Dziesięć zeuro

Domyślam się, że niektórzy po zakończeniu meczu Hiszpania-Włochy będą przeżywać smutek i tęsknotę za ledwie zakończonym turniejem, straconymi szansami i tak dalej. Ja nie. Dla mnie życie dopiero się zaczyna. Oto 10 skromnych i osobistych powodów, dla których odżywam:

1. Kończę urlop. To jak wiadomo czas łatwych zachorowań, przeziębień od klimatyzacji, stresów związanych z przemieszczaniem się, zmian pogodowych, poparzeń słonecznych, odwodnień, przemęczenia, targania ciężarów, a wreszcie rozczarowań związanych z niemożliwością zrealizowania planów (sprawdźcie choć raz, ile odłożonych na urlop książek udało wam się przeczytać, albo ilu z trudem zgrywanych do przenośnego odtwarzacza płyt zdążyliście posłuchać, to przyznacie mi rację). Słowem: niepotrzebne szarpnięcie w wypracowanej przez lata spokojnej rutynie.

2. Zaczynam normalną pracę – w przeciwieństwie do pracy w warunkach nienormalnych, kiedy po wejściu na najbardziej urokliwy szczyt najbardziej urokliwego wzniesienia w miejscu pobytu na urlopie odbieracie pilny telefon z pytaniami z pracy. A gdy tylko pojawicie się w promieniu 200 km od domu, musicie zacząć koordynować pracę na swoim stanowisku. Co gorsza, zaczynacie wtedy odbierać maile w przekonaniu, że jeśli tego nie zrobicie, pierwszego dnia po powrocie macie przerąbane.

3. Kończy się Euro 2012, a wraz z nim okres, gdy wszyscy dookoła wymądrzają się w sprawach, które normalnie ich nie interesują, każdy publicysta nagle ma swojego faworyta i ulubionych piłkarzy, a jeśli dacie mu komputer albo maszynę do pisania, napisze felieton, cykl komentarzy taktycznych, a po wizycie na stadionie może nawet i książkę. I choć dwa i pół roku wcześniej udowadniał, że Smuda jest najlepszym kandydatem, przytoczy wam teraz co najmniej dziesięć argumentów za tym, że nie nadawał się na trenera. Choć, trzeba przyznać, że zjawisko ma też wymiar komiczny.

4. Satyrycy przestaną gwałcić swoje sprzątaczki, żeby przebić się przez szum medialny i rozśmieszyć chociaż własną rodzinę i grono najbliższych znajomych, a gdy okaże się, że sprzątaczki się obraziły, nie będą musieli (satyrycy) odwracać kota ogonem.

5. Skończą się zaproszenia na tematyczne przyjęcia i imprezy (załóż koszulkę reprezentacji!), a podniecone dzieciaki znajomych przestaną wam zawracać głowę wyzwaniem do pojedynku na drybling albo żonglerkę po to tylko, żeby po przegranym starciu oznajmić, że wynik i tak się nie liczy.

6. Przestaną nadawać wszędzie piosenkę „Endless Summer”, dość debilną, cienką, ale niestety wrzynającą się w mózg. W dodatku bezsensownie psującą reputację tytułowi świetnej płyty Fennesza. Choć i to w sumie jest zabawne, jeśli ten teledysk zestawicie z pogodowymi realiami Polski i Ukrainy oraz rytmiką i melodiami charakterystycznymi dla naszego rejonu świata.

7. Koledzy, którym wydaje się, że się znają, przestaną proponować obstawianie wyników meczów, o których nie mają zielonego pojęcia. A ponieważ pewien odsetek kolegów raz na jakiś czas wygrywa (znacie to z rachunku prawdopodobieństwa), obstawiając jeden z najpopularniejszych wyników, propozycje stają się w miarę upływu czasu coraz bardziej natrętne, przybierają charakter sekciarski i w zależności od środowiska także formę analogiczną do „z nami się nie napijesz?”. Na końcu będziecie musieli (jak ja) odmawiać z bliżej niesprecyzowanych powodów religijnych.

8. Sąsiad przestanie na jakiś czas urządzać przyjęcia, które zaczynają się od ognistego dopingowania jednej z aktualnie grających drużyn podlewanego odpowiednim trunkiem narodowym, a kończą koło północy zawsze tym samym trunkiem (naszym narodowym) i jedną przyśpiewką: „Polaaaacy, nic się nie staaaało!”.

9. Nie trzeba będzie odliczać dni bez wpisu na bloga i czekać, kiedy pojawią się na nim pierwsze zaczepki („Co, Euro się ogląda?” albo „Nie chce się w taki gorąc bloga prowadzić?”, „Zmarło się Polifonii, co?” itd.). Bo jak się pojawią, to źle, a jak się długo nie będą pojawiać, to być może jeszcze gorzej.
Tymczasem blog oczywiście wznawia działalność i wkrótce pojawią się tu nawet wpisy o nowych płytach.

10. Wygrała Hiszpania, co im się od początku należało. I proszę nawet nie próbować ze mną dyskutować, bo powiem, że się nie znam, albo że nie obstawiam z powodów religijnych, albo że tylko zbieram materiał na bloga.