Za dużo muzyki
16 gramów. Tyle podobno waży jedna płyta CD. Tak, wiem, że mało kogo jeszcze ten format obchodzi, ale ja jestem ciągle żywotnie zainteresowany. Do tego dochodzi jakieś 40-60 g wagi pudełka, mniej w wypadku tekturowej koperty, albo plastikowej obwoluty (wydawnictwa promocyjne). Codziennie czuję to na plecach, nosząc tzw. materiał odsłuchowy między pracą a domem (nie potrafię tak sobie zorganizować elektronicznego obiegu nagrań, żeby tego uniknąć), w poszukiwaniu czasu na zapoznanie się z tym materiałem. Ale to zapoznawanie jest tylko drobną chwilą – większość czasu wypełnia noszenie. A gramy się sumują. Dzisiaj miałem stosunkowo lekki dzień – wiozłem z domu 31 płyt, co, zakładając nawet minimalne 60 g na sztukę, daje jednak prawie dwa kilogramy. Nie liczę trafiających się raz na jakiś czas winyli. I niech mi ktoś powie, że muzyki nie jest za dużo.
Kilogramy wożone lub noszone codziennie w plecaku niszczą kręgosłup, ale tutaj chodzi oczywiście przede wszystkim o coś zupełnie innego. O nadmiar bodźców. W Elblągu pod koniec września szykuje się bardzo poważna dyskusja kulturoznawcza na temat „kultury nadmiaru”. A skoro rektor Uniwersytetu Fryderyka Chopina zauważa, że muzyki jest za dużo, to coś musi być na rzeczy.
W moim wypadku rzecz wywołuje natychmiast dwie reakcje: po pierwsze, utrudnia skupienie na jednej płycie, po drugie, wybór tego, czym mam się zająć na blogu kolejnego dnia. No bo dlaczego niby płyta wielkiego i szanowanego zespołu, skoro tego nieznanego i młodego obok w ogóle jeszcze nie znam? Odkładam więc co rusz pisane w esemesowej, jednozdaniowej formule notki o różnych rzeczach, których słuchałem. Poniżej część materiału z ostatnich miesięcy, może dzięki temu będę miał z pół kilo mniej w torbie.
A w ten weekend – plus bardzo rockandrollowego, pewnie najbardziej w historii – otwarcia igrzysk olimpijskich, także dwa festiwale: Audioriver w Płocku i Dźwięki Północy w Gdańsku.
NENEH CHERRY & THE THING „The Cherry Thing” (6/10) Smalltown Supersound
Tracklista na tak, podejście zespołu także, ale Neneh Cherry robi Lamb z The Thing.
NED COLLETTE & WIREWALKER „2” (6/10) Fire
Australijski bard w Berlinie = nieuchronne skojarzenia z Cave’em i Cohenem, niezłe, ale rozśmiesza mnie odkąd w pewnym momencie wokal skojarzył mi się z Amandą Lear.
FUN. „Some Nights” (5/10) Fueled By Ramen
To miał być chyba kolejny Vampire Weekend, ale przyjechało Queen i opanowali lokal.
GARBAGE „Not Your Kind Of People” (5/10) Stun Volume
Tak cool, że nie wzbudza ludzkich uczuć, ale z drugiej strony – mimo upływu lat wciąż nie udało im się zapracować na swoją nazwę.
MELODY GARDOT „The Absence” (6/10) Decca
Z Melody w stylu retro ciągle wolę Melody Nelson, ta efektownie, ale zbyt ostentacyjnie wiezie się na brzmieniu brazylijskiego jazzu.
GARLAND JEFFREYS „The King of In Between” (5/10), Big Lake Music
Tytuł mówi o tej popowej płycie z bluesowymi naleciałościami więcej niż same piosenki: wzorzec przeciętności.
HOT CHIP „In Our Hands” (7/10) Domino
Nie napisałem, bo napisałem gdzie indziej i skończyły mi się pomysły – na szczęście zespołowi nie skończyły się pomysły na twórcze ogrywanie lat 80.
