, koszulek, itd. A więc poza ułamkowymi tantiemami (które jednak dla wielu – również Polaków – sumują się już teraz w porządne comiesięczne pensje) pojawi się możliwość konkretniejszego „monetyzowania” sieciowej sympatii.
„Druga generacja portalów streamingowych, przynajmniej części z nich, będzie zintegrowana z promocją koncertów, sprzedażą biletów, koszulek, itd.”
bandcamp (jeśli potraktować go jako portal streamingowy, a nie platformę sprzedaży plików) częściowo już ma takie opcje, poza plikami można tam sprzedać fizyczne nośniki, mercz wszelkiej jakości.
A teraz dołożyli jeszcze element mecenatu, którym oprócz pozytywnego wchodzenia na ambicję przywrócili jeszcze wirtualnemu światu pierwiastek kolekcjonerstwa – super sprawa.
no, ale aż tak różowo to chyba nie jest – patrz szczególnie akapit „Siedem centów na głowę” z poniższego artykułu :
http://wyborcza.pl/1,75475,13317570,Gwiazdy_bez_grosza.html
a przy okazji, w jaki sposób kontroluje się ilość odsłuchanych lub sprzedanych przez tego typu platformy plików? 😉 w przypadku fizycznych nośników to proste : powierzam sprzedawcy 100 sztuk i w każdym momencie mogę teoretycznie dowiedzieć się, ile zostało przez niego sprzedanych, bo to te, których nie ma już u niego w sklepie… a w przypadku Spotify i innych Bandcampów dzieje się to chyba tylko na słowo honoru, czyż nie…? (wiem, wiem, są jakieś liczniki odsłuchów itp, no ale zainstalowane i kontrolowane chyba przez sprzedawcę… 😉 )
@loci23
czytalem ten artykul z GW i rzeczywiscie tak jest – np. Grizzly Bear w porownaniu ze szwedzka grupa Mando Diao…to ubodzy krewni. Dlaczego tak jest? Odpowiedz prosta: Mando Diao sprzedaje dobrze swoj ostatni album „Infruset” i w sklepach i na necie (cd 60 zl) + koncerty (bilety sprzedaje sie bez problemu) Grizzly Bear moze sobie pomarzyc tylko o takich dochodach.
@rafal
Twoje pierwsze zdanie wyjasnia wszystko bezblednie.
nadal to nie oni beda stanowic o sile tego co sie ukaze tylko artysci wraz z wytworniami. 2) ceny plyt spadly bo wszystko stanialo akurat koszt nagrania plyty Tilburego For Tomasz Sikorski najmniej 3) bandcamp fajny pomysl sam sie tam pojawie z plytami poki co jest boomkat ktorego umowa wyglada uczciwie z reszta jest bardzo roznie prosze mi wierzyc
ja pisze o zupelnie zachwianych proporcjach nie spieram sie o szczegoly czy wiecej wytwornia czy kto inny bo wiadomo ze artysta jest najwazniejszy zwlaszcza w swiecie w ktorym obaj funkcjonujemy muzycznie Poki co trudno mi sobie wyobrazic ze AMM sam sobie robi benefis Sikorskiego w Warszawie lub ze robi to Minister Kultury robia to pasjonaci -zajecie na kilka miesiecy
To fakt, że streamingowcy dyktują ceny (mają świetną wymówkę: „to wolicie, żeby was ściągali za darmo?” – nb. celną, bo za nimi jest już tylko The Pirate Bay). Ale z drugiej strony – wyrównują dostęp. To samo narzędzie pozwoliło mi dziś posłuchać nowego Foals (i już wiem, że nie kupię), jak i starego Belbury Poly (którego zapomniałem zabrać z domu), a także przetestować przed zakupem kilka płyt. Argumenty Krukowskiego były dyskutowane na blogu u Mariusza: http://www.ziemianiczyja.pl/2012/11/looper/ – ja się z nimi w dużej mierze zgadzam, szczególnie w konstruktywnej części: sprzedawajmy mniej, ale za to wydawajmy lepiej i na swoich warunkach. Zyski z serwisów streamingowych będą zgarniali najwięksi, ale narzekanie na to jest taką damą donkiszoterią jak mówienie: nie wysyłajmy swoich płyt do radia, skoro większe tantiemy zgarnie Lady Gaga.
Jestem daleki od bezkrytycznego podejścia do nowej formy sprzedaży (mój największy problem to idąca za nimi konfekcjonalizacja muzyki i możliwa degradacja jakości wyjściowych nagrań – „bo po co dobrze nagrywać, skoro ludzie w złych warunkach słuchają”), ale myślę, że nie ma sensu narzekać na zjawiska naturalne. Trzeba im się przyglądać i wyciągać wnioski.
