Winyl wciąga! (6 polskich płyt)
Byłem wczoraj w Biedrze. Każdy teraz robi promocje winyli, więc ta nowa przyjęta została spokojniej niż poprzednia (z wyjątkiem Grupy Winylowej na FB – tę doprowadziła na skraj deelitaryzacji). Znalazłem więc prawie cały zestaw, zgarniając po 49,99 pierwszych Velvetów, Lamara i Sex Pistols, tych ostatnich w dużej mierze dla efektu położenia Never Mind The Bollocks na taśmie w B. Tak, to ja zostawiłem Oldfielda i Abbę. Efekt jest rzeczywiście piorunujący, bo najpierw wpadł na mnie inny zagapiony klient (soki owocowe, pieczywo), a potem zagadnął drugi (dwa kalafiory, jakiś nabiał) ze słuchawką bluetooth w uchu: Panie, to teraz po tyle winyle chodzą? Bo ja tego ze 200 sztuk mam w domu! Odpowiedziałem, że tylko w B. po tyle (Bo normalnie, chciałem dodać, wydawca winduje ceny Back To Black grubo ponad średnią). Zaczął mi na to opowiadać, jak kupował i za ile, wyliczać tytuły płyt Zeppelinów i w trzy minuty prawie zdobyłem nowego przyjaciela, gdy wtem pan słuchawka złapał za swoje kalafiory, bo wtoczyły się na mojego Lamara, którego nieprzystosowana do winyli taśma zaczęła wciągać pod pulpit kasjerki: Pani zatrzyma tę taśmę, winyl wciąga!! Zapłaciłem, wyszedłem i pomyślałem, że trzeba docenić całą tę różnorodną, trafiającą do mnie produkcję winylową, póki wszystko nie trafi do spożywczaków. Dlatego na jakiś czas reaktywuję Trzaski na łamach Polifonii. Kolejność alfabetyczna, zdjęcia własne, odsłuchy i linki do sklepów wszyte w tekst:
JAUBI The Deconstructed Ego, Jaubi/Astigmatic Records 2016, LP 180g 33 rpm (500 ltd, ostatnie sztuki) bc Zacząłbym od zakupu, co już obiecało zrobić kilka osób po naszej emisji fragmentu w HCH. Bo wydany przez polsko-brytyjski label Astigmatic pakistański kwartet Jaubi gra muzykę jedyną w swoim rodzaju – osadzoną w tradycji Hindustani, z jej lekkością rytmiczną i przejrzystością brzmieniową, a zarazem – od pierwszych, dość beatboksowych taktów intra – odnoszących się do lubianej przez muzyków z Lahore tradycji zachodniej, włącznie z muzyką znanego (i nieżyjącego, niestety) hiphopowego producenta J Dilla, któremu dedykują jedno z nagrań z tej długiej EP-ki, a kapitalny cover Time: The Donut of The Heart grają w ramach bonusów. Jeśli jakimś cudem nie słyszeliście, to ten szary, marmurkowy winyl może jeszcze coś zmienić na liście Waszych ulubionych wydawnictw zeszłego roku.
LOTH Between Terminal Gods, Kromatik Musik 2016, LP 140g 33 rpm bc Muzyka nagrana przez loTHa z czteroosobowym zespołem to nie zawsze moja bajka, choć zasadniczo rzecz trafi do całkiem szerokiego grona odbiorców różnych stylistyk rockowych, ma lekkie inklinacje w stronę sceny brytyjskiej lat 90., romantyzm i melodyjność, czasem prowadzącą zespół na ścieżki lekkiej pompy, ale też przynoszącą niezłe momenty. Najlepszy z nich to utwór Caro Svarta Rosa pod koniec strony A. Ambitnie wydana całość przynosi wkładkę i kartę z kodem do ściągnięcia plików mp3. Trochę przeleżała wśród płyt nadesłanych, ale czekałem na odpowiedni moment i różnorodne winylowe towarzystwo.
MCHY I POROSTY white label, Brutaż 2017, 12″ 33 rpm, mastering: Tim Xavier/Manmade sc EP-ka naszego niedawnego gościa z Nokturnu, czyli Bartosza Zaskórskiego – tu jako Mchy i Porosty – ozdobiona tylko dwoma jego charakterystycznymi rysunkami po obu stronach cienkiej koperty, w środku której znajdziemy nieopisaną płytę z czterema utworami w charakterystycznym dla autora stylu zniszczonej, nadpsutej brzmieniowo muzyki elektronicznej. Zdecydowanie lepsza jest strona A (wycięty napis „Odd organisms”, na drugiej jest „W twoim domu”) z zaskakującym, mocnym, niemal house’owym beatem. A jeśli zastanawiacie się, gdzie to kupić, najlepiej pytać u źródła, czyli w Brutażu, dla którego płyta została przygotowana.
