Winyl, czyli obrona integralności
Wczoraj w czasie burzy mózgów, o której rozpisywać się tu szerzej nie mogę, skleciliśmy w dość różnorodnym gronie ludzi zainteresowanych kulturowymi przemianami termin „obrona integralności dzieła”. Miałby się on odnosić do tych wszystkich działań artystów, które mają na celu skłonić słuchacza, by wysłuchał tego, co zrobili, od początku do końca. W wypadku muzyki – bez skipowania, w pewnej zamierzonej kolejności itd. To jeden z argumentów stojących za kontrrewolucją – na razie w skali mikro – przywracającą do naszego otoczenia winyle i kasety magnetofonowe. Kilka tygodni temu, po otrzymaniu pocztą nowej płyty TwinSisterMoon (projekt poboczny francuskiego Natural Snow Buildings), dostępnym tylko na winylu – jak coraz więcej nowych wydawnictw – usiadłem i podzieliłem kartkę na dwie części. Po jednej stronie wpisywałem plusy kultury winylu. Po drugiej – jej minusy (lub plusy kompaktu). Ciekaw jestem Waszych odczuć w tej sprawie.
Po stronie „plusów” znalazły się:
1. Konieczność zwydatkowania pewnej energii: trzeba podejść do gramofonu i nastawić płytę. A przy okazji spalić trochę kalorii i mieć bardziej, hm, fizyczny kontakt z nośnikiem. Poza tym ta oddana energia powoduje, że niechętnie zrezygnujemy ze słuchania, a wcześniej prawdopodobnie zaplanujemy sobie czas na to.
2. Brak możliwości przewijania (przełączanie z utworu na utwór jest – ale trzeba się nieźle namęczyć). który sprawia, że paru płyt wysłuchałem do końca, tłumiąc wszelkie przejawy ADHD.
3. Podział płyty na dwie lub więcej części po ok. 20 minut każda. Nieźle się słucha takimi blokami, łatwiej się skoncentrować na minut dwadzieścia niż pięćdziesiąt. No i po każdym bloku mamy krótką przerwę.
4. Analogowy dźwięk. Technologicznie gorszy (pasmo, dynamika), za to dla wielu osób psychologicznie lepszy. Dźwięk ciekawy również dlatego, że olbrzymie różnice wprowadza tłoczenie płyty, sprzęt, na którym jej słuchamy – różnice większe niż w wypadku technologii cyfrowej.
5. Poczucie ekskluzywności – tutaj uwaga z punktu pierwszego „minusów” (patrz niżej) staje się zaletą, każdy egzemplarz jest inny, poza tym rzeczy wydane tylko na winylu wolniej rozpowszechniają się w sieci, rzadko trafiają na YouTube (ta płyta do dziś – od sierpnia, gdy została wydana – jeszcze tam nie trafiła).
Po stronie „minusów” dałem:
1. Płyty się rysują, jakość zapisanej na nich muzyki się degeneruje.
2. Trzeba utrzymywać w dobrym stanie technicznym jeszcze jeden sprzęt domowy, w dodatku dość delikatny. W dodatku droższy od przyzwoitego CD, jeśli chcemy słuchać muzyki na sensownym poziomie.
3. Okładki robią dziś małe manufaktury, w związku z czym – jak w wypadku rżniętej w grubym winylu płyty TwinSisterMoon – czarne krążki często trzeba siłą wyszarpywać z nie do końca idealnie dopasowanych (ale za to też grubych jak podeszwa) obwolut.
4. Płyty trzeba utrzymywać w czystości – nie obędzie się bez dodatkowych gadżetów, typu ściereczka do czyszczenia z kurzu itp., których trzeba przed słuchaniem użyć (niektórzy kupują specjalne systemy do mycia płyt!). Ale wyobrażam sobie, że można by to równie dobrze zapisać po stronie plusów, bo to wszystko trochę jak muzyczny odpowiednik nabijania fajki. Rytuał poprzedzający obcowanie z muzyką, który ma oddzielać słuchanie od sprzątania, jedzenia kolacji i oglądania telewizji tak samo jak nabijanie fajki oddziela palenie od całej reszty dnia.
