Madonna kontra bandyci
Wśród skandali towarzyszących nowej trasie Madonny, mających w większości charakter marketingowy (o czym pisałem w „Polityce”), pojawił się jeden, który w mojej opinii wymknął się spod kontroli PR-u koncernu Live Nation. Chodzi o kameralny – jak na gigantyczne rozmiary tournée – koncert w paryskiej Olympii. Bilety sprzedały się błyskawicznie, bo w końcu okazja, żeby zobaczyć artystkę w sali na dwa tysiące osób, to rzecz wyjątkowa. BBC podaje, że u koników trzeba było za wejście zapłacić około tysiąca funtów. Ale rzecz nie w elitarności występu – przeciwnie. Gdy zakończył się – niespodziewanie szybko, po 45 minutach – część publiczności gwizdała, a po zejściu artystki ze sceny z widowni poleciały plastikowe butelki. Oświadczenie Madonny po tym zdarzeniu? W dużym skrócie (więcej w serwisie Reutera): „To nie byli moi fani, tylko bandyci udający fanów”.
Gdzieś w domyśle słyszę w tej wypowiedzi echo afery z Marine Le Pen – najwyraźniej Madonna sądzi, że to skrajna francuska prawica obrzuciła scenę butelkami. Pomijając logiczne aspekty takiego rozumowania (chuligani kupujący bilety po 5 tys. zł albo rezerwujący je w ciągu kilkunastu minut po ogłoszeniu sprzedaży – to ponad moją wyobraźnię), artystka wchodzi w zwarcie z fanami, co bardzo niebezpieczne. Nerwowa reakcja wokalistki wypełniającej stadiony na gwizdy paru osób rozczarowanych tym, jak mało dostali za swoje pieniądze, to nie jest dobry znak. Jutrzejszy koncert w Polsce zyskał nowy, ciekawy, ale zarazem dość niepokojący kontekst.
Coś w karierze Madonny pękło. Coś się zmieniło. I jest to rzecz bardzo charakterystyczna dla współczesnego showbizu muzycznego. Nieprzypadkowo pękniecie nastąpiło w momencie przełączenia Madonny na pełną współpracę z Live Nation. Nie chcę demonizować giganta – łatwo się takie rzeczy robi, podobnie jak w wypadku wielkich wytwórni. Ale zwraca uwagę jedna rzecz – Madonna przeszła z sektora, któremu mimo wszystko zależy na kreacji, do sektora, którego zadaniem jest już tylko monetyzacja. Warner – przy wszystkich zastrzeżeniach, jakie można mieć do dużych firm płytowych – to instytucja pracująca od lat nad tworzeniem piosenek, albumów, przebojów, budowaniem katalogu. Live Nation zajmuje się sprzedażą krzesełek, konstrukcją sceny, oprawą koncertów. Taki Warner może sobie wyobrazić, że sprzedaje wyciszoną, balladową płytę Madonny, na której ta idzie w stronę – dajmy na to – Nory Jones. Ale nie Live Nation – bo z punktu widzenia sprzedaży dużych hal i stadionów pewne gatunki i konwencje muzyczne nie istnieją.
Koronnym przykładem tego stanu rzeczy jest nowa płyta – nie tyle słaba, co frustrująca. Zarówno William Orbit, jak i Martin Solveig przynieśli tu coś muzycznie atrakcyjnego, choć i jeden, i drugi (a także postać numer trzy wśród autorów, czyli włoski didżej Benny Benassi) to wybory zachowawcze, nie mające nic wspólnego z tym, co było charakterystyczne dla Madonny jeszcze na początku poprzedniej dekady, czyli wyczuwaniem kierunku zmian w muzyce. Powody ich ściągnięcia tkwią – jak myślę – w tym, że zatrudnianie speców od mocnej muzyki tanecznej ma sens stadionowy. Nowe taneczne kawałki Madonny, choć mniej wyrafinowane niż poprzednio, szyte są pod kątem masowego odbioru koncertowego. Wyróżniają się – i bardzo mocno odstają od całości – kompozycje Orbita „Falling Free” i „Love Spent”, trzymające poziom „starej” Madonny. Ale one na setlisty koncertowe nowej trasy nie trafiają. Marginalizacja tych utworów nie ma nic wspólnego z perspektywicznym myśleniem o tworzeniu katalogu piosenek Madonny.
Drugi problem „MDNA” to mocno głupawe teksty podszyte promocją własnej osoby typu „U, lala, u, lala, hura, jestem wspaniała” – niby o wielkiej gwieździe z punktu widzenia fana, ale bez ironii, zbyt wprost, ewidentnie o sobie. Jak w „Superstar”. Albo „I Don’t Give A” z Nicki Minaj mówiącą „There’s only one queen and that’s Madonna, bitch!”. Widać po latach zdrowego dystansu Madonna sama staje się powoli swoją największą fanką. 1 sierpnia ma szansę przekonać publiczność w Polsce, że przed sceną są więksi.
MADONNA „MDNA”
Interscope 2012
5/10
Trzeba posłuchać: „Love Spent”, „Falling Free”.
Komentarze
Brawo panie Bartku. MDNA na 5 i Swing Lo Magellan na 5. Dirty Projectors zrównani do paramuzyki na poziomie żenady wyskakującego cycka.
@Łukasz Henszel –> Nie wydaje mi się, żeby to, co słyszę na tej płycie, było odgłosem wyskakującego cycka. To po pierwsze. A po drugie – jak powiedział kiedyś mój kolega – każdy jest dobry w swojej klasie.