„A to z kolei prowadzi do tego, że te serwisy rewolucji żadnej nie zrobią na poziomie udostępniania całej gamy muzyki. Będą udostępniac to,co do tej pory jest dostępne w sklepach w postaci płyt, tylko w większej ofercie i taniej dla potencjalnego odbiorcy. ”
Nie rozumiem. Już teraz każdy z tych serwisów ma po 20 milionów utworów, często zupełnie niszowych, a ciągle się ścigają. Tylko słuchasz decyduje, co z tej oferty u niego zagra, i tylko od artysty zależy, czy w tej dostępnej słuchaczowi puli się znajdzie. Nie ma żadnej cenzury. A „kształtowanie gustu” odbywa się co najwyżej na poziomie strony głównej i playlist, na które świadomy słuchacz i tak nie zwraca uwagi. Nakręcanie zainteresowania odbywa się poza tymi serwisami. I bądźmy szczerzy: nigdy tak łatwo i tanio nie dało się powalczyć o uwagę jak obecnie w sieci. Kończy się możliwość zwalania winy za ewentualne niepowodzenie na gatekeeperów. Marudzić można co najwyżej na absurdalną konkurencję związaną z muzyczną nadpodażą – tyle że każdy marudzący się do niej przykłada.
Nie jest też prawdą, że „z tego typu serwisów co najwyżej mogą być usatysfakcjonowani ci, którzy funkcjonują w mainstreamie”, bo akurat oni mają w tej chwili najwięcej do stracenia – setki tysięcy wciąż sprzedawanych CD/mp3. Średnia półka, jak wspomniałem, często wyrabia już na streamingu niezłe miesięczne pensje, również u nas (przynajmniej kilkunastu nieistniejących w mainstreamowych mediach hiphopowców mogłoby żyć tylko z YouTube). Gdyby Grizzly Bear uczciwie podliczyli centy ze wszystkich serwisów, to na pewno okaże się, że zarabiają po kilka tysięcy dolarów na miesiąc (bez potrzeby produkcji, dystrybucji, sprzedaży nośników). A przecież tego typu zespoły i tak utrzymują się obecnie głównie z koncertów i koszulek – streaming zastępuje w tym momencie radio w roli tuby promocyjnej.
Poza wszystkim warto pamiętać, że znajdujemy się na bardzo wczesnym etapie samego medium. Gdy z serwisów streamingowych korzystać będzie nie kilkadziesiąt, ale kilkaset milionów ludzi – a docelowo pół świata – to również na rachunkach pojawią się dwa dodatkowe zera (przed przecinkiem). I ze śmiesznych kilkudziesięciu dolarów na kwartał zrobi się kilka tysięcy.
„Innymi słowy, obecny system jednowymiarowego kształtowania gustów wedle obowiązujacych modeli kulturowych nie zmieni się, zostanie nawet jeszcze dobtniej utwierdzany.”
Przegapiłeś ostatnie 10 lat.
„Czy potrafią zmienić dotychczas funkcjonujący mechanizm kształtowania popkultury?”
Żeby już się nie rozwodzić: Gangnam Style.
Dyskusja mija się z celem tylko wtedy, gdy dyskutanci nie są otwarci na zmianę własnych przekonań (patrz np.: „Będą udostępniac to,co do tej pory jest dostępne w sklepach w postaci płyt” – to już od lat jest rażąco nieaktualne). Żeby ze swojej strony domknąć: jestem przekonany co do tego, że im bardziej niszowy artysta, tym większym błogosławieństwem mogą być dla niego coraz to rozmaitsze narzędzia podsuwane przez internet. Tylko trzeba umieć, a przede wszystkim chcieć z tego skorzystać. No i jak przez ostatnie sto lat mieć trochę szczęścia, tylko tutaj nic się nie zmienia.
Odpowiedź: Tyle, ile one same do Spotify wstawiły.
Chociażby do zainteresowania przypadkowego słuchacza swoim pornograficznym tytułem, z którym przez całe dziesięciolecia słuchacz ten nie miałby żadnej szansy się zetknąć i już sama możliwość takiego zdarzenia jest pewną rewolucją.
BORBETOMAGUS – 0
The NIHILIST SPASM BAND – 0
HIJOKAIDAN – 1
Francuskiego Deezera możesz sobie przeglądać bez instalacji: deezer.com
@Rafał –> 90 zł to nieproporcjonalnie dużo dla małych, ale z drugiej strony – jak patrzę na to, ile pieniędzy (zwykle własnych) i energii wkładają znani mi niezależni w promowanie muzyki, w którą wierzą, to nie wydaje mi się to sumą zaporową. A z punktu widzenia promocji niszowej muzyki (bo przecież nie o kasę się walczy w tej części rynku) zysk długoterminowy może się spory. Popatrzmy na to bardziej jak na radio – te 90 zł ma się w tym wypadku zwrócić raczej ze sprzedaży kilku czy kilkunastu fizycznych nośników (bo ktoś pozna, zapragnie kupić) niż z samego systemu streamingowego. Jeśli wrócimy do przykładu Galaxie – te centy nie robią dobrego wrażenia, ale jeśli po tych tysiącach odtworzeń zespół sprzedał 10 płyt, to robią się dolary. Ten system warto obserwować, choćby dlatego, że nie ma alternatywy.
@ozzy – bardzo fajny rock n roll ten Satan Takes a Holiday!
brakowało takiej luźnej płyty w 2012!
