Kongotronika kontra reszta świata

Trochę się opuściłem w tym tygodniu, ale to ze względu na inne redakcyjne prace. W związku z tym już dziś zapowiadam wyjątkowy bonusowy wpis weekendowy i bez dalszych wstępów przechodzę do rzeczy.

Seria „Congotronics” wydawana od pięciu lat przez belgijską Crammed Discs długa może nie jest, ale wpływowa już tak. Dzięki czemu – łatwo tu pewnie dojdziemy do wspólnych wniosków. Dzięki biedzie i temu, że muzyka rozrywkowa w Kinszasie opiera się w dużej mierze na samoróbach – instrumentach, wzmacniaczach i efektach konstruowanych ręcznie, samodzielnie. To daje wyjątkowe, dość zniekształcone brzmienie, a jeśli dodamy do tego jeszcze naturalną transowość repertuaru centralnej Afryki, mamy wysoki współczynnik podobieństwa do Animal Collective, a co za tym idzie – wysokie noty u krytyków. Tyle w bolesnym skrócie (więcej pisałem o tym w tekście dla „Polityki” przed sezonem festiwalowym, po rozmowie z Johnem Stevensem odpowiedzialnym za Afrykę w Crammed). Teraz dochodzi jeszcze jeden dowód mocnych inspiracji. Z czterech płytowych odcinków gromada najmodniejszych postaci sceny elektronicznej, alternatywnej i eksperymentalnej wykrzesała niewiele mniej nowego materiału. Remiksy? Przeróbki? Covery? Właściwie nie wiadomo do końca, co to jest, ale nosi tytuł „Tradi-Mods vs Rockers. Alternative Takes On Congotronics” i właśnie wyszło na dwóch płytach.

Na początku miałem do tego stosunek średnio entuzjastyczny. Przygotowując się w środę do radia, przesłuchałem całość i znalazłem ledwie kilka punktów zaczepienia, koncentrując się na Animal Collective (wiadomo…) i kompletnie ignorując na przykład bardzo ładne liryczne przeróbki Andrew Birda i Aksak Maboul. Powtórne przesłuchania otworzyły mi też uszy na Glenna Kotche i jego trawestację motywów z Konono w stylu idącym w stronę pozbawionego mocnego beatu Pantha du Prince (skądinąd PdP mi tu zabrakło) oraz na Juanę Molinę, dla której Kasai Allstars mogliby grać jako grupa towarzysząca. W dalszym ciągu zawodzi mnie dość banalny w podejściu utwór Marka Ernestusa, ale Shackleton otwierający druga płytę utworem „Mukuba Special” (Kasai Allstars) wypada genialnie. Robi zresztą coś najbardziej naturalnego dla świecie. Zaprasza transowych Afrykańczyków – w postaci fragmentów ich nagrań, rzecz jasna – do swojego świata. Wystarczy trochę za dużo pogłosu, żeby zrobić dubstep z muzyki afrykańskiej. „My Life In The Bush of Ghosts” w roku 2010 powinno tak właśnie brzmieć! Na drugiej płycie broni się jeszcze szaleństwo Amerykanów z AU, którzy nagrali od podstaw własną wersję utworu Masanka Sankayi (w co zresztą trudno uwierzyć). Utrzymaną w zawrotnym tempie i znakomitą. Od początku podobała mi się Oneida eksponująca właśnie owe zniekształcenia w barwie instrumentów likembe używanych przez Konono. A z biegiem czasu coraz mocniej przemawia do mnie też japoński EyE. Cała druga płyta jest bardziej ekstremalna i ciekawsza muzycznie, całość jak to zwykle w takich wypadkach nierówna, ale można sobie na bazie tego wszystkiego zaprogramować własną rewelacyjną płytę.

Warto też poczytać notki od poszczególnych artystów, którzy wzięli udział w projekcie. Co prawda z reguły najlepsi muzycznie nie mieli dużo do powiedzenia, ale jest tu kilka znamiennych wpisów. Deerhoof musieli na przykład słuchać w odpowiednim zwolnieniu kompozycji Kasai Allstars, żeby ją wykonać po swojemu. A Burnt Friedman świetnie podsumował fenomen Konono No 1: „Jeśli chcecie nagrać coś naprawdę własnego, najlepiej zacznijcie od budowy własnych instrumentów. Zwiększy to wasze szanse na to, że efekt końcowy obędzie się bez śladów coca-coli”. Czego jak czego, ale tej ostatniej w Kinszasie na pewno nie brakuje, co warto podkreślić przed świętami. Bo co prawda „zawsze” coli nie było, ale za to jest wszędzie.

RÓŻNI WYKONAWCY „Tradi-Mods vs Rockers. Alternative Takes On Congotronics”
Crammed Discs 2010 (2CD)
8/10
Trzeba posłuchać:
Shackleton, Oneida, Aksak Maboul…