Ja się wprawdzie ogólnie nie orientuję, co się dzieje, ale wydaje mi się, że i Madonna, i Britney Spears brną ostatnio w podobnym kierunku muzycznym, Lady Gaga kręci się w tych samych rejonach, a jedyną wielką gwiazdą popu, która obecnie może jeszcze budzić jakieś nadzieje, chodzić innymi ścieżkami i przedstawiać jakąś wartość, jest Christina Aguilera. Rzekłem. Michael Jackson nie żyje.
A co do zachowania… Niemoc twórcza i tyle. Chociaż są też tacy, którzy potrafią i tworzyć świetny materiał, i wyzywać na koncertach publiczność – ale oni zwykle są źli od urodzenia, a nie tylko wtedy, gdy muszą odreagować. Nadchodzący koncert też kojarzy mi się z niemocą. Czy jest w stanie nas zaskoczyć? Nie. To już było. Może sobie występować w święta narodowe, bawić się na scenie religijnymi symbolami – to tylko powtórka z rozrywki. Niech po prostu zrobi profesjonalne widowisko, to będzie w porządku. Skandaliczna otoczka tym razem tylko psuje wrażenie i oczekiwania. Przypominam sobie, jak ponad 10 lat temu przybył do Polski Marilyn Manson. Pamiętam, jakie to było wydarzenie, jak to niektórych szokowało, pamiętam te wielkie mądre głowy wypowiadające się o twórczości MM w radiu. Czy teraz jest podobnie? Nie wydaje mi się. Ludzie chyba nabrali do Mansona odrobinę dystansu. Przyzwyczaili się.
Właśnie, dystans. Madonna miała już etap dziewczęcy, etap erotyczny, etap dojrzałości. Teraz powinien być etap ładnego starzenia się. Dlaczego go nie widzę? Może m.in dlatego, że nie ma do siebie dystansu, ale odnoszę też wrażenie, że część odbiorców też go do niej nie potrafi nabrać. Oczywiście nie sugeruję, że polscy przeciwnicy Madonny są winni niskiego poziomu jej nowego albumu. Twierdzę tylko, że hałas jest niezdrowy, a pod ostrzałem można zgubić drogę. Obawiam się, że Madonna jej już nie odnajdzie.
Później się zastanowię, co ja tu właściwie napisałem.
Zgadzam sie calkowicie z tekstem pana Gospodarza dot. Madonny
http://www.perezhilton.com/2012-07-29-madonna-mdna-riot-paris-over-marine-le-pen
a co do klasy Madonny…..to juz ona zimuje tejzme samej…ktorys tam rok z rzedu
PS Dodam, ze na göteborgskim stadionie Ullevi Bruce Springsteen (ub.piatek i sobota)
zebral dwukrotnie wiecej publiki…a koncert byl jakies 2 godz i 45 min.! I Live Nation
tez byl organizatorem koncertow.
Nie rozumiem, dlaczego znów odzywają się tutaj jacyś frustraci, którzy mieszają czynnik społeczno-obyczajowy działalności Madonny z jej artystycznym wymiarem. A już doszukiwanie się podobieństw do Marilyn Mansona jest co najmniej śmieszne. Bartku, po pierwsze, rzucanie w kogoś butelkami tylko dlatego, że ktoś oczekiwał dwugodzinnego występu zamiast 45 minut, nie jest niczym innym jak buractwem i chamstwem. I nie zmienia tutaj fakt, iż publiczność wywodzi się z wyższych klas społecznych. Od biedy zrozumiałbym zachowanie tej publiczności, gdyby Madonna wyszła pijana i z konieczności tzw. niedyspozycyjności zakończyła swój występ tak szybko. Czy ty irytujesz się, gdy kupujesz płytę trwającą 20 minut w cenie takiej, która trwa 70? Jak się ma film obejrzany w kinie, który trwa 108 minut (np. „Cosmopolis”), do takich seansów filmowych, jak chociażby „INLAND EMPIRE” Lyncha, który trwa blisko 3 godziny? Czy wtedy mamy prawo psioczyć i rzucać czym popadnie w autorów tych dzieł? Dobrze, ze to buractwo francuskie nie chodzi na koncerty MASONNY lub GOVERNMENT ALPHA, których występy liczą sobie co najwyżej 2 minuty, a czesto nawet nie trwają jednej minuty. I nie były to sporadyczne jakieś akcje performerskie, ale regularne występy, zarówno w ich rodzimej Japonii, jak i na trasach koncertowych w Europie czy USA. Czepianie się, ze MADONNA ma kiepskie teksty lub beznadziejne warunki głosowe też jest żałosne. A czy kiedykolwiek ona błyszczała w tych aspektach? Obawiam się, że nie… Jesli ktoś oczekuje pięcioktawowy głos lub głebokie, metaforyczne teksty z licznymi środkami ekspresji lirycznej w muzyce popowej, to chyba pomylił swoje oczekiwania. Namawiam takich ludzi, by chodzili do oper lub zapoznawali sie z tomikami poezji Słowackiego lub innego Różewicza. Ja tam nie znam LIVE NATION, i nie wiem, czy ta organizacja / firma ma zgubny wpływ na Modonnę. Wiem jedno: jesli w takich sprawach mamy doszukiwać sie wzlotów lub upadków „gwiazd”, to powinnismy też pisać o konkretnych współmałżonkach, dzieciach, sasiadach i całym innym otoczeniu, które powinno mieć taki, a nie inny wpływ na Madonne. Dla mnie to jest nonsens. Nie mamy żadnych dowodów, by LIVE NATION wywierało jakiekolwiek naciski na MADONNE, co do jej kierunku artystycznego i jej stosunku do współpracy z innymi artystami.
