Płyta, która ryje banię
Stolica wystartowała z nową kampanią społeczną przeciwko dopalaczom. Hasło wymyśliła podobno młodzież, czyli – aż chciałoby się dodać – najmocniej zainteresowani. Stwierdzam fakt – jak też w wieku młodzieżowym byłem najbardziej zainteresowany tematem. I mam przemożne wrażenie, że gra ono na nosie wszystkim, a w szczególności tym, którzy wydali na tę kampanie pieniądze. Brzmi tak:
Dopalacze ryją banię.
Nowe wyrazy i wyrażenia maja to do siebie, że są bardzo wieloznaczne. Nie inaczej jest, o ile mi wiadomo, z „ryciem bańki”. Może się odnosić do omotania kogoś, zrobienia mu wody z mózgu, ale i do „namieszania”, zakręcenia w głowie, a nawet wywołania zdziwienia czy zaskoczenia. Albo do mocnego stanu odurzenia (nie mówiąc już o tym, że podobne „rycie beretu” oznacza śmiech, coś zabawnego). Więc równie dobrze hasło kampanii antyalkoholowej mogłoby brzmieć „Od alkoholu zaszumi ci w głowie”. Odrzucałoby tylko tych, którzy nie chcą się napić, a dla wszystkich pozostałych byłoby świetna reklamą. Bo czego innego oczekuje większość odbiorców dopalaczy, niż tego, że im „zryją bańkę”, no przepraszam? A jeśli ktoś dalej nie wierzy, że „porycie bańki” może być pozytywne, niech zajrzy na jeden z ostatnich wpisów u Jarka Szubrychta.
Z listy płyt w stosie na biurku wybrałem taką, która najmocniej ryje banię. Czyli – w tym wypadku – wprowadza w stan lekkiej, kontrolowanej psychozy. Piekielnie spóźniony na tym blogu album ANBB, czyli duetu Alva Noto i Blixy Bargelda „Mimikry”. Jeśli ktoś jeszcze nie słyszał, z góry ostrzegam: to nie są piosenki. Rzadko bywają śpiewane, choćby nawet w sposób wyciszony, wyszeptywany przez BB niczym na płytach Einstuerzende Neubauten. W tych utworach (bardzo różnego formatu, od 3 do 10 minut) Bargeld najczęściej mówi, albo raczej czyta. Opowiada. Carsten Nicolai wypuszcza te swoje elektroniczne świerszcze, mechaniczne dzwonki, proste, ale intensywne pojedyncze tony, albo zimne perkusyjne dźwięki maszyn. Wychodzi z tego słuchowisko – mistrzowskie pod względem brzmieniowym, ale mimo wszystko troszkę monotonne. Dlatego z entuzjazmem przyjmuje za każdym razem umieszczoną w centralnej części płyty „I Wish I Was a Mole in the Ground” – tradycyjną folkową pieśń, kapitalną w tej wersji na pojedynczy perkusyjny dźwięk syntezatora i syntetyczny pseudobas. W sumie wychodzi na to, że AN+BB to troszkę mniej niż suma dwóch wybitnych moim zdaniem i dość pewnych (jeśli chodzi o poziom ostatnio nagrywanych płyt) artystów.
Ten piękny czarny (w całości, i to w wersji CD) krążek nie jest pewnie płytą roku, ale niczego podobnego wcześniej nie słyszałem (da się to porównywać z Suicide, ale produkcyjnie – inna epoka), rzecz być może wpuści trochę świeżego powietrza do niszy klikowej elektroniki. Poza tym działa tak, że lepiej nie słuchać tego w zatłoczonym tramwaju lub pociągu w godzinach porannych w otoczeniu tłumu ludzi. Może dojść do dziwnych sytuacji. Naprawdę nieźle ryje banię.
ANBB „Mimikry”
Raster-Noton 2010
7/10
Trzeba posłuchać: „I Wish I Was a Mole in the Ground”, „Berghain”. Poniżej chyba najbardziej piosenkowy „One”. Nie, nie cover U2. 🙂
02. anbb – one by post-hebe-phrenique
PS Przy okazji: w nocnej audycji HCH za parę godzin będziemy wspominać Alberta Aylera w 40-lecie śmierci, które przypada jutro.