Hej
byc moze ta dyskusja dotyczy polskiego rynku – nie znam, mieszkam poza Krajem bardzo dlugo. Szwecja nalezy do czolowki swiatowej w sprzedazy muzyki w roznej jej formie od fizycznych nosnikow pod obecne dostepne via internet /Spotify, iTunes/. W jednym z poprzednich wpisow podawalem krociotka statystyke sprzedazy muzyki za rok 2012. Bezsprzecznie sprzedzaz via internet wzrasta na „niekorzysc” nosnikow fizycznych cd/winyl, ale wcale to nie oznacza, ze te znikna. Znam wielu kolekcjonerow jeszcze z poczatka lat 80, ktorzy kupowali i ktorzy kupuja w przeroznych formach konkretny album.
Kiedys bylo tak: kupowalo sie wszystkie dostepne (przed cd) kaseta+winyl, pozniej przyszly cd etc etc. Zawsze dwa egz. – jeden do kolecji zapieczetowany. Np. plyty Presleya, Beatles – a znam kolekcjonerow, ktorzy maja wydania Sun czy Parlophone (nie rozpieczetowane)
Podany przyklad Mando Diao jest symptomatyczny (moga sie obejsc bez Spotify, bez iTunes) sprzdadza i tak duzo cd, zgromadza i tak wielu fanow na koncertach. Nie wazne czy to Lady Gaga czy ktos z innej polki np. industrialnej (@Kochan) – ta pierwsza i tak sprzeda wiecej i wiecej zarobi. Ciekawa sprawa, ze najlepiej sprzedajaca sie muzyka w Szwecji jest dance band music i metal i organizatorzy tychze koncertow zawsze wychodza na PLUS. Moge dodac, ze dance bands szwedzkie to jest tradycja ponad polwieczna i publika nigdy nie zawodzi. Nawet Lady Gaga moze sobie pomarzyc o takiej ilosci plyt z tego gatunku, ktory sprzdaje sie znakomicie dzisiatkom wiodacym grupom w Szwecji. Metal/hard/ to drugi gatunek, ktory przynosi krociowe zyski wykonawcom, producentom i wytworniom a Spotify, i Tunes to tylko dodatki.
Innym pozostaje, bardziej na dobre, wlasnie dyskutowane Spotify, iTunes – bardzo demokratyczne formy zaistnienia wielu nowym zjawiskom na rynku muzycznym. I dobrze, ze tak jest. Sam tez wielokrotnie znalezc na Spotify wykonawcow, o ktorych chcialem sie nieco wiecej dowiedziec….i nie znalazlem.
Bo idealnych rozwiazan w prezentacji muzyki, sztuki nie ma a wazne by byla bardziej dostepna, bardziej moze „demokratyczna” ….bywa tez niemozliwa, kojarzona z postulatem zerowosci (@Rafal), ktora nie jestwo znalezc na Spotify.
Tyle moich bardzo luznych refleksji.
@Rafał –> I tu pojawia się paradoks: ci, którzy naprawdę CHCĄ być w głębokiej niszy mają jedną decyzję do podjęcia: wystarczy, że nie wejdą do tego i ich szanse na zauważenie dramatycznie maleją i etos – jeśli taki mają – zostaje zachowany. Powiem więcej: Dla prawdziwego kontestatora w tych czasach najlepszym rozwiązaniem byłoby niewchodzenie do Internetu. Dla sztuki w czystej postaci, o której opowiadasz, nie jest on konieczny. Potencjalni wielbiciele znajdą ich i bez Internetu, 🙂 W pewnym sensie taka brawurowa decyzja – mówię to zupełnie poważnie – podwyższyłaby wartość, niezależność, niekoniunkturalność tego, co robią.
sz 🙂
ciesze sie, ze Ci sie spodobalo.
Teraz slucham potrojny album 100% Pure Dubstep mixed by DJ Hatcha (Nero, Magnetic Man, Flux Pavilion, Katy B , Pendulum….
Tylko wartości artystycznej nie podwyższy, bo ta jest niezależna od sposobu dystrybucji. 😉
na marginesie internetu— 🙂
____________________________
jeden z moich poczytnych pisarzy amer. Paul Auster – do dzisiaj nie uzywa komputera, nawet nie ma w swoim gabinecie na Brooklynie ( wszystkie powiesci pisane na klasycznej maszynie do pisania Remington) nie uzywa tego narzedzia i nie cierpi Wikipedii.
@Rafał –> To było zwykłe ad absurdum, nie myślałem, że potraktujesz poważnie to,co przed uśmiechem. Tylko końcówka była poważnie, co zaznaczyłem.
@Obaj –> Skandynawowie wymyślili również serwisy streamingowe.
