Nasza scena murem podzielona
Oglądałem fragmentami festiwal w Opolu, choć starałem się nie zaciągać. Zresztą nie bardzo jest czym. Po ośmiu latach przesuwania akcentów w krajowej kulturze i po sezonach politycznych protestów czy gestów niezgody (które dość obszernie opisywałem sześć lat temu) łatwo traktować tę imprezę jak powietrze. Jeśli ktoś nie śledzi TVP, rzecz przechodzi bokiem praktycznie bezobjawowo, zostawiając niewielki ślad na polskiej scenie. Albo inaczej: przez lata udało się w Opolu zbudować swoisty gabinet cieni polskiej piosenki. Alternatywny świat, w którym najważniejszą formacją na polskim rynku muzycznym jest zespół Pectus, słynny z tego, że zawsze gra w Opolu piosenkę Barcelona. W którym nikt się nie przejmuje tym, że zespół Zakopower gra dzień po dniu tę samą piosenkę z albumu sprzed lat 12 (a to i tak jedna z najnowszych w programie festiwalu), w którym Doda udaje grę na fortepianie jak dziecko, a kiedy musi poprawić spadający ze statywu mikrofon, fortepian dalej gra. W którym rocznicowy występ Lombardu bez Ostrowskiej – wyjątkowo zresztą mizerny – zaczyna się migawką wideo z Ostrowską. I w którym wreszcie artyści starają się zachować balans – trochę poświętują jubileusz w TVP, a trochę szepną, że jeszcze będzie przepięknie, licząc chyba, że ktoś to odczyta jako mocny gest protestu (jak Banda i Wanda). Nikt wam tak dobrze nie przypomni, że w świecie rozrywki szanse na długie życie sceniczne podwyższa elastyczny kręgosłup.
Oczywiście, odgrzewane kotlety to specjalność festiwalowej kuchni – poza legendarnymi już serwowanymi tam wyjątkowo mocnymi środkami znieczulającymi. Ale Opole AD 2023 ma oczywiście swoich debiutantów i swój koncert premier. Tyle że coraz trudniej odróżnić oba te konkursy, a moim nastoletnim dzieciom – wskazać w programie imprezy artystów, których rozpoznają (przy Pectusie, co zabawne, usłyszałem pytanie, czy to Polacy). Konkurs premier, który obejrzałem w całości – mimo rodzinnych protestów – mówi o stanie dzisiejszej podzielonej sceny najwięcej. Żadnego Podsiadły, żadnej Sanah (choć była trzy lata temu), żadnego Ralpha – w archiwach telewizyjnych nie zachowa się wiele śladów ich istnienia w tych czasach. Jeśli ktoś za sto lat będzie próbował na podstawie archiwalnych edycji festiwalu polskiej piosenki wyrobić sobie zdanie o tejże, dowie się za to o istnieniu Seiberta, prezentującego się tu trochę jak cień Podsiadły. Albo o prymacie Anny Sokołowskiej, która popularność ma umiarkowaną (Spotify informuje mnie o 93 słuchaczach w miesiącu), za to w wywiadzie poprzedzającym występ mówiła skromnie, że sukcesem jest dla niej już samo znalezienie się w Opolu i jak bardzo się cieszy, że teraz różni muzycy, którzy ciężko pracują, mogą tu wystąpić. Słusznie, być może jeszcze dwie takie kadencje i każdy absolwent szkoły muzycznej będzie mógł zaśpiewać w Opolu. Napiszą im piosenki całkiem sprawni autorzy, którzy nie muszą się pokazywać, więc jest to dla nich business as usual, a zagrają bardzo zdolni muzycy, tylko założą odpowiednio ciemne okulary.
W prasie głośno o jakimś geście wsparcia dla społeczności LGBT podczas występu Iwaneczki (z refrenem Nikt nam nie zabroni miłości), tylko nikt tego gestu nie widział. Na tym tle błyszczał wystawiony przez TVP w konkursie jej pracownik Rafał Brzozowski, który wygrał Debiuty piosenką W pokoju hotelowym. I piszę to bez ironii: melodia, która jest niemal doskonałą – i całkiem bezczelną – kopią twórczości Wodeckiego, wprawdzie nie została w Polsce hitem przez wiele miesięcy, od momentu wydania w październiku ub. roku, to w tej konkurencji zabrzmiała jak nokaut. Nie była zresztą jedynym recyklingowym przebojem w zestawie. Jeszcze dalej poszli Liber i Mezo, którzy lekko zliftingowali własny hit sprzed kilkunastu lat Aniele i przedstawili go jako Jakie masz dziś plany (Aniele 23) (przypominam: jesteśmy w koncercie PREMIER), inkasując za to nagrodę specjalną ZAiKS-u. W myśl tej logiki jeśli będę częściej cytować swoje stare teksty, zasłużę może kiedyś na dziennikarza roku.