Komentarze
Ryje. Moja połówka wręcz zakazała mi ich włączać, gdy jest w domu i nie śpi. We wrześniu na żywo w Poznaniu dopiero zryło niesamowicie, „Fall” zagrane jako bis 3/4 sali zmusiło do zatkania uszu. Po tamtym koncercie anbb to dla mnie nawet trochę więcej niż suma dwóch artystów, bo zobaczyć ich współpracę i wzajemne stawianie sobie wyzwań było czymś szczególnym. Alva Noto pozwala wierzyć, że elektronikę się gra, a nie odtwarza
Tu więcej o koncercie http://www.popupmusic.pl/no/28/galerie/199/poz_modern-anbb-alva-noto-blixa-bargeld%2C-oval%2C-burnt-friedman-jaki-liebezeit%2C-mikrokolektyw a w nowym numerze będziemy mieli z AN wywiad, więc awansem zapraszam
@PopUp –> A ja klikam z góry.
I pozdrawiam z kolei moją żonę, która za każdym razem przy słuchaniu ANBB zadawała mi to samo pytanie: „Co to jest?”. Zadawane tym samym, zaniepokojonym tonem.
Albert AYLER mieszkal 8 miesiecy w Sztokholmie(1962-63): o Aylerze byl dokument zrobiony przez Szweda Kaspera Collina „My name is Albert Ayler”, ktory mial premiere na festiwalu w Göteborgu (2005). Ayler wystepowal w lokalach sztokholskich Nalen i Den Gyllene Cirkeln. W pazdzierniku 1962 r Bengt „Frippe” Nordström (saksofon, klarnet, kompozytor) namowil Aylera do nagrania pierwszej plyty tego pioniera „free” jazzu. Plyta „Something different” (Bird Notes) jest rarytasem i trudna do zdobycia. Tylko niektore sciezki dzwiekowe sa nagrane technika cyfrowa /remastered/. Nordström nagral sesje w Art School – Skeppsholmen (Sztokholm). Pozostali muzycy(procz Nordströma) na plycie to kontrabasista Torbjörn Hultcrantz i perkusista Sune Spångberg. Tak powstala pierwsza plyta Alberta Aylera. Nordström nagrywal tez Milesa Davisa i Sonny Rollinsa.
Warto posluchac!
PS
http://www.ayler.com
PS ”
AYLER byl m.in. inspiracja muzykow STONEPHACE w albumie „Stonephace”(Truthoghts/VME) : czyli Larry Stabbins, Adrian Utley, Krzysztof Oktalski (!) i Guy Barker.
Alez Bartku. „One” to po prostu cover Harry Nilssona – One ( http://www.youtube.com/watch?v=-nB5VxPOoio ). Chociaz bardziej znane jest wykonanie Aimee Mann z filmu MAGNOLIA ( http://www.youtube.com/watch?v=r5DHquP1HWU ). Ten kawalek co jakis czas sie przewija w historii muzyki i filmu.
Tak jest. Nawet go podpisali pod tym numerem we wkładce. 🙂
@Bartek Chaciński
„I pozdrawiam z kolei moją żonę, która za każdym razem przy słuchaniu ANBB zadawała mi to samo pytanie: “Co to jest?”. Zadawane tym samym, zaniepokojonym tonem”.
Symptomatyczne dla tej płyty. Moja po pierwszych dźwiękach „Fall” krzyknęła z drugiego pokoju „Co to jest?!”. A Twojego bloga wcale nie czyta:)
Płyty słucham od paru dni na zmianę z drugą perełką ostatnich tygodni – a mianowicie Death In June „Peaceful Snow/Lounge Corps” – i przestać nie mogę. Szkoda, że muzyka w stylu DiJ jeszcze tutaj nie zagościła. Polecam przesłuchać nowy krążek, z chęcią przeczytam recenzję.
