Be jak Beyonce, czyli co twój bilet mówi o tobie
Doszło do pewnej przesady. W tym sezonie widać jak na dłoni, że Polacy chcą chodzić na koncerty gwiazd i są skłonni płacić za to stawki podyktowane przez sieciowe agencje z Zachodu, które przejmują też lokalni promotorzy. Trudno – wolny rynek. Na szczęście świetnych, nierzadko dużo lepszych, nawet jeśli mniej popularnych muzyków można w stolicy zobaczyć w małym klubie za 40-80 zł. To, co mnie jednak dziwi, to rodzaj usług, na które promotorzy próbują naciągać przy okazji koncertów zarówno fanów, jak i profanów. Problem zrobił się głośny niedawno, gdy protestowali fani Depeche Mode, dobrze zorganizowane środowisko, które domagało się zniesienia kuriozalnych stawek Golden Circle Early Entrance, zmuszające tego ważnego podbarierkowego wielbiciela do wydania dodatkowej sumy za to, by rzeczywiście zameldować się na samym froncie. O ile bowiem zjawisko podbarierkowych fanów jest czymś naturalnym dla muzyki rozrywkowej, zjawisko czerpania z niego dodatkowych profitów jest już wypaczeniem. Na swoim profilu FB fani DM twierdzą, że sprawą biletów zainteresował się UOKiK. Jeśli tak, ciekaw jestem, co powie ten Urząd, gdy przejrzy cennik biletów zbliżającego się Orange Warsaw Festivalu zamieszczony tutaj. Dla tych, którzy już nabyli bilety, poniższy tekst może być przykry. Proszę więc się zaopatrzyć w odrobinę dystansu do samych siebie i pamiętać, że w pierwszej kolejności chcę namówić promotorów do bardziej rozsądnego spojrzenia na ich biznes.
1. Odnajdź w cenniku swoje bilety na Orange Warsaw Festival (w nawiasach ceny karnetów dwudniowych):
A Premium (999 zł) – odrębna bramka wejściowa („z gawiedzią nie wchodzę, oni pewnie nie używają dezodorantu”), dostęp do strefy Premium („jestem lepszy”), komfortowe miejsca siedzące („czyli ci ze zwykłej strefy A będą mieli niewygodne?”).
A, B, C, D (239-439 zł) – klasa średnia biletów – w zależności od grubości portfela, lęku wysokości (Stadion Narodowy to wysoki obiekt) i wady wzroku. Wady słuchu nie są szczególnie istotne, bo Stadion Narodowy nie jest obiektem satysfakcjonującym pod względem dźwiękowym. Pokazały to, mimo najwyższych starań realizacyjnych, poprzednie koncerty (Madonna, Coldplay).
Płyta (299 zł) – brak fantazji, skromny budżet, albo po prostu chodzisz na koncerty nie od dziś i wiesz, co w takiej sytuacji powiedzieć znajomym:
a. „zostały już tyko bilety na płytę”;
b. „miałem w strefie VIP, ale zszedłem, bo nie jestem pozerem, tylko prawdziwym fanem”.
N (169 zł) – skoro jesteś w strefie dla niepełnosprawnych, to znaczy, że jesteś niepełnosprawny. Proste. Chyba że sfingowałeś niepełnosprawność, żeby kupić najtańszy osiągalny bilet na koncert. To już nie takie proste, ale za to jakie sprytne.
Golden Circle (439 zł) – odrębna bramka wejściowa i miejsca najbliżej sceny, bo zawsze chciałeś się dopchać do pierwszego rzędu, ale byłeś fajtłapą z wieloletnim zwolnieniem z WF-u i dopiero studia MBA, dobre zarobki i pomysł „Golden Circle” (na który wpadli pewnie podobnie myślący ludzie) pozwoli ci później błysnąć w towarzystwie uwagą, że bielizna Beyoncé nie pochodziła z H&M.
Golden Circle Early Entrance (539 zł) – kiedy już uznasz, że ci z Golden Circle to pewnie pseudofani, którym się nigdy nie udawało dopchać do pierwszego rzędu, przychodzi refleksja: co mam zrobić, żeby pokazać, że sam jestem fanem hardkorowym, najwierniejszym, który wyczuwa, w którym mieście na trasie Beyoncé zmieniła markę dezodorantu. Wtedy bierzesz „Golden Circle Early Entrance” organizator ma mniejszy tłok na bramkach, a ty dopłacasz za to stówkę. W bonusie możesz jeszcze na godzinę przed innymi pooglądać sobie pusty stadion.
