Wyszukiwarka i Wielki Brat
Po pierwsze (bo zapomnę): Speech Debelle znów rządzi w finale nowej płyty, ale nie ma tego jeszcze na YouTubie. Nie mogę też zlinkować tu mojej ulubionej ostatnio recenzji, czyli tekstu Kamila Antosiewicza o nowej płycie grupy Siekiera (bo nie ma na www), ale może znajdziecie gdzieś w okolicy polską edycję „Vice’a”. Po drugie, Air wracają do może nie najlepszej, ale przynajmniej niezłej formy. Zresztą można to sprawdzić w oficjalnym streamie. A ja nadrabiałem przez ostatnie tygodnie spóźnienie w związku ze świetnym albumem Kari Amirian. A teraz jeszcze dałem się wrobić we wspomnienia o Red Hot Chili Peppers (ale w dobrym towarzystwie). Po złej stronie tygodnia muszę zapisać to, co znalazłem pod tym adresem. Szczególnie polecam fragment „Materiały użytkownika w Usługach”. Wygląda na to, że Google przy okazji obrony przed SOPA i ACTA chciałby zostać naszym właścicielem. Czy mam w takim razie zamknąć swoje konto na Gmailu i przestać korzystać z Google Docs – i czy jest jakaś sensowna alternatywa dla tych drugich?
Oczywiście alternatywa jest na pewno, liczę, że ktoś z Czytelników mi ją podpowie. Bo w innym wypadku pozostaje mi tylko zapytać o zdanie wyszukiwarki. Jak by mogło brzmieć to pytanie zadane Google’owi? „What’s the alternative to Google Docs?”. Dziś może jeszcze na nie odpowiedzą, ale nie zdziwię się, jeśli za 2-3 lata dostanę od Wielkiego Brata po uszach za samo pytanie.
Tak się składa, że nowa płyta DJ Fooda, o której – ku mojemu zdziwieniu – pisze się bardzo mało, nosi tytuł właśnie „The Search Engine”, czyli „Wyszukiwarka”. I jest, jak przystało na pioniera miksów, mash-upów, plądrofonii i czego tam jeszcze, eklektyczną mieszaniną wątków. Abstract hip-hop i trip-hop spotykają tu hard rock (świetny, oparty na riffie z Rare Bird, „The Illectric Hoax”), J.G. Thirlwell aka Foetus wspomaga Strictly Keva wokalnie w utworze „Prey”, a Matt Johnson z The The wraca jako wokalista w nowej wersji swojej własnej piosenki „Giant”, niepozornej na początku, ale rozwijającej się w feerię polirytmii w finale. Nakładające się na siebie kolejne partie perkusyjne mamy zresztą w wielu miejscach na albumie. W epickim „Magpie Music” autor płyty brzmi jak triphopowy odpowiednik Eugeniusza Rudnika, opowiadając w jakimś uniesieniu szaloną kolażową historię z mnóstwem stylistycznie rozjeżdżających się wątków.
Nie jest to płyta z łatwym kluczem. Historia tytułowej wyszukiwarki przenosi się tu w wymiar kosmiczny, a podkreślają to komiksowe ilustracje niczym z łamów pisma „Heavy Metal”. Sam Strictly Kev we wkładce pojawia się na zdjęciach w charakteryzacji rodem z „Odysei kosmicznej”. Zderzające się we wkładce cytaty z Davida Toopa, Simona Reynoldsa i Malcolma McLarena też nie wyprowadzają nas z manowców i mogą nawet sprawiać wrażenie lekko pretensjonalnie dobranych. Za mało na pewno nowości jak na wracającego po latach innowatora, utwory też już znane z wychodzących przez ostatnie lata winylowych EP-ek, mimo wszystko jednak nie należy Strictly Keva bagatelizować. Może świetny album przeszedł nam koło nosa, ale przy okazji przemknęła gdzieś z tyłu jakaś prawda o świecie, w którym żyjemy, a my przez chwilę poczuliśmy, że oto już, już nadchodzi dreszcz olśnienia. I jeśli nawet nie dojechaliśmy do celu, to wrażenie odbywania podróży – jak w dawnych czasach Ninja i ich pomysłów na miksowanie gatunków – zostało zaliczone.
DJ FOOD „The Search Engine”
Ninja Tune 2012
7/10
Trzeba posłuchać: „Giant”, „A Trick of the Ear”.
Komentarze
Też jestem ciekawy alternatywy do GDocs. Póki co, odkąd zapoznałem się z planowanymi zmianami u Wielkiego Brata, zacząłem się wylogowywać z gmaila za każdym razem, kiedy chcę korzystać z wyszukiwarki. Staram się wyrobić w sobie nawyk przed 1 marca. W praktyce pocztę, którą kiedyś miałem odpaloną cały czas, sprawdzam teraz raz na jakiś czas. Coraz rzadziej. Jakoś zdrowiej mi z tym.
I zamknąłem konto na twitterze, założone jakoś w miarę wcześnie z ciekawości. Nie żebym je jakoś intensywnie wykorzystywał. Ale deportacja ze Stanów tego Irlandczyka, każe mi minimalizować ryzyko zderzenia się z kolejnym potencjalnym kretynizmem.
Kaśka wspomniała Scelsiego w komentarzach niedawno. Jakiś czas temu trafiłem na fascynujący artykuł po polsku (mogłoby to być Glissando?) napisany na podstawie wizyty w jego muzeum w Rzymie i materiałów tam dostępnych. Bodaj przez panią, która się doktoryzowała z jego twórczości (choć tu już mogę zupełnie zmyślać). Wielki Brat coś nie chce tym razem pomóc, a i historia przeglądarki już tego zdaje się nie pamiętać. Polecam i byłbym wdzięczny, gdyby ktoś go odkopał.
Sam sobie od pewnego czasu nieraz powtarzam, że zanim wszedłem na YT lub Google, powinienem był się wylogować z GMaila. A teraz… Dzięki za przeczytanie za mnie tego regulaminu. Teraz muszę się zastanowić, co mam rozumieć poprzez przesyłanie „do Usług”. Jeśli się czepiać słówek, dotyczy to np. Picasy, a nie GMaila – bo maile wysyła się PRZEZ Usługę, a nie DO. Chociaż… Teraz boję się przesyłać GMailem jakiekolwiek teksty i zdjęcia.
Co do Siekiery, to już zupełnie inna jazda. Kraina łagodności. Niby nie mam nic przeciwko, ale i tak od razu mam ochotę odpalić stare dobre FALA! FALA! FALA, FALA! Niemal z łezką w oku – bo to już nie wróci.
hmm, alternatywa dla docsów… pierwsza myśl: office live?