Załączam do tego wpisu album duetu Lordofon, który – o ile mi wiadomo – nie występował w Opolu. Płyta przynosi – o ile mi wiadomo – nowe kompozycje. O oryginalność w tym świecie coraz trudniej, choć Maciej Poreda i Michał Jurek dość konsekwentnie prą w kierunku modnym – styku rapu w wersji popowej z punkiem w popowej wersji. To kierunek obecny w ofercie najpopularniejszych wytwórni – w tę stronę coraz mocniej dryfują choćby artyści z okolic SBM, cała reszta próbuje się pod to podczepić, zapraszając jako gościa Zdechłego Osę – ale w tej wersji stosunkowo bezpretensjonalny. Z przebłyskami czegoś poważniejszego. Bo w utworze ChatGPT brzmią trochę bardziej jak rap zaangażowany (fraza Powiedziałbym coś o sobie, lecz nie mam nic do powiedzenia / Oglądam rzeczy se na telefonie i to już w zasadzie wyczerpuje temat to może proste, ale niepozbawione podstaw podsumowanie dzisiejszego życia), a w Networkingu, najlepszym na płycie (tekst to coś jak opis dram wokół nieobecności raperów na wręczeniu środowiskowych nagród), zgodnie z deklaracją w tekście – niczym Taco.
Nie chcę, żeby zabrzmiało to jako apoteoza muzyki dość lekkiej, łatwej i przyjemnej. Jednak po kilku godzinach z opolską ofertą wewnętrzny barometr estetyczny mocno mi się rozregulował. Słyszę więc, że cały czas mielizn w tym niemało i zarówno produkcja (szczególnie), jaki i flow przemawiają do mnie umiarkowanie. Wiem też jednak, że mimo zastrzeżeń bardzo dobrze by to wypadło w konkurencji na festiwalu w Opolu. Zobaczycie – niedługo to będzie taki nowy rodzaj kwaśnego komplementu.
LORDOFON Passé, Sony 2023
Komentarze
Słyszałem z drugiego telewizora Opole wczoraj ale sam nie mogłem się oderwać od tego świetnego filmu o sanitariuszu wielkiej wiary na Okinawie 1945 w TVP 2.
Podobno MOrlos prosił RTrzaskowskiego by zaapelował do przez Opola o rezygnację z hostingu festiwalu TVP, ale nic
Bojkot festiwalu przez lewackich piosenkarzy, sympatyzujących z peło Tuska
Tyko patriotyczni twórcy będą występować w Opolu po kapitulacji PiSu, tak slyszalem oststnio
Nie oglądałem Opola ale wierzę, że tak to wyglądało jak zostało opisane. Pozwolę sobie nie zgodzić się z opinią o Lordofonie. Warto posłuchać np utworu Pętla i pomyśleć o tekście, potańczyć i porównać z twórczością o niczym innych autorów muzyki w tym kraju. Dla mnie to brzmi autentycznie i ma flow….
Moje komentarze o 60. Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu zamieszczałem bieżąco na blogu Szalonych Naukowców. Komentarze to za wiele powiedziane, po prostu emocje, bo przecież taki jubileusz jest tylko jeden w historii polskiej muzyki, która nie owijając w bawełnę brzmi dumnie w moim sercu, o czym chce się tu też podzielić z szanownymi komentatorami.
Powinienem zacytować wszystkich wykonawców i tytuły piosenek, co je mam spisane na serwetce, jakAgnieszka Osiecka szlagier „Niech żyje bal” śpiewany przez Marylę Rodowicz.
Trzy festiwalowe dni warto było przeznaczyć na emocje, bo przecież te sześdziesiąt lat to aż trzy czwarte mojego żywota. Polska Ludowa uczyla, wychowywała i uprzyjemniała czas obywatelom, którzy czasami tego nie doceniali, ale po latach śpiewają w Opolu jak za starych lat. Ta publiczność w Opolu jest bezcenna. I niech tak zostanie.
PS. „Już pod koniec dnia, pustej szklanki dźwięk”
To z piosenki „Jak Anioła głos” i dalej „Na rozstaju dróg, stoi dobry Bóg. Wskaże Ci drogę”
Dobranoc!
Akcja – Ekshumacja!
Przybliżył pan aurę tego „widowiska” i … potwierdził iż ciągle istnieje potencjał łykania gnojowicy rozrywki jak leci, za pieniądze ogółu podatników w części nieświadomych skali ich okradania przez pisdnych – przewrotnych kacapskich geszefciarzy.
Jedyny ratunek widziałbym w konkurencyjnych festiwalach piosenki wolnych ludzi dla łaknących wolności i piękna sztuki estradowej, sponsorowanych przez prywatnych przedsiębiorców, świadomych stanu rzeczy i zagrożeń w kulturze i gospodarce…
Przykro, że tak wielu skurwieli „objawiło się” w polskiej culture industry… masowego oszustwa – wykorzystywanego do manipulowania częścią społeczeństwa w kierunku bierności, zgnuśnienia… umacniających tandetny prowincjonalizm i tępotę.