VIP (1200 zł) – oddzielna bramka, dostęp do jedzenia i picia w strefie VIP. Cóż, gdybyś chciał się najeść lub napić, pewnie pojechałbyś na festiwal pierogów. Więc zakładam, że nie chodzi ci o to. Koncerty to jedno z nielicznych miejsc, gdzie prawo do bycia „bardzo ważną osobą” się kupuje – i tu jest pies pogrzebany. Pomyślcie tylko, kto by siedział w loży rządowej w Teatrze Wielkim, gdyby miejsca można było kupić w kasie i kto by podpisywał umowy międzynarodowe, gdyby delegacje państwowe można było w otwarty sposób wypełnić jak klasę biznes w samolocie.
VIP Golden Circle (1500 zł) – to samo co wyżej, tylko masz możliwość przechodzenia do Golden Circle. Tam i z powrotem. Trzy stówki za samo chodzenie, więc trzeba się będzie nachodzić, żeby bilet na siebie zarobił. Z drugiej strony – spalisz te kalorie wyniesione z gastronomicznej strefy VIP.
King (K) (1650 zł) – tylko dwa rzędy w sektorze i wyżywienie w pakiecie KING. Żeby była jasność: to nie będą dwa rzędy przeznaczone TYLKO dla ciebie i twojego ego, paru innych królów się znajdzie, więc lepiej ustalcie z góry, kto jest Janem Kazimierzem, a kto Zygmuntem Starym. I lepiej dobrze się zastanówcie, dlaczego płacicie za coś, co każdy szanujący się król miałby w gratisie, gdyby rzeczywiście był królem.
Skybox (loża) (2400 zł) – prywatne pomieszczenia z cateringiem, kelnerami i hostessami, oddzielnie negocjowane w grupach. Nie widziałem, więc nie powiem wam, jak było. Ale osobiście bałbym się trochę najazdu Stefana Batorego ze strefy King, złotego deszczu bieda-VIP-ów albo insurekcji wygłodniałej gawiedzi z płyty. Nie jestem też pewny, czy loża jest w ogóle w tej samej galaktyce, w której odbywa się koncert. Z drugiej strony – ileż stref gastronomicznych musiałbym wcześniej zaliczyć, żeby w ogóle pomyśleć o zakupie pakietu Skybox.
2. Moje propozycje przyszłych pakietów specjalnych (wykorzystanie pomysłu przez któregokolwiek z polskich promotorów wymaga pisemnej zgody):
Hipster VSOP
W pobliże stadionu lub hali podjeżdżasz swoją limuzyną, po czym na ostatni odcinek podstawiają ci piękny miejski rower dobrany do wcześniej uzgodnionego z osobistym doradcą outfitu. Od wejścia masz do dyspozycji recenzenta wybranej gazety (tani są), który podpowiada, kiedy klaskać mocniej, kiedy słabiej, a kiedy zagwizdać, podaje tytuły utworów i ewentualnie dyktuje teksty piosenek. Przed wyjściem dostajesz pełny przewodnik z pakietem wrażeń, których można używać w rozmowach z przyjaciółmi. Są sformatowane statusy Facebookowe, zdjęcia, filmy, które można wrzucić na YouTube, a także odpowiednio krótkie sentencje, których użyć można w tweetach i SMS-ach.
Waterbox
Cały koncert oglądać można w basenie lub jacuzzi, pełna obsługa kelnerska, podgrzewanie wody do żądanej temperatury – dostępne w wybranych halach widowiskowych. Pełen pakiet owoców morza, kąpiel w mleku i szampanie. Mycie pianą i suszenie w standardzie.
Eat and greet
Kolacja z zespołem/wykonawcą w wybranej czołowej restauracji w danym mieście, otwarty bar, wszystkie legalne w danym kraju używki. Bez konieczności przychodzenia na koncert w ogóle (zapis 3D na Blu-rayu w pakiecie). Jeśli jednak ktoś chce przyjechać, ma zagwarantowany dojazd limuzyną z szybami dźwiękoszczelnymi, niemym kierowcą, a na miejscu kabinę tłumiącą hałas ze sceny. Zbieranie autografów jest w tym pakiecie aktem wzajemnym – wykonawca prosi też o autograf klienta. Nie może w trakcie tej obustronnej transakcji grać ani śpiewać.
