PAŹDZIERNIK: Miesiąc cierpliwości
Tak naprawdę październik jest oczywiście miesiącem…? No właśnie – mały test. Jeśli pamiętacie, czego miesiącem jest październik, tak z głowy, to zapewne odebraliście edukację podstawową jeszcze za czasów PRL-u i w związku z tym macie za sobą poważny test z cierpliwości – czekanie aż te wszystkie wielkie płyty, o których było zewsząd słychać, trafią w jakiejś formie do Polski (wystarczy zresztą odwołać się do niedawnej epoki przedsmartfonowej, w której życie składało się jeszcze m.in. z niewypełnionego w stu procentach komunikacją czekania). Kto by pomyślał, że kiedyś znacznie poważniejszym testem cierpliwości będzie wysłuchanie choćby połowy tego, co ukazuje się w ciągu jednego miesiąca. Październik jest pod tym względem miesiącem wyjątkowo rozrzutnym (tak na przekór temu staremu hasłu) i jest o czym pisać, więc kontynuowanie tego wstępu oznaczałoby wystawienie waszej cierpliwości na zbyt poważną próbę. 10 październikowych premier w ramach powtórki:
THE FIELD „Cupid’s Head”
Kompakt 2013
Trzeba posłuchać: Jak zwykle.
Okładka – czarne na czarnym – nie wróży ani przesadnie optymistycznie, ani też nie wygląda na, jak to mówią marketingowcy, „prosprzedażową”. Założę się jednak, że album kupią wszyscy ci, którzy mają trzy dotychczasowe produkcje Szweda Axela Willnera. Są wprawdzie innowacje – artysta twierdzi, że tym razem całość zrealizował bez pomocy komputera – ale też efekt ma, jak sądzę, utwierdzać nas w przekonaniu, że bez względu na zastosowane narzędzia muzyka The Field będzie robiła z nami „to coś”. Wciągała, wsysała, udowadniając, że pod jednostajnym rytmem i bardzo minimalistyczną skorupą kryje się forma – melodie budujące jakąś dramaturgię, że nie są to tylko ucięte pod wymiar kawałki powtarzanych w kółko elektronicznych pętli. Jak to bywa w takich sytuacjach – tyle wyjmiecie z tej płyty, ile włożycie. Dla bardziej cierpliwych w tym zestawie pozostaje już chyba tylko album The Necks. 8/10
LAUREL HALO „Chance of Rain”
Hyperdub 2013
Trzeba posłuchać: RSS Boys trzeba posłuchać – o tutaj na przykład.
Na ostatnim Unsoundzie można było dokonać paru ciekawych przewartościowań. Na przykład wtedy, gdy na scenę w Hotelu Forum wyszli członkowie polskiego RSS Boys i znokautowali większość zagranicznej konkurencji. W sensie zupełnie dosłownym. I wykasowali mi pamięć na temat koncertu nieco zahukanej i zagubionej Laurel Halo, która zaprezentowała dzień wcześniej dość bladą wariację na temat Detroit techno. Jej najnowszy materiał „Chance of Rain” analogicznie, niestety, należy do bladych, nie ma ani płynności świetnych płyt techno sprzed lat, ani też nie proponuje jakiejś błyskotliwej dekonstrukcji tamtych brzmień – ta wizja muzyki przyszłości mogłaby w każdym razie zniknąć wśród oferty wydawniczej połowy lat 90. i to mi jakoś nie pasuje do loga Hyperdubu. Nie to, że taka zła, ale gdyby nie okładka „The Wire” i wywiad, w którym z taką pasją opowiada o procesie twórczym, z trudem bym tę płytę, prawdę mówiąc, zauważył. 5/10
MOŻDŻER DANIELSSON FRESCO „Polska”
Outside Music 2013
Trzeba posłuchać: „Polska”. W sumie wzruszający na swój sposób utwór na przeciętnym albumie.
