Symfonia pieśni żałosnych
Więcej mnie tu ostatnio nie było niż było. Ale takie są efekty nowej funkcji w redakcji i dalekich wojaży. Swoją drogą – wspomniałem ostatnio o musicalu Illinoise, który w czterech kategoriach powalczy o Tony Awards. Przypomniał mi wspaniały koncert Sufjana Stevensa w warszawskim Teatrze Polskim. Właściwie różnice były subtelne: więcej tańca (to musical bez dialogów, wszystko opowiadają piosenki i choreografie Justina Pecka), nieco inne aranżacje, oddające ogólnego ducha oryginałów, ale bez wchodzenia w skazaną na porażkę próbę odtwarzania. Wszystko nagle okazało się takie proste: opowieść w stylu coming of age, poszukiwanie tożsamości, zmiana mniejszej lokalności na większą, a później na jeszcze większą, wreszcie bolesne historie romansów głównego bohatera, Henry’ego, oddające prawdziwe historie Stevensa. Na pewno warto to zobaczyć, choć doświadczenia koncertowego nie zastąpi. I na pewno miła jest sytuacja, gdy widać, jak coś, co było świętym klasykiem dla środowiska niezależnej sceny muzycznej sprawdza się jako musicalowe doświadczenie, trafiając także do pozabranżowej publiczności. Ale nie był to jedyny w ostatnich dniach moment, gdy przypomniałem sobie o Sufjanie Stevensie z okresu Illinois. Przypomniała mi go również pewna znana wokalistka, która jutro publikuje nowy, od lat oczekiwany album. W singlowym utworze Floating on a Moment przez moment usłyszałem tamtego największego Sufjana Stevensa. A nagranie podobałoby mi się i bez tego.
Nie jest trudno nadążyć za Beth Gibbons. Wydaje i koncertuje tak rzadko, że można by było zapomnieć o jej istnieniu. Gdyby nie jeden fakt: jest na to za dobra. Przez 30 lat dostaliśmy więc trzy płyty Portishead, o których walorach – wiemy to coraz lepiej – decydowała w znacznej mierze 59-letnia Angielka. Do tego jeden album solowy (no, prawie – duet z Rustin Manem, niech żałuje, kto go wtedy nie wiedział na żywo), świetne Out of Season. I jeszcze nagraną „ostatnio”, czyli przed dziesięciu laty III Symfonię Henryka Mikołaja Góreckiego, wykonaną z udziałem NOSPR i Krzysztofa Pendereckiego w roli dyrygenta. Ta ostatnia z wymienionych jest być może propozycją najbardziej kontrowersyjną z całej tej piątki, choć wciąż się broni. Nie ma słabych płyt Gibbons, a najnowsza powstawała ponoć 10 lat, wokalistka pracowała z Jamesem Fordem i Lee Harrisem (Talk Talk), pisząc tych 10 piosenek w czasie smutku, jakiego nigdy dotąd nie czuła. Kiedy słyszycie coś takiego od artystki, która śpiewała Sour Times czy Over, myślicie pewnie: czy można dalej iść w ten smutek, czy można bardziej?
Lives Outgrown pod względem nastroju zaczyna się w praktyce tam, gdzie płyty Portishead się kończyły. Z jednej strony smyczkowe aranżacje i resztki stylu znanego z lat 90., pozbawione tylko modnych wówczas w trip hopie samplowych naddatków. Z drugiej – nawiązania do folku, jak na Out of Season i… u Góreckiego. Tyle że ból, cierpienie i smutek trzech albumów Portishead wydają się na tle tego nowego tylko wyobrażone i widmowe. Tutaj mamy wyostrzenie i urealnienie, przejście od melancholii do rozpaczy związanej z rozpadem otaczającego nas świata: dokładnie wtedy, kiedy my się starzejemy, kiedy ciało odmawia posłuszeństwa, zaczynają umierać inni. I skąd tu czerpać energię? Jeśli wierzyć Gibbons, to ta płyta jest gdzieś blisko odnajdywania tej energii. Żałobne nastroje nie wywołują tu wrażenia monotonii. Gibbons ma tu w sobie zarazem żywotność Roisin Murphy (Reaching Out), większą odwagę do choćby drobnych aranżacyjnych przekroczeń, szaleństw niedostępnych w Portishead (Beyond the Sun), a przy tym nie brak jej wciąż filmowej wyobraźni. Kudosy dla tych, którzy przejdą przez to, nie roniąc łzy. Nie bardzo wierzę, by się udało przesłuchać cały materiał bez wrażenia ściśniętego gardła. Słuchałem tych utworów – w tym wybitnych kompozycji pozasinglowych (jak Oceans) – także z rosnącym zdumieniem. I tak zamiast nadrabiać zaległości z ostatnich dwóch tygodni zajmuję się tym, co jutro. Nagrywając jedną z płyt roku – co do tego nie mam większych wątpliwości – Gibbons najwyraźniej wzięła sobie na poważnie tytuł utworu Góreckiego.
BETH GIBBONS Lives Outgrown, Domino 2024