Cała prawda o acid jazzie

To jest jeden klik, moment, ale nigdy nie wiadomo, kiedy przychodzi. Tak, jak trudno stwierdzić, w którym dokładnie momencie zasnęliśmy, albo w której chwili zaczęło działać to, co nam podał anestezjolog. Można stwierdzić, że jeszcze nie, albo już, ale uchwycić moment, kiedy jedno przechodzi w drugie – już nie. Podobnie z muzyką, która psychodelicznie wciąga słuchacza – nagle przychodzi klik i kończy się moment kombinowania, analizowania, próby poukładania sobie tego w głowie i porównywania z czymś innym, a zaczyna słuchanie. Słuchając „Złej krwi” grupy kIRk, wchodzimy w tego typu materię.

Trio Bartnik-Dokalski-Kalinowski nie poraża umiejętnościami każdego z muzyków osobno – tu działa granie zespołowe, bardziej właśnie psychodeliczna atmosfera, jak w improwizacjach rodem z muzyki hinduskiej, niż kilkunastosekundowy popis, nowatorska partia. U mnie „zaskoczyło” w okolicach wejścia syntezatorowego ostinata w utworze tytułowym i potem już nic mnie wybiło ze stanu bliskiego hipnozie. A elementy, z których złożona jest ich muzyka – pocięta hiphopowa rytmika rodem ze stylu illbient, europejski jazz, swobodna elektroniczna improwizacja – w magiczny sposób poskładały w całość. Słuchałem tym razem nie gramofonu, trąbki i elektroniki, tylko dźwięku sprawnie grającego, wytrenowanego w występach na żywo kolektywu. Szkoda że nazwa acid jazz została już zastrzeżona dla gatunku kombinującego z podobnym połączeniem, ale na poziomie sceny tanecznej i konfekcji, bo przez te psychodeliczne skojarzenia byłaby dla kIRk idealną etykietką. No i „Children of God” Swansów, którego jeszcze bardziej powolną, duszną wersję mamy na „Złej krwi” to coś w rodzaju przeciwnego bieguna dla estetyki takiego choćby „Cantaloop”.

Należałem do umiarkowanych entuzjastów „Mszy świętej w Brąswałdzie”, czyli debiutu tria kIRk. Teraz mam znacznie mniej wątpliwości, może dlatego, że przestałem do improwizującego tria podchodzić analitycznie. I nauczyłem się słuchać całości. Co z kolei może być łatwiejsze dzięki temu, że „Zła krew” brzmi lepiej niż pierwsza płyta. Także w sferze produkcji, która lepiej lepi poszczególne barwy w całość.

Przepraszam miłośników acid jazzu, którzy zabrnęli tu przypadkiem i teraz czekają, aż im przy muzyce kIRk coś zaskoczy (bo że „ich zaskoczy”, to nie ma wątpliwości). Dobra informacja jest taka, że mają przed sobą cały weekend.

kIRk „Zła krew”
InnerGuN/Oficyna Biedota 2013
Trzeba posłuchać: „Zła krew”. Więcej różnej muzyki kIRk tutaj.