Wyobrażam sobie te wielkie ciężarówki, które do podkrakowskiej Alvernii dowoziły pogłos, wykorzystywany na tej płycie w całych tonach. Tylu europalet pogłosu nie zużyłby w czasie jednej sesji nawet Bruce Hornsby. Poza imponującą – jeszcze bardziej niż dotąd – produkcją nie znalazłbym jednak wielu argumentów, by kupić tę płytę dla siebie, czyli człowieka, który na początku do idei tria MDF odnosił się bardzo pozytywnie. Podobało mi się jako pomysł na okazjonalną współpracę. Ale jego dziesięciolecie (prawie), w czasie którego skradli znaczenie nazwy malarskiej Grupie Ładnie, powinno być raczej okazją do hamowania niż wzbijania się na poziomy działań z orkiestrą i nie tyle bezsensowne, co wręcz natarczywie okropne przemontowywanie „Are You Experienced?” Hendrixa w finale płyty. Pozytywem jest to, że być może nigdy do finału nie dotrwacie – mnie przy dwóch pierwszych kontaktach z płytą cierpliwość skończyła się wcześniej. 4/10
THE NECKS „Open”
Fish of Milk 2013
Trzeba posłuchać: Wszystko albo nic.
68 minut i jeden utwór – właściwie żadna niespodzianka w wypadku tria The Necks, ale jednak rozwijają tu pomysły wolniej niż na innych płytach. Tyle że w sumie całkiem dużo się tu dzieje, o czym czasem najłatwiej się przekonać, podsłuchując fragment pięć lub dziesięć minut dalej. Ale słuchać należy raczej w jednym kawałku. W krótkim fragmencie nie słychać samego procesu, który jest najważniejszym składnikiem muzyki The Necks. A że ten slow food świata muzyki jak zwykle stworzony został z dużym smakiem – wystarczy to porównać z jedną z poprzednich płyt tego zestawienia. Wyjątkowo premiera wrześniowa, ale ta przecież potrzebuje czasu. Koncerty w Polsce 9 i 10 listopada, więc można się zacząć niecierpliwić. 7/10
AGNES OBEL „Aventine”
PIAS 2013
Trzeba posłuchać: „Dorian”, „Aventine”.
Po początku trochę jak z Możdżera rzecz idzie znów, jak poprzednio, w stronę uszlachetnionej, klasycznie ustawionej odmiany współczesnego folku. Dunka z Berlina działa na poziomie zarezerwowanym dla skandynawskiej piosenki – bardziej „sophisti” niż kolejna pozycja w tym zestawieniu, no i wcale nie mniej „pop”. Wracałem do tej płyty parokrotnie, no i w końcu nie odnotowałem oddzielną notką, Internet nie jest może cierpliwy tak jak papier, ale za to lepiej późno niż wcale. 7/10
PREFAB SPROUT „Crimson/Red”
Kitchenware 2013
Trzeba posłuchać: „List of Impossible Things”.
Cierpliwość ma też różne oblicza. Spójrzcie kiedyś na waszego psa, jak zakopuje smakołyk (kość dajmy na to), by potem, nierzadko po wielu miesiącach, ją odkopać, skubnąć albo wytarzać się, bo rzecz ma już intensywniejszy bukiet zapachowy. Podobnie jest z płytą Prefab Sprout, grupy prowadzonej przez Paddy’ego McAloona od lat, czy raczej wprowadzanej na nowo po kilkunastu latach. Rzemiosło rodem z lat 80., produkcja muzyczna też, z dobrodziejstwem inwentarza i wszystkimi tymi kiczowatymi naddatkami, które stosowano wtedy, no i z pełnym egzaltacji wokalem – ja tego w sumie słuchałem w kompletnym oszołomieniu, z którego wyrwała mnie jednak małżonka. Jej zapaliła się czerwona lampka – że już zepsute i żeby nie ruszać, bo jeśli nawet nie przytruje, to w najlepszym razie zemdli. No więc jak przy tych intensywnych zapachach – rzecz się łapie bardziej na podziw niż na codzienny odbiór. Dlatego radzę ostrożnie podchodzić do ocen prasy, szczególnie brytyjskiej (no i zdecydowanie nie sugerować się tytułem, drodzy fani King Crimson!) – mój egzemplarz, na który kazali mi wydać pieniądze, chyba zakopię głęboko, z ciekawości, co z nim zrobi kolejnych kilkanaście lat. 5/10
MATANA ROBERTS „Coin Coin Chapter Two: Mississippi Moonchile”
Constellation 2013
Trzeba posłuchać: „Invocation”, „Woman Red Racked”, „Amma Jerusalem School”.
