Gwiazda Ibizy

Nie był to może jakiś szczególnie wybitny rok dla jazzu, ale zamykała go – jak ostatnio regularnie o tej porze – bardzo udana płyta Muriel Grossmann. Nie ma może w jej muzyce wiele odkrycia, ale odkryciem jest niezmiennie ona sama – mieszkająca na Ibizie Austriaczka urodzona we Francji, dla pełni komplikacji wykształcona muzycznie jako klasyczna flecistka. Za saksofon chwyciła już w dojrzałym wieku, za to dobrze wiedząc, co ją interesuje – styk free jazzu, soulu i muzyki o medytacyjnym charakterze z kręgu spiritual jazzu. Czyli z jednej strony Stanley Turrentine, z drugiej – późny John Coltrane. Nie fascynuje w niej świeżość, tylko stały poziom tego, co proponuje – także na najnowszym, wyjątkowo długim (90 minut, dwie płyty CD) albumie niezbyt oryginalnie zatytułowanym Devotion. Nie jest to dziś awangarda, ale niezły sygnał tego, że w tym, co przywykliśmy nazywać graniem do kotleta – a w tym wypadku jest bardziej graniem dla turystów na słonecznej wyspie – też zachodzą zmiany. I że  świetna instrumentalistka z pewnymi ambicjami jest się w stanie w takich warunkach utrzymać. To zarazem trochę opowieść o tym, jak nie zrezygnować całkiem ze swojego stylu, nie wykonywać w kółko standardów, a zarazem przeżyć w przyjemnych, jak sądzę, warunkach europejskiego południa.   

Swoją muzyczną formułę Grossmann realizuje po autorsku, z miejscowym zespołem złożonym też głównie z ekspatów, w którym stale grają gitarzysta Radomir Milojkovic i perkusista Uros Stamenkovic. Na nowej płycie grupa pracuje bez stałego kontrabasisty, momentami zastępując ten instrument hammondowymi partiami Abla Boquery (co dodaje zresztą muzyce lekkości). Partie kontrabasu, które tu słychać, zagrała w studiu sama Grossmann, podobnie jak linie kilku innych instrumentów (kalimba, fisharmonia itd.). Sama też pisze tematy, z reguły swobodnie rozciągane w improwizacjach do kilkunastominutowych form – i to właśnie energia i naturalność wspólnego grania przyciągają do jej muzyki najmocniej.

Prawie nieznana w dużej części jazzowego świata saksofonistka spędza cały długi sezon wakacyjny na Ibizie na praktycznie codziennych występach klubowych. I tę swobodę grania tu czuć, a przy tym z roku na rok udaje się też zachować Grossmann dużą niezależność i klasę. Wprawdzie przerasta resztę solistów, z czasem partie Milojkovicia okazują nieco zbyt łatwe do przewidzenia, to jednak Devotion może być dla niej przełomem, bo to bodaj pierwszy jej album wydany także w USA, wprawdzie nie przez jedną z tutejszych marek jazzowych, ale przez kierowaną przez Jacka White’a Third Man Records. Grossmann poza Ibizą grywa głównie w obszarze niemieckojęzycznym, a szersza ekspozycja bardzo by jej się przydała. 

MURIEL GROSSMANN Devotion, Third Man 2023