Zaskoczenie i rozczarowanie

Moment wieczoru? Wyraz twarzy teatralnej bileterki, która (już po wykonaniu swojej pracy) wyszła na chwilę na drugi balkon i zobaczyła widowisko będące połączeniem filmu „Tron”, zjazdu hipisów od Kena Keseya i „Czarnoksiężnika z krainy Oz” (skojarzenia z The Flaming Lips obecne). Usiłując czytać jej w myślach, doszedłem do wniosku, że brzmiały one: „Boże drogi, i coś takiego w naszym Teatrze Polskim!”. Sam się zastanawiałem, jak można było do tej pory nie wykorzystać muzycznie poczciwego Polskiego znanego z telewizyjnych gal, ale pod tym względem zaniedbanego. Choć jednocześnie zastanawiałem się, czy niższa cena biletu w przedostatnim rzędzie na drugim balkonie rekompensuje mi fakt, że słychać tam jak na korytarzu przed salą koncertową, a nie w samej sali (źle rozstawione nagłośnienie) oraz że widzę tylko pół wizualizacji, a drugie pół muszę sobie wyobrazić. Ale jeśli jeszcze tego nie słyszeliście, to wyobrażanie sobie czegoś dobrze wpływa na wyobraźnię.

Jeśli ktoś nie słyszał koncertu Sufjana Stevensa (bo to o nim mowa), to może przynajmniej przeczytać i zobaczyć parę zatrzymanych w kadrze scen. A było co oglądać. W wersji wizualnej „The Age of Adz” podoba mi się bardziej – fascynacja pracami Royala Robertsona brzmi jakoś bardziej przekonująco, gdy autor płyty tłumaczy ją punkt po punkcie samemu. Ważne jest też to, że SS pokazuje – co też widać dopiero na scenie – spory dystans do całej tej (świadomie, jak się okazuje) przekombinowanej koncepcji materiału z płyty. No i fakt, że uczciwie rozpisał te elektroniczne w dużej mierze utwory na 11-osobowy zespół ze sobą w roli głównej. Do tego polecam wywiad z Sufjanem.

Słucham długo wyczekiwanego Pantha du Prince, a właściwie remiksów utworów z ostatniej płyty tego projektu – „XI Versions of Black Noise„. Czekałem długo, bo najpierw sam nie mogłem się zdecydować, czy wejść w CD, czy jednak w winyl. Za tym drugim przemawiały względy estetyczne, za pierwszym – ekonomiczne, bo tak się składa, że czarna płyta nosi w tym wypadku tytuł „V Versions of Black Noise” i zawiera tylko 5 wybranych remiksów. Poszedłem na ilość i ściągnąłem sobie tę pierwszą.

Oczywiście materiał wyjściowy był na tyle dobry, że całkiem zepsuć coś takiego nie sposób. Ale efekt końcowy w bolesnej formie przekonuje, że to Hendrik Weber jest na tle współczesnej sceny minimalistycznego techno postacią wyjątkową i bardzo charakterystyczną. Ciężko wydrzeć takiemu utwór, przemiksować go z sukcesem i jeszcze dodać coś swojego. Przekonuje o tym mniej więcej połowa programu tej płyty. W szczególności nudny Carsten Jost, ciężkostrawny Hierogliphic Being, pozbawiony jasnego pomysłu Efdemin i jednak dość przewidywalny Moritz Von Oswald. Coś od siebie dorzucili tu oczywiście członkowie Animal Collective, ale przede wszystkim The Sight Below, który obok oryginalnego wyboru („A Nomad’s Retreat”) zdołał jeszcze dokonać przefiltrowania PdP przez sito własnych emocji, oraz Four Tet, który zagrał „Stick It To My Side” w stylu swojej ostatniej płyty „There Is Love In You” – ale to już remiksowy pewniak.

Do tego 13 czarnych stron w książeczce dołączonej do płyty – gest pokazujący, że lasów w Niemczech wciąż dużo, a i farby drukarskiej w kryzysie dostatek. A może naiwna manifestacja związana z tytułem oryginalnej płyty Pantha du Prince? Sam nie wiem, co wolę. Wiem tylko, że spokojnie mogłem obstawić nie kompakt, tylko 5-utworową wersję winylową. Straciłbym tylko remiks Four Tet, ale można go sobie dokupić na 12″ singlu „Stick To My Side”.

PANTHA DU PRINCE „XI Versions of Black Noise”
Rough Trade 2011
6/10
Trzeba posłuchać:
„A Nomad’s Retreat” (wersja The Sight Below), „Stick To My Side” (wersja Four Tet).

Welt Am Draht // Pantha du Prince Remixes by floorvsbed