Nie było oddzielnej recenzji, bo po pierwsze długo czekałem na fizyczną wersję, po drugie – to właściwie druga część tego samego (jeśli weźmiemy pod uwagę „Coin Coin Chapter One”): opowieści o własnym pochodzeniu i tożsamości na tle walki o rasową równość i amerykańskiej tradycji spod znaku bluesa, soulu czy gospel. Matana nie zaskakuje więc, a samą siebie bije przede wszystkim pod względem płynności saksofonowych solówek. No dobrze, są jeszcze operowe partie Jeremiah Abiaha – ściągniętego tu gościnnie wokalisty. Sama autorka śpiewa mniej, ogólnie klimat wydaje się bardziej kameralny, fragmenty krótsze, ale za to mocniej spojone w jedną całość, a opowiadany tu odcinek wielkiej afroamerykańskiej społecznej odysei ma tym razem wymiar bardziej osobisty. Jeśli ktoś oczekiwał czegoś bardziej rewolucyjnego – cierpliwości, Roberts zapowiada jeszcze dziesięć kolejnych odcinków. 8/10
RUSSIAN CIRCLES „Memorial”
Sargent House 2013
Trzeba posłuchać: „Ethel”, „Memorial”.
Ktoś, kto kiedyś ukuł termin power trio, z pewnością przestraszyłby się, słysząc, co z trzyosobowego składu jest w stanie wykrzesać grupa z Chicago i podobne formacje. To niby siermięga nawiązująca do najprostszych patentów metalu i post-rocka, ale takie uderzanie ścianą gitar po parominutowej przyczajce jako strategia działa na poziomie fizjologii – sprawdzone nawet w muzyce poważnej. Choć oczywiście wyrafinowania rodem z poważki bym u amerykańskiej grupy nie szukał. Jedni inwestują w gitary, inni w efekty gitarowe. Co przynosi pewniejszy efekt, wiadomo nie od dziś i będę ostatnią osobą, która odmówi uroku takiemu dobrze wytrenowanemu efekciarstwu.6/10
THE STRANGER „Watching Dead Empires In Decay”
Modern Love 2013
Trzeba posłuchać: „Where Are Our Monsters Now, Where Are Our Friends”, „About to Enter a Strange New Period”
Posępna i wcale nie taka minimalistyczna muzyka elektroniczna w świecie opustoszałych fabryk – Leyland Kirby (znany najlepiej jako The Caretaker i V/Vm) wraca tu do jednego ze swoich starszych pseudonimów i zdaje się odkrywać dla siebie kolejną konwencję, niestety, dość koniunkturalnie, poza tym trudno mi w tej posępnej muzyce usłyszeć duszę, a pseudoindustrialne rozwiązania brzmieniowe maskują tu – tak przynajmniej to czytam – brak jakiegoś całościowego pomysłu, jaki (trzeba przyznać) LK miał przy okazji każdego ze swoich licznych wcieleń. Po mnóstwie wydawnictw Kirby’ego w ostatnich latach dostaliśmy teoretycznie całkiem ważne, dla modnej wytwórni i w stylu gwarantującym spore zainteresowanie – ale biorąc pod uwagę umiarkowany wkład inwencji i te metaliczne brzmienia, to jednak zupa na gwoździu. 6/10
JONATHAN WILSON „Fanfare”
Bella Union 2013
Trzeba posłuchać: „Dear Friend”, „Cecil Taylor”