@Rafał –> Masz rację, wpływ LN na politykę płytową Madonny trudno jednoznacznie oceniać, ale wydaje mi się, że to przejście do zupełnie nowej części branży muzycznej nie pozostaje bez znaczenia. Reakcję fanów po 45 minutach nie do końca rozumiem, ale reakcja Madonny jest bezsensowna. Nikt w nią bezpośrednio butelką nie rzucił, ludzie protestowali, bo było za krótko – ok, nie zrozumieli charakteru występu, ale nie należy swojej publiczności, która kupiła bilety i odstała w kolejce, uznawać z tego powodu za bandyterkę. To już nakazuje podstawowy szacunek do klienta, bez względu na branżę.
Co do głosu – ja tego argumentu nie podnosiłem, średnie możliwości głosowe nigdy nie były problemem w wypadku Madonny. Co do tekstów – ok, nie oczekuję Słowackiego, ale minimum Madonny, jaką znam. Może być naiwnie, może być płasko, prosto, popowo, ale to pompowanie gwiazdorskiego ego bez odrobiny dystansu – sam posłuchaj, w tym wydaniu to jest dość tragiczne i odrzuca od tej płyty.
Z frustrackim pozdrowieniem,
ozzy 🙁
PS przyrzekam, ze nie bede mieszac zadnych czynnikow spoleczno-obyczajowych z artystycznym wymiarem: kogokolwiek i kiedykolwiek ale rezerwuje sobie prawo macenia spokojnej wody Polifonii.
🙂 I PROMISE TO REDIRECT THE SUBSTANTIAL ENERGY OF MY FRUSTRATION AND TURN IT INTO POSITIVE, EFFECTIVE, UNSTOPPABLE DETERMINATION ( z listu wyzej podpisanego do Mrs Ciccone a. k. a. Madonny)
Nie do konca rozumiem to oburzenie publicznosci- kupiles bilet na madonne, to czego sie spodziewales?
Widzialem jakis czas temu random dance wayna mcgregora do muzyki bena frosta. Okazalo sie ze placilem ponad funt za minute. Z radoscia wydalbym te pieniadze jeszcze raz.
Zawsze, od kiedy pamietam, były lekceważące opinie na temat Madonny. Sam byłem niegdyś ich autorem. Granica kiczu ciagle się przesuwa, a Madonna wydaje sie być zwykle pół kroku przed powszechnymi oczekiwaniami i pewnymi kanonami popkultury. Członkowie LAIBACH mają sporo racji, twierdząc, ze polityką i sztuką masową rządzą te same mechanizmy. Madonna i na ten przykład nasza scena polityczna są tego najlepszym przykładem. Politycy i tacy wykonawcy, jak Madonna wychodza na przeciw ludziom, ich wrażliwości i marzeniom. Krytykując Bartku Madonnę, krytykujesz tak naprawdę cały ten cyrk zwany KULTURĄ MASOWĄ. Żeby było komiczniej, jesteś, a raczej to, co piszesz, tak naprawdę podtrzymuje przy życiu ten dekadencyjny charakter współczesnej kultury, choć wyrażasz w swoich słowach dezaprobatę w stosunku do takiej Madonny. Mierzi mnie właśnie to, ze ludzie, tacy jak Ty, być może i kierują się dobrymi intencjami, by opisywać (ich zdaniem) w negatywnym zwierciadle przykłady kiczowatych i małowartościowych zjawisk w popkulturze, ale tak naprawdę ciągle stanowią prawdziwą wodą na młyn całego tego cyrku. Przecież w tym cyrku nie ważne są jakiekolwiek wartosci estetyczne, moralne etc., liczy się tylko i wyłacznie zwracanie uwagi na cokolwiek, bo już samo mówienie / pisanie o czyms jest obecnie wymierną wartoscią. Twoja funkcja społeczna – dziennikarstwo, w której samoistnie przyjmujesz zasady opisywania tego, co sie dzieje w muzyce tzw. popkultury, niestety jest bardzo mocno wpisana w utrzymywaniu tego status quo, które jest równią pochyłą.
@ Rafał, odnośnie frustracji (Madonny lub mojej)
Jeśli nie można ściągnąć na siebie wystarczająco dużej uwagi zawartością swojego nowego albumu, to trzeba to zrobić inaczej, np. oprawą koncertu – dlatego „mieszanie czynników” ma sens. Artysta nie na wszystko ma wpływ, np. nie zawsze ma wenę, ale to wszystko składa się na jego świadomą kreację.
Opinia publiczna (w tym i Bartek, i krytycy moralności) na skandalistów reaguje różnie. Jeśli niedawny koncert Marilyna Mansona budził takie emocje, jak jego pierwsza wizyta w naszym kraju, to to przegapiłem. Gorgoroth w 2004 r. zagrało, według mnie, jeden z najsłynniejszych koncertów w Polsce, ale nie zauważam, żeby obecnie było przez to szczególnie napiętnowane. Tymczasem Madonna znowu jest główną bohaterką lubiących tani hałas i nośne tematy serwisów.
Ze słów o zachowaniu po koncercie właściwie powinienem się wycofać, bo nie było mnie na miejscu i na własne oczy tego nie widziałem, ale wygląda to tak, jakby Madonna odreagowywała, że nie ma obecnie nic nowego do zaoferowania. Równie dobrze mogły to jednak być święte słowa kogoś, kto się z idiotami nie patyczkuje (tylko powinny być bardziej dobitne, a mniej dramatyczne).
@ nie.spokoj
Nie do końca rozumiem. Należało się spodziewać 45-minutowego występu?