Ekstramocny
Zwany też „nielegal pack” albo „pitbull terrier”. Wymaga podpisania obustronnej klauzuli tajności, gdyż ta usługa przeznaczona jest dla klientów ze sfery, która nie uznaje pewnych ograniczeń prawnych obowiązujących na danym terytorium. Podpakiet „modern slavery” daje do dyspozycji na czas koncertu i bezpośrednio po nim dwoje osobistych asystentów (mężczyzna i kobieta), menu można wybrać z zastrzeżonej listy z takimi pozycjami jak „białe szaleństwo”, „Maria Konopnicka” czy „grecka feta”. Kolekcja wygodnych strojów sportowych (usługa „dres kod”) dostępna na miejscu. Połykacze ognia i tancerki topless w standardzie. Gdyby zasłaniali scenę, można ich ostrzeliwać z wiatrówki (w krajach rządzonych przez wojskowe junty pełne uzbrojenie). Zniżki na kolację dla klientów, którzy pustą butelką dorzucą do sceny. W krajach autorytarnych dostępny również pakiet „chłopiec do bicia”.
Lord
Dostępny jest tylko jeden bilet licytowany na aukcji. W ramach pakietu wykonawca gra oddzielny set tylko dla tego klienta. Następnie musi wysłuchać wszelkich uwag na temat swojego występu, włącznie z poniżającymi i obelżywymi. Cała obsługa zwraca się do klienta per „My Lord” – lub używa krajowego odpowiednika. Podczas koncertu promotor wykonuje klientowi masaż pleców lub myje nogi. Władze państwowe, korpus dyplomatyczny i posłowie mają zakaz przebywania w odległości mniejszej niż pięć kilometrów od miejsca pobytu Lorda, a mieszkańcy dzielnicy muszą uroczyście nazwać wybranym przez niego nazwiskiem jedną z ulic. W wypadku koncertów na warszawskim Stadionie Narodowym Lord otrzymuje również złotego pilota, którym można otwierać i zamykać dach.
Poza wszystkim cenniki są teraz horrendalnie długie, warto więc na końcu dorzucić coś naprawdę potrzebnego.
Orange Warsaw Festival odbywa się 25 i 26 maja na Stadionie Narodowym, Występują m.in. Beyoncé, Cypress Hill, Fatboy Slim, The Offspring, Basement Jaxx i inni. Szczegóły tutaj.
Komentarze
Dorzuciłbym pakiet „Golden Selector” z możliwością wybierania utworów z repertuaru wykonawcy, i pakiet „God” z możliwością wyboru samych wykonawców, którzy prężą się i kokietują aby dostąpić łaski występu przed posiadaczem takiego pakietu.
Równie ciekawie może wyglądać zestawienie podziału przychodów. Artysta z pewnością dostaje godziwą zapłatę, ale to nic w porównaniu z gażą organizatorów. Zresztą najlepiej spytać Dave’a Lombardo. On podobno ma to wszystko dobrze wyliczone.
Proponujuę jeszcze zestaw MY TIME NAOW! w którym zagraniczna gwiazda siedzi i słucha w skupieniu wykonów nabywcy biletu w zaciszu open baru oraz zestaw ADORE ME w którym zagraniczna gwiazda nie tylko słucha w skupieniu w zaciszu open baru, ale również wyraża zachwyt oraz po skończonym wykonie robi sobie zdjęcie z nabywca biletu (telefonem) i natychmiast wrzuca na swój instagram z takiem #she/heROXX
Widzę, że jak popracujemy w grupie, może być z tego gruby poradnik dla promotorów. 🙂
HUBBLE VIEW – możliwość obejrzenia koncertu przez teleskop z orbity okołoziemskiej (gwarancja otwartego dachu niezależnie od pogody).
MEH PACKAGE – miejsca pod stadionem w granicach zasięgu akustycznego.
TRU UNDEGROUND – spod (desek) sceny
LOLTICKET – bilet z pozwoleniem na wykonywanie niekorzystnych zdjęć.
wolałbym pakiet „Überselector”, który pozwala decydować kto wchodzi na stadion a kto nie, niezależnie od tego jaki ma pakiet. Wait…a co jeśli Überselectorów jest więcej i mogą….
