Soul nas ocali (może być ten z seriali)
To tak jak z serialem Wielkie małe kłamstewka. Liczę, że oglądacie. Może nawet podobnie jak ja z małżonką typujecie, która aktorka ma ile lat – poza tym oczywiście, że to aktualnie jedna z lepszych rzeczy w telewizji. Niby nie jakoś mocno zaangażowana muzycznie, ale twórcy znają się na rzeczy i przy pierwszym sezonie wystarczyło, żeby – jako skutek uboczny serialu – podpromować spory i bez tego hit Michaela Kiwanuki Cold Little Heart. W sezonie drugim, poza przypomnieniem paru piosenek Massive Attack, Portishead czy Sufjana Stevensa dają na przykład ni stąd ni zowąd średnio stare, ale bardzo zapomniane Bluebird for Happiness utwór Mojave 3. A przede wszystkim dostajemy – w czwartym odcinku, na dorocznej imprezie córki serialowej Renaty – kapitalne cameo 79-letniego aktualnie Earla Younga, perkusisty i założyciela The Trammps. Współtwórca kapitalnej sceny filadelfijskiego disco występuje w roli wodzireja na kinderbalu u obrzydliwie bogatych, choć bliskich bankructwa gospodarzy. Co innego mocniej każe się zagłębić w historię muzyki, zamiast ślizgać po wierzchu w codziennym streamingu hitów?
Duet utytułowanego rapera Freddiego Gibbsa i chyba jeszcze bardziej utytułowanego Madliba po raz kolejny pracuje razem na albumie Bandana. I robią mniej więcej to samo, albo nawet i więcej niż takie soundtracki w dziedzinie ekshumacji staroci. Na kontraście między twardzielskim gangsta rapem a słodkim soulem z demobilu i atrakcyjnymi wokalami z pochodzącego z lat 70. fusion Madlib buduje cały klimat tej płyty. Crime Pays nie mogłoby zaistnieć, gdyby nie kapitalnie obsadzony tu długi fragment utworu zapomnianego Walta Barra (gitarzysty Sunrise, też skądinąd grupy z Filadelfii). Później dwa spośród najlepszych momentów na płycie (Palmolive, Fake Names) znaczą sample z jednego nagrania drugoligowej soulowo-funkowej grupy z lat 70., The Sylvers. To z jednej strony dobry przykład producenckiej ekonomii, robi to z tej piosenki bohaterkę płyty, z drugiej – realizacja podstawowych wytycznych z pionierskiej epoki hip-hopu, żeby bawiąc uczyć, czy dokładniej – przypominać to, o czym świat zdążył zapomnieć. Mój osobisty numer jeden na tej płycie to Cataracts, z nieco bardziej już rozgrzanym Gibbsem (jako raper mocniej popisuje się w drugiej części, wypada tu wymienić też Practice), zbudowane z kolei na wykopanym z podziemi utworze ze strony B singla innej zapomnianej soulowej grupy – Wee.
Pomijając na chwilę sample (choć warto sprawdzić, że większość komentarzy pod powyższym streamem The Sylvers to ludzie przygnani tam przez Madliba!) – niezły to album, bo mimo zalewu słów wydaje się jakiś krótki. Może nawet za krótki, dobrze też znosi powtórki. Nieprzesadnie wciągają mnie teksty o tym jak czasy Reagana zrobiły z kogoś dilera, a później Obama przygarnął jak bohatera (Pusha T w Palmolive), za to kompletnie odrzucają światopoglądowe efekty tych doświadczeń z przeszłości. Gdy w tym samym utworze Gibbs, weteran substancji wspomagających organizm, rapuje Maxine Waters, fuck your poison, keep your vaccines off us – wychodzi z niego światopogląd na poziomie Konfederacji. Słowem: rap, narkotyki i antyszczepionkowcy. Najlepiej więc podziwiać flow i surfować po powierzchni opowieści. Z kolei Madliba darzę bezkrytyczną sympatią, co – sądząc z różnych dyskusji progresywnej krytyki hiphopowej – jest porównywalne z kupowaniem biletów do Doliny Charlotty. Ale ten materiał dość skutecznie gra na nosie wielbicielom trapu czy emo rapu. W całości Bandana – jako dość klasyczny przykład współpracy sprawnego MC z wyposażonym w dobrze zaopatrzoną płytotekę didżejem – prezentuje gatunek w roli pięknego i ubarwiającego życie pasożyta. W dodatku formy przystępnej niczym za starych dobrych czasów – wszystkie beaty na ten album Madlib stworzył, jak się dowiedziałem u Dawida Bartkowskiego, na iPadzie.
Przedostatnie na płycie Education z Yasiinem Beyem i Black Thought to znów mistrzostwo, z gatunku takich, które i Kanyemu Westowi nie zdarzały się często. Krótki, anonimowy motyw fortepianowy Madlib konfrontuje z marzycielską wokalizą, która natychmiast budzi skojarzenia… właśnie z Cold Little Heart Kiwanuki. To jasne, że ten śliczny chórek, dla psychodelicznego efektu przepuszczony przez flanger, nie został dośpiewany w dzisiejszym studiu. Ale jako kraj pochodzenia brałem pod uwagę raczej Stany Zjednoczone. Tymczasem chwila poszukiwań doprowadziła mnie do informacji, że to fragment nagrania Rahula Deva Burmana, topowego kompozytora Bollywoodu. W całości nie ma wiele wspólnego z Kiwanuką, pochodzi z hinduskiej love story Mukti z roku 1977, ale sama wokaliza, łącząca wpływ amerykańskiego soulu i europejskiej muzyki filmowej (z tą polską z okolic jazzu), to na pewno niezłe skojarzenie. Zresztą świetnie, gdy hip-hop przekonuje, że gra w skojarzenia nigdy nie jest zła. Bandana to podróż do źródeł tej muzyki.
FREDDIE GIBBS & MADLIB Bandana, Keep Cool 2019, 7-8/10