Retrowtorek: Ciągle żywe!

Słuchałem akurat po raz n-ty płyty „Dedication” Zomby’ego, pisząc parę słów na łamy papierowej „Polityki”, gdy nagle dopadł mnie retrowtorek. I zostałbym z ręką w nocniku i bez jednej dobranej propozycji, gdyby nie to, że skojarzyłem – poprzez wytwórnię 4AD, które przygarnęła Zomby’ego – dwie stare płyty, o których od dawna chciałem tu wspomnieć.

Te dwie płyty nagrał jeden zespół, a właściwie one-man band z Warrenem Defeverem w roli głównej. Nazwą wyprorokował własną przyszłość: His Name Is Alive. Bo choć wtedy brzmiał odrobinę pretensjonalnie i dziwnie, to dziś – gdy w scena elektroniczna, folkowa i hałaśliwa scena gitarowa spotykają się w wielu punktach – pewnie nikogo już nie zdziwi. I jaki aktualny!

21 lat temu podobała mi się w tej muzyce niezwykła narracja, albumowość, kapitalne połączenie w jeden ciąg piosenek, mimo różnorodnego (zawsze jednak minimalistycznego) akompaniamentu w tle. Prostota wybroniła wczesne albumy HNIA przez lata, a dziś powoduje, że właśnie ten pierwszy, „Livonia”, bardzo długo przygotowywany (podobno początkowo nie podobał się w 4AD), broni się znakomicie. Drugi album, znacznie głośniejszy i mniej surowy „Home Is In Your Head”, zyska fanów wśród miłośników współczesnego dream popu, ale wolę jedynkę. Oba wydawały się wówczas rzeczami, które niekoniecznie będą miały jakąkolwiek kontynuację. Dziś stały się naturalnym punktem odniesienia. Choćby dla Grouper, o czym przypominał ostatnio serwis Screenagers. Miłośnicy brzmienia 4AD powinni sobie punkt do tej oceny dopisać – ale oni i tak ten album mają.

HIS NAME IS ALIVE „Livonia”
4AD 1990
8/10
Trzeba posłuchać:
„Fossil”, „As We Could Ever”, „If July”.

His Name Is Alive – As We Could Ever by defaultmagazine