Tylko co wynika z takiego pisania i jaki jest morał? Żałość nad tymi, co takie oferty składają, czy może zazdrość w stosunku do tych, co ich stać na takie fanaberie?
@SZ –> …wycinać zdania z komentarzy? 😉 Dobre.
@Mariusz Herma –> Hubble View bije wszystko i podejrzewam, że przy okazji miło łechce ego.
@Rafał Kochan –> Zazdrość, zgryźliwość, zawiść – i to na razie tylko przykłady na „z” 😉 Poważnie – i w dużym skrócie – morał = my się możemy pośmiać z kategorii pakietów specjalnych, ale tak naprawdę te kategorie ośmieszają przemysł koncertowy i warto by było zatrzymać tę tendencję, nie tylko dla dobra fanów Beyonce, ale kultury chodzenia na koncerty w ogóle. Ups, tak by się pewnie zakończył ten wpis, gdyby był np. programem Tomasza Lisa.
@Bartek. Myślisz na poważnie, że tego typu „okołokoncertowa” moda (?) i wychodzenie na przeciw oczekiwaniom zblazowanych milionerów są w stanie bardziej zaszkodzić zjawisku koncertowania niż rodzaj wykonywanej muzyki oraz „charyzma” tzw. gwiazd popkultury?
Przypomniało mi się oburzenie i zdziwienie administracji i obsługi Sali Kongresowej, gdy na pierwszy koncert The Residents w Polsce w 2001 roku nie zróżnicowaliśmy cen biletów, każdy płacił tą samą cenę, niezależnie, gdzie miał miejsce na bilecie… Jedynym logicznym zróżnicowaniem ceny był czas zakupu biletu – im później, tym drożej, co uważam za jak najbardziej przyzwoitą praktykę nagradzania tych fanów, którzy od razu wiedzą, że chcą być na koncercie…
Organizatorzy dużych koncertów po prostu próbują zarobić na wszystkim, na szczęście tego typu koncerty mnie w ogóle nie dotyczą…
trochę bawią mnie tzw. bilety kolekcjonerskie, ale jak ktoś lubi gadżety na pamiątkę, to jego sprawa…
@Rafał Kochan –> To pytanie trochę z gatunku takich, czy wolałbym umrzeć na serce czy na raka. 🙂 W dłuższej perspektywie nie mam złudzeń – obie sytuacje mają wpływ. I nie bardzo chcę, żeby za dziesięć lat podeszło do mnie moje dziecko i zakomunikowało: Tato, kocham muzykę tak jak moi koledzy, więc chciałbym wypożyczyć śmigłowiec i lecieć na koncert Biebera, no i kupić bilet w pakiecie BIBA Z BIEBEREM, bo tylko tak robią prawdziwi fani.
A jeszcze a propos specjalnych usług: może następnym razem przed opublikowaniem takiego wpisu urządzę licytację pakietu POLIFANIA MASTER, w ramach którego tekst o koncercie XYZ otworzy zdanie „A największym fanem XYZ jest…” – tu dane zwycięzcy aukcji.
Bartek nie zapomnij o pakiecie assistance, gdzie dołączasz do prawdziwego fana i sugerujesz mu na co powinien zwrócić uwagę, co docenić i za co kochać swojego ukochanego artystę w trakcie koncertu, a po wszystkim pomagasz mu skonstruować krytyczny, choć pozytywny w wydźwięku wpis na społecznosciówki
@Bartek. Biorąc pod uwagę to, jaki jest na świecie stosunek milionerów do tzw. szaraków (promil do 99%), nie masz powodu do lękania się o swoje dzieci Bartek:) Ta tendencja raczej będzie się pogłębiać na niekorzyść szaraków, zatem śmigłowce, loże i inne gratisowe popcorny nie wchodzą w rachubę przez najbliższe 966 lat 🙂 Prawda jest taka, że syndrom „promocji” funkcjonuje wszedzie, nawet na poziomie tzw. niezależnych oficyn wydawniczych. Im więcej ma ktoś pieniędzy, tym bardziej fikuśne lub gadżetowe (tylko dla wybranych) czekają go edycje płytowe. Tego typu praktyki są obecne od wielu lat i jakoś nie cierpi na tym jakość muzyki lub samo wydawnictwo muzyczne.
