Tak mam napisane w kodzie

Przed kiermaszem w weekend zaliczyłem demonstrację. I była to bardzo dziwna demonstracja. W połowie wyglądała jak zjazd rodzin z małymi dziećmi, w połowie jak spotkanie miłych starszych ludzi. Podchodzi taka starsza pani do dwóch panów i pyta z lekką obawą w głosie: „A panowie to przypadkiem nie z P?”. Oni na to: „Pani chyba żartuje. Pewnie, że nie z P. Możemy nawet razem poskandować: Precz z K!”. Pani na to, dalej bardzo poważnie: „Tak skandować nie będę. O-bro-nimy de-mo-krację” (po czym zaczynają skandować razem). Nie chcę upolityczniać tej notki (demokracji w swoim mniemaniu broniły zresztą wszystkie strony weekendu), więc pozostanę przy tym, że starsza pani wzbudziła moją dumę i podziw. Prawdę mówiąc, widać było po niej, że pewne wartości ma zakodowane w sposób niemożliwy do odrzucenia. Jak ten robot z kasety Kamila Szuszkiewicza Robot Czarek, którą kupiłem, jak już dojechałem na wspomniany kiermasz.

IMG_20151214_214552_edit

Było ostatnio sporo słuchowisk w środowisku niezależnym, poświęciłem temu niejeden wpis w ostatnim czasie. My, Polacy, mamy coś z tymi słuchowiskami – prawdopodobnie jest to jakaś słabość genetyczna, która wychodzi teraz w pokoleniu, które teoretycznie złotej ery Teatru Polskiego Radia nie pamięta, ale tę formę uprawia z dużą swobodą. Płyta Szuszkiewicza (o którym pisuję regularnie – ostatnio ze sporym entuzjazmem o Istinie), a właściwie kaseta – bo to kolejna już kaseta tego autora – wydaje mi się jednak wyjątkowa nawet na tle innych form literacko-muzycznych. Także dlatego, że warszawski trębacz napisał tu zarówno muzykę, jak i libretto, opowieść o wystawionym na trudną próbę robocie, który ma zakodowane posłuszeństwo, podległość ludziom, jak to w opowieściach o robotach – od czasów Isaaca Asimova – bywa. Libretto samo w sobie jest niezłe (literacko trochę jak Lem czytany na nowo, powiedzmy przez Bąkowskiego), ma pełen nerwowości klimat i zaskakującą puentę. Stapia się z tym koncepcja muzyczna – szarpane repetycje tę nerwowość wzmagają, a tekst czyta syntezator mowy, a właściwie cały zespół syntezatorów. Muzyka dopowiada historię software’u, który cierpi egzystencjalne katusze, zacina się, psuje. Jednak jako kreacja właściwie wszystko tu gra idealnie. Dobre wrażenie robi miks (Piotr Zabrodzki) i solowe partie saksofonów (Ray Dickaty, Dave Jackson), nawet nośnika nie wymieniłbym w żadnym razie na inny. Koprodukcja Wounded Knife i Bołta – co wskazują notki na okładce – której nie znajdziecie jeszcze nawet w internetowym sklepie, warta jest więc szybkiego przyczajenia się i upolowania w prawowitej formie. Chyba że wszystko się już sprzedało w sobotę (co w sumie nie zdziwiłoby mnie za bardzo).

Sam na szczęście dotarłem na czas, porzucając skandowanie i maszerowanie. I poczułem, że jest to na tyle dobre, że nie mogę się powstrzymać i po prostu muszę podzielić. Tak mam napisane w kodzie.

KAMIL SZUSZKIEWICZ Robot Czarek, Bołt/Wounded Knife 2015, 8/10