Srogo w pogo
1. Ema! Znajom na fejsie mi to wkleił na walla i zgniłem przy pierwszym numerze. Rozwalili mnie. Potem jakichś dwóch lamusów grało w Trójce – co ja sucham?? Zespół się nazywa Cloud Nothings i nieźle łoją. I ten charkot, ja fakam!!! Ostatnio miałem taki zanim mi wypisali klacośtammycynę. Chcę to. Nie, nie zapalenie krtani. Chcę być pankowcem. Chcę ich na Heńku. Dugi wpis dzisiaj, sorki, ale odleciałem. No i pierwsza w tym roku płyta, która nie muli. Nie odwracajcie się do niej tyłem, bo potrafi skopać dupę. Czekitaut, men. I uderzaj w pogo. Srogo.
2. Kochani! Post-hardcore’owy kwartet z Cleveland uderza z trzecim i chyba przełomowym albumem, na którym soniczną inwencję łączą z kapitalną produkcją Steve’a Albiniego (choć Dylan Baldi opowiadał Pitchforkowi, że Albini przez cały okres pracy grał w Scrabble. Wydłużone kompozycje wypełnia pozorna pustka, w gruncie rzeczy na poziomie emocji dzieje się tu mnóstwo. Wszystko to, od okładki z latarnią morską w nieostrości, przez tytuł („Atak na pamięć”), aż po wymowne hasło z pierwszego nagrania „No Future/No Past” (pokolenie żyjące teraźniejszością?), dopisuje kolejny element historii retrowpływów w muzyce, a Simon Reynolds już teraz powinien się zacząć umawiać z grupą na rozmowę do kolejnego wydania „Retromanii”.
3. Dzień dobry. Z przerażeniem stwierdziłem, że czas podsumowań premier z lutego minął, najwyższa więc pora omówić ostatnie płyty ze stycznia. Szkoda, że zachowawczo postanowiłem sprawdzić tę przed zakupem, bo empetrójki z materiałem Cloud Nothings przeleżały kupę czasu w pamięci mojego odtwarzacza. Pierwszych kilka minut zresztą też nie powiedziało mi nic poza tym, że to by była muzyka mojego syna, gdyby był już nie przedszkolakiem, tylko wyrostkiem. Dobrze z kolei, że uzupełniłem braki w dziedzinie kontaktów z The Wipers od czasu wspólnego słuchania w Trójce z red. JH, bo pewnie lista odniesień nie byłaby pełna. W każdym razie robi to kolosalne wrażenie.
5. Ten polifoniczny wywód na temat tego, jak Cloud Nothings mogą połączyć różne środowiska i gusty, byłby pełniejszy, gdyby i mojej żonie ta płyta się podobała.
CLOUD NOTHINGS „Attack on Memory”
Carpark/Wichita 2012
8/10
Trzeba posłuchać: „Wasted Days”.
Komentarze
dorzucam do tego polifonicznego głosu dwa grosze od siebie, pierwszy z EN (pisany trochę na gorąco), drugi z bloga, bardziej osobisty:
http://wolnamuzyka.blogspot.com/2012/02/cloud-nothings-attack-on-memory.html
http://electricnights.pl/recenzje/188/attack-on-memory
no i tym post-hardcore’em w kontekście poprzednich ich płyt bym tak nie szafował 🙂
‚Wasted Days’ faktycznie trzeba posłuchać, tak jak ‚No Future/No Past’. Reszta niestety o wiele gorsza.
@wieczór –> Faktycznie, poprzednie nagrania z trochę innej półki. No, i widzę, że nie ja jeden napisałem więcej niż jedną recenzję tej płyty – za to ja jestem chyba ostatni z pisaniem o CN. Zawsze jednak lepiej teraz niż dopiero w podsumowaniu rocznym 🙂
Do słuchania w samochodzie – można wyć nie narażając się na dziwne spojrzenia rodziny 🙂
hehehe. mam też dobry tekst, autentyk 🙂
ja pie*****. oddam 11.06 amerykański zespół muzyczny w dobre ręce…
mogą zagrać, zaśpiewać, pomiksować płyty. pewnie i puknąć…
dziewczyny, nie chcecie? ten członek wenezuelskiego pochodzenia jest całkiem
przystojny, a jeszcze nie mamy skanu paszportu Savino Di Vietro! na pewno
będą mieli przy sobie 1500 EUR. w gotówce. a może i więcej. jest
chętny? i klub zobowiązał się dać im torbę blantów. czadó, może
ty ich więc weźmiesz? dołożę nawet 2000 zł, trudno. kalor, nie chcesz
kupić dzieciom jakichś ubrań? może wysłać ich pipi [dziewczyna miała poważny wypadek w Barcelonie, jest na rehabilitacji, musi sobie radzić sama – przyp. S] do pomocy?
poważnie. ale niech się szybko decyduje, bo potem bilety do Barcelony
zdrożeją…
żeby nie było rozczarowań później, chodzi o Gonjasufi.
co ONI zrobią PO koncercie następnego dnia, w poniedziałek 11.06? to JA mam wiedzieć? latają przecież z managerem. mój boże, może na mecz se pójdą? po koncercie to my będziemy leżeć pewnie urąbani z żalu lub radości, jak znam współpracowników. dobrze, że kierowca chociaż nie pije…
no, żesz k***a, nie sądziłem, że najtrudniejszym elementem tego
przedsięwzięcia będzie czas „PO KONCERCIE”…
i jeszcze nowe Disappears – aż dziwne, że bez dotyku Albiniego zrobione. Obowiązkowe dla „drgających nerwowo” przy GvB czy New Wet Kojak.
Lubię ich poprzednią płytę, ale „attack…” to zupełnie inne oblicze zespołu, jakby chłopcy dojrzeli w ekspresowym tempie i postanowili zmienić kategorię wagową.