@Dominika Węcławek –> …czyli może przyszłość dziennikarstwa 😉
@Gusstaff –> Zgadzam się w pełni. Różnicowanie czasowe cen pomogło zresztą moim zdaniem wyprowadzić polski rynek koncertowy z jakiejś kuriozalnej sytuacji, gdy np. odwołano Bowiego, bo kiepsko (tzn. zapewne wolno) się sprzedawał (lata 90.). No i wydaje mi się, że pozwala na rozwój mniejszych agencji, które nie mają tak potężnych gwarancji finansowych. Bo wcześniejsza sprzedaż zabezpiecza imprezę.
Zabrakło najważniejszego. GRUMPY CAT CIRCLE, gdzie zamiast wykonu ogląda się śmieszne zdjęcia kotków, a koncertu słucha/zdjęcia robi/taguje na twitterze wynajęty na pakiecie HIPSTER. Ja mam taki bilet na koncert Beyonce.
@Kaśka Paluch –> Uuu, pewnie specjalnie negocjowane. 🙂 Jeśli publikację tweetu hipster sygnalizuje miauknięciem, to może wymienimy się – na cztery Kingi?
@Bartek – sorry, ale nie. Jestem wegetarianką.
Witam Panie Bartku!
Komentarz zabawny, ale czy faktycznie jest sie czym ekscytowac? Zawsze bedzie grupa ludzi, szczegolnie mlodych, ktora bedzie leciala na wielkoformatowe koncerty, a jak organizator moze zarobic to coz w tym zlego. Jak w ludowej starej bajce stalo: „Jak na glupocie mozna zarobic to trzeba ja szanowac”. I organizatorzy stosuja sie do tej konkluzji.
Ja moje dzieci zabieram na kameralniejsze koncerty gdzie slychac wyraznie i staram sie w ten sposob je edukowac, a na wielkie spedy nie wybieram sie i ani mysle, bo jakaz moze byc akustyka.
Pozdrawiam
Albo sie idzie na koncert albo nie – reszta to kwestia ceny biletu. Osobiscie, przy moich zarobach – dniowka ten Golden Cricle Early – nawet tez zastanawiabym sie: czy rzeczywiscie warto tyle placic za obejrzenie X czy Y? Beyonce raczej tak ale nie Bowie.
U nas (Göteborg) corocznie jest impereza Way Out West (8-10 sierpnia) – specjalny pass na te dni ok. 2000 skr (ok 900 zl) – to tylko wstep. Innych kategorii nie ma. Wyastapia m.in. Neil Young, Alabama Shakes (moj faworyt!), Cat Power, Godspeed you!Black Emperor, Goat, The Knife, Bath For Lashes, Tame Impala i wiele wiele innych
PS
A z kolei meet&greet (inckl. sound check) na KISS…..ok 5000 zl, 1 czerwca—
SPEZIAL NERGAL VIP BOX (666 skr)
przy wejsciu otrzymuje kazdy egzemplarz bibli, wiadro smoly,poduszke pierza,
dwoch ochroniarzy(preferenca seksualna do wyboru) i jedno pudelko ptasiego mleczka
(typ: czekoladowe) na czas koncertu, gratis.
Świetny tekst.
„odrębna bramka wejściowa i miejsca najbliżej sceny, bo zawsze chciałeś się dopchać do pierwszego rzędu, ale byłeś fajtłapą z wieloletnim zwolnieniem z WF-u i dopiero studia MBA, dobre zarobki i pomysł „Golden Circle” (na który wpadli pewnie podobnie myślący ludzie) pozwoli ci później błysnąć w towarzystwie uwagą, że bielizna Beyoncé nie pochodziła z H&M”
Cha cha, jestem fajtłapą z wieloletnim zwolnieniem z W-F-u, a jakoś umiem złapać barierki na tej wysokości sceny, która mnie najbardziej interesuje (przed Danielem Kesslerem, Nickiem Hodgsonem, między mikrofonami Miry Aroyo i Helen Marnie itd.). Wystarczy stanąć odpowiednio wcześnie przed odpowiednimi drzwiami do klubu (zimą warto mieć kogoś, kto cię odprowadzi i odbierze, można mu zostawić płaszcz i biec prosto pod scenę bez zahaczania o szatnię), na festiwalu przyjść wcześnie i trzymać sobie miejsce od pierwszego występu, przez kilka godzin nic nie pijąc i nie odchodząc do toi-toia…
A tutaj co – niby mogę dopłacić drugie tyle, żeby mieć szansę dorwać barierki, ale ma ją też sto czy dwieście innych osób, więc całe kombinacje i tak trzeba zaliczyć, tyle że z dwa razy droższym biletem.