Przy 78 minutach rocka psychodelicznego i folku też nie ma miejsca na niecierpliwość. Tym bardziej, że mocne akcenty na albumie Jonathana Wilsona (gość specjalny 70-tych urodzin Roya Harpera sprzed paru lat – niezły album Harpera będzie z nim w tym roku konkurował!) są rozrzucone, jak to bywało wcześniej. A sam artysta – przypomnijmy – „nową twarzą roku” obwoływany był grubo po 30-tce. Całość nie robi wrażenia tak szybko jak poprzedni album „Gentle Spirit”, opisywany wcześniej na Polifonii. Za to wszystkie opisywane przeze mnie grzechy sporej rozwlekłości klasycznego rocka w wersji psychodelicznej i progresywnej – do którego też się tu Wilson odnosi – są aktualne. Na szczęście rekompensują je zalety – brak nachalności, swoboda i opieranie się na bardzo dobrym warsztacie i niezłej wokalistyce. Od „Gentle…” różni ten album nieco bardziej amerykańskie brzmienie i częstsze odnoszenie się do tamtejszej tradycji. Czyli więcej Crosby, Stills, Nash & Young, a mniej Floydów. W sumie – będzie czego słuchać przez długie zimowe wieczory, pod warunkiem, że przestaną się wtedy ukazywać nowości, na co jednak się nie zanosi. 7/10
Komentarze
Laurel Halo nie jest aż tak tragiczna, choc faktycznie energia z poprzedniego krążka gdzieś uleciała.
A na żywo Laurel nigdy nie prezentowała sie ciekawie, trzeba było zostać w drugiej sali. Christelle Gualdi zagrała świetny set.
RSS złamali unsoundowe zasady, ich występ w całości tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=Bv3QcN9O0RE&feature=youtu.be
Dla mnie „Open” jest jedną z najlepszych płyt The Necks, więc jakbym stosował punktację to dołożyłbym z 1-2 do Twojej oceny. Podrzucam wywiad z Tony’m Buckiem przeprowadzony tuż przed premierą płyty http://www.popupmusic.pl/no/41/artykuly/533/the-necks–tony-buck—wywiad
Witam. Odnośnie notki o Matanie Roberts: mam kłopot z takim a nie innym postawieniem sprawy.
„…to właściwie druga część tego samego (jeśli weźmiemy pod uwagę „Coin Coin Chapter One”)” – tego samego jako cyklu, ale przecież atmosfera i konteksty zupełnie się zmieniły. Mniej tu walki o tożsamość w brutalnym świecie, więcej afirmacji życia w trudzie, poczucia celowości. W Chapter 1 Matana wyrażała ból, w Chapter 2 przede wszystkim opowiada historie.
„Matana nie zaskakuje więc” – och. Przecież pierwsza część była potężną ekspresją, można było się spodziewać kontynuacji, podczas gdy… część druga to w większej części stonowana free-jazzowa suita. Nie doznałem w tym roku większego zaskoczenia.
„samą siebie bije przede wszystkim pod względem płynności saksofonowych solówek” – chyba nie o solówki w tej muzyce chodzi :).
„są jeszcze operowe partie Jeremiah Abiaha” – bardziej to wokal klasyczny niż operowy. Zresztą sama Matana dystansuje się w wywiadach od „operowości”.
Zapraszam do lektury mojej recenzji: http://www.screenagers.pl/index.php?service=albums&action=show&id=2513 i pozdrawiam Gospodarza!
THE FIELD „Cupid´s Head” (Kompakt) – jak najbardziej 8/10
____________________
Axel Willner juz wczesniej poinformowal, ze jego czwarty album wydany pod pseudonimem THE FIELD poprzedzil dluzszy czas zastoju tworczego. Ma racje szanowny Gopodarz, ze album „Cupid´s Head”, kupia ci, ktorzy maja poprzednie tego tworcy. Sluchajac obecny album mozna zalapac sie na odczuciu, ze brzmi bardzo znajomo. Prawie jak poprzednie, np, „Looping Stete of Mind”. Ale to tylko prawie tak brzmi. Moze bardziej przemyslany ale nie rewolucyjny – oczywisicie,chyba nikt tego nie zada od Axela Willnera.
Pierwszy alias jeszcze z 2001 Axela Willnera to byl Lars Blek (blek-bezbarwny).
