Miliardy przeciwko tysiącom
Drobne problemy techniczne: dziecko strąciło notebooka ze stolika, komputer upadł wywietrznikami do góry, po czym woda z przewróconego przez to samo dziecko kubka sączyła się do niego na tyle długo, żeby zardzewiało biedactwo (komputer, nie dziecko) w kilka godzin. Ale to tylko chwilowy hamulec dla mojej blogowej działalności, w żadnym razie nie blokada. Zresztą nie miałem może pod ręką komputera, ale wystarczył kalkulator, żeby podliczyć rachunek Lechowi Wałęsie, który narzekał niedawno na stratę 70 tys. dolarów ze względu na odwołane po jego homofobicznej (choć właściwie jest na to lepsze słowo) wypowiedzi sprzed paru tygodni. Otóż jeśli jesteśmy przy muzyce – każdy pamięta „100 000 000” Kazika. To była suma obiecana Polakom przez Wałęsę w starych złotych. Dziś 10 tysięcy. Biorąc pod uwagę statystykę, mamy jakieś 5 proc. gejów, co daje nieco poniżej 2 milionów w całej populacji i dość zawrotną sumę 6 miliardów dolarów, od której te 70 tys. można by było moim zdaniem odjąć na poczet lepszego zrozumienia się w przyszłości. Zostaje ciągle prawie 6 miliardów, pomijając odsetki za 20 lat. Sam w dowód dobrych intencji dorzucam Wałęsie nowego Johna Granta, gdy tylko zaproponuje termin pierwszej raty. Dobrze utrzymana wersja deluxe, z remiksami Hercules & Love Affair i innych.
Nie wymagam, żeby na Wałęsę podziałał niewątpliwy czar głosu Granta. Mógł chłop nie słuchać Eltona Johna w młodości, czasy były twarde, lutownica nie fortepian, stocznia nie dyskoteka. Nie wymagam też, żeby go poruszyły dylematy zdrowotne byłego lidera The Czars, który przyznał się do nosicielstwa HIV AIDS – w końcu to nie to samo, co zapalenie płuc czy tak powszechne schorzenia serca. Na polu rozterek sercowych też się zresztą nie dogadają, kompletnie niekompatybilni. Przy wszystkich różnicach zdań mogłoby pomóc pośrednictwo Sinead O’Connor, która jako heteroseksualna chrześcijanka (choć fakt podarcia zdjęcia papieża nie byłby atutem) miałaby pewnie o czym porozmawiać z naszym noblistą. A wiemy, że przy okazji jest bliską osobą dla Granta – najpierw sama zaśpiewała jego utwór z płyty „Queen of Denmark”, teraz wystąpiła na drugiej płycie wokalisty, przy okazji informując, że gdyby tylko rozważał zmianę orientacji, ustawia się pierwsza w kolejce. na polu pacyfizmu spotkaliby się już, mam wrażenie, całą trójką.
Nie wiem, czy stosownie do czasów w Stoczni Gdańskiej słuchało się w roku 1980 syntezatorowej nowej fali (a nie np. Budgie czy Dire Straits), ale jeśli tak – a szanse zawsze są, biorąc pod uwagę import płyt przez marynarzy i stopień wtajemniczenia Trójmiasta w najnowsze trendy – to może syntetyczne melodie i proste rytmy pojawiające się na płycie „Pale Green Ghosts” estetycznie przekonają byłego prezydenta RP. Są w tym w końcu elementy masowej muzyki początku lat 80., ukłony w stronę produkcji Vince’a Clarke’a. A jednocześnie podskórny romantyzm budowany bardzo tradycyjnymi środkami. Słychać mocną studyjną obróbkę dokonaną środkami środowiska Gus Gus w Islandii (tych akurat Wałęsa może nie znać, pod koniec lat 90. odbierał sporo odznaczeń międzynarodowych, ale nic mi nie wiadomo o wizycie na Islandii), ale świat wrażliwca z „Queen of Denmark” nie zniknął całkiem, w środkowej części płyty na moment elektroniczny szkielet w ogóle znika. Na teksty takie jak „You Don’t Have To” nasz polityk powinien przymknąć uszy, ale z kolei takie jak w „Glacier” przypominają, że choćby siedział w ostatniej ławce, nic nie przeszkodzi mu być w pierwszej lidze. Wszystkie za to robią wrażenie szczerych, a miałem wrażenie, że szczerość jest w świecie Wałęsy pozytywnym punktem odniesienia.