RIP
zmarl Ray Manzarek, 74 l
niegdys organista The Doors
Gdy słyszę o oddzielnej bramce, to mnie skręca. Kojarzy mi się głównie z sytuacjami typu:
– przyszedłem na miejsce, zobaczyłem tłok, stanąłem na końcu jednej z kolejek, odstałem w niej kupę czasu, trzy czwarte drogi w niej pokonałem i dopiero wtedy się dowiedziałem, że obok jest bramka, którą mogę wejść prawie bez kolejki;
– odstałem swoje w kolejce i dopiero na bramce się dowiedziałem, że mam wejść z przeciwnej strony (a okrążenie obiektu zajmuje parę minut).
Oczywiście nie wszędzie jest taka organizacja.
A ludziom, którzy przychodzą wcześniej, powinno się raczej dawać zniżki. Ja nadal daję się zaskoczyć: przychodzę pod bramkę pół godziny przed czasem, a kolejka jest prawie na godzinę stania.
@ byk
W oparciu o wspomnienia Nergala z koncertów w Ameryce, powinna raczej obowiązywać zasada BYOB (bring your own bible). Specjalny bilet w takim razie powinien pozwalać na rzucenie jej na scenę 😉
Pojawił się mały promyczek nadziei: niedawno Stonesi byli zmuszeni obniżyc horrendalne ceny w wyniku małego zainteresowania biletami amerykańskiej cześci trasy.
Guardian niedawno marudził też (jak to guardian) na ceny festiwalowych biletów, za drogich dla młodych. Z tego względu średnia wieku na festiwalach w UK to bodajże 38. Ciekawe czy i ta moda przeniesie się się do Polski.
Z drugiej strony biletów na to drogie glasto z tymi drogimi Stonesami w składzie dawno już nie ma. Podobnie jak wejściówek na Stonesów w parku, a to był wydatek rzędu 300 gbp.
pakiet „God” można wzbogacić opcją wskrzeszania nieżyjących muzyków
do tego ceny na koncert McCartneya
Proponuję dołączenie do niektórych pakietów usługi CONCIERGE – w ramach pakietu dostępne pranie i prasowanie koszulki zespołu, wyprowadzenie naszego yorka którego przynieśliśmy w torbie, przepychanie się na front-row z bukietem kwiatów dla artysty i celny rzut pod jego stopy.
pakiet HOLOGRAM FELLOW – miejsca obok „zajmują” zmarli-legendarni…
A ja myslalam ze bedzie cos wiecej niz tylko zroznicowaniu biletow. Np o tym ze w tym roku jest to festiwal jednego artysty bo caly line-up byl podany na 2tyg przed festiwalem gdy wszystkie bilety byly juz praktycznie wyprzedane. Ludzie kupowali karnety w ciemno, i glownie byli to fani Beyonce, w zwiazku z tym nie wiem czy inne zespoly moga liczyc chocby na mierne zainteresowanie ludzi. Calosc to organizacja dochodowego koncertu Beyonce z zarabiajacym niezle postednikiem, pod pozorem organizacji festiwalu. I to mnie bardziej irytuje niz zroznicowanie cen biletow. Bo gdyby organizator podal wczesniej na co one wlasciwie sa to spoko moja decyzja ile wydam, kapitalizm po marnym koncercie mozna sobie jedynie w brode pluc. A najlepsze jest to ze fani kupili bilet nie wiedzac nawet o ktorej bedzie ten koncert. A jak pionawila sie godzina to jeden wielki zonk! WOF byl fajnym mini festiwalem z ciekawymi zespolami, zmalal mocno w moich oczach. Bo liczy sie zysk. Niech sie ucza od Heinekena.