Ale nawet juz pierwszy album „From here go we sublime” roznil sie od innych (microhouse) – niesamowity talent, by w sposob jak najbardziej krotki (loop) „budowac dramaturgie” (B.Chacinski)
Lubie: tytylowy/ No,No,,,/ 2o seconds of affection
wiecej na http://www.residentadvisor.net
__________AGNES OBEL, Aventine ( PIAS-Play it again Sam) ….rzeczywiscie pociagajaca muzyka jak Ludovico Einaudi, moze bardziej latwiejsza u Agnes.
Warto posluchac: Fuel to Fire/Tokka/Fivefold
___________________
DANIEL NORGREN (SE) album „Buck” (2013), tym ktorzy lubia Willy Masona, Anais Mitchell…polecam!
http://www.youtube.com/watch?v=-LR48Exrhns
W pełnie się zgadzam, co do oceny LAUREL HALO „Chance of Rain”. Powiem więcej, iż z trudem wysłuchałem tej płyty do końca, jakaś masakra i jak dla mnie to nawet 4/10.
@PopUp—> Co do The Necks, to zgadzam się z PopUpem, bo śmiało można dołożyć o jeden punkt. I zdecydowanie „Open” to jedna z najlepszych płyt tego zespołu. Na temat koncertów w Polsce też coś tam pisałem: http://polyphonia.pl/2013/11/zespol-the-necks-na-dwoch-koncertach-w-polsce/
Możdżer–> ktoś tego słucha? Aha… i jeszcze ktoś chodzi na ich koncerty :-)?
Niestety Leyland Kirby też w nie najlepszej formie.
Jak październik to polecę posłuchać:
1. Nowości z Denovali Records (Thisquietarmy, Piano Interrupted)
http://www.nowamuzyka.pl/2013/10/28/nowosci-z-denovali-records-2/
2. Colorlist – „Sky Song” – amerykański duet, a w zasadzie kwintet z Jeffem Parkerem w składzie. Płyta ukazała się na winylu. Pisałem o „Sky Song” w ostatnim numerze „Laifa”. Polecam znakomity album.
http://www.serein.co.uk/releases/colorlist-sky-song
3. Z września, ale trzeba posłuchać duetu z USA Cock & Swan i ich nowego albumu „Secret Angles”.
http://hushhushrecords.bandcamp.com/album/secret-angles
4. Emptyset – „Recur” (Raster-Noton)
moja recka: http://polyphonia.pl/2013/10/emptyset-recur/
5. [The] Caseworker – „Voices Out There” (Hidden Shoal Recordings)
moja recka: http://polyphonia.pl/2013/10/the-caseworker-voices-out-there/
6. Z końca października, nowy album Artura Maćkowiaka.
http://www.nowamuzyka.pl/2013/11/05/artur-mackowiak/
7. Październik, dwie nowe płyty Bionulora
http://www.nowamuzyka.pl/2013/10/03/bionulor-powrocil-z-nowym-materialem/
A już z listopada to gorąco polecam nowy album „Soldier’s Requiem” Gabriela Salomana, członka duetu Yellow Swans.
moja recka: http://polyphonia.pl/2013/11/gabriel-saloman-soldiers-requiem/
Pozdrawiam!
@Michał Pudło –> druga część w sensie 12-tomowej opowieści, oczywiście historia bardziej osobista. Co do tych solówek – partie solowe po prostu, wiadomo, to nie band jazzowy wymieniający się solami. 🙂
Co do wokalu Abiaha – racja, lepiej by było napisać „klasyczny”.
Cóż, to notka była i od paru ogólników nie udało się uciec. Dzięki za głos i za link!
Brawo za zjechanie Laurel Halo – wreszcie ktoś się odwazył napisać prawdę o tej wydmuszce angielskich (i ich polskich) hipsterów.
Na wyrywki Matana brzmi rzeczywiście już nie tak mocno, ale i tak zachęcająco
https://soundcloud.com/experimedia/matana-roberts-coin-coin
Uwaga, na wiewiorki!!!