JAZZANOVA „Funkhaus Studio Sessions with Band and Paul Randolph” (6/10) Sonar Kollektiv
Stawiać na półce obok Jamiroquai, ze wszystkimi pozytywami i negatywami tego ruchu.
MICHAŁ JURKIEWICZ „Gra mandolina” (3/10) Towarowy Transport Drogowy Adam Konieczny/EMI
Dla amatorów Van Halena grającego poezję Zabłockiego. Co to jest ten andolin, skoro już gram wywołuje takie efekty?
KEVIN TIHISTA’S RED TERROR „On This Dark Street” (6/10) Broken Horse
Lekkie i ładnie śpiewane rockowe granie na motywach sceny niezależnej. Przyjemne w każdym aspekcie, drugorzędne też w każdym.
LADYHAWKE „Anxiety” (4/10) Modular
Pierwsza płyta była podobno dobra i nic z niej nie pamiętam. Druga płyta jest na pewno gorsza, więc w kwestii pamięci pewnie nic się nie zmieni.
LEMONADE „Driver” (4/10), True Panther Sounds
Moda na chillwave ciągle mocna, ale mizeria tak nieudolnych prób spieniężania tej mody jest w oczywisty sposób słaba.
NANCY REGAN „Warszawa Gdańska” (5/10) Lou & Rocked Boys
Bardzo tutejsza, brudna i punkowa wizja Warszawy. Ale dojechałem do końca, choćby ze względu na sympatię dla dworca.
OPOSSOM „Electric Hawaii” (5/10) Fire
Próba unowocześnienia Beatlesów i wczesnego Pink Floyd, która pachnie porażką od pierwszej sekundy.
RÓŻNI WYKONAWCY „Magiel Wagli” (6/10) Sony
Ciekawy pojedynek dwóch autorskich kompilacji autorów bardzo otwarcie krojonej audycji, z którego wynika, że ojciec jest bliżej korzeni, ale syn lepiej czuje bluesa.
SIGUR RÓS „Valtari” (7/10) Parlophone
Recenzja SR esmesem? Dlaczego nie: w końcu powtarzanie po raz setny, że poziom, styl i chwyty te same, nie ma sensu. Tym bardziej, że działa też tak samo.
THE TALLEST MAN ON EARTH „There’s No Leaving Now” (7/10) Dead Oceans
Nie napisałem nie dlatego, że nie słuchałem, tylko dlatego, że słuchałem i było tak miło, że zapomniałem napisać (uwaga na numer 2).
TEEN DAZE „All of Us, Together” (7/10) Lefse Records
Jak dobrze, że nikt nie śpiewa, bo ta niezauważalna, miła, gładka muzyka syntezatorowa jako tło dźwiękowe pomogła mi napisać 19 pozostałych notek.
THE WALKMEN „Heaven” (6/10) Bella Union
Najwięcej zaciekawionych pytań „kto to śpiewa?” od kolegów z redakcji zebrała ta pyta, choć udział Robina Pecknolda sprawia, że w najlepszych momentach to właściwie Fleet Foxes.
MARCIN WAWRZYNOWICZ „Camamey” (4/10) Polskie Radio
Szlachetnie ujazzowiona (Miśkiewicz, Baron, Majewski itd.) poezja śpiewana do słów głównie Karola Konrada Wojtyły. Jak z kremówkami: pewnie są tacy, których nie zemdli.
