Słodkie szesnastki

Wiem, co sobie teraz wyobrażacie. Ale nie mogłem nie ulec pokusie lepszego spozycjonowania tego tekstu w sieci. Nadaję wyjątkowo z przerwy w radiowej emisji Nokturnu w Dwójce, gdzie prezentujemy fragmenty dyskografii Manuela Göttschinga – remasterowanej ostatnio i wznawianej przez samego autora, którego „E2-E4” z 1981 roku (to data rejestracji – na płycie ukazała się w roku 1984) obchodziła w grudniu 30-lecie i wreszcie doczekała się należnie dużego rozgłosu, nie tylko wśród muzyków i nie tylko w środowisku techno.

Najważniejsze jest dla mnie to, że płyty MG – podobnie jak pierwsze albumy jego grupy Ash Ra Tempel – są wreszcie dzięki tym edycjom dość łatwo dostępne. A przy okazji, poza wielokrotnie przypominaną (choćby przy okazji okładki „45:33” LCD Soundystem, licznych remiksów itd.) „E2-E4”, wydana została „Inventions for Electric Guitar”, która przez lata była mi kompletnie nieznana. Tymczasem to jest właśnie biblia dla Marka McGuire’a i innych minimalistów współczesnej gitary. Już pierwszy utwór brzmi jakby go słuchali dzisiejsi alternatywni gitarzyści i jak coś w pół drogi między Brianem Eno a minimalistami (szczególnie mającym metronom w palcach Terrym Rileyem). Tylko gitara plus magnetofon szpulowy, choć przysiągłbym, że słyszę sekwencer i współczesną obróbkę dźwięku. A tu nawet popularnej wśród dzisiejszych gitarzystów loopstacji ani śladu. Porywający utwór i cała płyta, która zostawia słuchacza z jednej strony w stanie hipnozy (jak zwykle u Göttschinga bardzo długie i bardzo transowe nagrania), z drugiej – niedowierzania, że ta muzyka jest tak stara jak on. Czyli ten słuchacz.

Gdy Göttsching z kolegami zakładali Ash Ra Tempel, kupili ponoć sprzęt od rosnącej w siłę brytyjskiej grupy Pink Floyd. I nie da się nie zauważyć, że ci ostatni mogli z kolei przysłuchiwać się Göttschingowi przed nagraniem „Another Brick in the Wall’.

W najlepszych momentach „Inventions…” autor podaje czas za pomocą szesnastek precyzyjnych jak zegar atomowy. Stąd te słodkie szesnastki, bo przy ciepłym analogowym brzmieniu tej płyty – nagranej w nowym prywatnym studio MG – miękną najtwardsze podziały rytmiczne. W dodatku jakieś takie wiecznie młode to-to, zupełnie jak „E2-E4” i kilka innych momentów z twórczości berlińczyka, choćby pierwsza płyta Ash Ra Tempel. Będę jeszcze wracał do tego artysty – i w Polifonii, i w domu, słuchając jego płyt, bo seria zapowiada się nieźle, a trochę ciekawych rarytasów koncertowych i niepublikowanych nagrań studyjnych już teraz jest na rynku.

MANUEL GÖTTSCHING „Inventions for Electric Guitar”
MG.ART 1974/2011
9/10
Trzeba posłuchać:
„Echo Waves”.