Próbował zwalczać faszyzm, ale było za późno

W tytule trawestuję tekst piosenki, którą Alabaster DePlume nagrał kilka lat temu wspólnie z duetem Soccer96. Piosenki wyjątkowo aktualnej – o człowieku, który chciał walczyć z faszyzmem, ale albo był zmęczony, albo miał dużo do roboty, albo nie chciał być nieuprzejmy, a jak już był na dobrej drodze i wszedł na Facebooka, to okazało się, że agresją próbuje zwalczyć agresję. Aż w końcu było za późno. Rzecz nie dość, że na swój sposób prorocza, to jeszcze kapitalnie opisuje ścieżkę twórczą brytyjskiego saksofonisty, kompozytora, wokalisty i poety, którego granie i śpiewanie wydaje się tyleż niedbałe, co pełne naturalności. I którego postawa – otwarta na błąd – wyraża tak naprawdę coś, co faszystom zwykle przeszkadza. Czyli zgodę na pewien twórczy nieporządek. Nie dla uniformizacji, nie dla dążenia do jednego wzorca. Sama idea muzyki Angusa Fairbairna, którą szerszy świat poznał późno – artysta dociągał już do czterdziestki, dziś ma 44 lata – wydaje się bowiem przeciwna wszystkiemu temu, co się może kojarzyć z opresją i uniformizacją. Przy okazji jest przesiąknięta humanizmem i analogowością, która w czasach rysującej się dyktatury cyfrowej i algorytmicznej odpowiedzi na gusta może się okazać czymś odżywczym. Potwierdza to nowa płyta A Blade Because A Blade Is Whole, w całości najlepsza z dotychczasowych.   

Album poprzedził tomik poezji Looking for my value: prologue to a blade oraz współpraca z palestyńskimi muzykami na epce Cremisan: Prologue To A Blade, która była z jednej strony wyrazem muzycznej otwartości, z drugiej – aktywizmu autora. Pełnoprawny album jest całością najmocniej jak dotąd dopracowaną i nieźle zorganizowaną, opartą na atrakcyjnych singlowych tematach (Invincibility, Form A V), ale też nie zaniedbującą pola spiritual jazzu, którego renesans napędza karierę Anglika. Wchodzicie więc, żeby posłuchać tekstów i partii wokalnych, ale po zakończeniu albumu w głowie będziecie mieli melodyjne, grane z charakterystycznym, wszechobecnym wibratem linie Prayer For My Sovereign Dignity albo emocje końcowego That Was My Garden. Muzykę mieniącą się różnymi barwami i pomysłami (grają tu m.in. Macie Stewart, Momoko Gill, Ruth Goller i John Ellis), ale zarazem nigdy nie osuwającą się w tani monumentalizm. A w tym gatunku jest to niemała sztuka. 

Głos DePlume’a skojarzył mi się w tym tygodniu ze stylem wokalnym Raya Monde’a i drugą bardzo ciekawą premierą tygodnia, też na swój sposób niedbałą i bardzo psychodeliczną. A przy tym również melodyjną i korzystającą z arsenału jazzowych brzmień. Chodzi o nową, trzecią płytę kalifornijskiego Monde UFO zatytułowaną Flamingo Tower. Monde też czerpie z jazzu – wprost powołuje się na inspiracje Arto Lindsayem, Milfordem Gravesem czy Donem Cherrym (do których przeszedł – co istotne – od słuchania punka), ale to tropy bardzo ogólne, które wszywa w tkankę muzyki w pół drogi do neopsychodelicznego Tame Impala, bardzo często prostej i popowej w melodiach, ale jednocześnie bardziej chaotycznej w aranżacjach, czyli bliżej Mercury Rev, i to w wersji raczej z początków kariery. Dużo brudu, produkcja jest zadymiona, nie tyle garażowa, co niedzisiejsza, zarazem jednak nietrudno tu wybrać coś do radia, a jeszcze łatwiej o zaskoczenie – nic tu nie jest do końca przewidywalne. To kolejna cecha łącząca te dwa opisywane dziś albumy. I tu saksofon odgrywa ważną rolę. No i podobnie jak u DePlume’a już single przekonywały o potencjale albumu, i nie zdziwię się, jeśli za chwilę posypią się kolejne głosy odkrywców płyty Monde UFO. Bo to projekt wart zauważenia. Byle – jak z tą walką z piosenki Soccer96 – nie obudzić się za późno. 

ALABASTER DEPLUME A Blade Because a Blade Is Whole, International Anthem 2025 
MONDE UFO Flamingo Tower, Fire Records 2025