Ja bym ujął to inaczej
-za 20zł przesłucham całą wybraną piosenkę beyonce do konca
-za 100zł dam rade cały albym
-300zł wezme za greatest hits
-500zł policze za dyskografie
-1000zł biorę za wyjazd na koncert (dojazd, nocleg, wyzywienie oraz pozostałe koszty płatne dodatkowo)
Dziękuje, pozdrawiam
@xtr:
😉
@ xtr
Wygląda to jak cennik crowdfundingu, tylko w przeciwną stronę 😉
przestałem chodzić na koncerty, ograniczę się do czegoś naprawdę ciekawego. nie chce mi się płacić wysokich stawek za wykonawców okupujących Polskę co dwa lata w wymiennym zestawie: live/dj set, nawet jeśli nie są aktualnie czynni twórczo. odgrywanie seta z laptopa i elektronicznych zabawek (programów) za duże stawki też mnie mierzi. wolę zainwestować w dobry sprzęt domowy (jednorazowy wydatek) i zbierać płyty (głównie z second handu), a zaoszczędzone na koncertach niemałe, jak widać, pieniądze przeznaczyć na zwiedzanie ciekawych miejsc za granicą. za trzy karnety na Orange, Openera i jakiś inny fest można fajnie spędzić czas w wielu miejscach Europy, jak ktoś ma zacięcie do przeszukiwania netu i niewielki talent organizacyjny.
http://pudelekx.pl/be-jak-beyonce-czyli-co-twoj-bilet-mowi-o-tobie-5741
Chaciński na Pudelku, świat się kończy!
@Rafał Kochan. Morał jest taki, że w pewnym momencie, pod barierką będą zblazowani karierowicze w gajerkach, a fani, którzy do tej pory wystawali od samego rana pod halami i stadionami (i jest to dla nich całkowicie rzecz normalna) znajdą się kilkadziesiąt metrów od swoich idoli. A wykonawca co chwila będzie nawoływał do JAKIEJKOLWIEK zabawy. Na szczęście na zachodzie nie ma takiego problemu (przynajmniej w wypadku DM), tylko w PL lienation serwuje nam tak pięknie dzielące nas kategorie.
Dziękuję i pozDrawiaM.
Ze swej strony dorzucę jeszcze pakiet EAT and SHIT. Pełen katering i miejsce na pozłacanym klopie w pierwszym rzędzie, pewniak na to, że nie trzeba będzie opuszczać koncertu gdy nam okrężnica zwariuje.
To smutne,że być może za parę lat jadąc przykładowo na Openera będę musiała jeszcze dopłacić za stanie przy barierkach (chyba, że zaproponują cenę ok. 1000zł to podziękuję organizatorom).Mam nadzieję,że tak nie będzie bo to przykre dla prawdziwego fana zespołu, że musi stać na szarym tyle kiedy w przodzie bawią się bogate nastolatki którym tatuś kupil bilet za 1000zł.Mam nadzieję,że niektóre festiwale/organizatorzy koncertów nie wezmą przykładu z WOF i przeciętnego Polaka będzie stać na godne posluchanie muzyki.
@Mkret –> na szczęście większości wielodniowych festiwali trend jeszcze nie dopadł. Nawet te nastawione na pojedyncze koncerty (Malta i tegoroczny Kraftwerk – tylko dwie ceny w zależności od tego, kiedy kupujemy) są jeszcze daleko.
@krzychal. Obcym dla mnie jest wystawanie przed barierkami ileś-tam-godzin przed koncertem, jak i ubiór typu „gajerek”. Mam nadzieję, że nie jestem też zblazowany… Nigdy nie byłem na koncercie wykonawcy popowego i sądzę, że zbyt neurotyczne są tutaj komentarze na temat kosztownych promocji. Ja w tym nie widzę nic złego. Przeciez tego typu koncerty nie są organizowane dla fanów, tylko dla korzysci komercyjnych… nie ma zatem co sie dziwic, że organizatorzy stosują takie chwyty marketingowe. Wszystko i tak weryfikuje podaż z popytem… takie to już ich zbójeckie prawo.
To ciekawe, bo na Coldplay byłem zarówno na płycie, jak i na trybunach i wszystko było słychać idealnie. Na Madonnie na płycie było również OK, na trybunach rzeczywiście nieco gorzej, z powodu zbyt głośnych basów. Ciekaw jestem czy autor był na tych koncertach czy też powtarza zasłyszane, nie do końca prawdziwe opinie. Hm?
