Retro-Turek
W Turcji zamieszki, w telewizji szukają odpowiedniej ilustracji muzycznej, a tymczasem w lutym ukazało się europejskie wznowienie najsłynniejszej płyty Erkina Baby (Baba jako „ojciec”, względnie „papcio”, żeby tak zaznaczyć niedawną 90-tkę Papcia Chmiela), czyli Erkina Koraya. Jeśli ktoś cokolwiek słyszał o scenie psychodelicznej w Turcji – dobrze wie, o co chodzi. Jeśli nie – może sobie wyobrazić takich na przykład Skaldów w anatolijskiej wersji. Ale prościej będzie po prostu posłuchać Koraya.
Pisałem o nim trzy lata temu, gdy recenzując album modnego Gonjasufiego z Ameryki zauważyłem, że jeden z utworów na płycie oparł o motywy z nagrania Koraya. Z kolei jeden z komentujących dorzucił jeszcze drugą inspirację Korayem. Trudno nie ulec urokowi tej muzyki, która psychodeliczną egzotykę wnosi od pierwszego taktu, z rzadka zbaczając w stronę bardziej tradycyjnych beatowych piosenek przypominających brytyjskie lata 60. („Yalnizlar rihtimi”). Jest z pewnością bardziej odważna niż twórczość wspomnianych wyżej Skaldów (zresztą duchem bliżej pewnie Zdroju Jana, jeśli już szukać skojarzeń z Polską) – zarówno w niepokojących zabawach pogłosami („Korkulu rüya”), jak i mocnym wciąganiu muzyki ludowej w transowe fragmenty (zdecydowanie najlepszy na płycie finałowy „Türkü”). W dodatku Koray jest ciekawym gitarzystą, jego partie mogą być inspirujące przy okazji różnych bliskowschodnich stylizacji, których ostatnio w muzyce niemało, choćby i nawet na pograniczach nurtu neoklezmerskiego.
Album Koraya „Elektronik Türküler” („Elektroniczne ballady”), z którego pochodzą wymienione wyżej przykłady, wydała po latach hiszpańska wytwórnia Pharaway Sounds, specjalizująca się w przypominaniu starej muzyki Wschodu (Iran, Afganistan, Turcja). Mnie przypomniała także o przerwanej ostatnio tradycji retrowtorków, czyli opisywania starszych, nierzadko zapomnianych albumów. Stąd Retro-Turek.
ERKIN KORAY „Elektronik Türküler”
Dogan 1974 / Pharaway Sounds 2013
Trzeba posłuchać: „Karli daglar”, „Hele yar”, „Türkü”.
Komentarze
Postać Erkina Koraya, jako jedna z wielu, została przedstawiona w świetnym dokumencie o stambulskiej scenie muzycznej „Crossing the Bridge: The Sound of Istanbul” (2005).
http://youtu.be/icw-UgkMPIs
Brawo Bartku za wpis. Turecki folk psychodeliczny z lat 70. to jedno z najbardziej przemilczanych i niedowartościowanych zjawisk w muzyce. Dobrze, że ktoś w Polsce o tym pisze. Nie mam złudzeń, że nagle powstanie hype na tych wykonawców, ale jeśli przynajmniej kilka osób pokocha ich muzykę, to już będzie sukces. Istnieje jeszcze przynajmniej kilkunastu tzw. kultowych tureckich zespołów lub solistów. Koray należy do jednych z bardziej znanych, ale zapewniam, że warto przyjrzeć sie innym, jeszcze mniej znanym, co nie oznacza ze gorszym (mniej ciekawym) artystom z tego miejsca na swiecie.
Próbowałem w zeszłym roku w Istmabule kupić trochę winyli ale psych i jazz są tam mega drogie(>1000EUR). Nieco więcej w tym temacie:
http://www.dustandgrooves.com/emek-can-tulus-istanbul-turkey-2/
http://www.dustandgrooves.com/mustafa-istanbul-turkey-2/
Dzięki za te głosy. Jeszcze autokomentarz, bo oczywiście jest muzyczny wymiar tego, co się w tej chwili dzieje w Turcji, i o tym wspominał z kolei Mariusz Herma: http://www.ziemianiczyja.pl/2013/06/turcja/
Jak Turcja, to nie może zabraknąć ZeN i ich koncertowego „‚Bakırköy Akıl Hastanesinde”:
http://www.youtube.com/watch?v=5AqaxHtUu6g
Z opisu w sieci: Being recorded live in the most famous rehabilitation hospital of Istanbul; Bakirkoy Akil Hastanesi’nde is the last album of Zen. Doctors, nurses, patients and a couple of friends of the band attended the concert in the “Mazhar Osman” Hall of the center. The songs were based on the writings of the famous Turkish psychiatrist, Ord. Prof. Mazhar Osman Uzun, who also gave his name to the concert hall. The music resemble pure and fiery insanity, more than melodies. Though the album is not as weird or heavy as ‘Tanbul’. It’s more a bluesy psych live improvisation. The band once described themselves as “collective improvization” music players and without no doubt, this record place hits the nail on the head in accord to their music.
