Zupełnie nowy
Delikatniejszy, może nawet mniej hipsterski, chyba bardziej wyrafinowany, ale zarazem zaskakująco popowy z wierzchu, biorąc pod uwagę niszowe zainteresowania. Z całą pewnością mniej retro, choć nie gubi ducha nostalgii. Wyraża go bardziej wprost. Przy pierwszym kontakcie może wzbudzać odrzucenie. Nic dziwnego. To kompletny zwrot w innym kierunku. Ale powoli zdradza zupełnie nowe pokłady potencjału.
Nie, nie, to nie o nowym szablonie tego bloga. Choć może i mogłoby być. To o nowej płycie Oneohtrix Point Never, czyli Daniela Lopatina. Nie spodziewałem się po niej wiele, biorąc pod uwagę to, że duet z Joelem Fordem nie do końca mnie przekonał. Trzeba jednak przyznać, że już ich wspólne nagrania pokazały, jak szerokie horyzonty ma Lopatin i że po wyjściu ze świata dronów ma jeszcze całkiem dużo do powiedzenia. Owszem, już wcześniej Dania Shapes było takim skokiem w bok, ale ten ruch w kierunku samplingu, korzystania z zapętlonych fragmentów cudzych (chyba) nagrań i tworzenia impresyjnych podkładów o kojarzącym się z klasycznymi wydawnictwami z Warpa, a czasem prawie alternatywno-hiphopowym charakterze, który DL proponuje na płycie „Replica”, jest mimo wszystko zupełnie zaskakujący. Pojawiają się nawet strzępki wokali w funkcji pętli rytmicznych.
Początek tego albumu to kompletna antyteza pierwszych minut poprzedniej dużej płyty OPN „Returnal”. Kolejne trzy utwory – skonstruowane według receptury sygnalizowanej wyżej – podtrzymują ten efekt zaskoczenia, a piąty, tytułowy, doprowadza go do kulminacji. To romantyczny syntezatorowy Lopatin na tle klasycznie brzmiących fortepianowych akordów, jedno z bardziej intrygujących i klimatycznych nagrań, jakie ostatnio słyszałem. A już na pewno jedno z takich, których nie spodziewałbym się po Oneohtrix Point Never. Prędzej już po Fenneszu albo Timie Heckerze.
Co do tej nostalgii, to oczywiście Lopatin by się obruszył. Cała filozofia pracy nad „Replicą” polegała bowiem na tym, żeby wykorzystać dźwięki z reklam z lat 80. (stąd ten wszechobecny sampling) i przenieść je poza kontekst nostalgicznego odbioru. Tak przynajmniej z grubsza wynika z wywiadu dla Pitchforka. Muszę przyznać, że zaimponował mi twórca OPN, przede wszystkim tą umiejętnością odświeżenia swojej muzyki. „Rifts” pozostaje moją ulubioną płytą Lopatina, ale „Replica” będzie od tej pory druga na liście.
A co do szablonu – cieszę się, że stopniowo będę mógł dopracować nieco bardziej czytelną nawigację, łatwiej też będzie czytać Polifonię na urządzeniach przenośnych. Problemy, jeśli jakieś mają się pojawić, ujawnią się na pewno w trakcie najbliższych tygodni. Proszę o sygnały ewentualnych błędów i wyrozumiałość – sam dopiero zaczynam pracę z nowym szablonem i muszę w nim poprzestawać to i owo.
ONEOHTRIX POINT NEVER „Replica”
Software/Mexican Summer 2011
8/10
Trzeba posłuchać: „Replica”, „Sleep Dealer”, „Explain”.
Komentarze
Płyta bardzo klimatyczna ; przy samplach w drugiej części albumu żona mnie troszkę przegoniła; ode mnie też 8/10
och ten Pitchfork sa tacy wspaniali !
Chyba mój album roku na póki co. W każdym razie co najmniej wyrównał do Deaf Center. 🙂 Popełniłem kilka dni temu molocha na jego temat: http://www.g-punkt.pl/Artykul/co_ma_w_glowie_daniel_lopatin/1
Mój redakcyjny kolega, Paweł Klimczak, który jest w tej chwili na RBMA powiedział, że Lopatin dał świetny wykład i po godzinach był również dobrym towarzyszem zabaw. 🙂 Na pewno ma gość łeb.
Póki co, a nie „na póki co” oczywiście. No i ma Pan, Panie Bartku, spory udział w tym artykule, bo wątek o Moon Wiring Club znalazł się tam dlatego, że tu zaglądam. 🙂
@G –> Akurat w tym wypadku nieuzasadniony entuzjazm/ironia (niepotrzebne skreślić), bo tylko zamiatają po „The Wire”.
@Jakub –> Cieszę się, dzięki za link! 🙂
@louislogic –> Moja żona podczas domowego odsłuchu poszła spać przed drugą częścią, więc dalej było już na słuchawkach.
Nareszcie recenzja tej płyty. Ne mogę się uwlnić od sleep dealera.