Nudni jak festiwal w Opolu
Interpol do mnie przyszedł. Z zaskoczenia, bo wcale nie czekałem na nową płytę grupy oficjalnego klona Iana Curtisa. Tymczasem się pojawiła. Niespodziewanie jak festiwal w Opolu, który dla niepoznaki reklamowano w tym roku jako wydarzenie kabaretowe (bo nie chce mi się wierzyć, że ktoś wziął sobie do serca moje słowa – w końcu od dawna twierdzę, że to szopka). I podobnie ciężko było zauważyć, że już się skończyła. Właściwie skończyła się – podobnie jak Opole – jeszcze zanim zdążyła się na dobre zacząć, samobójczo dusząc się nudą w pierwszych minutach.
Nie przeczę, były w historii Opola. I płyta Interpol była – no, w tym wypadku akurat jedna. Nosiła tytuł „Włączcie jasne światła”, czy jakoś tak, jednak postulat ten nigdy nie został spełniony. Najbardziej dziwiło mnie to, że w tym mroku nie pogubili się najwierniejsi fani. Jednak nawet jeśli oni sobie poradzili z sytuacją, to muzycy nie dali rady. Na czwartej płycie, którą wynikiem zbiorowej burzy mózgów, eksplozji przeżyć i doświadczeń zatytułowali „Interpol”, nie próbują już nawet udawać, że nie są zmęczeni. I wprawdzie do pełnego upokorzenia, jakim byłoby wykonanie ich utworów przez gwiazdy polskich seriali, jeszcze trochę brakuje (zachowajmy proporcje – jest subtelna różnica między Opolem a Interpolem), ale ten śmieszny facet prezentujący na festiwalu opolskim wyniki starć SMS-owych miał w sobie więcej życia.
Nie powiem nic na temat ostatniego utworu na płycie, zdążyłem tylko usłyszeć, że jest w nim coś po hiszpańsku. Bo podobnie jak przy Opolu, ani razu nie udało mi się doczekać do końca (przyznaję, w pierwszym akapicie trochę nakłamałem). No i podobnie jak Opola, nie zamierzam tego słuchać po raz kolejny aż do finału, bo wiem już, że puenta nie będzie ani mądra, ani zabawna.
INTERPOL „Interpol”
Soft Limit 2010
4/10
Trzeba posłuchać: To wolny kraj, nie będzie nam tu żaden Interpol… Ale warto posłuchać „Safe Without” – to nagranie tak złe, że parę polskich zespołów powinno się zderzyć w drzwiach w wyścigach po licencję. No dobra, jest utwór „Barricade” – wyjątkowo udany. To taka potwornie złośliwa wersja demo, która KOMPLETNIE nie pasuje do reszty płyty.
Komentarze
Oczywiście, można ten album raz posłuchać na zasadzie: „A to czwarta płyta Interpolu, wiadomo, że nic nowego nie wymyślą, a poza tym dobry mieli tylko debiut” i mieć pozamiatane.
Można też posłuchać jej wiele razy w skupieniu i wyciągnąć takie wnioski: po pierwsze na tej płycie, zwłaszcza w pierwszej połowie, rządzi sekcja rytmiczna i to jest bardzo wyraźne odniesienie do początkowej twórczości zespołu. Po drugie, surowe brzmienie i właśnie ten kompletny brak przebojów w stylu „Slow Hands” powodują, że to krążek odważny. Ja, w kompletnie zmiażdżonym przez Ciebie “Safe Without” , widzę bardzo inteligentną przewrotność – gitara powtarza cały czas te same frazy, wokal w refrenie ciągnie się niemiłosiernie – zespół zrobił wszystko, aby ten kawałek nie był łatwy i przyjemny. Ale jeśli wejdzie się w odpowiedni rytm i trans tej płyty, nagle zaczyna się widzieć ją w zupełnie innym świetle. Według mnie Interpol się zdekonstruował i pewnym sensie wymyślił na nowo. Pech chciał, że nikt nie ma zamiaru traktować ich poważnie i naprawdę wejść w tą płytę, ponieważ „tylko debiut był świetny”.
Cóż, mógłbym tak pisać i pisać, podać sporo przykładów, że jest to płyta artystycznie odważna, ale przede wszystkim polecam panie Bartku przesłuchać ją jeszcze z kilka razy. Pozdrawiam serdecznie :).
zgadzam sie z Krzyskiem. ja dopiero zaczynam sie wsluchuwac. piosenka po piosence. uwazam 4 za niesprawiedliwa. i juz czekam na koncert
@Krzysiek Kowalczyk –> Każdy ma lepsze i gorsze dni, a oceny zawsze są subiektywne. Z drugiej strony „inteligentna przewrotność” w takim wydaniu – jeśli w ogóle występuje – oznaczałaby, że nagrali z rozmysłem nudną płytę, a w to naprawdę trudno mi uwierzyć. Pozdrawiam również. 🙂
@stella –> Niesprawiedliwa to byłaby sytuacja, gdy ktoś musiał tej płyty wysłuchać jeszcze raz. 😉
co do ogółu to zgadzam się – płyta dość nudna, nie chce się jej włączać ponownie. ale co barricade i safe without mam odwrotnie – pierwszej nie byłam w stanie zdzierżyć po 2 odłuchach 😀
slowem: Julian Plenti Is Skyscraper, zgodnie z tytulem ubieglorocznej plytki lidera Interpolu. Niestety zgodnie takze z jej zawartoscia.