@ Krasnal Adamu, dlaczego Ty i inni ludzie postrzegacie prowokacje Madonny czy innych mniej lub bardziej uznanych artystów jako tani chwyt socjotechniczny, który wykonuje sie tylko i wyłącznie po to, by zwracać na siebie uwagę? Dlaczego chęć uzyskania szoku u publiczności i celowa prowokacja artystów nie są postrzegane przez Ciebie i tobie podobnych jako szczere wyrażenie emocji / frustracji tychże artystów, nie mówiąc już o katarktycznych aspektach? ja mam inne zdanie na temat Madonny i jej prowakacji. Jestem przekonany, że jej skłonności do wywoływania kontrowersji i celowe manifestowanie pogardy (chęci przewartościowania) wobec pewnych religijno-obyczajowym konwenansom (tabu) nie jest spowodowane jedynie tym, by zaistnieć na rynku. Madonna dorobiła się już takiej marki, że nie musi szokować, by było głośno o jej nowej płycie lub trasie koncertowej. W pewnym sensie podziwiam ją własnei za to, ze jest taka konsekwentna, ze przecież mogłaby od wielu lat porzucić wizerunek zbuntowanej nastolatki i usiłować wchodzic na salony politycznie poprawnej bohemy artystycznej. Pozostaje ciągle sobą, wciaż rozlicza się ze swoimi demonami przeszłości i głośno wyraża swój bunt wobec zakłamaniu religijnemu, politycznemu i obyczajowemu. Ja to szalenie doceniam, bo jest wiele przypadków, gdy młodzieńczy bunt wielu artystów wygasał zaraz po osiągnięciu sukcesu. To właśnie tego typu artystów powinno się piętnować za to, że zdobyli popularnośc na tanich chwytach prowokacji, by zaraz potem odwrócić sie plecami do tego, na czym zbudowali swoją renomę. Czy tego typu postawa u Madonny bardziej przekonałaby Ciebie do jej twórczości? Zawsze oczywiście można powiedzieć, że człowiek dojrzewa, z wiekiem potulnieje i zanika w nim chęć zmieniania świata. Ja w takie farmazony nie wierzę… A jeśli nawet to jest faktycznie jakiś powód weryfikacji swoich postaw, to gardzę tego typu słabością, poddaniem się i tego typem pseudo pragmatyzmem życiowym. Madonna od początku swojej trasy MDNA TOUR sciaga średnio 40000 publiczności, a jej płyta wprawdzie nie sprzedaje sie tak dobrze, jak jej wczesniejsze albumy, ale pozostaje w czołówce najlepiej sprzedawanych albumów. Więc dlaczego miałaby na siłę cokolwiek tu robić? Każdy przecież wie, że od kilku ładnych lat spada sprzedaż nowych płyt (poza nielicznymi wyjatkami), niemalże u każdych wykonawców. Gwiazdy muzyki pop zarabiają na trasach koncertowych, a nie na sprzedazy swoich płyt (przynajmniej nie w takim wymiarze, jak to było kiedys). Nieznam muzyki Marilyn Mansona, nigdy nie byłem na ich koncercie, tak samo jak Gorgoroth, ale porównywanie teraz Madonny do tych wykonawców, ze oni są tacy, a nie inni, wiec Madonna powinna być jak oni, jest absurdem. Polacy chyba nie lubia, jak ktoś w ich otoczeniu robi wokół siebie hałas, kto koncentruje na siebie uwagę, posiada charyzmę i wydaje sie być pewnym swoich poglądów i własnej fizyczności. Od razu chcą zdyskredytowac takich ludzi i wymusić ich zunifikowanie z powszechnie obowiązującymi normami. Zamiast się cieszyć, że w tej szarzyźnie zachowawczości i nijakości są ludzie, którzy starają sie eksponowac swój indywidualizm, to lepiej gryźć po kostkach i psioczyć, że kogoś uraził estetycznie wystawiony cycek publicznie lub nabijac sie z tego, że ktoś bezceremonialnie manifestuje swoje poglądy lub wykonuje na sobie operacje plastyczne.
Rafale, w moim osobistym odczuciu samo „celowe manifestowanie pogardy wobec tabu” nie jest niczym pozytywnym. Co innego, gdyby szły za tym jakieś głębsze przemyślenia. Czy tak w przypadku Madonny jest? Czy ten cały „bunt wobec zakłamania religijnego, politycznego i obyczajowego” wyraża np. w swoich tekstach? Wydaje mi się, że najwyżej obyczajowego, związanego z seksem. Brytyjskie Napalm Death raczej nie ma tekstów o polityce, ale wokalista potrafił powiedzieć w wywiadzie, co sądzi o stosunku Lecha Kaczyńskiego do aborcji. Madonny natomiast nie znam jako kogoś, kto potrafi się wypowiadać w trudnych kwestiach, a jedynie pokazywać, że czegoś nie szanuje (ciekawe, czy zna prawo Godwina – odnośnie wizualki z Marine Le Pen). Zupełnie inny poziom.
Twierdzenie, że Madonna różni się od innych skandalistów dla mnie może świadczyć po prostu o tym, że ją lubisz. Dla szerokiej opinii publicznej jest jednak prawie tym samym, co np. Marilyn Manson (który według mnie w drugiej połowie lat 90. bardzo sprawnie manipulował opinią publiczną), może tylko częściej puszczają jej kawałki w radiu i telewizji. Zauważ, że ci, którzy się oburzają w związku z jej występami, to nie jej fani (pomijam wspomniany występ 45-minutowy), tylko właśnie przeciwnicy lub chociaż osoby wobec jej muzyki obojętne. W ich oczach obrazoburca to obrazoburca – obojętnie, czy popowy, czy rockowy, czy piosenkarz, czy pisarz, czy reżyser.