Komentarze
Tez mnie interesują płyty żywotnie, szczególnie w kulturze nadmiaru, bo jednak mobilizują do całosciowego i w miarę dokładnego odsluchu
Tak, aby muzyki nie było za mało, to poniżej dokładam, dwa nowe odkrycia (mojej żony) z Kanady 🙂
1. Jordan Klassen
– http://vimeo.com/39839181
2. Gold & Youth – debiutanci z 2012r.
– http://www.youtube.com/watch?v=u0-REMPkbnc&feature=related
– http://www.youtube.com/watch?v=5U2qeWAt6l4
A tutaj można pobrać za darmo ich song: http://goldandyouth.tumblr.com/
Szanowny Panie, jeśli już pisze Pan o płytach, to warto je wyciągnąć z folii, otworzyć i wysłuchać. Jeśli Wawrzynowicz śpiewa teksty Karola Wojtyły na tej płycie, to kremówki zazwyczaj nasycone są cyjankiem. Cóż za niekompetencja „fachowca” od muzyki i tematów wszelkich. Brawo!
i w takich chwilach ciesze sie ze nie zarabiam na zycie pisaniem o muzyce. moje plyty wybieram czesto przypadkowo, swiadomie odpuszczajac niektore. wszystkiego nie da sie przesluchac.
@Kret –> No i nawet ten trop diabli wzięli. Przepraszam p. Konrada Wojtyłę, ale sąsiedztwo Kofty i Gałczyńskiego spowodowało, że wziąłem go za papieża (notabene też poetę i też śpiewanego).
Panu Kretowi dziękuję i pocieszam: akurat żeby się pomylić w tej kwestii, zdecydowanie musiałem zdjąć folię…
Panie Bartku! Analogia z kremówkami jest jednak niepokojąca i wyraźnie wskazuje na papieskie konotacje… co nie powinno się zdarzyć po ściągnięciu folii:) Jeśli to żart z nazwiskiem w tle, to bardzo słaby. Porzucając tę kwestię, pytanie jest inne; co mdli w takim razie jak rzeczone kremówki? Śpiew, słowa, kompozycje, a może wszystko razem? Jeśli Wojtyłą zachwyca się Zadura, Balcerzan, Matywiecki czy Siwczyk, Wawrzynowicz był nagrodzony m.in. przez przez Karin Krog, a na płycie grają same „gwiazdy”, to co tu nie gra? Jestem ciekaw pańskiej opinii. Pozdrawiam.
Alez wysypalo muzyka na Polifonii!
na moja uwaga zasuguja dwa krazki (moze lokalny patriotyzm?) a mianowicie NENEH CHERRY and the Thing „The Cherry Thing” (Smalltown Supersound) i THE TALLEST MAN ON EARTH, „There´s No Leaving Now” (Deadocean).
Neneh Cherry (Neneh Marianne Karlsson) przedstawiac nie trzeba. Wychowana od dziecka w atmosferze muzyki jazzowej (Don Cherry) rodzenstwo rowniez muzykalne Tityo, Eagle-Eye Cherry; duet z N´Dour (Seven Seconds). po wielu probach z grupa CirKus wreszcie cos co pasuje Neneh Cherry norwesko-szwedzkie powerjazztrio The Thing, chociaz mozna slyszec jeszcze dawne akcenty ze wspolpracy z Massive Atack czy jeszcze uprzednio z Groove Amada, Tricky to jednak ta plyta jest bardziej inspirujaca, anizeli poprzednie proby z CirKus (m.in. ze szwedzkimi wokalistami Kleerupem, Petterem czy Christianem Falkiem). The THING /zreszta wystapia na festiwalu Jantar Jazz, 19.10/ to przede wszystkim saksofonista Mats Gustafsson, ktory tak wspolgra z Neneh Cherry r´n´b i punkowymi tendencjami wokalnymi. Te osiem sciezek sluch sie bez oddechu. Np.”Dream Baby Dream” zupelnie inny (bardziej uciszony) od „The Stooges Dirt” (ciezko olowiane jazzowe riffy i oczywwiscie jest Ornette Coleman kompozycja (przyjaciel ojczyma Neneh Cherry)…tak roznorodny cd. I duza zasluga freepunkjazzowej grupy The Thing. Neneh Cherry jakby powraca do poczatku i w tym sie czuje, chyba najlepiej.
