Najnowsza Zelandia
Nie piszę tego, żeby zachęcać do kolejnych morderstw (od dziś trzeba będzie zaczynać w ten sposób każdy artykuł prasowy), ale czy zawsze podobało wam się w Polsce? Kto czasem, mieszkając tutaj i interesując muzyką rozrywkową, nie czuł się trochę obco? Jakby był, nie przymierzając, z Nowej Zelandii? Nie wiem, czy dotykam tutaj konceptu muzyków Newest Zealand. Mogę za to napisać o swoich odczuciach: jak dla mnie muzyka Najnowszej Zelandii (polskie tłumaczenie brzmiałoby jako nazwa całkiem zgrabnie – tylko skandować trudno) to idealny przykład modus operandi Borysa Dejnarowicza, który robi dla polskiej sceny muzycznej bardzo pozytywne rzeczy, ale ciągle wydaje się gościem z bardzo daleka.
W Newest Zealand – supergrupie z udziałem muzyków członków Afrokolektywu, Much czy Furii Futrzaków – Dejnarowicz śpiewa po angielsku, ale nie tym z okolic swojskiego sanofdebluskaj czy łindofczendż, bo wydaje się również myśleć po angielsku. W Polsce, ciągle skoncentrowanej na starointeligenckich podziałach na sztukę wysoką i niską, jego sztuka wyrafinowanego popu jest… Nie, nie ma jej w naszym narodowym pojęciu po prostu. Mimo prób wielu osób (w tym i autora niniejszego bloga) muzyka z tradycji popowej w stylu retro (Stereolab i reszta) nigdy się u nas masowo nie przyjęła. Mimo zachwytów naszych czujnych internautów, tudzież krytyki muzycznej nad Sufjanem Stevensem, Sonic nie zrobił kokosów na „Illinoise”. Mimo szeroko znanej polskiej sympatii do The Sea and Cake i poszczególnych członków tej chicagowskiej grupy, okazali się o dziwo zagraniczną ekipą, którą na koncercie w naszym kraju spotkały przeokrutne puchy (za które osobiście się wstydziłem). The Car Is On Fire nie zarobił nawet na złotą płytę (>15 tys.), chociaż mu się należało – szczególnie za „Lakes & Flames”. Newest Zealand odnosi się w różnych momentach do wyżej wymienionych wykonawców i płyt, prezentując muzykę dla tego przedziwnego grona odbiorców, które, choć niesłychanie czujne, jest w naszym kraju dość marudne i wąskie. Świetne smyczki, w aranżach wibrafon, viola da gamba, naprawdę nieźle nagrane wokale. Mnóstwo smaczków, często dużo naraz, sporo pomysłów Dejnarowicza znanych z poprzednich produkcji (o ileż lepiej brzmią te delikatne wtręty minimalistyczne w „As Sure as Sunrise” niż podobne motywy na „Divertimento”). I wszystko pod prąd polskich gustów w dziedzinie pop music.
Jedyna postać, z której twórczością można by było porównać (w 2-3 piosenkach) Newest Zealand tak, by temu zespołowi na polskim gruncie pomóc, to Wilson. Ale nie pojawiający się w notkach prasowych Brian, tylko paradoksalnie Steven Wilson. Wokalista, producent i lider Porcupine Tree. Pobrzmiewa coś z klimatu jego co bardziej piosenkowych nagrań – i jego partii wokalnych – na płycie NZ. Ba, są nawet i śmielsze wycieczki na pole prog-rocka (tu się z notą prasową zgadzam w całej rozciągłości) – proszę posłuchać „Splash Boom Crash”.