@Rafał –> Ja tylko opisuję rzeczywistość. Sam sobie dobieram tematy. Że Madonna? Już sama temperatura Twoich komentarzy, słuchacza muzycznej awangardy, tylko potwierdza, że warto było (i jeśli przyjąć Twój tok rozumowania – Ty również podkręcasz te, jak to nazywasz, cyrk). Poza tym oczywiście nie nazwałbym swojego podejścia wspieraniem równi pochyłej, raczej już działalnością popularyzatorską, w ramach której dziś publikuję wpis dotyczący Madonny, a tydzień temu na tej samej powierzchni opisuję duet Rafael i Damian, dwa tygodnie temu próbuję rozpocząć dyskusję na temat kanonu muzyki elektronicznej, a wcześniej publikuję pierwszą w Polsce recenzję nowego albumu Petera Cusacka. Można mi pewnie zarzucić, że idiotycznie mieszam porządki, idealistycznie próbuję podbijać znaczenie niektórych nisz albo nie wykorzystuję potencjału medium, ale rozumiem, że z tym „samoistnym przyjmowaniem zasad” to był taki żart?
I tutaj właśnie jest ta cienka granica światopoglądowa, która dzieli ludzi. Dla ciebie chęć przekraczania tabu i wyrażanie pogardy dla sztucznych ograniczeń nie jest niczym pozytywnym, a dla mnie stanowi wartość samą w sobie. Nie oczekuj od gwiazd popowych „głębszych przemyśleń” wyrażanych w tekstach czy jakichś manifestach. Tutaj rządzi kultura obrazkowa oraz sztuka gestów. Tutaj teksty są tylko pretekstem do wizualizacji tego, co ma przebić się do świadomości tępej publiczności. Operowanie traktatami filozoficznymi oraz wysokiego lotu poezją byłoby jak strzelanie do much ciężkich dział artyleryjskich. Poza tym, nie oczekuj od artystów, by oni w wywiadach (Madonna od wielu lat ignoruje prośby o zrobienia wywiadu) tworzyli swoje protezy światopoglądowe, w których mieliby wyrazac to, czego z róznych powodów nie chcą lub nie moga wyrazic w swojej sztuce. Kanałem komunikacji z publicznością jest dla Madonny multimedialny wystep, gdzie muzyka i pseudoteatralne zachowania mają w taki a nie inny, prosty sposób zobrazować jej stosunek do świata. Nie oczekuj od niej, ze by jeszcze poza zaprojektowanym widowiskiem miała ględzic o swoich wrazeniach na temat wojny, religii oraz sexu. Przecież wystarczająco dużo i czytelnia to wyraza w swoich wystepach.
Oczywiście, że różni sie Madonna od innych skandalistów, w tym M. Mansona. Manson nigdy nie miał i nie ma takiego wpływu na rozwój muzyki pop, co Madonna. Manson jest jedynie produktem sztuki masowej, a Madonna jest jej jednym z najważniejszych demiurgów. Na tym polega różnica między nimi. Oczywiście na poziomie wywoływania skandalu idą ramię w ramię, ale chyba nie podlega dyskusji to, że muzyka mansona, jego image jest o wiele bardziej wtórny i nieistotny dla muzyki popowej niż dorobek Madonny.
Myśle Bartku, że nie do końca zrozumiałeś to, co miałem na myśli. Zreszta nie dziwi mnie to, bo staram sie skrótowo i szybko pisać, co nie zawsze idzie w parze z przejrzystością wypowiedzi. Moja uwaga względem Ciebie lub innych dziennikarzy zajmujących się opisywaniem otaczającej rzeczywistości dotyczyła jedynie tego, że rozgłaśnianie, albo jak ty to lepiej określiłeś mianem „działalności popularyzatorskiej” (co własnie ma stanowić o samoistnym przyjmowaniu zasad, bo przecież taką rolę narzuca Ci zawód dziennikarza muzycznego), stanowi immanentną część całego tego systemu sztuki masowej. Jeśli nawet w swoich recenzjach będziesz bardziej sceptyczny, to i tak współtworzysz to bagno, o którym z przekąsem piszesz. I nie doszukuj sie w moich słowach potępienia takiej postawy, a raczej zwyczajnej refleksji na temat tego, kto kim jest w tym całym „cyrku”. Ja nie podkrecam tego cyrku, ponieważ ja nie piszę nigdzie w gazetach, blogach etc. artykułów lub innych recenzji na temat muzyki tzw. popularnej. Moja rola sprowadza sie jedynie do sporadycznego komentowania czyichś wpisów na internecie. Przyznasz, że nie mozna tego porównać do „wspierania” całej tej medialnej machiny opisujacej to, co jest warte lub niewarte zobaczenia / usłyszenia?
@ Rafal, podziwiasz Madonne za to ze goni za nastolatkami,poprawia sie skalpelem, spiewa mierne piosenki, ktore rownie dobrze moglaby zaspiewac jakakolwiek obecna gwiazdka pop? Ja tu za cholere nie widze indywidualizmu. Podziwiasz ja za to ze rozmienia na drobne ten dorobek dla muzyki pop ktory sam chwalisz.
@ Krasnal, jak wystep jest dobry to nie ma znaczenia ile trwa. o to chodzilo.
@ nie.spokoj, czy ja gdzieś napisałem, że pochwalam cokolwiek odnośnie jej wygladu? Jedyne co napisałem, to oburzenie, że ktoś zapuszcza się właśnie w te tego rejony i tabloidowo stara się naigrywać z takich spraw, jak jej wyglad. Wyglad człowieka powinien być ostatnim elementem oceny drugiego człowieka, nie mówiąc już o jego decyzjach zwiazanych z poprawianiem urody za pomoca skalpela. Co w ogóle może kogos to w ogóle obchodzić? W muzyce pop zwykle jest tak, ze kazdy moze zaspiewac czyjeś piosenki. Co to za argument? Indywidualizm Madonny polega na tym, ze jednak nie było i nie ma wykonawcy w tymś srodowisku, który byłby tak rozpoznawalny, nawet jesli uznamy, ze Madonna ani do urodziwych ani specjalnie utalentowanych artystek nie nalezy. I na tym polega własnie fenomen. To właśnie charyzma oraz indywidualizm Madonny sprawił, ze stała się sławna i w konsekwentny sposób rozwija tę ścieżke kariery, a nie jej talent artystyczny.