Breaking news—–
__________________
w Islandii ma byc totalny zakaz pornografii na internecie (chyba jest w Chinach) – czy to jest ograniczenie wolnosci? 😉
„w przypadku Spotify i innych Bandcampów dzieje się to chyba tylko na słowo honoru, czyż nie…?”
po pierwsze, w bandcampie nie zarabia się na odsłuchu, lecz na sprzedaży plików (i innych gadżetów), zgodnie z regulaminem, pieniądze idą na twoje konto (a co dziesiata transakcja na konto bandcampa), więc dokładnie wiesz, ile sprzedałeś plików. płyt też, bo musisz je wysłać szczęśliwemu nabywcy 🙂
@Rafał –> Wartość z założenia jest pochodną dostępności, w szczególności w wypadku tego, co się uważa za sztukę zbieraną przez kolekcjonerów. Pomyśl, o ile spadła wartość „Mony Lisy”, kiedy znaleziono drugą. Nie jestem obsesjonatem ekonomii, ale w dużej części obejmuje ona sztukę, co z łatwością zweryfikujesz, sprawdzając cenę najrzadszych limitowanych wydań Merzbowa i tych bardziej „masowych”, dajmy na to w Important Records (przykład). Pod tym względem coś, czego nie można zdobyć przez Internet, może być za chwilę – albo już jest – o wiele cenniejsze. To zresztą także klucz do fenomenu doświadczenia koncertowego, którego cena nie maleje (jak muzyki zapisanej na nośnikach – coraz tańszych, bo o tym rozmawiamy), tylko rośnie. Nie jest zastępowalne i nie możesz koncertu w pełnym znaczeniu tego słowa przeżyć przez Internet.
Co do niezależności i wolności – uniezależnienie od technologii może być dziś skrajną postawą niekomercyjnego artysty. I moim zdaniem wcześniej czy później takie postawy się pojawią (a zapewne już są, tylko o tym nie wiemy – chociaż myślę, że akurat Ty powinieneś szybciej coś takiego dostrzec niż ja).
@Rafał. –> To, że nie chodzi o wartość artystyczną, też zaznaczałem wyżej. 🙂
Koncentrujesz się na technologii tworzenia muzyki, a mnie się wydaje, że znacznie ciekawsza jest dystrybucja. Tworzyć zawsze jedni będą na nowoczesnych instrumentach, inni na tradycyjnych. Natomiast udział w masowej dystrybucji (czytaj: wchodzenie do puli 20 mln utworów) lub świadome z niej rezygnowanie może być decyzją artystyczną do podjęcia niezależnie od rodzaju muzyki. Rynek muzyczny w swoich ciekawych i rozwijających się rejonach nie żyje z duplikacji nośników, więc będzie imho przejmował coraz więcej mechanizmów z rynku sztuk wizualnych.
Co Harbinger Sound, nie znam wytwórni (choć paru wykonawców owszem), ale widzę, że w sieci wykonują normalną promocyjną robotę: Tumblr, YouTube, Boomkat. Kanały nienachalne, ale jednak. Spodziewałbym się ich w niebawem w streamingu.
Nordic Music Prize / Oslo
FIRST AID KIT
@Rafał –> Zapytaj przy okazji, ciekaw jestem opinii szefa takiej wytwórni. mam swoje zdanie, ale jestem bardzo otwarty na inne wizje istnienia na scenie muzycznej. Do mail-orderu, jak wiesz, mam sentyment 😉
Przy okazji: wiesz coś o polskim dark-ambientowo/industrialnym projekcie Synek? Rzecz wyszła tylko na kasecie, właśnie do mnie idzie z Boomkata. Jedna osoba? Więcej? od dawna działa?
@ wieczór
wiem, czym zajmuje się Bandcamp, nie pytałem również o nośniki fizyczne, bo z nimi sprawa jest jasna…
pytałem właśnie o to skąd „DOKŁADNIE wiesz, ile sprzedałeś plików” 😉 skąd Ty np. wiedziałbyś dokładnie, gdybyś był (może jesteś) wydawcą lub artystą udostępniającym swoje nagrania w ten sposób… pytałem o to, jak wydawcy (szczególnie tzw. niezależni) mogą kontrolować, czy tego typu serwisy obchodzą się z nimi uczciwie czy nie… z pewności, jaka emanuje z Twojego wpisu, wnoszę, że wiesz dobrze, jak to kontrolować…
serwis X deklaruje, że wpłata za co dwudziesty trzeci download zasila jego kasę jako prowizja, pozostałe wpłaty idą do autora – a co jeśli jest dokładnie odwrotnie? 😉 jak to sprawdzisz?
jakoś nie ufam platformom, które muzykę nazywają „kontentem”… 😉
@Rafał –> No proszę, twarde słowa. Co do Synka – zaskoczyło mnie to i zainteresowało, projekt jest podpisany jako polski, więc zakładam, że coś wiedzą. Za dark ambientem jako całym zjawiskiem nie nadążam, ale zawsze chętnie się dokształcę.
@ loci23
nie wiem, jak wydawcy mogą to sprawdzić, nie jestem jednym z nich. skoro coraz więcej wytwórni/artystów (mniejszych i większych graczy) wybiera bandcamp jako platformę sprzedaży, to można podejrzewać, że postępują ze swoim klientem uczciwie.
znalazłem takie coś: „Bandcamp’s up-to-the-instant stats system reveals who’s linking to you, where your music is embedded, which tracks are most and least popular, and what’s being downloaded and when.” czyli sprawdzić można.
w dystrybucji muzyki niefizycznej bardzo podoba mi się to ze tak się tak róznorodnie rozwija – choc w więkoszosci przykładów ten rozwój jest dla mnie nieprzekładalny na rynek małych wydawnictw. Przykłady z Bilborda sa tu w ogole z syfitu przepraszam Mariusz …
Boomkat jest dla mnie sklepem jak kiedys byłby nim RoughTrade albo These. Daja swoje rekomendacje i ma bardzo dużą siłe sprawczą przekładającą się na konkretna sprzedaż. Nie chciałbym byc skazany na iTunesa lub posredników którzy mają „20 milionów pisenek” i nie robią z tym nic wiecej niz umieszczaja na swoich platformach. Życzę z całego serca temu sklepowi jak najlepiej oraz tego żeby znajdowali się tam z czasem inni polscy wydawcy chociaż naprawdę nie jest to łatwe.
