Przekraczanie granicy nostalgii
Skoro dziś wtorek, to pora na nostalgiczną podróż w przeszłość. O ile lat? 40? 30? No nie, w tym wypadku tylko dziesięć. Mam wrażenie, że granice nostalgii za starymi czasami w epoce internetowej znacznie się przesunęły. Zaczynamy wspominać w kulturze popularnej już nie tylko po zwyczajowych dwudziestu latach (jak to zgrabnie robi Bartek Koziczyński w wydanych właśnie „333 popkultowych rzeczach… lat 90.” – kontynuacji jego pop-wspomnień z PRL-u), ale już po latach dziesięciu. Tak to robią wydawcy wznowienia płyty grupy Lenny Valentino, które ukazało się przed paroma tygodniami. Albo Fisz i Emade, którzy nową płytą „Zwierzę bez nogi” wracają do swoich początków – sprzed dekady.
Na świecie celebruje się przede wszystkim dziesiąte rocznice albumów stanowiących punkt odniesienia dla nowej internetowej krytyki muzycznej, kształtującej się właśnie lat temu dziesięć, czasem z małym haczykiem, czasem wręcz dokładnie (10 9 grudnia – że tak przypomnę – 10. urodziny będzie obchodził budujący to zjawisko w Polsce serwis Porcys.pl). Wychodzą też jubileuszowe edycje płyt w pewnym sensie założycielskich dla tych środowisk. Na przykład zapowiadane od kilku miesięcy i ciągle przekładane winylowe „Since I Left You” The Avalanches po dziesięciu latach od edycji poza Australią (a może ukazało się już, tylko mnie Amazon nagle poinformował, że nie zrealizuje zamówienia, bo nieosiągalne?). No i wreszcie to, co mam w rękach od paru tygodni, a dopiero parę dni temu odważyłem się wrzucić do odtwarzacza, czyli „Life Is Full of Possibilities” Dntela.
Sam się interesowałem wówczas tymi płytami, choć z nieco innych powodów. Podejście miałem mainstreamowe, pracowałem w „Machinie”, te nazwy w otoczeniu mało kto kojarzył, a ja – jako człowiek z niejasną przeszłością (prog, psych, te sprawy, potem elektronika – ostatnio uprawiałem stosowny coming out na antenie HCH) recenzowałem raczej ciekawe ogryzki niż najważniejsze płyty miesiąca. Dość powiedzieć, że odczuwam klimat nostalgii wokół Dntel, chociaż późniejsze losy Jimmy’ego Tamborello – twórcy tej wyciszonej płyty z kameralnymi piosenkami na tle szemrzącej, plumkającej, klikającej i psującej się elektroniki – specjalnie mnie już nie porywały. Zachęcony świetnym „Anywhere Anyone” kupiłem sobie gdzieś płytę „Zeroone” występującej w tym kawałku Mii Doi Todd – co za rozczarowanie. Usłyszawszy jakiś podobny ton w ślicznym nagraniu „Hana” Asa Chang & Junray i na to wydałem pieniądze – cała reszta piosenek okazała się znacznie gorsza. Katalog wytwórni Plug Research przynosił co prawda rzeczy świetne (John Tejada, potem debiutujący tu Flying Lotus), ale w sumie też lekko mnie rozczarował. The Postal Service – czyli duet, w którym Tamborello rozbił bank, odnosząc spory sukces komercyjny w Ameryce jako hit wczesnego iTunesa – trafił do mnie trochę później, poza tym też okazał się efemerydą. A i ta współpraca z Benem Gibbardem ma przecież korzenie w jednym z utworów na płycie „Life is Full of Possibilities”.
Te dziesięć lat to był rzeczywiście szmat czasu, ale mam wrażenie, że gdyby ta najlepsza płyta Dntel ukazała się dzisiaj, nie byłaby odbierana jakoś fundamentalnie inaczej. Ma – mimo tego pokoleniowego charakteru – wartość bardziej muzyczną niż historyczną. Zabawnie by było na przykład zestawić wokalną wersję „Last Songs” (jest na dodatkowej płycie jubileuszowej edycji „Life Is…”) z nagraniami takiego dajmy na to Bon Iver. Wartość stricte historyczna pewnie zostanie bardziej przy Prefuse 73 (znakomite i bardziej przełomowe producencko „Vocal Studies + Uprock Narratives”), pewnie przy genialnej płycie Jelinka, którą miałem okazję niedawno wspominać w radiu, może jeszcze przy bodaj najlepszym ówczesnym Matmosie. Ale czy kupicie Jelinka albo Matmosa żonie, żeby wspólnie powspominać czasy, kiedy była jeszcze waszą narzeczoną, albo narzeczonej, żeby wspomnieć czasy, gdy była tylko koleżanką, albo narzeczonemu… itd.? Czy wieczór wspomnień zilustrujecie sobie drugą częścią kompilacji „Clicks & Cuts”? Pewnie nie. A Dntel się sprawdzi jako taki podarunek. Tamborello napisał słowa – nie za dużo, ale jednak – a poza ciekawymi tapetowymi brzmieniami zawarł tu trochę osobistych emocji, całość opakował dodatkowo w charakterystyczną i prostą okładkę. Coś takiego musiała czujnie wykorzystać firma Sub Pop, która opublikowała okolicznościową wersję deluxe z mnóstwem remiksów i niepublikowanych tracków na drugiej płycie oraz zachęcającą ceną (jest też podwójny winyl!). Za dziesięć lat będzie wersja czteropłytowa, za dwadzieścia – ze znaczkiem, starym biletem na koncert i modelem samochodu z okładki. A może wcześniej? Może już za pięć, skoro przekraczamy stare granice nostalgii?