@lstafiej
Skusilem sie na DiJ. No rewelacja dla mnie. Dawno juz nie sluchalem tych klimatow. W ogole chyba musze sobie troche odswierzyc Currentow i cala ta scene itd. Bartek skus sie na Peaceful snow. Naprawde kawalek konkretnej muzyki. Wspaniala rzecz. Pozdrawiam
add: z-ka
DIJ …da sie sluchac, tak jak bardziej mi znana szwedzka grupa
ORDO ROSARIUS EQUILIBRIO (Sztokholm) nagrywajacy dla wytworni
Cold Meat Industry
http://www.ordo-rosarius-equilibrio.net
1. is for liberty
2. is for evil
3. is an orgy
4. is forever
@z-ka
Jeśli zamierzasz odświeżać, to z katalogu Zimnego Mięsa oprócz ORE, polecam również pierwsze płyty kapeli Rome. Najnowszą, tegoroczną wydali w labelu Trisoli, który ma na swoim koncie również świeżutki krążek Spiritual Front (niedawno w Polsce na WIF).
No ale dość tych labelowych wyliczanek. Ciekawe, czy Autora zainteresuje któraś pozycja i tutaj o niej przeczytamy…:)
Pzdr
@lstafiej –> Nowy Death In June interesuje mnie bardzo, ale jeszcze nie mam tej płyty, to dość świeża rzecz. No i muszę się przyznać, że dawno nie słuchałem DIJ. Kręgom postindustrialnym kłaniam się tymczasem skromnym pożegnaniem Petera Christophersona na moim blogu prywatnym: http://chacinski.wordpress.com/2010/11/28/5-razy-peter-christopherson/
Może coś jeszcze w temacie niebawem.
Cold Meat Industry to świetna wytwórnia. Bardzo sobie cenię wczesne płyty Raison d’Etre nagrywane dla nich. Rome też niczego sobie i gdyby tylko doba miała 48 godzin, a ja drugą parę uszu i rąk, to pewnie znalazłby się wpis o nich na Polifonii po tegorocznej EP-ce „L’Assassin”.
to jest pomysł: pisać recenzje w oparciu o reakcje płci pięknej. moja wytrzymała dwa utwory z anbb, po czym bezszelestnie (albo raczej dźwięki płynące z głośników skutecznie wszystko zagłuszyły) wyprowadziła się do drugiego pokoju. jak później zapytałem czy to może wina muzyki to powiedziała: „słuchaj sobie, ja przecież nie komentuję” 🙂
Dołączę się do opowieści o reakcjach piękniejszych połówek na ANBB 🙂 U mnie już po pierwszych dźwiękach „Fall” żona stwierdziła autorytatywnie: „słuchaj sobie czego chcesz do pracy… ale nie przesadzaj” 😀
A właśnie, skoro jesteśmy w temacie Bargelda – nowy składak EN (Strategien Gegen Architektur IV) to póki co największe rozczarowanie roku. Śmiertelne nudne, ciekawostek zero, wrażenie wymuszonego klepania kasy w oparciu o kilka z grubsza działających patentów – wszechobecne. 3.5/10, nie ma szans na więcej.
Posłuchałem potem dla odtrutki „Funf Auf Der Nach Oben-Offenen Richterskala” – i strasznie zamarzył mi się powrót Einheita i Chunga do składu EN…
@Codhinger –> Tu muszę zareagować gorącym głosem poparcia. „Funf Auf…” to moja ulubiona płyta EN.
Co do opinii żony, u mnie pojawia się czasem bardzo ciekawy komentarz, któremu nie sposób odmówić trafności: „A tej płyty to tak do pracy słuchasz, czy dla przyjemności?”. Niejednokrotnie otwiera mi to oczy na wartość albumu 🙂
czytając te komentarze odnośnie żon, myślę sobie, że zanim się hajtnę, spedzę z kandydatem tyle samo czasu przy płytach, co …gdzie indziej 🙂 Autor pisze, że nie jest to płyta roku, ale jednocześnie czegoś takiego wczesniej nie słyszał. Dla mnie to ostatnie właśnie przesądziło o sprawie. Koncert roku 2010/płyta roku 2010. Pozdrawiam 🙂