Muzyka nie ma sensu
I dlatego jest taka piękna. Oczywiście, różni naukowcy chcą jej dopisywać różne sensy ewolucyjne. U Daniela Levitina czytałem np. o tym, że zajmowanie się muzyką – jako czymś w sposób oczywisty pozbawionym bezpośredniego przełożenia na przetrwanie – mogło od wieków służyć demonstrowaniu swojego zdrowia i nadmiarów energii – no bo jeśli ktoś ma czas na takie bzdury i jeszcze nie umarł z głodu, to musiał wcześniej wyjątkowo szybko i sprawnie upolować zwierzynę na obiad, czyż nie?
Dlatego współczuję recenzentom, którzy muszą w dzisiejszych gazetach doszukiwać się sensów w szwedzkim filmie „Nieściszalni” o grupie muzyków-performerów popełniających drobniejsze i grubsze przestępstwa (wtargnięcie do szpitala i rozregulowanie choremu aparatury medycznej, kilkuminutowy napad na bank bez ofiar itp.) tylko po to, by wykonać wymyślony wcześniej utwór muzyczny na miasto (dosłownie) w czterech częściach. Pomysł jest znakomity, wszystko ma klimat kapitalnego pastiszu idei sztuki współczesnej, a jednocześnie jest tej sztuce przyjazne, demonstruje proces robienia muzyki z czegokolwiek, dla mnie zawsze fascynujący. Jest to po trosze wideoklipem, można oglądać poszczególne sceny wielokrotnie (choć lepiej nie rzucić się na całość na YouTube, tylko obejrzeć w lepszych warunkach). Sensacyjna fabuła, nawiązująca może nawet do skandynawskiego kryminału, jest pretekstowa – widać to od pierwszych scen (i pierwszych taktów), dlatego trochę się dziwię na przykład Pawłowi Felisowi, że czegoś oczekiwał – poza niezwykle abstrakcyjną formą rozrywki. A już tym bardziej, że oczekiwał filmu o jakiejś totalnej rebelii, buntu przeciwko światu, skoro „buntownicy” są od początku pokazani w krzywym zwierciadle. Ja tam świetnie się bawiłem do końca i zachęcam: idźcie na ten film szybko do kina (bo nie jest dla wszystkich i ewidentnie zaraz go stamtąd zdejmą), albo poczekajcie na DVD, żeby nie zawracać sobie głowy fanami kina, którzy będą wychodzić z seansu po zakończonych niepowodzeniem próbach zmierzenia go swoją miarką.
Od strony sztuki filmowej pewnie i nie ma w „Nieściszalnych” zapewne niczego wielkiego, niczego wybitnego. Ale jednocześnie twórcom udało się coś wyjątkowego – zrobili nie tyle film o muzyce, co film, który jest muzyką. Film demonstracyjnie niepotrzebny, który nie ma sensu w podobny sposób (takie mam wrażenie), w jaki nie ma go muzyka. Nie wiem jak wy, ale ja to uczucie braku sensu uwielbiam, kocham się w nim nurzać, oczywiście gdy już upoluję zwierzynę i gdy ją zjem (no i jeszcze pozmieniam pieluchy). Do czego teraz i za każdym razem z przyjemnością namawiam. I obiecuję ponamawiać jeszcze trochę. Pod tym względem jestem nieściszalny.
„Nieściszalni” („Sound of Noise”), reż. Ola Simonsson, Johannes Stjarne Nilsson. Szwecja, Francja 2010.
Komentarze
Jezzzzzz, temat-rzeka. Już pierwszy akapit: temat-rzeka. Sam tytuł wpisu: temat-rzeka. Tylko właściwie o czym tu dyskutować? Muzyka jest i tyle. Czuje się ją albo nie. Gdzie ma granice – nieważne. Gdy raz słyszałem kilku krytyków literackich dyskutujących przy małej ilości alkoholu, czym jest literatura, to ręce mi opadły, że można tak rozmyślać. Brrr, aż strach. Przyjmujemy więc, że muzyka nie ma sensu i nie chodzi w niej o żadną rewolucję. A gdy ktoś stwierdzi, że to rewolucyjne podejście… Ten ktoś też nie będzie miał sensu, ale w szczególny sposób.
Bez przesady, wszystko co piękne, ma sens. Piękna muzyka ma taki sam sens jak piękne kobiety. Nastraja do rozmnażania.
Niestety, ten film od swej premiery 25 grudnia ub r w Szwecji
przeszedl zupelnie nie zauwazony.
Jutro, sobota 16 kwietnia, czyli miedzynarodowy Record Store Day (www.recordstoreday.com).
…ma sens :
– in a search of the lost rythm – ernest ranglin
– vesperine- bjork
– expensive sheet/ he miss road – fela kuti
– afrocubism
– fleetwood mac – then play on
– panda bear- person pitch
– allman bothers band – eat a pitch
muzyka owszem ma sens
to chacinski nie ma sensu.
(ale ma uklady zeby publikowac)
gorecki chcial sie dowiedziec,
co to jest muzyka.
chacinski ma za malo
zeby probowac.
dlatego sie zajmuje pisaniem
bzdur.
@amm –> mam układy w WordPressie, mój drogi, robię „klik” i wpis się publikuje – strzeż się 😉
chacinski, o tych twoich ukladach wiem, ale tobie MOJ DROGI,
potrzebne sa ukklady gdzies indziej
ale tego
tez nie wiesz.
klikniesz i wybuchniesz.
i jak to bedzie pachnialo?
Ojej, film jest wspanialy.
Bartku Chaciński,jeśli muzyka jak wynika z powyższego tekstu pobudza Twoje doznania piękna, to pełni ona funkcję estetyczną i to też jest jej celem i sensem samym w sobie. Więc gdzie jest tutaj miejsce na brak sensu?
@Dagny –> Piszę o „sensie” w sensie „sposobu rozumienia czegoś”. O ile film czy książkę się interpretuje, doszukuje się w nim znaczeń, to muzykę odbiera się właśnie jako czystą przyjemność (przede wszystkim). Co do tego, że estetyczna wartość jest pewną funkcją (czyli też sensem – ale w innym znaczeniu tego słowa) – oczywiście! 🙂
O muzyce Zappa mówił jako o sztuce niereprezentatywnej i właśnie dlatego nie przykładał uwagi do tekstów – używał konwencji parodii, satyry, generalnie robił sobie w tej warstwie jedne wielkie jaja.
byłem na seansie we wtorek. film bardzo ciekawy i oryginalny. jeżeli dobrze widziałem, autorem ścieżki dźwiękowej jest Fred Avril:
http://www.discogs.com/artist/Avril?anv=Fred+Avril
http://www.allmusic.com/artist/avril-p385951/discography
dla bohaterów, muzyka jest sensem życia.
wszystko wyjaśnia francuska Wikipedia:
http://fr.wikipedia.org/wiki/Avril_%28musicien%29
No proszę, zawsze mi się wydawało, że to zdolny człowiek ten Avril. 🙂