Sam album, kolejna „solówka” Mehdiego Ameziane’a, to zestaw dronów, zewów i brzęków, czyli to, co fani NSB lubią najbardziej – tyle że na tle bogatej dyskografii tej grupy, nawet tej tylko z ostatnich lat, to jednak rzecz drugoplanowa. Gorsza od poprzedniego wydawnictwa TwinSisterMoon „The Hollow Mountain”. Stronę „A” wypełniają miniatury różnej klasy, z eterycznym, przeuroczym „Trailerem” na końcu. Wokal pojawia się z rzadka, a na ostatnim albumie NSB takie krótkie utwory były lepsze. Strona „B” to utwór tytułowy – pozbawiony gwałtownych szarpnięć, wycofany i długi na całą stronę. Nie będzie tu żadnej kulminacji, nic, słyszymy szemrzący dron, mamy prawdziwe „Comfortably Numb”. Ładne to wszystko, a jednak ze dwa razy rozejrzałem się nerwowo po pokoju – czyżby za nieobecnym pilotem?
TWINSISTERMOON „Then Fell the Ashes…”
Blackest Rainbow 2010 (tylko LP)
6/10
Trzeba posłuchać: „Trailer”, „Then Fell the Ashes”. Fragmentów posłuchać można tutaj.
Komentarze
@Sosnowski –> Shit Robot jest naprawde ekstra!
@3 plus
Jak przerwy się wpisują w integralność? To przecież trochę tak, jakby muzycy w trakcie koncertu znikali po 20 minutach, albo siadał prąd na chwilę, a potem jakby nigdy nic, dalej grali swoje. Live to wybija z transu, nastroju, skupienia (bo daje miejsce na ADHD), na płycie też – mnie przynajmniej. Zresztą zrobienie dziury w środku płyty, kasety jest dość niebezpiecznym pomysłem – bo skoro już wstałem, wybiłem się, ruszyłem, podjąłem aktywność, to mogę nagle odkryć, że teraz jednak posłuchałbym czegoś innego. Co się słabo koreluje z Plusem Drugim, bo wymusza w sumie takie nagrywanie, żeby strona A była fajniejsza niż strona B, bo musi zachęcić na tyle, żebym przy okazji zmiany nie zmienił na całkiem coś innego (są jakieś statsy rozkładania przebojowości na stronach winylu/kasety?:). Cyfrowa plejlista ma tu o tyle przewagę, że jak ją już raz nastawisz, to w sumie nie ma potrzeby przy niej grzebać, jakiś kawałek mendzi, to prościej go najczęściej przemęczyć, niż wstać i skipnąć (o ile nie pracujesz na tym samym kompie).
@Marceli –> Trudno rzeczywiście wybronić w tym wypadku tezę o integralności, ale z jednym zastrzeżeniem – artysta tak tworzy płytę, żeby uwzględnić winylową przerwę. Tak jak dramaturg pisze sztukę, uwzględniając antrakty. Z grubsza wszystkie płyty były tak tworzone (zakładam) do początku lat 80. i teraz coraz częściej tak są pisane.
Ale o to mi chodziło – ferment, dyskusja. Jak będzie więcej minusów, to może wyślemy jakiś sensownie uargumentowany list protestacyjny do artystów, którzy wolą winyl?
ruch obrony integralności dzieła = (d)roid
może słowo integralność jest tutaj mylące? – gdy ja myślę o analogowych nośnikach, to kluczowa jest dla mnie nie tyle ich integralnosc (wlasnie czytalem o Skalpelu zgrywajacym co chce z czarnych rowkow, ktore juz wzrokowo analizuje) ale ich ograniczony, zamkniety format.