@Rafał –> No właśnie działalności popularyzatorskiej nikt mi nie narzuca. Zajmuję się muzyką rozrywkową, więc gdybym chciał pisać tylko o Madonnie, Stonesach i Bajmie, prawdopodobnie większość pracodawców przyjęłaby to z ulgą, albo i z entuzjazmem.
Skądinąd po dzisiejszej dyskusji powinienem np. założyć nowego bloga tylko o Madonnie. Ale za to przyszedł mi do głowy pomysł na wpis. CDN.
ależ się tu ktoś nadął:)
Nie wiem tak naprawdę o co ten hałas, ale chyba wszyscy zauważyli, że tak naprawdę tylko Rafał ma rację i wszyscy, którzy zamieścili jakikolwiek wpis pozyżej powinni przeprosić poniżej (sorry – ozzy się „spontanicznie” ukorzył, a reszta? – przywołuję Was do porządku.
powtarzamy: Madonna wielką artystką jest i nie powiem / nie napiszę o niej ani jednego słowa / znaku.
Tak, z pewnością miała niemały wpływ na rozwój kultury popularnej, ale na Demiurga (SIC!) – czy ona od początku do końca sama siebie wymyśliła? stworzyła? ubrała / wyprodukowała / etc. ???
a to, ze stała się popularna? to też kwestia przypadku. Po prostu jej się przydarzyło (Rafale – zgadzasz się?), to, że jest na fali (i tworzy trendy – ale ona czy ma od tego ludzi???)od wielu lat – gromkie brawa, ale jej gwiazda już (nie oszukujmy się – wsparcie się hitem ABBY nie było w stylu demiurga) przygasła.
teraz pomagają jej półdemiurdzy lub ćwierćdemiurdzy a ona wykłada im imperatyw kategoryczny
@suseł, a kto mówi o racji? Po co znów dyskusje sprowadzac racji lub jej braku? Czy to, że staje w obron ie Madonny i próbuje swoja wypowiedź argumentowac ma oznaczać, że zmuszam kogoś do przyznania mi racji, ponieważ mam licencję na rację? Poza tym, sens tej całej rozmowy nie polegał na tym, by udowodnić, że madonną „wielką artystką” jest, tylko to, że Madonna była i jest bardzo ważną artysta w tzw. pop kulturze. Bycie bardzo ważnym nie implikuje tezy o genialności artystycznej. To, że ona miała czy ma sztab doradców wizerunkowych, kompozytorów, DJ’ów i wiele innych osób, które pomogły w wykreowaniu jej takiej a nie innej wcale nie umniejsza jej zasług, poniewaz to w końcu ona podejmowała ostateczne decyzje, jak i co chce zaprezentowac. Mówienie o przypadku, gdy stała się sławna jest czymś niepoważnym. O przypadkowym sukcesie możemy mówić, gdy myslimy o sezonowych artystach jednego przeboju, którzy byli za słabi i niedojrzali, by kontynuować własną kariere. Wsparcie się hitem ABBY było w stylu demirga, tak jak kreatywnym jest styl zwany PLĄDROFONIĄ. Znasz coś takiego? Chyba przyznasz, ze przeróbka hitu ABBY przez Madonnę jest suwerennym bytem muzycznym i nie jest zwykłym coverem? Nie wiem, czy gwiazda Madonny przygasła. Dopóki jej premierowa, kolejna płyta oraz planowane tourne nie schodzi z czołówek gazet i innych mediów, to chyba nie jest z nią tak źle. poza tym, przypominam sobie połowe lat 90., gdy pisano wtedy, ze czas jej sie kończy. Ci, co jej źle życza, pewnie będą na każdym kroku widzieć jej porażke. Ci, co sa wielbicielami, raczej będą widzieć coś innego.
Madonna na zawsze pozostanie ikoną popu, nie dlatego, że miała szczeście (pewnie po częsci też, bo każdy sukces zawiera w sobie ten element przypadkowości), ale dlatego jesti swoistym pomostem pomiędzy zbuntowanym undergroundem (punkiem), a tym, co nazywamy sztuką masową. To właśnie ona, jako pierwsza (i tutaj jest jej zasługa bycia demiuirgiem popu) bezkompromisowość obyczajową i bunt wobec podstawowych norm społecznych i moralnych zmieszała z estetyką kiczu oraz prymitywizmem muzycznym, moralnie poprawną i ułożoną popkulturą. Nikt inny wczesniej tego nie dokonał, a ona zrobiła z tego swój znak firmowy, któremu jest wierna do dzisiaj, i dlatego właśnie jest ona tak istotna dla muzyki pop, a nie żaden przypadek.
Żeby nie było wątpliwości, ja mam ambiwalentny stosunek do Madonny. Zarzucam jej to, ze swój bunt realizuje za pomoca mało przekonywujących (mnie) narzedzi artystycznych, ale mimo wszystko wysoko oceniam za to, że jej rola wybiega poza status naiwnej piosenkareczki, której zamarzyła się sława. Jej rola siega czynnika kulturowego, czynnika, która z jednej strony współtworzy to bagno, ale z drugiej stawia go w obliczu krytyki i konsekwentnego demontażu.
