Gwiazda jednej podróży taksówką

Od dawna się zastanawiam, kiedy przyjdzie ten moment, kiedy wyczerpią się fajne nieznane i niepublikowane nagrania odkopane w przeszłości. Czyli ważne paliwo retromanii. I słuchając albumu Q Lazzarus, jednej z ciekawszych, a zarazem muzycznie nie najlepszych premier tygodnia, pomyślałem, że może jednak ten moment jest coraz bliższy. Wydane właśnie The Many Lives of Q Lazzarus (Music From The Motion Picture) to muzyka z filmu o życiu Diane Luckey. Postaci, która na muzycznym firmamencie błysnęła na przełomie lat 80. i 90., a potem świat znów o niej zapomniał. Na pewno nie dostała szansy na dłuższą karierę – a czy był na nią materiał, tego się z programu płyty nie dowiemy. Mamy tu najbardziej znany utwór Luckey, czyli tytułowe Goodbye Horses. Śpiewane fantastycznym, mocnym głosem, przebojowe i mocno osadzone w brzmieniowej estetyce lat 80. Mamy też nową, w sumie nawet przekonującą wersję Heaven z repertuaru Talking Heads. Dalej dwa ciekawe, choć nie tak wyraziste i stylowe utwory, a później zestaw łapie zadyszkę. Summertime w wersji reggae brzmi jak nowa najgorsza wersja tego standardu, jakiej jeszcze nie słyszeliście (też jest to jakiś klucz odkrywania nieznanych nagrań, ale nie należy do moich ulubionych). Mamy tez słabej jakości odpowiedzi na stylistykę Madonny z okresu Vogue (m.in. utwór My Mistake), a później hair-metalowe koszmarki z okropnymi solówkami gitarowymi. I tak na zmianę, z bardzo mieszanym, czasem ciekawym, lecz momentami amatorskim efektem – aż do końca długiego retrospektywnego zestawu publikowanych, a częściej niepublikowanych i zupełnie nieznanych działań tej nieżyjącej już artystki. Cały czas nie opowiedziałem jednak, na czym ten fenomen bazował i dlaczego w ogóle warto się nią zainteresować. 

Diane Luckey urodziła się w 1960 r., imała się w życiu różnych i zupełnie niemuzycznych zajęć: przez jakiś czas pracowała jako pomoc domowa, opiekunka dzieci, ale też jeździła taksówką. I zimą roku 1986 – to bodaj najgłośniejsze wydarzenie z jej życiorysu – przewiozła po Nowym Jorku reżysera Jonathana Demme’a. W samochodzie leciała taśma demo z jej muzyką. Demme’owi spodobał się właśnie utwór Goodbye Horses i dzięki temu spotkaniu piosenka trafiła do jego filmu Poślubiona mafii, a potem do jeszcze głośniejszego Milczenia owiec. To – wraz z cameo w filmie Filadelfia – było peakiem kariery wokalistki. Talent Luckey – co do którego trudno mieć wątpliwości – showbiz wykorzystał (bezwzględnie – ponoć z tytułu praw do emisji największego przeboju przez lata nie dostała ani grosza, wypłatę dostała tylko za użycie utworu w filmach) i wypluł. Co się z nią działo później? O, tu zaczyna się już strefa legend, które podobno ciekawie opowiada film dokumentalny, na razie pokazywany tylko za granicą, dzieło Meksykanki Evy Aridjis Fuentes, powstałe dzięki społecznościowej zbiórce. 

Podobno wróciła na taryfę. Podobno kierowała autobusem na Staten Island. Jest też mowa o kryzysie bezdomności. A wreszcie o byciu ofiarą amerykańskiego systemu ochrony zdrowia, bo nim tłumaczy się fakt, że 62-letnia Luckey ze złamaną nogą zmarła na sepsę. Żadna z tych informacji, pogłosek czy interpretacji nie przybliża nas wprawdzie do oceny muzycznego potencjału bohaterki jako kompozytorki czy autorki tekstów, ale pokazują jeszcze jeden powód, dla którego kopiemy w muzycznej przeszłości. Bo może skończą się wkrótce interesujące niepublikowane nagrania, ale nieprędko skończą się ciekawe historie ich autorów.

Q LAZZARUS The Many Lives of Q Lazzarus (Music From The Motion Picture), Sacred Bones 2025