(moim doświadczeniem formującym jest tu roczna prenumerata tygodnika zagranicznego – która daje mi nawet dostęp do wersji online (innej od dostępnych również online po krótkim opóźnieniu artykułów z każdego numeru w wersji webowej) – do której z lubością nie zaglądam).
gdy mam sterte nieprzeczytanych numerow, to widze, jak ona maleje, albo nawet wszystko zostalo przejrzane / przeczytane. w sieci w najlepszym wypadku mam wlasnie 2010 nieprzejrzanych postów w czytniku RSS, a w najgorszym mam poczucie, że cała sieć jest jednym wielkim nieprzeczytanym, zaległym postem. może raczej „obrona granic dzieła”?
winyl to dla mnie ciekawostka. na serio z winylem obcowałem odsłuchując debiut king crimson na starym gramofonie wujka. jazgot nośnika sprawiał wręcz fizyczny ból. i tyle. mam po rodzicach jakieś rzeczy na winylu ale robią za podstawki pod herbate. nie mnie jednak, pozdrawiam fanów.
Plusy: punkty 1,2 i 3 zgadzam się w 100%,punkt 4 cokolwiek (dla mnie) wątpliwy (kwestia gustu),pkt 5 to przede wszystkin „ekskluzywność” cenowa,chociaż winyl ma swoją „wagę i wygląd” no i ten zapach. Minusy: znów będę słodził,ale zgadzam się z wszystkimi. Ja słucham muzyki właściwie tylko w wersji CD i mp3 ale ponieważ ma się już czwarty krzyżyk na karku,to słucham płyt od pierwszej do ostatniej minuty (chyba że się szybko znudzę).Nie używam funkcji random i nie tworzę list odtwarzania. W końcu to artysta decyduje o kolejności utworów. Podsumowując, chciałbym mieć dużą kolekcję winyli ale za drogo. CD i mp3 mają sporo minusów ale i taniej i trochę wygodniej.
mam podobnie, jak wojtzek, co oznacza, ze jestem mentalnym czterdziestolatkiem. nie wiem, czy to w moim przypadku dobrze. nie lubię opcji random (chyba że nie wiem, czego słuchać i traktuję to jako zajawkę – to znaczy – wpadnę na fajny kawałek – wrzucam całą płytę).
winyle lubię, zbieram, słucham. i podoba mi się cały ten”sznyt” i rytuał. a co do przerw i braku integralności, to zgadzam się z bartkiem, że wystarczy odpowiednio „zaprojektować” płytę. i (będzie minus dla CD) taki zamysł artysty często ginie na kompaktowych reedycjach.
@Bartek ->
Jako analogowy maniak, muszę zdecydowanie wyrzec gromkim głosem te oto akapity…
Minus nr 1 tyczy chyba w większym stopniu CD, bo to one utlenią się za jakieś (optymistycznie) 100 lat, podczas gdy winyl po 300 będzie miał się w miarę nieźle.
Minus nr 2 – ponoć gramofon za „x” złotych i tak zagra lepiej niż odtwarzacz za „2x” złotych.
Minus nr 3 to niestety prawda, ale i tak wolę popękaną na brzegach obwolutę niż pudełko typu jewelcase!!!
Minus nr 4 : „Płyty trzeba utrzymywać w czystości”. Na Trygława i Swarożyca! A tak!!! Podobnie jak uszy, ząbki i przestrzeń pod pachami, na przykład!
nie słucham vinylów, nie było takiej tradycji w domu, a i sam nigdy jakoś nie miałem na to jazdy. z mojej perspektywy to jednak zła opozycja jest, ja bym raczej optował za zestawieniem: nośnik Vs nie-nośnik. rozum mówi – „na cholerę ci nośnik skoro i tak nawet jak sobie kupisz CD, to już rzadko do książeczki sięgasz”, a praktyka jest taka, że poświęcasz albumowi należytą uwagę tylko wtedy, gdy masz na go płycie. to naprawdę implikuje sposób słuchania. może problem jest sztuczny, może wynika tylko z nawyku, ale prawdą jest, że słuchanie muzyki w formacie mp3 jakoś mniej mnie zobowiązuje, bardziej skłonny jestem do: mycia naczyń, przeglądania gazety, plądrowania lodówki itd…
to tak jak z czytaniem gazety: jak sobie kupię „Politykę”, to czytam od deski do deski, a jak przeglądam internetową stronę „Gazety”, to wszystko po łebkach jedynie.
i winyl i plyta kompaktowa….co kto lubi; wyrzucilem przed laty setki plyt winylowych pozostawiajac rarytasy i moich ulubionych wykonawcow – wiele bootlegow /m.in. Franka Zappy, Muddy Watersa, Mike Bloomfielda, Paula Butterfielda i innych/ kompakt to komfort, winyl utrapienie czasami
(niegdys kupowalem i winyl i kasete, czasami dwa egzemplarze; mam tez wiele albumow winylowych nie granych.Winyl to wspomnienia, jakas nostalgia ( jak wydania zagraniczen Kryzysu i Brygady Kryzys, Kory).
