Lado od B do C
W zasadzie powinienem napisać: Do usłyszenia w Polsce, ostatnie starcie, tym razem tylko z udziałem Lado ABC. Bo w tym roku nie będzie już pewnie lepszych ani nawet bardziej oczekiwanych rodzimych płyt,* a pewnie i nierodzimych za bardzo też nie.
B. Utwór numer trzy: wejście saksofonu – zakład, że taki moment chcieliby mieć Tortoise na swojej płycie? Zresztą gdyby oni taką płytę nagrali, to podostawaliby jakieś kosmiczne oceny w serwisach alternatywnych. „We Want to Weave a Pattern” spokojnie weszłoby na płytę Sonic Youth. Erupcja energii wymieszana z idealnym zdystansowaniem. Ale nagrał to zespół z Polski (choć zmiksował w Chicago i wyprodukował z pomocą Raymonda Salvatore Harmona, artysty z USA – tego od Mikrokolektywu), o którym pewnie już nawet część polskiej publiczności zapomniała. Niektórzy z nich nie słuchają już post-rocka, od którego zespół wychodził. Inni słuchają go w jakiejś dramatycznie schyłkowej postaci. Jedni i drudzy powinni się zainteresować „Western Lands” (To z Burroughsa? Bo od zeszłego roku w końcu książka w Polsce) grupy Kristen, która z tych samych klocków ułożyła coś nowego. Największa polska niespodzianka roku jak dla mnie i olbrzymi niedosyt, bo ta spójna i ładnie rozwijająca się płyta jest po prostu za krótka.
KRISTEN „Western Lands”
Lado ABC 2010
8/10
Trzeba posłuchać: „The Loot”, „We Want To Weave a Pattern”.
B. To z kolei najbardziej przeze mnie oczekiwana rzecz w tym roku w Polsce. Syndrom trudnej drugiej płyty w pewnym sensie się tu sprawdza. „Honey Darlin'” to płyta fajna, ale… trudna. Parę razy trzeba posłuchać, żeby się przegryźć. Na długie rozpoznanie. Ale warto. Tu niech skończą czytać ci, którzy jeszcze nie znają Paristetris. Dla tych, którzy wiedzą, o co chodzi, szczegółowe objaśnienia w telegraficznym skrócie: Mniej Zappy, więcej Pattona, więcej skupienia, mniej zabawy, więcej teatru, mniej noise’u, mniej Wurlitzera, więcej syntezatora, mniej perkusji Macia, więcej perkusji programowanej przez Macia, składu ogólnie więcej (Marcin „Lenar” Lenarczyk i Bartek Magneto w składzie plus brytyjski producent), więcej też Candelarii, i jeszcze więcej Candelarii. Lepsze brzmienie (to ten producent), z jednej strony bardziej wygładzone, miękkie po wierzchu, z drugiej – jak zespół uderza, swoim zwyczajem, z zaskoczenia, to efekt dynamiczny jest porażający. Na końcu słuchałem szczególnie tych wyciszonych, balladowych momentów w ciągłym strachu, że zaraz coś zniszczy atmosferę. Swoją drogą, mam wrażenie, że Candelaria Saenz Valiente ma w zanadrzu jakiś duży projekt alternatywnego musicalu, który chętnie bym zobaczył na scenie. Aha, genialna końcówka płyty. I tyle.
PARISTETRIS „Honey Darlin'”
Lado ABC 2010
8/10
Trzeba posłuchać: „Dolphins Crash Against the Rocks…”, „Sponge”, „Generic Man”, „Death Song”.
C. Trzecia płyta jest najbardziej punkowa ze wszystkich. W dodatku w pełni D-I-Y i nawet nieco fuck off, ale wcale nie na odwal. To drugi solowy album Marcina Maseckiego „John”. Album pianinowy złożony z utworów, które są takimi kuchennymi (bo nagrywane w kuchni) etiudami. Z zacięciami, powtórkami, ale też naturalnymi olśnieniami i milionem motywów i inspiracji. Jak proces tworzenia. Surowymi jak jasna cholera, ale też jak prawdziwe słuchanie prawdziwego instrumentu. Ciekaw jestem, co o tym powiedzą audiofile, bo moim zdaniem jeśli chcą odbioru rzeczywistości, to tu go mają, w przeciwieństwie do „Brothers In Arms” Dire Straits. Muszę przyznać, że odrzuciło mnie na początku od tego wydawnictwa, ale olśnienie przyszło, gdy słuchałem tego w swoim mieszkaniu, z głuchymi sąsiadami z góry, którzy rano emitują radiową Jedynkę na trzy piętra kanałem wentylacyjnym i wrzeszczą na siebie w święta. Ta płyta to jest to, co muszą słyszeć sąsiedzi Marcina Maseckiego – włączcie ją, wyjdźcie do drugiego pokoju (jeśli macie gdzie wyjść) i powiedzcie mi teraz, że to nie gra wasz sąsiad zza ściany, ten z Lado i Paristetris.