Szkoda? Ee tam!
W koncu jest juz w tym roku calkiem niezly National:-)
Opola i Sam Remo na szczescie nikt na Wyspach nie retransmituje, wiec wierze na slowo i wspolczuje.
Albo nie! Dobrze Wam tak! 🙂
Zupełnie nie zgadzam się z konstatacją że Interpol skończył się na pierwszym albumie – „Turn the bright lights”. O ile debiut był mroczny w warstwie tekstowej jak i linii melodycznej, to druga płyta, bardziej optymistyczna – „Antics” też była udana, a nawet przebijała pierwszą jeśli chodzi o melodyjność. Trzecia płyta „Our love to admire” oraz „Interpol” to niestety porażki. Nie można się zgodzić również z tezą, że to klon Joy Division. Ponieważ w zespole Iana Curtisa na pierwszym planie był uwidoczniony bas, a tu jest on „schowany”za ścianą gitar. Poza tym Interpol ma na koncie więcej przebojów niż niszowy Joy Division, który nagrał zaledwie dwie płyty. Recenzent w ocenianiu płyty nie może kierować się „sentymentem pokoleniowym”. Tak samo jest z formacjami: Editors i The National. Tom Smith, jest bardziej wszechstronnym muzykiem:gra na gitarze i pianinie i ma mocniejszy i bardziej emocjonalny, wyrazisty głos niż Curtis. Lider The National Matt Berringer to już wokalny barytonowy talent i jego koledzy np. na ostatnim albumie w warstwie tekstowej prezentują smutek a linia melodyczna nie jest mroczna lecz melancholijna a nawet pogodna. Oglądałem film „Control” Corbijna i szczerze powiedziawszy nadmierna inteligencja emocjonalna oraz wrażliwość, która jest przekleństwem, a także choroba i introwertyczność lidera oraz brak perspektyw w ówczesnym, ponurym Manchesterze – to nie powód by popełniać samobójstwo. Jego „szamotanina uczuciowa” między kochanką a wspaniałą i ciepłą żoną też nie jest powodem by tak kończyć. Sam jestem ofiarą samobójcy i walczę z depresją od przeszło 13 lat. Obserwuję Świat zza szyby, omija mnie przez to prąd życia i szczęście, którego już nie zaznam. Curtis nie jest dla mnie żadnym wzorem ani artysty ani mężczyzny. Jego pierwiastek człowieczeństwa też stoi pod znakiem zapytania. Skoro mówi do żony, która niedawno powiła mu syna, zeby znalazła sobie kochanka – to nie przypadkowa jest nazwa jego formacji.
Cóż każda ocena jest subiektywna. Staram się mieć dystans do wszelkiego rodzaju recenzji, które czytam w „Teraz Rocku”, „Machinie” i na innych portalach muzycznych.
Pozdrawiam i życzę jeszcze wielu ciekawych wydawnictw w 2010 roku.
Jezeli sie plyte ocenia po jednym niepelnym przesluchu to pogratulowac checi, intencji, dojrzalosci i nie wiem czego. Nie dziwne, ze np King Crimson nie wydaja plyty, mimo szacunku dla nazwy boja sie ze nie bedzie tak przystepna , ze nie zalapie po pierwszym odsluchu a wtedy bezlitosni recenzenci to wykorzystaja. Wg mnie plyta dojrzala, stonowana, nie ma hiciorow, nie ma zagrywek pod publiczke i nie ma grania pod 2 pierwsze plyty. Klonuja Joy Division -zle, nie klonuja-tez zle. To co w koncu? W koncu sie sluchacze niech zdecyduja. Bardzo dobra plyta.
Dwie odpowiedzi pod wspólnym hasłem: Czytanie ze zrozumieniem ma kolosalną przyszłość.
@Keaner –> Gdzie piszę o tym, że Interpol to klon Joy Division? Gdzie? Czy we fragmencie „nową płytę grupy oficjalnego klona Iana Curtisa”? Bo tu napisałem, że to płyta zespołu kolesia, który brzmi jak Ian Curtis. Bo taki ma głos i sposób śpiewania. Nic więcej, żadnych teorii o basie, ścianie gitar. I niczego, co zestawia I z JD na planie instrumentalnym.
Niemniej jednak dzięki za wpis i też życzę innych ciekawych płyt.
@zoo –> Gdzie piszę o tym, że dokonałem „jednego niepełnego przesłuchania”?? Owszem, napisałem, że „ani razu nie udało mi się doczekać do końca”. Co sugeruje, że było tych „razów” więcej niż jeden. W tym wypadku – trzy podejścia.
King Crimson ostatnią „przystępną” płytę nagrali w 1969, a potem wiele mniej przystępnych, za to znakomitych (zresztą moim zdaniem krytycy mają raczej problem z ocenianiem płyt przystępnych niż nieprzystępnych). W ostatnich latach rozstrzeliwują swoich fanów całymi seriami płyt, szczególnie koncertowych, których nb. recenzenci już dawno nie zauważają, właśnie ze względu na ogrom czasem tylko delikatnie zniuansowanego materiału. Więc nie uważam tego porównania za szczególnie adekwatne. Niemniej jednak dziękuję za podzielenie się oryginalną opinią.
Dyskutujmy, spierajmy się, nie zgadzajmy, ale po przeczytaniu tego, co do siebie piszemy, a nie przed – to jest mój apel do nowych komentatorów na tym blogu.
interpol ma się tak do joy division jak bon jovi do metaliki.