P.S. Co do Borbetomagusa marzy mi się wydanie tej grupy – jestem jej wielkim fanem i może uda się choc z New Monuments 🙂
@ loci23
Pierwszym podejrzanym byłby tutaj iTunes, który przez tę dekadę faktycznie mógł dzielić się lewymi kopiami, tyle że sprawdzaniem takich rzeczy zajmuje się przecież skarbówka (-:
Kliknięcia można jeszcze jakoś ukrywać – aczkolwiek dotychczas raczej je mnożono, jak w niedawnej aferze na YouTube. Ale przelewy z kart kredytowych? Chyba nie bardzo. Jeśli wpłynęła dana kwota, to 85% tej kwoty powinno natychmiast wypłynąć do artysty. Tak duże serwisy raczej nie mogą liczyć na to, że wzrok zwierzchności wiecznie omijać będzie ich księgi.
@ Ty, Grzegorz
Yyy, jakie przykłady „z Billboarda”?
„Jeszcze przed chwilą taki zasięg mieli tylko okupanci Billboardu”
takie „zasięgi” globalne maja od zawsze chyba metalowcy i świat muzyki alternatywnej .
No… i co tutaj jest „w ogóle z sufitu”?
Mówiłem o potencjalnym, a z roku na rok coraz bardziej faktycznym dostępie do wszystkich jako-tako zainteresowanych muzyką domów jako-tako rozwiniętego świata. Takiego dostępu zdecydowanie nigdy nie mieli ani metalowcy (może poza tymi kilkoma billboardowymi), ani tym bardziej przedstawiciele alternatywy. To trochę tak, jakbyś zajmował się wydawaniem superniszowych książek w nakładzie 300 sztuk i nagle dostał dostępną tylko Harrym Potterom możliwość wylądowania na półkach wszystkich bibliotek kilkudziesięciu krajów świata. Czy lub jak na tym skorzystasz – czyli „i co z tego?” – to już oddzielny i fascynujący temat do obserwacji i dyskusji. Ale na samym poziomie „dystrybucja” wchodzimy w zupełnie nową, zabawnie zahaczającą o utopię rzeczywistość.
@ Mariusz Herma
Podejrzewam, że skarbówkę obchodzi jedynie to, by trafił do niej podatek z zysków danego dystrybutora plików / firmy. To czy taka firma ukrywa przed artystą / wytwórnią ilość „downloadów”, by przejąć część zysków należnych im (płacąc grzecznie podatek od tych przechwyconych pieniędzy) – już niekoniecznie.
Moje pytanie było może nieco przekorne, ale myślę, że mimo wszystko to interesująca (i jak mi się wydaje niewyjaśniona tak naprawdę) kwestia związana z tego typu serwisami – jak (czyt. na ile uczciwie) rozliczają się z handlu „nieistniejącymi” cyfrowymi kopiami z wytwórniami (szczególnie małymi)… 😉
@Rafał –> Umowy z ZAIKS-em musi mieć każdy, kto chce z podobnym biznesem wejść do Polski. Na iTunesa czekaliśmy m.in. dlatego, że negocjował stawki z ZAIKS-em. Ale sami wykonawcy nie muszą być zrzeszeni, żeby wejść do streamingu. Co bywa zresztą ich problemem. Bo dość masowo nie zgłaszają się do ZAIKS-u, a streaming płaci pewnie stawki od liczby przesłanych plików (zapytam przy najbliższej sposobności), no i nieodebrane w zbiorowym zarządzaniu prawami pieniądze idą na paliwo do SUV-ów gwiazd estrady.
Pojawił się po drodze temat opłaty za dystrybucję i rzeczywiście, wysokość i zasadność tej kwoty zależy od podejścia do tematu. Znam ludzi, którzy sprzedali płyty CD po tym, jak ich klienci posłuchali muzyki przy pomocy Spotify. Ja nie wyobrażam sobie, żeby Instant Classic był nieobecny w tym serwisie – to przecież doskonała platforma do promocji. Tak, nie do zarabiania, ale właśnie do promocji.
@Rafał –> Jeszcze raz powtórzę: rozumiem każdą postawę wobec streamingu, każdy artysta ma prawo kształtować swoją postawę wobec świata. Byle jednak zbyt często nie zmieniali argumentów z artystycznych (zależy nam na dotarciu ze swoją sztuką do świata, kasa nie gra roli) na komercyjne (oczekujemy gwarancji minimalnych zwrotów, bo inaczej nie ma sensu w to wchodzić).