Rozpiętość reakcji na „Johna” będzie wielka. Można jej dać jedynkę, można dziesiątkę. Do tego materiału najlepiej podchodzić w stanie lekkiego wkurzenia i niepokoju. W muzyce jest tego niepokoju tyle, że staje się wtedy kompatybilna z naszym stanem emocji. Dla mnie tam „John” jest lepszy od „Boba”. Mocna rzecz. I co? I… obrazek z rozkładówki digipacka, że się tak wyrażę.
MARCIN MASECKI „John”
Lado ABC 2010
1-10/10
Trzeba posłuchać: „Cztery”. Jest bombowe jak okładka.
PS Paristetris grają akurat trasę koncertową i koniecznie trzeba ich zobaczyć na żywo. Na przykład w W-wie na Re:wizjach 4.12. Polecam**.
PS2 We wtorek 30.11 w Powiększeniu gra grupa Chinawoman z Berlina (i trochę z Rosji), warto spojrzeć i przyłożyć ucho.***
* Może i będzie, ale Paula i Karol też wydają w Lado.
** Paula i Karol grają też na Re:wizjach.
*** To już ostatni przypis do ostatniego post scriptum w tym tekście.
Komentarze
Po “Sponge” to nie szło się pozbierać. Na koncercie wzrok od Candelarii nie sposób jest oderwać.
Na Kristen też mi się apetyt zaostrzył. Panowie też jakaś objazdówke po kraju mają (7 grudnia 2010 w Powiększenie pograją sobie).
Trasa Kristen http://www.popupmusic.pl/koncert/179/kristen-+-etam-etamski Warto, albo może nawet trzeba
Uff! Troche mi juz bokiem wychodzila ta polska epopeja, chociaz musze przyznac ze zakonczenie bardzo znakomite. Rozumiem idee teraz. Zapewnie zajmie mi troche czasu dokopanie sie do tego materialu, ale nie ukrywam ze jestem zaintrygowany.
Bardzo się cieszę, że napisałeś o “Western Lands”. Kristen jest jednym z najbardziej niedocenianych polskich zespołów – „Please Send Me A Card” to według mnie jedna z najlepszych rodzimych płyt zeszłej dekady. Może pozytywny szum wokół nowego krążka spowoduje, że więcej osób zwróci na nich uwagę.
Właśnie ze zdumieniem odnalazłem własną recenzję sprzed siedmiu lat (drukowana w „Przekroju” 17/2003). Ciekawe jest to, jak konsekwentnie zespół się rozwija i że w końcu dojechał do tego Chicago w pewnym sensie:
KRISTEN – Please Send Me A Card
(AMPERSAND)
Gdyby wszystkie ciepłe słowa, jakie napisali o nich dziennikarze, zamieniły się w wyniki sprzedaży, to ta niepozorna szczecińska grupa zdeklasowałaby Ich Troje. Jest to jednak równie niemożliwe, co przyłączenie do Polski miasta Chicago, którego gitarowa scena wydaje się dla Kristen główną inspiracją. Grają bowiem na wskroś inteligencki rock i w dodatku śpiewają po angielsku. Z płyty na płytę lepiej i dojrzalej – pilnie śledzą trendy zza Oceanu, a z pomocą Maćka Cieślaka ze Ścianki (producent tej płyty) potrafią nie tyle je gonić, co wręcz ścigać się z nimi. Na tym trzecim albumie gościnnie pomagają im w tym trębacz i saksofonista wrocławskiego Robotobiboka – ich partie dodają muzyce majestatu, wprowadzając surowe dotąd gitarowe brzmienie w inny wymiar. Ci w Chicago słuchaliby z otwartymi ustami. Gdybyż jeszcze byli w Polsce…
Bartek Chaciński
Poprzednia płyta Paris Tetris podobała mi się ale szybko mnie zmęczyła, ta jest chyba dojrzalsza, i ma piękne momenty.
jestem pod wrażeniem!