ROBERT PIOTROWICZ Walser, Musica Genera 2016, LP 180g 33 rpm (260 ltd), mastering: Rashad Becker/D&M bc Przerzuciłem trochę tych czarnych płyt w ostatnich latach i muszę przyznać, że ta jest jedną z najlepiej brzmiących i najlepiej wytłoczonych, jakie miałem w rękach. Może to kwestia muzyki, zarazem archaicznej, jak słusznie pisze Burkhard Stangl, i nowoczesnej (Lem, którego przywołuje z kolei Grzegorz Jankowicz we wstępie, jest więc dobrym punktem odniesienia), będącej w pewnym stopniu fuzją pomysłów z dwóch autorskich albumów Roberta Piotrowicza z roku 2013 (sami sobie sprawdźcie), elektronicznej, ale wykorzystującej naturalne barwy różnych instrumentów bądź nawiązującej do nich, niebywale intensywnej, z potężnymi instrumentami perkusyjnymi i dynamiką o orkiestrowej skali. Nie lubię przesadnie długich filozoficzno-krytycznych wstępów (te na starych płytach Polskich Nagrań były w sam raz), więc nie będę więcej cytował. Starałem się, żeby na Walsera spojrzeć nie przez pryzmat filmu Zbigniewa Libery, do którego Piotrowicz napisał tę muzykę, i udało mi się to dopiero dzięki dyscyplinie słuchania narzucanej przez winylową wersję tego wydanego oryginalnie w ubiegłym roku albumu. Nie wiem, czy to najlepsza płyta w dorobku polskiego kompozytora, ale z pewnością jest to dobry punkt startowy dla tych, którzy jego muzyki jeszcze nie znają.
JANUSZ REICHEL Pierwsza kaseta na płycie, Pasażer 2017, LP 180g 33 rpm (szary – 100 ltd, czarny bez limitu) Ważna płyta, choć – jak podpowiada sam tytuł – dotąd istniała tylko jako kaseta. Punkowe, ekologiczne, pacyfistyczne, feministyczne, kontestatorskie historie z lat 90., które opowiada z gitarą Janusz Reichel, rozpoczynają się od utworu Czorsztyn ’91, załoganckiego obrazka z ekologicznego protestu z nie mniej słynnym Patyczakiem gotującym zupę. Może w czasach folkowego revivalu już się tak nie śpiewa i nie gra, ale przekaz nie zestarzał się (skądinąd – niestety, pewne fragmenty nawet zyskały na aktualności) nic a nic. Pamiętam zresztą te piosenki z czasów „Lampy i Iskry Bożej” i zinowego obiegu lat 90., z przyjemnością je sobie przypomniałem. Gościnnie m.in. Marek Styczyński na fletach i tabli. Bardzo porządnie wydane, szary winyl, sztywna koperta wewnętrzna, wkładka z tekstami. Ale punkowe wytwórnie przechowały etos winylowy w najgorszych czasach, więc trudno się dziwić. Link do strony wydawcy powyżej.
RÓŻNI WYKONAWCY Kita Koguta, Funky Mamas and Papas 2017, LP 33 rpm sc Zestaw utworów z warszawskiego winylowego coctail baru Kita Koguta przygotowana na trzecie urodziny klubu przez jego muzycznych przyjaciół. Pomysł sympatyczny, lekka i funkująca muzyka to nie zawsze moje klimaty, choć ejtisowy funk Mr. Krime’a na stronie B jest porywający, a motyw jajek koresponduje ze zbliżającymi się świętami. Ładnie wydany LP z bardzo dobrze wykorzystanym locked groove’em (zapętlonym rowkiem). Na koniec powinienem więc was odesłać do jakiegoś sklepu internetowego, ale w tym wypadku chyba lepiej odesłać do baru.
Komentarze
Jest jeden plus tych akcji biedronkowych. Po poprzedniej Universal dokonał korekty cen i teraz tamte albumy kosztują prawie tyle co w Biedronce. Coltrain, Public Enemy itd. dostaniemy za ok. 47 zł. Może teraz seria Back to Black też zjedzie z chorych pułapów. Przecież to są wielokrotnie wznawiane albumy w większości. Na CD rzadko przekraczają 20 zł. Ta granica 45-50 zl za pojedynczy LP jest rozsądna.
@b33 –> Mój kolega, który regularnie bywa we Francji, twierdzi, że w tamtejszym Fnacu – czyli trochę lepszym odpowiedniku Empiku – w stałej ofercie jest ok. 500 tytułów winyli w takiej cenie, jaką u nas dorywczo proponują Empik i Biedronka. Myślę, że jesteśmy w przededniu powrotu do dawnej kategorii midprice 🙂 I mnie cena 45 zł wydaje się rozsądna. Ciekawe, który z wydawców wprowadzi ja u nas nas stałe w stosunku do starego katalogu…
Nie, cena pięć dych za neo-winyl odciśnięty z cyfrowej sztampy to nie jest rozsądna cena, tylko chamówa na maksa.
Zresztą miałem już możliwość bezpośredniego porównania neo-winyli z „oryginalnymi” tłoczeniami z lat 70, czy nawet 80 i porównania nie ma. 50 zł mogę zapłacić za udowodniony powrót do toru analogowego od początku (taśma) do końca (tłoczenie).
Proszę porównać rzeźbę rowków na nowej płycie z egzemplarzem oryginalnym. Nowe rowki są płaskie, praktycznie żadnej różnicy głośno-cicho. Dynamika, przestrzeń na nowych płytach są spłaszczone, nijakie. Te różnice naprawdę wychodzą przy bezpośrednim porównaniu.
Natomiast niewątpliwą zaletą nowych płyt jest generalnie bardzo porządna poligrafia.
Te winyle są zaskakująco dobrej jakości, dlatego też był to pewnego rodzaju przełom, który wpłynął na branżę muzyczną. Nie unikniemy cyfrowego dźwięku przegranego na wosk, głównie ze względu na fakt, że nie ma już innej opcji. Dawne utwory zostały zapisane w formie cyfrowej, aby nie przepadły na zawsze. Sposób nagrywania w studiach znacząco się zmienił i nie uzyskamy takiego samego efektu, co nie świadczy o tym, że winyle stracą swój charakter.