Poza tym powtórzę: nie ma żadnych powodów, by niezrzeszeni w ZAIKSIE szli do streamingu. W niczym to nie zmieni ich sytuacji finansowej: w końcu świadomie odcięli się od kasy z tytułu praw z założenia, rezygnując z organizacji zarządzania prawami. A pieniądze za odtworzenia od serwisu streamingowego i tak dostaną (zaiksy to oddzielny, że tak się wyrażę, strumień).
Co innego samo prawo i pozycja ZAIKS-u – uważam, że ta forma przekazywania pieniędzy z tytułu praw jest nieprzejrzysta i niesprawiedliwa, bo z założenia wzmacnia dużych, a osłabia małych. Ale to nie ma nic wspólnego ze streamingiem – rzecz dotyczy także pieniędzy z tytułu emisji radiowych, grania utworów w miejscach publicznych, koncertów i wszelkiego rodzaju wydawnictw. Chciałbym, żeby listy zaiksowe, które sumiennie wypełniam po każdej audycji radiowej przekładały się na pieniądze dla dokładnie tych artystów, których prezentuję.
@ Rafał Kochan
Żadnych bannerów, żadnego rynku i kościołów. Dostajesz 10 cm na losowej półeczce w przepastnej bibliotece. Tylko po to, żeby ktoś, kto będzie szukał, mógł znaleźć, a ktoś inny, kto wypożycza na ślepo, mógł na ciebie natrafić. Dotąd ani jeden, ani drugi zazwyczaj nie mógł. Jest jeszcze ktoś inny, komu wtajemniczona znajoma z drugiego krańca świata wskazała półkę i tytuł, dzięki czemu może on przyjść i pożyczyć bez konieczności udawania się do biblioteki na drugim końcu kraju albo nawet świata. I jeszcze wielu innych „innych”. Może jestem dziwny, ale już w samym tym fakcie widzę – że tak sobie pozwolę – dobro.
„wielu niezależnych wykonawców nie ma nic wspólnego z ZAIKSEM (…) Pozostaje zatem tylko i wyłacznik czynnik promocyjny”
Znaczy się, według Ciebie brak umowy z ZAiKS-em oznacza brak wypłat za streamy w tych serwisach?
mariusz zartujesz z tymi 10 centymetrami prawda ? i z tymi „wtajemniczonymi” trzy polskie niezalezne wytwornie wyeksportowaly w tamtym roku wiecej muzyki niz wszyscy majdzorsi. To sa ludzie doskonale obeznani w realiach biznesu i rynku wydawniczego. Oni po prostu nie wchodza w obciachowe sytuacje ale to nie znaczy ze sa „lesnymi ludkami” dla sobie podobnych „zagubionych gajowych”
@Rafał –> prawda. Wydawca to inna sytuacja niż artysta. Zajmuje się inwestowaniem kasy, musi myśleć o zwrocie, o przetrwaniu przedsiębiorstwa, bez tego przestanie istnieć, więc tu się spotykamy. 🙂
@ Ty, Grzegorz – trochę nie rozumiem, z czym/dlaczego się nie zgadzasz (notabene trzeci raz w tym wątku!), więc trochę trudno mi się odnieść, a jednocześnie mam wrażenie, że Ty nie rozumiesz tego, co ja piszę (jak przy Billboardzie), ale próbujmy:
– 10 cm – nie tyle żartuję, co półżartem porównuję, bo własna etykietka w dużym portalu streamingowym kojarzy mi się z taką autorską etykietką w dużej bibliotece. A sama biblioteka ze streamingiem – dostęp bez posiadania.
– Co do moich wtajemniczonych mają Twoje trzy eksportowe wytwórnie – tu wymiękam.
– „Oni” mogą oczywiście nie lubić streamingu czy szerzej muzyki cyfrowej w ogóle, mogą nie zgadzać się na warunki proponowane obecnie przez ten (zaznaczmy: wciąż kształtujący się) system dystrybucji, mogą uważać Spotify za gorszą rzecz od gówna – jasna sprawa. Najlepiej, żeby jednak nie zżymali się na postęp technologiczny – co w ogóle mówili o CD te ćwierć wieku temu? – tylko odnaleźli własną, pasującą do ich duszy formułą funkcjonowania na tym nowym odcinku w wielkiej epopei muzycznej.
Rafał napisał coś takiego:
Z podobnego założenia wychodzi właśnie Steve z Harbinger SOUND (…). To, że BOOMKAT ma w dystrybucji ich płyty, to o niczym nie świadczy. To, że Steve zamieszcza filmiki na youtube z koncertów, które organizuje, też o niczym nie świadczy. Nie świadczy to o tym, że HARBINGER SOUND wpisuje się w powszechny system rozpowszechnienia wydawanej muzyki.
Według mnie świadczy to dokładnie o tym, o czym według Rafała nie świadczy: czyli że Harbinger wpisał się w powszechny system rozpowszechniania muzyki, wybierając sobie te narzędzia, które mu pasują. Trudno mi zrozumieć, czemu Spotify miałoby być gorsze niż gówno, ale YouTube już w porządku, bo to generalnie to samo. Może sam wyjaśni?