DNTEL „Life Is Full of Possibilities”
Plug Research 2001/Sub Pop 2011
oryginał: 8/10, nowe wydanie: 9/10
Trzeba posłuchać: Początku i końca oryginalnej płyty. Z płyty bonusowej wokalnej wersji „Last Songs”, utworu „Sorry_”. Remiksy są niezłą listą przedstawicieli z grubsza podobnej estetyki: Safety Scissors, Lali Puna, Barbara Morgenstern itd. Świetny jest w każdym razie ten kończący całość remiks Pearson Sound.
Komentarze
Chętnie zobaczyłbym oddzielne zestawienia płyt poprzedniej dekady autorstwa założycieli Porcys oraz osób, które tworzą serwis obecnie (podobnie np. Pitchforka). Na ile takie młode klasyki jak Dntel zdominowałyby to pierwsze i czy byłyby w ogóle widoczne w tym drugim – jak w ogóle przesunąłby się średni rocznik?
Samo „Life” poznawałem równocześnie z „Endless Summer” Fennesza, dosyć zresztą podobnym w brzmieniu i nastroju, i odtąd grają dla mnie w parze.
Zastanawia w powyzszej antologii brak znakomitych prob zespolu Urra Bend, ktory zadebiutowal brawurowym siglem
mieszczacym sie gdzies pomiedzy stylem Rama-Nest i i-iHa.
Nie jest to zreszta zakocznem, bo po albumie Geko Rana wszystkie wczesniejsze dokonania w Worier e-Ttera nie dorownuja produkcjom Albumino. Zreszta dziesiecioletni okres w rozwoju tyrosoundu to zbyt malo na usztatowanie sie stabilnej linii e-melody trednu. Cos co wystarczylo Pramowi Joilowi nie dla kazdego U-rockera jest dostateczna periodyzacja elektroniczno-kompilacyjna. Moze dlatego autor pomija ten istotny i epokowy w tym tygodniu Lajn…
e-ciag dalszy i-nastapi
@kurasound –> Słuszne uwagi, drogi Czyteniku/Czytelniczko. Poszukiwanego Geko Rana znajdziesz tu: http://www.polityka.pl/kultura/muzyka/1521464,1,recenzja-plyty-piotr-rubik-opisanie-swiata.read
To jasne, że nie dorównuje on jednak znanej Ci zapewne dobrze mistrzyni tyrosoundu: http://www.polityka.pl/kultura/muzyka/1516996,1,recenzja-plyty-doda-7-pokus-glownych.read
To tyle, jeśli chodzi o te bardziej oczywiste punkty odniesienia.
Bartku, wszak i tak moderujesz komentarze – po co sie szarpac z cymbalami dowcipnisiami na pograniczu trollingu? Moj – ten właśnie – oczywiscie wytnij, ale szkoda życia i bloga na puste przebiegi.
Pozdrowienia,
Milczacy zwykle czytelnik aka Tomasz Kuc
@Tomasz Kuc –> Prawda. Tylko uznałem, że za dowcipnisiem kryje się jednak jakiś rodzaj uwagi na temat kształtu tego bloga – że nazwy niezrozumiałe, dziwne terminy. Niektórzy mogą to tak odbierać. W końcu cały blog jest dość mocno rozdygotany między tym, co szeroko znane, a głęboką niszą.
Pozdrowienia dla Ciebie i wszystkich milczących. 🙂
Bylem wielkim entuzjasta tego projektu i tej plyty wlasnie kiedy wyszla. rzucilem sie wiec na reedycje i o dziwo entuzjasta juz nie jestem wcale. wspomnianego fennesza slucham ciagle od czasu do czasu, dntel wydaje mi sie (niestety, chcialbym zeby bylo inaczej) banalne. zestarzala sie ta muzyka nieladnie.
Udało mi się pomylić datę urodzin Porcys – są 9 grudnia. Co nie zmienia faktu, że wszyscy zainteresowani jeszcze zdążą. 🙂