Telewizja w radiu

Ostatnio trafiłem na nią kilka razy. Dwukrotnie odwiedziłem na przykład radio, w którym sam kiedyś miałem przyjemność pracować, by z zaskoczeniem zauważyć, że kapitalnej jakości studio, które spokojnie mogło służyć do nagrań kameralnych zespołów, zamieniono w dość klaustrofobiczne studio telewizyjne. I co prawda prowadzący mają fajne laptopy, ale za to cały czas śledzi ich ruchy kamera, więc coś za coś. No i teraz pamiętam, że do tego radia – w przeciwieństwie do każdego innego – trzeba się porządnie ubrać. Od telewizji różni je właściwie tylko to, że czytający wiadomości nie patrzą w kamerę.

Potem sam siedziałem jako prowadzący w jednym ze studiów radiowych uznawanych w Polsce – chyba nie bez przyczyny – za miejsca legendarne. Grałem dobrze sobie znany utwór, gdy nagle zdałem sobie sprawę, że słyszę tylko jeden kanał. „Coś tu nie gra” – pomyślałem. W panice odezwałem się przez interkom do realizatorki: „Czy to ze mną coś nie tak, czy głośniej słychać lewy kanał?”. „Niemożliwe” – usłyszałem. Więc jednak ze mną. Już zacząłem się witać z trwałą utrata słuchu i zastanawiać, ile może recenzent muzyczny dostać odszkodowania z ubezpieczenia za utratę jednego ucha (i to w czasach stereo), no i czy starczy na utrzymanie potomstwa, gdy nagle spoglądam i oczom nie wierzę: jeden z głośników, „odsłuchów”, czyli święty i najważniejszy poza mikrofonem przedmiot w studiu, został w bezceremonialny sposób zasłonięty wielką kamerą opakowaną w pokrowiec doskonale tłumiący przy tym dźwięk. Znajdowałem się oto w studiu, które radiowe było tylko po godzinach, bo najważniejsze miejsce – poza dwoma ciekłokrystalicznymi telewizorami – zajmowały w nim kamery.

TV On The Radio w roku 2011 nie kojarzą mi się więc najlepiej. Co nie znaczy, że nie jestem w stanie tego przezwyciężyć. Zespół Davida Sitka ma na pewno wiele zalet, wśród których są:
– perfekcjonizm;
– dopracowanie materiału do granic możliwości;
– zagęszczenie pomysłów.

Ma jednak również kilka wad, wśród których wymieniłbym:
– przesadny perfekcjonizm;
– dopracowanie materiału ponad granice rozsądku;
– natłok pomysłów.

O pozytywnym wrażeniu, jakie mimo wszystko pozostawia ich nowa, piąta już płyta, decyduje jeszcze jedna zaleta TVOTR – niebywały wdzięk melodii upychanych przez zespół w najmniej spodziewanych momentach. Takich jak ta w połowie „Killer Crane”, gdy po przedłużającej się piosence nie spodziewałem się już niczego wielkiego. To – i jeszcze szeroko reklamowany pozytywny charakter płyty wypełnionej dość ciepłymi, miłosnymi utworami – decyduje o wartości nowego albumu. No dobra, jest jeszcze Tunde Adebimpe, który znów potrafi być niesłychanie różnorodny w ekspresji – raz brzmi jak Kurt Wagner, kiedy indziej jak Anthony Kiedis, a z Kypem Malone’em z tyłu śpiewają jak rasowi soulmani. Partie wokalne to jest to pole, na którym TVOTR sprawdza się niezmiennie. Za to zagęszczone aranżacje i wykorzystująca olbrzymią kompresję dźwięku produkcja Davida Sitka coraz bardziej mu nie służą. A już szczególnie nie służą uzyskaniu dobrego efektu tym razem. Nie chodzi mi tylko o rozbudowaną sekcję instrumentów dętych i smyczki, może nawet w najmniejszym stopniu o nie. Tutaj nadmiar jest ogólnym problemem. Z jednej strony, niczego mi nie brakuje, ale – podobnie jak w innych produkcjach tej grupy – czegoś jest za dużo. Coś tu nie pasuje. Zupełnie tak jak kamery do radia. Albo to moje uszy jednak szwankują, więc dam sobie spokój i wrócę może do obliczania możliwej wypłaty z ubezpieczenia. Tak czy owak nie wiążę swojej przyszłości ze słuchaniem tej płyty, chociaż nie wątpię, że niektórych może ona do twórczości TVOTR przekonać.

TV ON THE RADIO „Nine Types Of Light”
Interscope 2011
6/10
Trzeba posłuchać:
„Second Song”, „Killer Crane”, „Repetition”.

TV On The Radio – „Will Do” by Interscope Records