– leśno-gajowe porównania – niestety znów nie rozumiem; jeśli odebrałeś moje wypowiedzi jako jakąś kpinę z tych, którzy streaming olewają (tylko w którym miejscu?), to zaszła pomyłka.
@ Rafał – pisałeś w tonie oznajmującym, nie pytającym, dlatego sam zapytałem (-:
@Rafał Kochan
Nie ma ograniczeń, jeżeli chodzi o liczbę. Niebawem opłata też powinna zniknąć, jak się przed chwilą dowiedziałem 🙂
szkoda ze nie rozumiesz . Ja nie mowie o tym ze nie ma byc dystrybucji cyfrowej. Ja sam jestem strona takiej umowy co pisze tu po raz trzeci chyba z tym ze to jest wynegocjowana i bardzo korzystna umowa w serwisie ktory tez sprzedaje fizyczne nosniki i ktorego oferta jest stargetowana do grupy odbiorcow tej muzyki i dziennikarzy. Z enablerami iTunesa guzik bym zdzialal w tym sensie pisze ze nie wchodze w kazda sytuacje. Boomkat jest wystarczajaco popularny dla muzyki ktora tlocze
@ „I co w tym jest takiego niedorzecznego?”
Wyzywanie Spotify od gówna przy jednoczesnym posługiwaniu się YouTube dla mnie jest niedorzeczne bez potrzeby uzasadniania (-: Ale oczywiście każdy może mieć swoje zdanie.
Z żadnym z powyższych punktów się nie zgadzam, ale argumenty wyłuszczyłem już w elaboratach powyżej. Chciałbym Ci zwrócić uwagę tylko na jedną rzecz, jeśli wolno: wypowiadasz bardzo kategoryczne teorie i prognozy na temat zjawiska, z którym nie miałeś okazji bezpośrednio się zetknąć, którego nie masz zamiaru sprawdzać – choćby dla wyrobienia sobie rzetelnej opinii – a większość Twoich dotychczasowych wyobrażeń na ten temat została w niniejszym wątku obalona lub mocno skorygowana. Bardzo chętnie wrócę w tym gronie do tematu za parę lat (-:
I tu pojawiam się w roli moderatora, pokojowo ucinając ten wątek dyskusji. 🙂
Chciałem powiedzieć: strumień.
@Rafał –> Wycinam ewidentne argumenty ad personam. „większość Twoich dotychczasowych wyobrażeń na ten temat została w niniejszym wątku obalona lub mocno skorygowana” nie uznaję za argument ad personam, odnosi się do poprzedniej dyskusji. Nie mam problemu z tym, żeby spór był kontynuowany gdzie indziej, ale nie w tej temperaturze, co Twoja wycięta uwaga. Bez urazy.
(po uzgodnieniu z jednym z dyskutantów jego komentarze zostały usunięte, na skutek czego zapis dyskusji w tej postaci jest niekompletny)
zabawnie wyglada ta dyskusja bez jednego z ‚dyskutantow’
Bocian ciagle na pierwszym miejscu w liczbie sciagniec na boomkacie -bardzo mnie to cieszy. Nie przypuszczalem ze bede kiedykolwiek sledzil dowloady. Co ciekawe ta sytuacja powoduje ze …pisza do mnie ludzie i pytaja o reedycje winyla 🙂
@Ty, Grzegorz –> I co? Będzie drugie wydanie?
Przy okazji – Wydawca nie dorzucił, więc ja wrzucam link do Boomkata: http://boomkat.com/downloads/658270-kevin-drumm-crowded
Przy okazji rzuciłem okiem na Spotify i jest tam „Relief” Drumma z Mego, poza tym jeszcze 3 tytuły, w tym najnowszy, „Tannenbaum”.
„Jestem daleki od bezkrytycznego podejścia do nowej formy sprzedaży (mój największy problem to idąca za nimi konfekcjonalizacja muzyki i możliwa degradacja jakości wyjściowych nagrań – „bo po co dobrze nagrywać, skoro ludzie w złych warunkach słuchają”),
Bartku, znam kilka osób korzystających z tych serwisów i nie słuchają z komputera, a raczej podpinają komputer, tel, ipad do zestawów hi-fi. Czy to takie złe warunki słuchania przy jakości 320kb/s
nie wiem czy bedzie drugie wydanie Crowded ale z przyjemnoscią informuje u Ciebie jako pierwszego dziennikarza że po płycie The Kitchen ktora ma premiere w tym tygodniu bedzie w tym roku jeszcze jedna płyta solowa Kevina Drumma. Mam juz z artystą wybrany materiał. Przepraszam za tę prywatę.
To co jest ciekawe z boomkatem to fakt ze jest wspołpaca tego serwisu z wydawcą nie tylko na poziomie comiesięcznych raportów ale także promocji i benchmarkingu oraz pewnego rozeznania oczekiwan klientow. Jest to dla mnie modelowy przykład współpracy.