Gramofon to urzadzenie gigantyczne i bardzo ciezkie….ale moj Marantz i Onkyo ma juz ponad 20 lat….nie wiem czy ktorykolwiek kompakt tak dlugo pozyje?
Jednakowz okladki winylowe to prawdziwe dziela sztuki…Robert Crumb z albumu Janis Joplin „Cheap Thrills” moj faworyt no.1 albo The Rolling Stones „Sticky fingers” z logo Johna Pasche.
Ale, gusta sa rozne i trudno o nie sie spierac.
Pojawiło się – jak widzę – kilka nowych ciekawych wątków:
1. okładki – rzeczywiście, tu nie sposób nie dostrzec przewagi winylu;
2. brak kultury winylowej lub dobrego sprzętu – sporo osób zniechęciły do tego nośnika właśnie złe doświadczenia z dzieciństwa, sam zresztą miałem nie najlepsze – zły gatunek winylu i zły sprzęt;
3. uwaga, jaką poświęcamy nośnikowi;
4. winyle są drogie, a jeśli nawet nie są, to ich transport jest drogi, a jeśli nawet nie to, to drożej będzie nas kosztować – w sensie powierzchni – ich przechowywanie.
@Bionulor – winyle przetrwają dłużej, tylko w gorszym stanie. CD będą żyły krócej, ale w pewnym momencie przestaną być widoczne dla odtwarzacza, tam zostanie chociaż szczątkowa informacja, tu zniknie w jednym momencie wszystko.
Zgadzam się z pszemcio. Ja słucham mp3 tylko poza domem zgrywając muzykę na kompie z oryginalnych płyt CD. Kompletowanie plików mp3 na komputerze lub CD nie interesuje mnie. Słucham płyty równocześnie zaglądając do książeczki. To przecież element pewnej całości,którą proponuje nam artysta.
nie jestem jakimś znawcą czy maniakiem, ale nie zgodziłbym się z tym, że płyty winylowe są szczególnie delikatne. na brud reagują dosyć gwałtownie, owszem, ale zdarzyło mi się kiedyś w trakcie imprezy w pijackim amoku stawiać różne przedmioty na kręcącej się płycie toro y moi [a szczególnie gruba to ona nie jest] i nie ma ani ryski – a w momencie w którym się obudziłem byłem przekonany, że będę kupował drugi egzemplarz.
dla mnie w zasadzie mogłyby istnieć tylko winyle i mp3 czy inne flace, kompakty są brzydsze [mam tu na myśli dużą okładkę, obcowanie z fizycznym nośnikiem, obserwowanie jak się kręci etc.] od pierwszych i mniej praktyczne od drugich, właściwie nie widzę za bardzo sensu ich istnienia. kupuję tylko jeśli coś nie wyszło na winylu albo wyszło, ale skończył się nakład a wiem że cena na rynku wtórnym przekracza moje możliwości.
co właściwie jest pewnym utrapieniem – za każdym razem kiedy widzę lubianą przeze mnie płytę w dobrej cenie na kompakcie sprawdzam od razu dostępność wydania winylowego. jeśli jest dostępne w jakiejś normalnej [jak na winyl] cenie, to oczywiście tego cd nie kupuję [no bo zbieram placki przecież!], tyle że winyla też często nie – bo 35 zł mógłbym w danym momencie wydać, 70 czy 80 już nie.
