7 płyt na tydzień: dużo bębnów
To był zaskakujący tydzień – dużo lepszy niż się pierwotnie wydawało. Wybrałem jednak – jak zwykle – siedem już gruntownie przesłuchanych wydawnictw, które mogę z pełnym przekonaniem polecić czytelniczkom i czytelnikom Polifonii. Kolejność alfabetyczna, ale są tu zapewne płyty oczywiste i – przeciwnie – kompletnie zaskakujące.
BODY MEΠA Prayer in Dub, Hausu Mountain 2024
Chyba najbardziej niedoceniona premiera tygodnia to druga płyta Body Meπa, kwartetu tworzonego przez Grega Foxa (Liturgy, Ex Eye, Zs – wiadomo) oraz Melvina Gibbsa (Rollins Band), Grega McMurraya i Sasha Frere-Jonesa (kiedyś muzyczne pióro „New Yorkera”). Krautrock we współczesnej inkarnacji, zespół ewidentnie nagrywający swoje długie jam-sessions i szatkujący je na albumy. Ten drugi jest jeszcze lepszy niż debiut. Fajnie by było ich zobaczyć na żywo na jakimś Off Festivalu.
FIEVEL IS GLAUQUE Rong Weicknes, Fat Possum 2024
Fievel Is Glauque mają coś wspólnego ze Stereolab. On (Zach Phillips) z obszaru anglosaskiego, ona z frankofońskiego (nawet głos Ma Clément ma dość niski, trochę jak Laetitia Sadier), muzyka z obszaru retro, ale zarazem mająca nowoczesny sznyt. Tyle że jeśli Stereolab napędzany był miłością do krautrocka i minimal music, to FIG zasłuchali się w scenie Canterbury i ciągnie ich do jazzu. To piosenki, które zaczynają na polu czytelnej i łatwej piosenki, po czym uciekają z mainstreamu, ciągnąc nas za sobą w sposób trudny do zauważenia. W gąszcz błądzących linii basowych i szybkich zmian akordów. Jedyne, co można im zarzucać, to że ta galopada bywa trochę trudna do powstrzymania. Odkryciem było to dla mnie już na poprzedniej płycie, która – przypomnę – była jednym z albumów roku 2022 na Polifonii. Teraz FIG rosną do rozmiarów dużego zespołu, ewolucja jest więc odwrotna niż wypadku Geordiego Greepa, ale ten ostatni na pewno lubi to bardzo. Miałby nawet momentami czego zazdrościć.
LAURA MARLING Patterns in Repeat, Chrysalis 2024
Pierwsza z oczywistych płyt w tym zestawieniu. Jestem na Polifonii z Marling od płyty nr 2, to 14 lat i nie było w tym czasie słabego wydawnictwa (choć były nieco nieco słabsze momenty – choćby Semper femina). Patterns in Repeat to ścisła czołówka tej dyskografii, album ciągle bliski twórczości Beth Orton, Nicka Drake’a oraz oczywiście Joni Mitchell, zaskakująco mocno też momentami wchodzący na terytorium Leonarda Cohena (choćby w gotowym klasyku Caroline). Typuję więc, że spodoba się w Polsce bardziej niż poprzednie.
MAJA MIRO & KRZYSZTOF TOPOLSKI Sygnały, wydawnictwo własne 2024
Z pewnością najmniej znana płyta w tym zestawie i z góry ostrzegam: nie spodoba się dużej części słuchaczek i słuchaczy. Sam mam jednak pewną słabość do marszowych i muzyki wojskowej (nie ze względu na zainteresowanie militariami), a tu mamy zestaw sygnałów wojskowych nagranych na podstawie XVIII-wiecznych wzorców wykorzystania fletów i instrumentów perkusyjnych w kontekście militarnym. Krzysztofa Topolskiego znam bardziej z kontekstów XX-wiecznej awangardy, ale werblem posługuje się po mistrzowsku, a Maja Miro to znakomita flecistka biegle posługująca się historycznym instrumentarium. Ostrzegam, że są te osoby, które nie odrzucą tego w pierwszej minucie, może to wciągnąć bez reszty.
MOIN You Never End, AD93 2024
Perkusja zawsze bardzo się liczyła w muzyce postpunkowej, ale rzadko do tego stopnia, żeby z bębniarza zrobić lidera. Tu mamy ewidentną liderkę: Valentinę Magaletti. Towarzyszą jej znakomici instrumentaliści, a przede wszystkim producenci Joe Andrews i Tom Halstead (obaj z Raime). Bębny są jednak obsadzone w roli najbardziej melodycznego instrumentu. Choć muzyka Moin do najbardziej melodyjnych nie należy. Jest za to prosta, chłodna, precyzyjna, rytmicznie (rzecz to jasna) i kolorystycznie ciekawa. Znakomity album, pewnie – jak to się czasem mówi – „wróci w zestawieniach”.
RZWD GAPS, Gusstaff 2024
Dobrze mi się ten trzeci album Rozwodu/RZWD zrymował z opartym na perkusyjnych figurach Moin (i Body Meπą!), tyle że to płyta twarda, osadzona w polskiej szkole transu (bliżej Dynasonic niż Lotto), a przede wszystkim świetnie operująca tkanką elektroniczną. Wydaje się, że Damian Kowalski wykorzystał swoje doświadczenia z projektu SKI. Kwartetowi (reszta aktualnego składu: Szymon Szwarc, Cezary Rosiński, Krzysztof Rogalski) wyszła w ten sposób muzyka niezwykle urozmaicona, wielobarwna. taneczna, ale wciąż z erupcjami dobrze skontrolowanego noise’u. Transowa, ale nieskażona jednostajnością. Jak dla mnie najciekawszy polski album tygodnia, powodzeniem wytrzymujący porównania z czołówką światową. Koniecznie!
TYLER, THE CREATOR Chromakopia, Columbia 2024
Gorsza od Igora? Tak mówi moja córka i nie mam prawa jej nie wierzyć, bo zna dyskografię Tylera, the Creatora lepiej niż ja – wzdłuż, wszerz i na wyrywki. Jest to album gęsty, nie uderzający z tak prostą siłą jak poprzednie, bardziej już z ambicją prog- i art-, którą wyczuję na kilometr. To druga oczywistość w tym zestawieniu, ale jest to album ciekawy i wracam do słuchania, żeby się dowiedzieć, co też tym razem Tyler ma do powiedzenia o swoim ojcu, może o sobie się czegoś dowiem. A Was zachęcam do powtórki powyższych wydawnictw. Jutro przyjdą nowe. W tym The Cure, o którym napisałem już na łamach POLITYKI. Trzeba wykupić subskrypcję, ale to tamta działalność odbiera mi czas na słuchanie płyt, zarazem pozwalając wykarmić dzieci, żeby doradzały w sprawie Tylera, więc czytajcie polskie tygodniki opinii.