@Przemek Skoczyński –> Owszem, to nie są fatalne warunki – ale nie optymalne. A miałem na myśli raczej studia nagraniowe pracujące pod określony efekt i pod kątem nawyków epoki. Rozwijający się rynek hi-fi w latach 70. dał mnóstwo znakomitych jakościowo nagrań, tymczasem „loudness war” od końca lat 90. raczej psuje popowy mainstream i jeszcze niektóre płyty rockowe (Metallica, RHChP itd.). Jaką motywację będą mieli producenci wychowani w erze mp3? Dla nich ten format będzie początkiem i końcem. Nie będą się zastanawiali: „zmiksuję lepiej, bo przecież wydajemy materiał także na płytach”. Na końcu okaże się, że można studio zbudować tańszym kosztem i prawie nikt nie usłyszy różnicy.
@ Przemek Skoczyński
też myślałem, że nie są to złe warunki słuchania muzyki… przez kilka lat miałem uszkodzony odtwarzacz CD Marantza. słuchałem na mini-wieży Sony, do której podłączałem też odtwarzacze czytające pliki mp3 & flac. jakoś grało, bez zbędnego zadęcia na super jakość. w zeszłym roku odbudowałem zestaw hi-fi, w którego skład wszedł wzmacniacz audio Marantza oraz odtwarzacz CD Denona z portem USB, którym można zapakować do niego mp3 czy flacki. podłączałem też iphone’a i Cowon’a z plikami muzycznymi…
jest kolosalna różnica przy takim sprzęcie ze średniej półki hi-fi, kiedy słuchamy muzyki bezpośrednio z CD oraz z plików mp3 czy flac, nie wdając się w audiofilskie niuanse. CD brzmi bardzo dynamicznie i słychać naprawdę szerokie, pełne spektrum oraz wyraźne detale brzmienia. mp3 320 kbps to kompletna porażka: spłaszczony, bezbarwny dźwięk, jakby z jakiegoś pudła. flacki dopiero zbliżone do normalnego spektrum CD, ale mniej dynamiczne niż fizyczna płyta. co ciekawe, na iphone, przy dobrych, zamkniętych słuchawkach, mp3 320 kbps wypadają całkiem nieźle odsłuchowo, nie mieszając w to płaskiego, trochę drewnianego spektrum dynamiki, wynikającego z kompresji. fajnie, dopóki nie odpali się CD-ka na odtwarzaczu. wtedy szczęka opada 😉 dodam, że mam sporo CD z lat 90-tych, które nie są jeszcze tak zepsute wyrównaniem poziomu dynamiki na maks.
ponieważ z racji sesji studyjnej Matsa Gustafssona dla Bociana i całej tej celebry z zamawianiem studia , ustalaniem terminów, miksami tak jak sobie wyobrażam że to pewnie kiedys tak wyglądało – artyści z racji swojej pracy nad płytą dla mnie stają mi się coraz bliźsi słucham ich innych nagrań z większą uwagą, wymieniamy poglądy na wiele tematów czesto sięgam tez po ich wywiady czy wpisy na ich blogach ( np. matsowy blog discaholic) . Tamże znalazłem tam takie ładne wypowiedzi Henrego Rollinsa które chciałem przywołac :
As an LP spins, your needle goes on the musical journey with you, traveling great distances as it deftly picks up the analog information and delivers the sonic message to you in real time. Vinyl is the people, a CD is the man.”
“Yes, yes, y’all, it’s not hipster, elitist hype — vinyl sounds better. Much better. There is actual music in those grooves. Technically speaking, there is no music whatsoever on a CD. Lots of information but no music. “
“Sitting in a room, alone, listening to a CD is to be lonely. Sitting in a room alone with an LP crackling away, or sitting next to the turntable listening to a song at a time via 7-inch single is enjoying the sublime state of solitude.”
@Ty, Grzegorz –> O ile dobrze pamiętam, część z tego Rollins miał w swoim monologu na Off Festivalu. 🙂
@Sosnowski
Trudno mi polemizować z tym co słyszysz, ja nie wiem do jakiej półki zaliczyc mój amplituner i odtwarzacz (oba Onkyo) i KEFy, ale słucham muzyki naprzemiennie z CD i mp3. Przy kompresji 320 nie słyszę różnicy, robiłem wywiad między innymi ze znajomymi ze sklepu muzycznego ze sprzętem wysokiej klasy i podobno niewiele osób słyszy. Nie twierdzę, że nie masz racji, ale pytanie ile z tej lepszej jakości to wynik naszej świadomości że słuchamy czegoś z CD a nie mp3. Najbardziej obiektywne byłyby testy porównawcze gdy nie wiesz z jakiego źródła słuchasz. Poza tym to pewnie indywidualna sprawa, jeden nie usłyszy nic drugi mówi o kolosalnej różnicy. Ja osobiście nie rezygnuję z kupowania i słuchania płyt, ale spotify jest łatwiejsze w przesłuchiwaniu sterty nowości czy grzebaniu w klasyce, choćby po to by zdecydować co kupic na nosniku. W tym sensie to dla mnie duże ułatwienie w porównaniu z pobieraniem z sieci mp3
http://mobile.natemat.pl/69055,brytyjscy-muzycy-ida-na-wojne-ze-spotify-chca-wiekszych-zyskow
Nie wiem na ile to jest sprawa zaawansowana, ale wydaje się, że los tego całego Spotify będzie chyba marny. Ssanie z sieci (niby oficjalnie) chyba też nie zda egzaminu.