Niebawem na ekranach kin…..SQUIRRELS
__________________
http://www.youtube.com/watch?v=q7U2aVUAqPI
Prosze uwazac na wiewiorki…brudne, roznosza choroby, moga wplatac sie w spodnie i pogryzc Cie… 😉 Grozne jak kleszcze, pitbulle czy rowerzysci, kiedy spacerujemy w parku.
Mozliwe, ze wewiorki nie siedza na drzewach i czatuja na nas, by rzucic sie na nas. Przed paroma laty pielegniarki w Durham (GB) zostaly zaatakowane przez wiwiorki i wowczas The Mirror podal dluga liste podobnych przypadkow. Chyba najbardziej spektakuklernym tragicznym wydarzeniem bylo przed siedmioma latami, kiedy wiewiorka
zlamala nos finskiemu soliscie operowemu Esa Ruuttunenowi, kiedy ten jechal na rowerze.
Wielu ludzi jest bardzo poztywnie nastawione do tego milego (?) zwierzatka, chyba z powodu puszystego ogona. Jednak przypomniec trzeba scene z filmu „Inglorious Bastards” Tarantino, kiedy to SS oficer Hans Landa wypowiada taka kwestie: „Twierdze, ze wiewiorki tak jak szczury roznosza choroby zakazne, pomimo tego nie odczuwa sie
tejze samek wrgosci wobec wiewiorek jak wobec szczorow. Czyz oba nie sa gryzoniami?
Pomijajac tylko ogon to sa bardzo podobne” Samce wiewiorcze nie przejmuja sie za wiele partnerkami i zostawiaja je po poczeciu wiewiorczat. I dalej pedze zywot Casanowy.
Rap artysta 50 Cent kiedys wyznal: „In this white man´s world I am similar
squirell, looking for a slut with nice butt to bust a nut”
Z października i to polska ważna płyta „Jedwabnik” projektu Dwutysięczny (Bocian Recods/Sangoplasmo Records).
Moja recka: http://www.nowamuzyka.pl/2013/11/09/dwutysieczny-jedwabnik/
Już za kilka dni rozpocznie się 21(!) edycja Audio Art Festival! W wyjątkowo rozbudowanym programie tegorocznego AAF znajdą się m.in. premiera miejskiej instalacji dźwiękowej Ucho Echo, występy legendarnych Phila Niblocka, Horsta Ricklesa czy Claudii Robles Angels z koncertem na przetwarzane fale mózgowe, poszukiwanie ciszy absolutnej w podziemiach Rynku Głównego (Tres), interaktywne performance taneczne (Marcin Pączkowski, Piotr Madej), także z udziałem wykonawców o nietypowej sprawności (HiHat Xpress), niezwykłe instrumenty (Chordeograph) czy instalacje najmłodszego pokolenia twórców (Signe Liden, Christian Blom, Łukasz Furman, Fafankula). Do tego jak zawsze pojawi się koncert akusmatyczny PSEME/CIME, a ponadto teatr muzyczny Macieja Jabłońskiego, trochę noise’u i śpiewu magicznego i wiele wiele innych…
Koncertom towarzyszyć będą otwarte wykłady i warsztaty oraz promocja najnowszego, poświęconego muzyce noise numeru czasopisma o muzyce współczesnej Glissando.
W Bunkrze Sztuki będzie można także zakupić płyty z muzyką alternatywną dostępnych w jedynym w Polsce Audiomacie!
Nowością tegorocznej edycji AAF jest Festiwalowy BLOG, a w nim gorące komentarze Festiwalowych wydarzeń zamieszczane przez młodych krytyków sztuki dźwięku.
Wszystkie wydarzenia Audio Art Festival będą transmitowane na żywo przez Internet.
Zapraszamy do Krakowa!
http://audio.art.pl/
http://blog.audio.art.pl/
JAKE BUGG z koncertem u nas, Sztokholm, 16 lsitopada
___________________
( w Warszawie, 30 listopada, Palladium)
http://www.svd.se/kultur/amster-moter-artister_8463590.svd?sidan=6