Szanowni Panstwo, Panie Gospodarzu,
ani Madonna ani Abba ….i wielu innych ikonicznych reprezentantow tzw. sztuki masowej nigdy nie bylem wielbicielem. Ilez tu zostalo napisane na temat pani Ciccone, moj Boze, ale…tutaj z szacunkiem do pana Gospodarza i jego wysmienitego piora. Otoz, pan Bartlomiej Chacinski, daj Boze zyl dlugo jak i jego rodzina, Baruch hashem (dzieki Panu—hebr.) w swoim introdukcyjnym tekscie zrobil to wyajtkowo wystarczajaco i jak sadze: sapienti sat! Kwicistosc stylu – kwietyzm jednego z komentatorow nic nie wnosi do rzeczowej dyskysji poza multiplikacja przymiotnikow i parabolizacja… in illo tempore etc.
Kto nie czytal UWAZNIE tekstu pana Gospodarza i jego odpowiedzi , ten nie za wiele
zrozumial. Onego czasu wielki pisarz rosyjski Antoni Czechow zapytany przez adepta piora: jak nalezy pisac Mistrzu? Taka otrzymal odpowiedz: Molodoj czelowiek, nada pisat
a, b, v, g….bukwami … Taka tez jest z profesja pana Gospodarza – opisywac rzeczywistosc. Taka koncepcja autorska…adeaquatio rei et intellectus.
A ze ktos lubi sie „zapuszczac w rejony” (?) i „tabloidowa naigrywac” (jakiez piekny neologizmy) to juz jego brocha. Bez przesady. Madonna moze spiewac ile sie jej chce i gdzie i kiedy…osobiscie mi jest to bez znaczenia, czy 1 sierpnia czy tez 11 listopada czy tez prazdnik bolszowo oktiabrja.
I na zakonczenie, ostatni uklon w strone p.Gospodarza: panie Chacinski, ma pan cholerna cierpliwosc i to dlatego pan pracuje w szacownej Polityce i pisze a, b, c, d…
A to jest wielka sztuka pismiennictwa.
Pozdrawiam slonecznie
ozzy
PS Niebawem wielka impreza na naszym „podworku” Way Out West… (bedzie m.in.Florence + the Machine …jakiez piekne video Spectrum!) a takze w Sztokholmie
Music and Art 2012 /3-5.08/ impreza zupelnia inna od festiwali:
http://www.youtube.com/playlist?list=PLA9B727F35D7A1B75
m.in. Antony and the Johnsons, Patti Smith, Fatoumata Diawara…
@Rafał
@suseł, a kto mówi o racji? – Z całym szacunkiem Rafale – ale starając się zrozumieć Twój przekaz odbieram to właśnie tak.
Po co znów dyskusje sprowadzac racji lub jej braku? – jak wyżej
Czy to, że staje w obron ie Madonny i próbuje swoja wypowiedź argumentowac ma oznaczać, że zmuszam kogoś do przyznania mi racji, ponieważ mam licencję na rację?Poza tym, sens tej całej rozmowy nie polegał na tym, by udowodnić, że madonną „wielką artystką” jest, tylko to, że Madonna była i jest bardzo ważną artysta w tzw. pop kulturze. – A bycie (wielkim) artystą jest równoznaczne z uczestnictwem w całym tym cyrku, bo skazuje twórcę na taką lub inną formę spieniężactwa. Ot, kultura popularna !i te aspiracje
Bycie bardzo ważnym nie implikuje tezy o genialności artystycznej. -Tego nie powiedziałem
To, że ona miała czy ma sztab doradców wizerunkowych, kompozytorów, DJ’ów i wiele innych osób, które pomogły w wykreowaniu jej takiej a nie innej wcale nie umniejsza jej zasług
?
, poniewaz to w końcu ona podejmowała ostateczne decyzje (nie wiem skąd ta PEWNOŚĆ, no chyba, ze – Rafale znasz ją osobiście, przepraszam, że znów wracam do mówienia o racji, ale – litości – czytam i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że posiadasz(i to na wyłączność) „najnowszą wersję prawdy”) , jak i co chce zaprezentowac.
Mówienie o przypadku, gdy stała się sławna jest czymś niepoważnym. Bez komentarza
O przypadkowym sukcesie możemy mówić, gdy myslimy o sezonowych artystach jednego przeboju, którzy byli za słabi i niedojrzali, by kontynuować własną kariere. Ogólnie przypadek rządzi światem (O TYM PONIZEJ) , nie sądzę by MDNA miała u progu lat 80tych jakiś biznesplan dotyczący ogólnoświatowej kariery,
Wsparcie się hitem ABBY było w stylu demirga, (pardon, mea culpa, ale chyba bardziej Josha Davisa aka DJ SHADOWa niż jej )
tak jak kreatywnym jest styl zwany PLĄDROFONIĄ. Znasz coś takiego? – nie
Chyba przyznasz, ze przeróbka hitu ABBY przez Madonnę jest suwerennym bytem muzycznym i nie jest zwykłym coverem? -Jest bytem, nie jest kowerem, był sprytnym zabiegiem zgodnym z teorią pewnego inżyniera ze sławnego filmu, którego nie oglądałem. Ale bytem jest kiepskim – jak na nią, ale i tak IMO lepszym, niż to co zaserwowała ostatnio…
Nie wiem, czy gwiazda Madonny przygasła. – Może to niefortunne sformułowanie, ale meritum tkwi w oczekiwaniach, jakie stawia się artyście (to chyba domena krytyki), na co MDNA (znów IMO) potrafiła przez te lata (przynajmniej 90te – te pamiętam i wczesne dwutysięczne) potrafiła odpowiedzieć bardzo dobrze, ocierając się momentami o celujący. Były też mielizny, ale nie o nich.
Starała się być o ten krok do przodu (przynajmniej muzycznie) i tego słuchacze od niej oczekiwali, oczekują, ale już nie wiadomo czy będą (vide ostatni album).