Muzyka Dejnarowicza nigdy dotąd nie korespondowała z polską tradycją popową i być może zawsze będzie niezrozumiała z punktu widzenia tutejszej listy bestsellerów. Dodatkowe nieszczęście polega na tym, że kontrowersyjny lider Newest Zealand – będąc zarazem dziennikarzem – polaryzuje właśnie te kręgi odbiorców, do których w pierwszej kolejności adresowana jest jego muzyka. I jeszcze jeden niefart – kiedy latem prezentował ten projekt na żywo, nie zabrzmiał on nawet w połowie tak dobrze jak w studiu. Widziałem ich na Offie i wyszedłem pełen wątpliwości. Ale mimo tych wszystkich przeszkód, zastrzeżeń i obciążeń, po prostu trzeba docenić tak dobrą płytę, kiedy się ukazuje (a ukazuje się dziś, więc robię to dziś). Płytę wpływającą na odbiór muzyki, która może pomóc kształtować nasz rynek. Płytę dopracowaną, spójną i dość równą pod względem poziomu piosenek, pokazującą dużą muzyczną wyobraźnię. Jeśli nawet na zmianę polskiego mentalu jest już za późno, to kupcie, wybudujmy sobie drugą Nową Zelandię.
NEWEST ZEALAND „Newest Zealand”
Ampersand 2010
8/10
Trzeba posłuchać: „Your Sincerely”, „He Said He’s Sad”, „Nuke Nuke”, „As Sure as Sunrise”, „Splash Boom Crash”
Zamiast na YouTube, tym razem zapraszam tutaj.
Komentarze
So! I write to you from other side and i really enjoy it. Just one thing. I’m listening to new album Laetitia Sadier – The Trip, released 27 september. I respect Borys Dejnarowicz Newest Zeland but.. if we try compare this – it’s different. Almost makes difference…
🙂
from other side = down under? Lætitia miła. A NZ pyszna i lepsza od TCIOF (maniera wokalna Dejnarowicza mniej irytująca).
@W Polsce, ciągle skoncentrowanej na starointeligenckich podziałach na sztukę wysoką i niską
to przeszłość jak owe podziały. kto tak teraz myśli? nowy podział to kultura nie- i dostępna.
@Mimo zachwytów naszych czujnych internautów, tudzież krytyki muzycznej nad Sufjanem Stevensem, Sonic nie zrobił kokosów na “Illinoise”
ja swój egzemplarz kupiłem w Berlinie. ale uśmiałem się, bo to pokracznie starointeligenckie kryterium – może należałoby sukces albumu mierzyć ich wzmiankowaniem w mediach (na wzór prasowego cytowania)?
@prog-rock
ale o co chodzi? lekkie pokomplikowanie faktury, zabawa metrum to już prog-rock? nie przesadzajmy, bo jeszcze fani teraz rock gotowi komuś zrobić krzywdę.
z ostatnim akapitem zgadzam sie w pełni. nic tylko słuchać.
pozdrawiam
@iammacio –> Prog-rock – sprawa względna, to jasne. Co do podziałów na niską i wysoką kulturę – mam na myśli tych, którzy z popu kupią ewentualnie Osiecką, „bo poezje”, więc jeszcze wypada. To ciągle mocny trend w społeczeństwie, choćby nam się wydawało, że już odszedł w zapomnienie. Aha, widoczny w zestawieniach sprzedaży.
Co do Sufjana – przydałoby się pewnie mierzyć liczbę nielegalnych ściągnięć…
no wiadomo, jesteśmy niereprezentatywni;/ co do sufjana – moze rapidshare/mediafire i inne podobne zaczna publikowac własne chartsy? to by dopiero byl ubaw. no i zawsze jest last.fm, ktore jeszcze nie sprawdza czy masz legalne mp3, wiec tam popularnosc artyst widac.
@iammacio – no i zawsze jest last.fm, ktore jeszcze nie sprawdza czy masz legalne mp3
YOU NEVER KNOW
no chyba know, we know. akcji z U2 chyba nie powtórzą.
„Nie piszę tego, żeby zachęcać do kolejnych morderstw (od dziś trzeba będzie zaczynać w ten sposób każdy artykuł prasowy)”
Niesamowite, że nawet recenzje płyty staje się okazja do opowiedzenia się po jedynie słusznej stronie naszej sceny politycznej. Własnie takie wtrety składają się na całość naszej rzeczywistości medialnej. Kolejna mała igiełka wbita w nieprawowymslnych. Brawo.
*nieprawomyslnych – oczywiscie
musicie miec takie „inteligentne” przemyslenia ? właczylam płytę, zgasiłam swiatło i piłowalam najnowsza zelandie kilka razy i jutro tez tak zrobie.