„Pozdrawiajmy swoich wodzow” – widowisko poetyckomuzyczne na 65lecie
Opole, Oppeln, Oppolia
,,Oglądałem fragmentami festiwal w Opolu, choć starałem się nie zaciągać. Zresztą nie bardzo jest czym. Po ośmiu latach przesuwania akcentów w krajowej kulturze i po sezonach politycznych protestów czy gestów niezgody (które dość obszernie opisywałem sześć lat temu) łatwo traktować tę imprezę jak powietrze. Jeśli ktoś nie śledzi TVP, rzecz przechodzi bokiem praktycznie bezobjawowo, zostawiając niewielki ślad na polskiej scenie”.
Jasne, można i tak, trochę ponarzekać , jaki to ten festiwal jest pod wpływem PiSu, oraz jak tacy artyści mogą w ogóle brać w tym udział. Gdyby u władzy byłaby PO byłoby znowóż odwrotnie, ale czy lepiej? Nie jestem sympatykiem PiS , mimo ,że bardziej mi do konserwatyzmu, ale ktoś kto pracuje dla Polskiego Radia (Dwójka), jako jednym z PiSowskich mediów i krytykuje ten festiwal jest po prostu oportunistą i koniunkturalistą…
https://www.youtube.com/watch?v=rf9AC7DMkVU&list=OLAK5uy_ke1YxbaQXWYZDyEDRIAmykjkzOtp2pULA&index=4
@rufus swell –> (1) Robię w Polskim Radiu audycje od 20 lat, w tym roku mija. W Trójce audycja, którą współprowadziłem, zleciała błyskawicznie, zawsze można interweniować i w Dwójce, droga wolna. (2) Gdybym był oportunistą, tobym mediów publicznych nie krytykował, teza odwrotna nie wytrzymuje zderzenia z logiką. (3) Współpracowałem z różnymi mediami publicznymi z przerwami przez ostatnich 30 lat, więc nieźle wiem, jak, gdzie i pod czyimi rządami było.
Polityka 21 wieku nie inspiruje twórców, a najlepsze Opole i Trójka to lata 70. Obecnie co najwyżej nie pojawia się i to cała insp.
Marsz 4.06 nie owocowal zamówieniem na porywający hymn marszu. Posilkowano się starym szlagierem o niepasujacej już treści z lat 80: Nic nie potrafię, ale cały oddany jestem freedomowi
No to każdy wypowiedział swoje i dobrze.
Nie zmieniam zdania. Dla mnie to była przyjemność oglądania polskiej sceny muzycznej.
Teraz czas na telewizyjne muzyczne biesiady.
Śpiewać każdy może, raz lepiej raz gorzej, powtórzę za mistrzem. Dlatego śpiewajmy pięknie razem, nawet przed telewizorem
Zgadzam sie z limalem co do oceny twórczości wielu artystów śpiewających o niczym. problemiki, które nikogo nie interesują, tylko ja i ja, żadnego odniesienia do współczesności – widac świat jest piękny i różowy (niebo było różowe). Jednej artystki nie sposób odróżnić od drugiej, linie melodyczne zlewają się w jedno, przebojów brak, a prezenterzy zachwycają się – jakie to genialne!
Jak to było, że za czasów Ciechowskiego i Republiki, Grechuty, Perfectu każda piosenka brzmiała inaczej, nie to, co dziś. Nie pamiętam, kiedy mnie ostatno przeszły ciary po usłyszeniu nowej piosenki. Nic dziwnego, że kiedy Radio 357 robi polskie listy Top Wszechczasów dominują stare, pereleowskie utwory. Bo one mówiły o czymś. Dla mnie numer 1 to „Ważne są tylko te dni…” Grechuty.
Byłem raz na festiwalu w Opolu i raz w Sopocie, Forever young I wanna… śpiewał zespół. Człowiek ciekawy muzyki niejedno miejsce odwiedzi.
–> aleydis „Jak to było, że za czasów Ciechowskiego i Republiki, Grechuty, Perfectu każda piosenka brzmiała inaczej, nie to, co dziś.”
No tak, przecież w latach 80. były tylko te zespoły, które w dodatku nagrały tylko swoje największe hity, poza tym już nic. Nie było żadnych innych zapomnianych obecnie artystów, nie było żadnych wypełniaczy na płytach. Samo gęste.
–> „Nie pamiętam, kiedy mnie ostatno przeszły ciary po usłyszeniu nowej piosenki. Nic dziwnego, że kiedy Radio 357 robi polskie listy Top Wszechczasów dominują stare, pereleowskie utwory.”
To kwestia wieku, większości ludzi po 30. tak się robi. Klientela radia 357 jest raczej mało młodzieżowa i tęskni zapewne mniej za Perfectem i Dire Straits, bardziej za czasami kiedy mieli po 20 lat.