Tu możemy porzucić Wałęsę i jego tysiące albo miliony, zanim i mnie zacznie wystawiać rachunek za bycie bohaterem recenzji. I możemy się oddać już niczym nie zmąconej przyjemności słuchania Granta, coraz większej w miarę upływu czasu, choć – fakt – nie tak dużej jak na „Queen of Denmark” przed trzema laty. Choć tak tytułem pocieszenia – niektórzy przeżyli wzlot tak dawno temu, że już w ogóle zapomnieli, co sobą reprezentowali w przeszłości.
JOHN GRANT „Pale Green Ghosts”
Bella Union 2013
Trzeba posłuchać: „Pale Green Ghosts”, „It Doesn’t Matter To Him”, „Why Don’t Yo Love Me Anymore”. Poniżej remiks, bo taki Bella Union proponuje na soundcloudzie:
Komentarze
Mi ta płyta niestety, jak to się mówi, nie urywa (Queen of Denmark natomiast urwała na miarę płyty roku i do dzisiaj trzyma). Słabo jakoś współgrają jego linie melodyczne i frazowanie z ta elektroniką. Wydaje się że poprzedni patent był trafiony idealnie i trzeba było pociągnąć top dalej. 5/10. Za to szczerość w piosenkach i wywiadach: 10/10
okropne!!! 😉 nie wiem jak powyższy remiks ma się do podstawowego albumu, ale ta płyta została już wielokrotnie nagrana – i w latach 80-tych, i 90-tych itd. … 😉
Grant nie jest nosicielem AIDS, tylko HIV. Jeszcze go Bartku nie uśmiercaj. Niech facet żyje. Tym bardziej, że utalentowany.
Ojoj, się rozpędziłem niefajnie. Ale dzięki za wytknięcie.
A co do remiksu – znacznie gorszy niż podstawowa zawartość płyty, nie wiem po co Bella Union go tak lansuje.
Pan prezydent Walesa rozmawial niegdys z Grantem….oczywiscie nie z tym z powyzszej propozycji ale z EDDYM GRANTEM….ktoz paamieta dzisiaj..”Give me hope, Joanna”
Niegdys moj syn Elie (obecnie 10 lat) porysowal gwozdziem moj nowy laptom – ale to byla moja wina, przeto milczalem i mialem nauczke.
Ciagle Swieta w pracy (Pesach) a w przedzie Wielkanoc a pozniej znowu (chyba) Christos Woskres
milych dni wiosennych
ozzy
Przed chwilą słuchałem Gus Gus:) W tubie jest wersja orginalna i w tej próbce brzmi Grant rzeczywiście tak jak opisuje loci, ale i tak powinno się sprawdzić na wiosnę.
Z tym albumem mam jednak lekki problem… Przesłuchałem go kilka razy i to bardzo dokładnie. Utwór singlowy z tej płyty „Pale Green Ghosts” – wspaniały! Sam pisałem na Nowej Muzyce o tym nagraniu w zapowiedziach
http://www.nowamuzyka.pl/2013/01/29/nowy-utwor-johna-granta/
Uwielbiam pierwszy album Johna „Queen of Denmark”, lecz ten najnowszy materiał sprawia mi ciągle kłopot, aby odkryć jego piękno. W przypadku „Queen of Denmark” to było od pierwszego przesłuchania…
„Pale Green Ghosts” jest to dobry album (kilka kompozycji znakomitych, ale nie całościowo), jest trochę przekombinowany, nie ma takiej energii i siły jak na poprzedniej płycie.
Pozdrawiam!