Na co się snobować w WWA ’23

Głębokim wstrząsem było dla mnie to, że zauważyłem właśnie zupełny brak Paavoharju na Polifonii, a na poprzednim z moich blogów ta nazwa też przemknęła bodaj tylko raz. Graliśmy za to z Jackiem Hawrylukiem muzykę Paavoharju w radiowej Dwójce, to były jeszcze czasy fenomenalnego debiutu tej grupy, o którego hipsterskiej sile decydowała już liczba umlautów w tytule – Yhä hämärää – a muzyka tylko to wrażenie pogłębiała. Był rok 2005, środek folkowego revivalu w obszarze anglosaskim, ale Finowie pochodzący ze wschodnich rubieży kraju (do Sankt Petersburga bliżej niż do Helsinek) byli do przodu o całe lata: ich wizja folku wydawała się mocno zakorzeniona w rodzimej tradycji, a zarazem radykalnie psychodeliczna, słuchana jakby przez jakieś radio nadające na głębokiej prowincji audycje z przeszłości. Do tego jeszcze wykorzystywała nagrania terenowe. Później pojawił się jeszcze świetny album Laulu laakson kukista i przyszedł spadek formy, a w końcu długoletnie milczenie. W zeszłym roku – płyta jednego z członków formacji, Joose Keskitalo, nagrana wraz z Paavoharju, a teraz pełnoprawny album, w dużej mierze na poziomie tych najwcześniejszych. Kiedy więc nadrabiać zaległości na blogu, jeśli nie teraz?   

Odniesienia do snobizmu czy hipsterstwa nie rzuciłem ot tak, dla zainteresowania. Pamiętam, że dokładnie takie były komentarze w połowie lat „zerowych”: my tu odkrywamy Sigur Rós,  ciągle Björk uchodzi za artystkę modną, a tu płyta z oficyny Fonal, którą od lat prowadzi Sami Sänpäkkilä z wdziękiem i konsekwencją Wojckowego Obuh Records – zewy ludowości pomieszanej z elektroniką, muzyka spoza czasu i przestrzeni. Więc musi to być bardzo atrakcyjne, ale tylko dla wąskiej grupy wtajemniczonych. Dziś nie byłoby już tak trudno – rozlały się po świecie wszystkie duchologiczne/hauntologiczne nurty, duża część z nich prezentuje muzykę tak samo rozmytą jak ta. A w głębi utworów Paavoharju – także na najnowszej, wydanej w piątek płycie Y​ö​n mustia kukkia – słychać całkiem konkretne struktury piosenkowe, zza ściany pogłosów i efektów słychać jednak całkiem miarowe beaty. 

Czarne kwiaty nocy – taki tytuł nosi ten album w przekładzie na polski. Kiedy ukazała się pierwsza płyta, nie było jeszcze tłumacza Google, więc nie zdawałem sobie sprawy z pewnej konsekwencji w nomenklaturze: Yhä hämärää to Nadal ciemno, a Laulu laakson kukista to Pieśń kwiatów doliny. Owszem, w dużej mierze o niecodzienności doświadczenia słuchania płyt Paavoharju decyduje sam język, brzmiący magicznie, ale atmosferę płyty z przeszłości tworzą tu przeróżne ambientowe efekty nakładane na akustyczne instrumentarium i głosy – co w dużej mierze jest zapewne zasługą Lauriego Ainali, który w opuszczonym domu znalazł dwa lata temu stertę starych negatywów fotografii. W samym opisie tej inspiracji tkwi już dobre przybliżenie tego, czym ta niezwykła muzyka jest.      

PAAVOHARJU Y​ö​n mustia kukkia, Fonal 2023