” Obiecuję odezwać się, jak tylko skończymy obalać rząd. ”
obawiam sie, ze optymizm jest przedwczesny; obym sie mylil…
Trudno mi się zgodzić z twierdzeniem, że turecka scena psychodeliczna/folkowa czy surfrockowa jest niezauważona, przemilczana czy niedowartościowana. Istnieją książkowe publikacje na jej temat a płyty co i rusz są wznawiane (nie zawsze legalnie, Elektronik Türküler tego dobrym przykładem). Popularność – jak zauważa SZ – sprawia, że handlarze starociami w Istambule najpierw zaglądają na eBay zanim podadzą cenę. Poza Pharaway polecam zainteresowanym choćby również hiszpański Guerssen, który zresztą dystrybuuje Pharaway. Przy większym zamówieniu można negocjować niemałe zniżki!
@brtk. Ale ja miałem na myśli polską publicystykę muzyczną i tzw. środowisko fanowskie. To, że zagranicą jest inaczej, tzn. lepiej, nie ulega poniekąd wątpliwości…. choc i tu nie przesadzałbym z hurra optymizmem. Książki powstają różne, np. ostatnio ujrzała światło dzienne taka, która jest poświęcona japońskiej scenie industrialnego noise’u, co nie oznacza, że ten gatunek okazał się nagle szczególnie znany. Wznowień płytowych jest mnóstwo, z różnych obszarów muzycznych, i to też niczemu nie dowodzi…. Zresztą nie ma to większego znaczenia. Ważne, że nieśmiało pojawiają się na gruncie polskim jakieś informacje na temat (dla zdecydowanej wiekszości fanów muzyki).
Myślę, że nawet skupieni na śledzeniu nowości mają świadomość kim są choćby Erkin Koray czy Selda. Ten pierwszy – jak autor był łaskaw wyłuszczyć – wtopiony w debiutancki album Gonjasufiego czy choćby z uwagi na fakt, że jego wielkimi fanami są wzmiankowani na tych łamach niejednokrotnie Wooden Shjips (prawdopodobnie zarażeni tym bakcylem przez Johna Fitzgeralda który w Istambule DJował wielokrotnie i sam jest wielkim fanem tureckiej muzyki z lat 70.). Selda – która z racji poglądów politycznych i szykanowania przez władze chyba bardziej by pasowała na muzyczną bohaterkę wpisu – z nielegalnego wykorzystania swojego utworu na ostatniej płycie Mos Defa (sprawa trafiła do sądu) czy np. również nielegalnie wydanej przez Finders Keepers kompilacji swoich nagrań.
Nie są to oczywiście szpalty w Guardianie czy Wire ni tym bardziej w Ruchu Muzycznym czy Glissando.
Przyznam, że nie wiem, gdzie skupiają się środowiska fanowskie, ale jeśli uznamy Raphaela Rogińskiego za osobę opiniotwórczą, to turecka scena psychodeliczna ma swojego ambasadora na Polskę, jak to się brzydko przyjęło nazywać. W jego Alte Zachen fascynację Korayem czy turecką sceną surfrockową lat 60-tych słychać bardzo wyraźnie.
Jest wiele stron świata i zjawisk muzycznych, o których polska publicystyka muzyczna nie pisze, ale trudno mieć do niej o to pretensje. Prawdopodobnie cała do kupy zebrana liczyłaby zbyt niewielu członków by pokusić się o założenie grupy wyznaniowej w Polsce. Aż chciałoby się zaapelować: studenci do nauki, pisarze do piór, pasta do zębów.
No cóż… pozostaje mi jedynie zasypać głowę w popiele… Nie znam ani obywatela Rogińskiego ani jego Alte Zachen… A pretensji do nikogo nie mam… najzwyczajniej na swiecie ucieszyłem się, że ktoś w końcu w mainstreamowym medium zasygnalizował nieznaną scenę tureckiej psychodelii.