Zdeprawowany przez Donnę Summer

Powyżej pewnej granicy wiekowej każdy ma jakieś osobiste doświadczenia z disco. Moje to „Hot Stuff” lecące z głośników na imprezach urządzanych przez rodziców w samym środku stanu wojennego. Płyta „Bad Girls”, przywieziona z Francji przez znajomych, leżała w domu i często trafiała na talerz gramofonu, ale równie często bywała przeglądana. Piękny kolorowy gatefold albumu wypełniały kiczowate, ale działające na wyobraźnię zdjęcia kobiet lekkich obyczajów, którym cały ten dyskotekowy album jest poświęcony. Muzycznie trafiło na album całkiem niezły, jeśli mierzyć go w skali disco, sprawną pod każdym względem produkcję Giorgio Morodera. Wizualnie – stanowczo ponad to, co siedmiolatek w roku 1981 mógł zrozumieć. W każdym razie zbyt abstrakcyjne, by obcowanie z tym albumem trzeba było uwzględnić w spowiedzi komunijnej.

RIP Donna Summer – cały dzień czekałem, żeby wrzucić tu zdjęcia okładki. Powyżej pikantny (i mój ulubiony wówczas) rewers (awers można znaleźć wszędzie), poniżej rozkładówka. Wiem, że przejadłem tu temat, który powinien się pojawić na Wyżu Nisz, ale co tam, ważniejsze osobiste emocje. A RIP dlatego, że „świętej pamięci” jakoś tu kiepsko pasuje.

Donna Summer – Hot Stuff ‚R.I.P.’ by CarlitoNOVA