Dopóki jej premierowa, kolejna płyta oraz planowane tourne nie schodzi z czołówek gazet i innych mediów, to chyba nie jest z nią tak źle. – Fakt, pudelek, the Sun, etc. (sorry za sarkazm)
poza tym, przypominam sobie połowe lat 90., gdy pisano wtedy, ze czas jej sie kończy. – Pisał/ mówił to jakiś frustrat. Wystarczy sobie posłuchać „bedtime stores” lub „something to remem ber” by wyrobić sobie pogląd.
Ci, co jej źle życza, pewnie będą na każdym kroku widzieć jej porażke. Ci, co sa wielbicielami, raczej będą widzieć coś innego. – Nie życzę jej źle, ani nic takiego, po prostu zależy mi – jako odbiorcy jej muzyki (nie wizerunku) na jakości tego co jest mi dane. Nie widze jej porażki na każdym kroku, ale czuje zapach spalenizny w tym co i jak robi ostatnio (tu zarówno miałkość jej produkcji muzycznych jak i żenujące próby obnażania się na scenie) _ kiepsko.
Madonna na zawsze pozostanie ikoną popu, – niepodważalne
nie dlatego, że miała szczeście (pewnie po częsci też, bo każdy sukces zawiera w sobie ten element przypadkowości) – a jednak hehehe
, ale dlatego jest i swoistym pomostem pomiędzy zbuntowanym undergroundem (punkiem), a tym, co nazywamy sztuką masową. – plastycznie nie potrafię sobie tego wyobrazić (pomost), w ogóle dość bełkotliwe stwierdzenie. Co do kultury masowej – tu jest sedno, ale o tym na końcu.
To właśnie ona, jako pierwsza (i tutaj jest jej zasługa bycia demiuirgiem popu) bezkompromisowość obyczajową i bunt wobec podstawowych norm społecznych i moralnych zmieszała z estetyką kiczu oraz prymitywizmem muzycznym, moralnie poprawną i ułożoną popkulturą. – Ok., ale nie traktujmy tego tak diablo poważnie, jak gdyby była tą Pierwszą i Ostatnią zarazem! Nie będę roztrząsał kto był pierwszy, bo pierwszy był Ziggy Stardust ale on się nie liczy, bo z Marsa a Madonna z Niebios
Prymitywizm muzyczny? Początek – TAK, potem choćby – Massive attack, David Foster, William Orbit
Popkultura jest poprawna? Ułożona? Jestem za głupi na dyskusję o tych kwestiach
Nikt inny wczesniej tego nie dokonał, a ona zrobiła z tego swój znak firmowy, któremu jest wierna do dzisiaj, i dlatego właśnie jest ona tak istotna dla muzyki pop, a nie żaden przypadek.
Oh yeah
Ooooooo
Ziggy played guitar
Żeby nie było wątpliwości, ja mam ambiwalentny stosunek do Madonny. ja też, choć lubię jej piosenki
Zarzucam jej to, ze swój bunt realizuje za pomoca mało przekonywujących (mnie) narzedzi artystycznych, – nie przekonują Cię, ale ich bronisz jako słusznych, czyli przekonują Cię ale ich nie akceptujesz? Czy na odwrót?
ale mimo wszystko wysoko oceniam za to, że jej rola wybiega poza status naiwnej piosenkareczki, której zamarzyła się sława. – No niech będzie, jest kultowa
Jej rola siega czynnika kulturowego, czynnika, która z jednej strony współtworzy to bagno (mocne!)_ , ale z drugiej stawia go w obliczu krytyki i konsekwentnego demontażu – (masło maślane
Epilog. Spieram się dla zasady, tak samo – z całym szacunkiem – Rafale, jak Ty bronisz jak Westerplatte swojej wizji artystki na m.
Co do popkultury, która ma być miejscem aktualnego działania M. to bardziej pasuje mi jednak termin kultury masowej i wytwarzania czegoś „słabego” z premedytacją i skierowanego do niewyrobionego słuchacza, zadowalającego się mac-muzyką. Nie wiem czy jest co chwalić w tym przypadku bo pojęcie masowości zabarwione jest pejoratywnie. A jeśli madonna jest bohaterem to złym.
piatka susel
ludzie ja byłam na tym koncercie i daijce spokf3j nie podobało mi sie ale naszczęście nie płaciłam za bilety bo mf3j ojciec jest w firmie ochroniarskiej i załatwił mi dwa bilety to poszłam z kumpeła:)Krf3lowa jest tylko jedna to prawda ale nie jest nia madonna tylko DODA!!!:*TO JEST KRd3LOWA OD ZAWSZE!!;*
Drobne PS do Madonny:
„Madonna. Świat to za mało” (Qui est vraiment Madonna?), Francja, 2011 reż. Jean-François Firey. Wtorek, 21 sierpnia, 19:10, Planete +
Historia niekwestionowanej królowej muzyki pop. Rok 1977, University of Michigan nieopodal Detroit. Osiemnastoletnia Louise Veronica Ciccone ćwiczy na zajęciach w szkole tańca. Ma ciemne włosy i bardzo przeciętną urodę, mimo to widać, że kocha taniec i umie przyciągać uwagę. Kamera ją lubi. Amatorski film stanowi fragment opowieści o drodze na sam szczyt, którą pokonała zdeterminowana dziewczyna. Zanim stała się gwiazdą musiała uporać się z trudnym dzieciństwem, pracą tancerki, sprzątaczki, konfliktami w rodzinie. Aby przeżyć w Nowym Jorku, grała w kiepskich filmach, pozowała do aktów i mieszkała w pustostanach, a następnie walczyła o swoje z pierwszymi agentami. „Madonna. Świat to za mało” to kronika niełatwych narodzin gwiazdy światowego formatu.