Moc bez użycia siły
Słuchanie drugiej płyty Horsegirl to odpoczynek. Zespół jest na wznoszącej fali, z chicagowskiej piwnicy przeniósł się najpierw do poważnych studiów nagraniowych – z tamtejszym Electrical Audio – i pod skrzydła muzyków Sonic Youth (Lee Ranaldo i Steve Shelley pojawili się na debiutanckiej płycie Versions of Modern Performance), a teraz – do Nowego Jorku i pod opiekę Cate Le Bon. Płyta numer dwa, Phonetics On and On, przynosi własne brzmienie, prowadzące nie tyle w stronę dojrzałości i atrakcyjnej, ustandaryzowanej oferty rynkowej, co w kierunku lżejszej wersji rocka, w której – co interesuje mnie szczególnie – osiąganie odpowiednio mocnego efektu końcowego nie musi się łączyć z wykorzystaniem siły. To nietestosteronowe brzmienie ustawiła zespołowi Le Bon, ale tak naprawdę łączy się ono z charakterem kobiecej grupy – Nora Cheng, Penelope Lowenstein i Gigi Reece miały to i wcześniej. I w tym wypadku, poza inspiracjami idącymi to w stronę Yo La Tengo, to w stronę The Raincoats czy The Breeders, łączy się to z samym instrumentalnym charakterem formacji. W dużej mierze nawet z jednym konkretnym instrumentem, którego Amerykanki regularnie używają.
Od pierwszego singla 2468 bardzo podoba mi się swoboda w budowaniu formy i bezpretensjonalność nowego materiału tria. Ale tak naprawdę zauważyłem, że duża część jego specyfiki polega na brzmieniu basu. Lowenstein i Cheng na zmianę grają tu bowiem na Fenderze Bass VI – hybrydowym instrumencie, który dużo w historii muzyki namieszał, choć zwykle trochę po cichu. Nie jest to (wbrew nazwie) typowy bas. Konstrukcyjnie bliżej wydaje się bliższy gitarze barytonowej. Ma sześć strun i przetworniki kojarzące się z oryginalnym Fenderem Jaguarem. Strojem (o oktawę niższym niż w zwykłej gitarze elektrycznej i w systemie zwykle analogicznym do tradycyjnej gitary – EBGDAE) przypomina jednak bas. Wszystko trochę zależy od sposobu wykorzystania, wzmacniacza, pod który to podepniemy, rodzaju strun, efektów itd. W wypadku Horsegirl ten efekt jest na swój sposób filigranowy, pozwala zachować ażurowość aranży, a zarazem przynajmniej częściowo przenieść na partie tej gitary ciężar melodyczny. A czasem grać na niej akordami, skądinąd niczym James McNew w Yo La Tengo.
Bardzo długa już historia Bass VI w różnych odmianach prowadzi nas także w inne rejony: od Beatlesów do The Cure, kreśląc przy okazji fenomenalną alternatywną – jeśli chodzi o podziały nurtowe i gatunkowe – historię muzyki rockowej. Szczególnie dla Roberta Smitha i kolegów był to instrument fundamentalny, do tego stopnia, że w pewnym momencie lider The Cure stał się twarzą gitary w wersji sklonowanej – i lekko podrasowanej – przez firmę Schecter, czyli UltraCure VI. Pamiętają ją wszyscy uczestnicy koncertów grupy. Wypadek Horsegirl pokazuje, jak fantastyczną rolę taki pośredni instrument pełni w rozjaśnianiu aranżacji – w tych utworach na polu brzmieniowym dzieje się momentami sporo, więcej niż na debiucie, wchodzą nowe instrumenty (choćby skrzypce), a jednak słucha się wszystkiego, jak gdybyśmy oglądali lekki szkic piórkiem, a nie zasmarowany farbami olejny obraz. Jest kontur, struktura, pomysł, gra tempem, dynamika – piękna maszyneria, która często ginie, przykryta lukrem sprzężeń, ciężkich akordów i testosteronu. Takie zejście na poziom fonetyki w rockowej formie to oczywiście jeszcze nie gwarancja sukcesu, ale to już dużo.
HORSEGIRL Phonetics On and On, Matador 2025