Zaskakujący pan White
Taki zwyczajny, a taki szalony. Tak szybko się rozwija, podążając w nieprzewidzianym kierunku, a to, co tworzy jest tak brudne i czyste zarazem. Co chwila zmienia twarz. To brawurowy wykonawca, a w tle ma ciekawy obraz amerykańskiego Południa. Zaczynał w swojej dziedzinie trochę w roli outsidera, ale sezon za sezonem jest coraz ważniejszy – wypracował sobie pozycję. Niebawem pojawi się w Polsce. O kim mowa?
Oczywiście Walter White. Polsat kupił właśnie „Breaking Bad”, jeden z trzech, może czterech najlepszych seriali ostatnich lat o chorym na raka nauczycielu chemii, który postanawia ratować byt rodziny, syntetyzując metamfetaminę. I pokaże – co więcej – pierwszy odcinek 29 kwietnia. To prawda, jest też nowy album Jacka White’a „Blunderbuss”, którego ciężko nie zauważyć, chociaż wychodzi właściwie dopiero w poniedziałek. Większość powyższych przymiotników można odnieść również do niego.
„Blunderbuss” to solowa płyta – pierwsza pod własnym nazwiskiem – ale zawdzięcza mnóstwo grupie The White Stripes. Przypominają ją kompozycje. Różnią od tamtej formacji aranżacje – przede wszystkim ze względu na dużą rolę klawiszy w obecnym, bardziej rozbudowanym składzie White’a. W ogóle prymitywny, ograniczony skład instrumentów przestał być dla tego artysty wyróżnikiem, Amerykanin stracił też trochę z potencjału niesionego przez to samoograniczanie. Zachował charakterystyczne brzmienie i z całą pewnością z powodzeniem trafi do dotychczasowych fanów, ale stracił udziwniony charakter. Jeśli miałbym wskazać jednego, Walter White ostatnio (a nowy, piąty sezon przed nami – jeszcze w tym roku w USA) bardziej przemawiał mi do wyobraźni. Bardziej potrafi zaskoczyć.
Nie zaskoczyło mnie za to zupełnie (skoro już jesteśmy przy niespodziankach) przedwczorajsze oświadczenie grupy Myslovitz – od dawna im się nie układało i od dawna jej muzycy na potęgę działali poza grupą. Od dawna też widać, że pomiędzy muzycznymi skokami w bok Artura Rojka (Lenny Valentino) i reszty jest jakaś spora, rosnąca nawet różnica poziomów. Rojek poszedł więc śladem White’a. Tyle że Myslovitz cały czas działa.
JACK WHITE „Blunderbuss”
Third Man 2007
6/10
Trzeba posłuchać: albo obejrzeć
Komentarze
A o płycie nie dowiedziałem się z tekstu niczego, o.
a czy ktoś mógłby coś powiedzieć o tym albumie?:
http://www.amazon.com/The-Flaming-Lips-Heady-Fwends/dp/B007VR24SQ/ref=sr_1_fkmr0_3?s=music&ie=UTF8&qid=1335056657&sr=1-3-fkmr0
@jk –> Trzeci akapit. Fakt, trochę się rozleniwiłem, ale to taka płyta. Wiele do opisywania tu nie ma, można sobie wcześniej wyobrazić, jak będzie brzmiała.
@Sosnowski –> Głównie różne kooperacje Flaming Lips z ostatniego okresu, wydawnictwo tylko na Record Store Day, trzeba działać szybko i raczej eBay. 10 tys. sztuk, podwójny LP. Jak do mnie dojdzie, to coś napiszę.
A tu Wayne Coyne: http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=z-A4I_Ib3to
Jak tak mało muzycznie to co do Breaking Bad w pełni się zgadzam i z ciekawości jakie są te 2-3 inne najlepsze seriale?
I nie wyobrażam sobie racji bytu Myslovitz bez Rojka.
ech… jestem trochę zważony, wróciłem z kolacji na mieście i małej bibki…
kocham czytać tego bloga, pisanego świetnym językiem, z zacięciem do wspaniałej muzyki… chociaż nie zawsze zgadzam się z opiniami Bartka, jest jak perła… [WIELKIE dzięki za: THEESatisfaction – awE naturalE (2012 Sub Pop) !!!]
i muszę Wam coś puścić…
http://www.youtube.com/watch?v=UOMgAWAcHZw
?
@Sosnowski –> Ten kawałek to taka nostalgia za… początkiem XXI wieku 🙂 Dzięki za miłe słowo (i za podsunięcie czasem czegoś na priva również!).
@M –> „Sześć stóp pod ziemią” na pewno. Co do kolejnej pozycji – „Dexter”, może „Rodzina Soprano” (nigdy nie myślałem, że mi się spodoba, ale wciągnęła na wiele tygodni). Odczuwam też pewien emocjonalny związek z dr. House’em. 😉
W sumie mogłem się spodziewać takiego pytania. Może jeszcze wrócę do tematu.
Ja myślę, że ta sytuacja z Myslovitz przypomina losy różnych super grup, które w pewnym momencie wyrzucają tych są „za bardzo ponad”. A pod nazwą działa/ją ci którzy mają prawa do piosenek, nazwy. Przykłady: pink floyd, oasis, g’nr i tak dalej.
Poten ciąg jest taki, że obozy pracują na siebie i w ten sposób zyskują. Jak nie zyskują to jest „reunion” i przy okazji w radiu grają i pierwotne nagrania i z dwóch układów. Zwykły biznes.
Sam Rojek ostatnio bardzo mnie zawiódł wykonaniem piosenek na koncercie z okazji prezydencji. Nawet w najłatwiejszych momentach czuć było, że się męczy przy mikrofonie… jak Liam Gallagher w Beady eye.
Jeżeli Myslovitz ma przetrwać to powinni pójść kierunkiem ACDC i zatrudnić wokalistę, który śpiewa prawie tak samo jak poprzednik. I wilk będzie syty i owca cała.
Jak dla mnie MYSLOVITZ mógłby w ogóle nie istnieć. Czy Rojek będzie w składzie, czy nie, i jakie będą tego konsekwencje, nie ma to żadnego znaczenia, ani dla mnie, ani, jak sądzę, dla młodszego pokolenia. Poza końcówką lat 90., gdzie jeszcze ich utwory miały jakąś wartość, od przeszło 10 lat notują równię pochyłą.