————-z THE TALLEST MAN ON EARTH, czyli Kristianem Matssonem to inna historia. Bardzo przypomina Dylana, rowniez ze sposobu kontaktu z publicznoscia. To wokalista-gitarzysta, ktory czuje sie najlepiej live. Ciekawostka: zona Kristiana Amanda Bergman wystepuja pod pseudonimem artyst. Idiot Wind (chyba Panstwo wiecie juz skad ten alias?;) / Christian Matsson pochodzacy z regionu Dalarna, Szwecja (chyba najbardziej umuzykalniony zakatek geograficzny Skandynawii?) swoja kariere na dobre zaczal od albumu „Shallow Grave” (vide:Pitchfork) .Na pytanie o podobienstwo z Dylanem kategorycznie zaprzecza to podoboenstwo i powiada, ze zarowno on jak i Dylana nasladuja Roscoe Holcomba. Nowa plyta rozni sie nieco od pozostalych a mianowicie
poprzednie nieco „statyczne” (glos+gitara) teraz wzbogaca o nowe instrumenty (bas, pianino, perkusja). Pierwsza sciezka „To Just Grow Away” tego dowodem i jakby inny kierunek, odchodzenie od dylanowskiego brzmienia. The Tallest Man On Earth jest nieslychanie popularny w USA, czesto grana w stacjach radiowych, np.na public service kanale National Public Radio „Tiny Desk Concerts” grany jest czesciej anizeli Adele. „He is swedish but he tastes like America”. O plycie mozna powiedziec tak: im wiecej sluchasz ja tym bardziej bedziesz ja lubil. „Reveletion blues” brzmi jak oryginal i jakby napisany wczoraj. Jednakowoz najbardziej mi zapadl w pamiec utwor tytulowy i akompaniamen na
piano (!)
——————— te dwa albumy, wedlug mnie, zasluguja na 9/10
@Kret –> Cieszę się, że jest Pan ciekaw opinii, bo już myślałem, że był Pan zainteresowany tylko faktem ściągnięcia/nieściągnięcia folii i chciał mi udowodnić niekompetencję.
O tekstach nie będę się już wymądrzał (płyta została zresztą w szafce w redakcji), sposób ich interpretacji jest poprawny, w miarę prosty, i nie znalazłem w nim czegoś magnetycznego, ale też mnie nie razi – stąd jestem to wydawnictwo skłonny oceniać raczej jako średnie. Natomiast aranżacje w stylu estradowej mieszanki popu, soulu i jazzu mającej w Polsce od lat 90. fatalną tradycję są tak przesiąknięte gładkim banałem (szczególnie partie instrumentów dętych), że mimo świetnych nazwisk ja się w tym nie odnajduję i nie jestem w stanie słuchać.
A co do papieskich klimatów, to proszę mnie poprawić, ale czy źle kojarzę Wawrzynowicza z „Missa Pacis”? Czy poświęcenie całej płyty myśli papieskiej nie daje wystarczającego kontekstu?
@ozzy –>No właśnie te echa dawnych projektów Neneh Cherry trochę temperują mój entuzjazm. Wiem, że płyta ma swoich gorących fanów, dość długo już jej słucham i próbuję się zakochać, ale szaleńcza energia The Thing, którą znam z ich wcześniejszych wykonań różnych coverów tutaj się nie objawiła w pełni…
Kto to powiedział „tam gdzie są płyty nie ma muzyki”?
Do Ścielkica.
Pytasz kto to powiedział „tam gdzie są płyty nie ma muzyki” ?
Rzecz jasna,ten kto jest głuchy.
Ponadto,aby uzyskać pełne spektrum brzmienia,nie wystarczy MP3.
Podobno ludzka głowa waży 8 funtów. To prawie ćwierć tysiąca płyt.
To Garbage jeszcze gra? Aż nabrałem ochoty, żeby przesłuchać jego… debiutancki album. Wiarę w zespół straciłem już parę lat po jego wydaniu.
@Krasnal: albo jedna płyta w polskiej cenie.