@Greg –> To zależy, kto co uznaje za „idealnie”. Byłem na obu koncertach. Na Madonnie – na płycie. I to nie było miłe doświadczenie. Dźwięk był zmiażdżony, na jednostajnym poziomie, bardzo nieselektywny. Nie słyszałem wcześniej, prawdę mówiąc, dobrej opinii o nagłośnieniu na tym koncercie. Ale to była pierwsza tego kalibru impreza na Narodowym. Fachowcy od Coldplay próbowali „zawalczyć”, stawiając drugą linię nagłośnieniową w odpowiednich miejscach, teoretycznie być może optymalnych. Tym razem byłem w dwóch miejscach. Na płycie – gdzie słychać było lepiej niż na Madonnie, ale dużo gorzej niż na dwóch koncertach Coldplay, które wcześniej widziałem (jeden na otwartym powietrzu, drugi w dużym klubie). Na trybunach w dolnych rzędach już gorzej. W jednym i w drugim wypadku charakterystyczny dla niektórych stadionów niemiły pogłos, którego nie dało się wyeliminować. I moim zdaniem może się to nie udać bez jakichś zmian na obiekcie. Pisałem zresztą o tym.
To po prostu zwykłe naciąganie Polaków, spragnionych wielkoformatowych koncertów. Byłam w Madison Square Garden na Coldplay, zapłaciłam za bilet (boczne, ale przyzwoite miejsca siedzące) 25 dolarów. Czyli ok. 80 zł. Podczas koncertu chodziła obsługa z kieliszkami szampana (w prawdziwych kieliszkach, a nie plastikach), każdy mógł kupić lampkę za kilka dolarów i na tym polegał luksus 🙂 Dla przykładu w grudniu będzie tam grał Rod Stewart – ceny od 59,5 $ do 184$ (ok. 188 zł-590 zł. Madonna kiedyś grała w jednym z teatrów na Broadwayu za 250 $ – najdroższe bilety). Aktualnie Madison oferuje roczne karnety za 650 $, obejmujące wstęp na 12-15 różnych imprez – koszykówkę, siatkówkę, koncerty, itp. Czyli ok. 2000 zł za roczne używanie, a w Polsce wymyśla się jednorazowe wejściówki dla pseudo-vipów. Organizatorzy to po prostu naciągacze, a ci, co to kupują leczą kompleksy za grubą kasę. Jesteśmy rynkiem naiwnych i nieświadomych konsumentów….
Dodam że koncerty sceny niezależnej to dla porównania wydatek rzędu 0-20 zł. Zazwyczaj gra po kilka, czasem naprawdę świetnych (również zagranicznych) kapel.
Co tydzień w Warszawie obywa się ich najmniej kilka. Scena niezależna rozkwita. Warto otworzyć szczerzej oczy i uszy i o tym fenomenie również coś czasem napisać.
@panpanpan –> Warto zaglądać tu częściej. 🙂
No, zawsze rodzi się pytanie, co miał ktoś na myśli, czym jest „scena niezależna”. Wiele grup discopolowych można wszak śmiało zaliczyć do „sceny niezależnej”… bo właśnie, „niezależnej” od czego lub kogo?
Pragnę podzielić się obserwacją, że na płycie (szarej, nieozłoconej) można spotkać specjalne rezerwacje. Przechodząc przez morze ludzi natknęłam się na okupujących na siedząco podłogę lekko zmęczonych, ale wysoce poddenerwowanych fanów, którzy, zajmując 3 razy więcej miejsca, głosili, że oni sobie tę przestrzeń za-re-zer-wo-wa-li.
Kurczę, że też nie trafiłam na te siedzące rezerwacje! Pewnie były do zdobycia po odśpiewaniu losowej piosenki artystki. Ech.
są i naprawde ciekawe bilety: Slap The Booty 🙂 brakuje wzmianki o koszcie. Ktoś miał takie w Warszawie?
http://gawker.com/fan-slaps-beyonces-booty-during-show-nearly-gets-boot-510078254?utm_campaign=socialflow_gawker_facebook&utm_source=gawker_facebook&utm_medium=socialflow
złoty pilot ;)) nieźle się uśmiałem na zakończenie, dobry tekst