Idzie święto płyty, Nowy Jork zdobyty

1. W sobotę Record Store Day. Z dwóch polskich sklepów oficjalnie uczestniczących w akcji zrobiły się cztery, kilka innych na pewno też wystawi jakąś specjalną ofertę. Nie zapomnijcie więc odwiedzić Wasz lokalny sklep, jeśli jeszcze przetrwał, zajrzyjcie do tekstu o idei RSD, o jeśli jeszcze go nie czytaliście. Przejrzyjcie też listę wydawnictw specjalnych na RSD 2012. Część z nich na pewno można zamówić wysyłkowo, ale trzeba działać.

2. Jeśli macie blisko do Nowego Jorku, możecie zajrzeć na koncerty tamtejszej edycji Unsoundu. Zaczyna się dziś – tamtejszego czasu. Julia Holter, Demdike Stare, Monolake… U nas to już będzie wczoraj. Może dlatego jesteśmy dla nowojoryczków tak bardzo do przodu? Jeśli macie tak daleko jak ja, pozostaje Wam podsłuchanie muzycznej listy wydarzeń na Hype Machine.

3. Hologram Tupaca wyświetlany w czasie amerykańskiego festiwalu Coachella był podwójnie nieprawdziwy, bo… nie był nawet hologramem. Udowadniają to autorzy tekstu zamieszczonego tutaj. A według Boba Lefsetza w ogóle nie ma o czym mówić, bo cały pomysł narodził się i od razu umarł przy okazji klipu Michaela Jacksona „Black and White”.

4. Na liście najpopularniejszych kulturalnych tematów tygodnia znalazł się Radzimir Dębski, który jako Jimek przesłał remiks na konkurs ogłoszony przez Beyonce i wygrał. Nie da się ukryć, to progres w stosunku do muzyki z „Polisz Kicz Projekt”, od której zaczynał syn Krzesimira Dębskiego – pełną listę osiągnięć znajdziecie tutaj. A sam remiks można odsłuchać na SoundCloudzie.

5. Bardziej jednak zachęcam do posłuchania Julii Holter, której poprzednia płyta „Tragedy” jakoś mi w zeszłym roku umknęła. Po kilku tygodniach z nowym albumem „Ekstasis” wiem, co było problemem – prawdopodobnie nie słuchałem tamtej dość długo. Muzyka artystki z Kalifornii jest bowiem na pozór dość prosta i czytelna – bardzo oszczędnie zaaranżowane elektroniczne ballady na poziomie instrumentalnym słusznie zestawiane z Laurie Anderson, w wokalach kojarzące się też czasem z Julianną Barwick. Im dłużej się jednak tego słucha, tym bardziej „oszczędne” zamienia się w „zaskakujące”. A proste – w wyrafinowane. Bo choć Holter ma pokoleniowe ciągoty do nadużywania pogłosów („Four Gardens”), momentami brzmi słodko, bardziej jak Enya niż Anderson, to jednak w imponujący sposób potrafi nasycić każdy utwór melodiami – często delikatnie, bez natrętnych powtórzeń, mimochodem. Stylistycznie też mierzy szeroko – między impresyjnym „Marienbad” a wprost odwołującym się do lat 80. syntezatorowo-popowym, melancholijnym „In the Same Room”. Są tu momenty natchnione, brak tylko kropki na „i”. Czekam na zapowiadaną płytę „Gigi” i na udział osób trzecich (a nawet „drugich”) w pracy Julii Holter nad muzyką, licząc na to, że to właśnie tę kropkę postawi.

JULIA HOLTER „Ekstasis”
Rvng Intl 2012
7/10
Trzeba posłuchać:
„Fur Felix”, „In the Same Room”, „Marienbad”.