od jakiegoś czasu slucham muzyki z winyla, wcześniej przez 15 lat przechodziłem przez kasety, cd i w końcu mp3 (mp3 raczej odsluchuje niz slucham) i jakoś nie potrafię podejść do słuchania muzyki inaczej, to pewnie przyzwyczajenie natręctwo sam nie wiem, i winyl to wszystko mi podkręca, podoba mi się „to” brzmienie, chociaż nie zawsze jest idealne ale z perspektywy bardziej mi odpowiada niż brzmienie cd, podoba mi sie ta papierowa okłada i jej wykonanie, wykonanie placka, jego kolor, waga, faktura, z zainteresowaniem patrze jak sie kręci, czy faluje czy…i cały ten „rytuał winylowy”, bo coś sie za tym kryje co tworzy całość, co mnie pociaga, a czego juz nie ma dla mnie słuchanie z cd, a zupelnie nie potrafie „sluchać” mp3 i to jest moje doświadczenie sluchania i pewnie tylko tyle dla innych, a dla mnie aż.
jedyny problem z winylem dla mnie to dostępność i cena…, choć moźna wydawac winyle taniej…plyty ze sceny HC/Punk i podobne w NNNW czy Pasażerze kosztuja w większości obecnie do 40 zl (dlaczego oni moga tak, a inni nie?) wiec jednak winyl, w tej chwili…
Pamiętam wywiad z gościem z Pantery. Twierdził on, że przy tworzeniu materiału myśli właśnie tak, jakby miał nagrać płytę analogową.
Ale, z drugiej strony…
Winyl, trochę inaczej niż kaseta magnetofonowa, daje tę możliwość, że mogę przesłuchiwać tylko jedną stronę, a drugą wiecznie olewać. Mogę słuchać w kółko pierwszego utworu albo wszystkich oprócz ostatniego. O, weźmy np. „Foxtrot” Genesis – strona A pociąga mnie o wiele mocniej.
A jeśli ktoś chce skipować, to będzie skipował – kwestia przyzwyczajenia. Mnie np. kilka lat temu siadły baterie w pilocie od telewizora, ale przyzwyczaiłem się już, że, żeby zmienić program, wyregulować głośność, muszę podejść, zleźć z łóżka.
– tak to wszystko czytam i wydaje mi się że nikt nie dotknął istoty rzeczy – zbieram winyle od ponad roku i mam ich już ok. 1000 szt. – dlaczego ? – po prostu w/g mnie winyl ma lepszy dźwięk od cd – to całkiem inna bajka, winyl ma lepsze BRZMIENIE cokolwiek by to znaczyło – winyla słucha się z przyjemnością i chce się kupować coraz to nowe płyty – sygnał jaki daje winyl na głośniki ma w sobie to coś co powoduje że słuchanie muzyki staje się dużą przyjemnością i przeżyciem – tego czegoś nie ma na cd – to coś tracone jest w procesie transformacji sygnału analogowego na cyfrę – dźwięk z winyla w porównaniu z cd odczuwam tak jakby została zerwana jakaś kotara – jest więcej dźwięku w dźwięku ! – więcej i przyjemniejsze wysokie tony, bas nienachalny acz potężny, dużo lepsza stereofonia głębia, scena i powietrze, co tu zresztą opowiadać, trzeba to wypróbować na sobie ! Całe pokolenie zostało oszukane przez producentów płyt i sprzętu cd !- na szczęście winyl dynamicznie się odradza i młodzież też zaczyna doceniać to brzmienie ! Czy płyty winylowe są drogie ? dziś kupiłem 6 LP w stanie bardzo dobrym, perełki jazzowe za które w sumie zapłaciłem 90 zł. a mam w swojej kolekcji dużo świetnych płyt po kilka zł. też LP Sandy Posey za 1 zł ! – tu raczej trzeba by namawiać artystów żeby wydawali na winylu ! To się zresztą już dzieje a Norah Jones z winyla brzmi tak jakby stała w moim pokoju ! Pozdrawiam.
Ściereczka to niestety za mało, płyty trzeba czasami myć. Wszystkie niedogodności związane z analogowym systemem, są nieistotne w obliczu jakości dźwięku jaki ten system może nam dostarczyć… Miny jakie mają znajomi – słysząc, że to z winyla… bezcenne. Pozdrawiam Wszystkich!